sie 132013
 

Dlaczego terapia nie działa?


Poniżej wymieniam przyczyny, które mogą powodować, że terapia może być nie skuteczna. Pierwsze trzy z książki: Garnuszewski Z.: Akupunktura we współczesnej medycynie, T1.

Lekomania. Nie brak jest pacjentów z nawykiem stałego przyjmowania różnych leków. Okoliczność ta powoduje przewlekłe zatrucia. Obecnie wiadomo, że szereg leków, znajdujących się w obrocie bez specjalnych ograniczeń, może wywołać przyzwyczajenie, a więc lekozależność. Pacjent odczuwa konieczność stałego przyjmowania określonych specyfików, gdyż ich brak powoduje złe samopoczucie. U chorych dotkniętych lekomanią akupunktura jest mało skuteczna.

Szkodliwe promieniowanie nad ciekami wodnymi (podziemnymi strumieniami) w mieszkaniu pacjenta. Zdaniem prof. Stefana Manczarskiego jest to radiacja elektromagnetyczna o bardzo szerokim paśmie częstotliwości, mieszanina fal o różnych długościach, tak samo, jak w świetle białym. Jak twierdzi prof. Manczarski, woda przesączająca się przez piasek jest źródłem szczególnie silnego promieniowania tego rodzaju. Rosyjscy badacze (między innymi fizyk Bogojawlenski) wykryli fale elektromagnetyczne, występujące ponad podziemnymi strumieniami wody. Fale te były przedmiotem prowadzonych przez Akademię Nauk Medycznych w Moskwie, obserwacji i eksperymentów, które ujawniły ich szkodliwe działanie na organizm człowieka. Między innymi stwierdzono, że w organizmie człowieka pod wpływem promieniowania płynącej pod ziemią wody występują zmiany w bioelektrycznych czynnościach mózgu, zakłócenia czynności tarczycy, zaburzenia w składzie krzepliwości krwi i w jej składzie morfologicznym, zwiększenie się ilości histaminy, zmiany patologiczne w ściankach naczyń krwionośnych, nienormalna potliwość, bóle głowy, wahania ciśnienia krwi oraz rytmu akcji serca. W piśmiennictwie można znaleźć doniesienia na temat zjawiska częstego występowania raka w domach stojących na skrzyżowaniach strumieni podziemnych.
Tego typu badania przeprowadził dr Beyer w Szczecinie w roku 1932. W Fundacji klasztoru św. Jana (obecnie blok między ulicami Kaszubską, Czackiego i Potulicką) stwierdzono silne promieniowanie emanujące ze skrzyżowania strumieni podziemnych. Zanotowano tam dwadzieścia osiem śmiertelnych wypadków raka. W okresie ostatnich dwudziestu pięciu lat u osiemnastu pacjentów leczonych przeze mnie bezskutecznie akupunkturą badanie radiestezyjne wykonane w ich mieszkaniach wykazało występowanie szkodliwego promieniowania ziemnego w sypialni, i to w miejscu, w którym stało łóżko. Po zmianie ustawienia łóżka stan zdrowia wszystkich tych pacjentów się poprawił, a bóle głowy, na które cierpiała większość z nich, ustąpiły.

Mikroprądy w mieszkaniu pacjenta. Okazało się, że od kiedy ludzie zaczęli korzystać z błogosławieństw elektryczności, żyją w coraz większym chaosie elektrycznych i elektromagnetycznych pól, fal, promieni i drgań. Są to długie, średnie, krótkie i ultrakrótkie fale elektromagnetyczne. Każdy kabel przewodzący prąd zmienny, drgający buduje wokół siebie pole magnetyczne. Również wszystkie urządzenia elektryczne – silniczek odkurzacza, kuchenka elektryczna i przewody telefoniczne wytwarzają pola magnetyczne. Także telewizor (zwłaszcza kolorowy), który wprawdzie zapewnia nam obraz i dźwięk, emituje jednak szkodliwe promieniowanie wtórne.
Nie lepiej dzieje się poza naszymi domami. Nawet na wsi mamy mnóstwo przewodów napowietrznych. Na skraju dróg stoją transformatornie, a na potężnych słupach kratowych kołyszą się dalekonośne linie wysokiego napięcia, przewodzące prąd o mocy stu dziesięciu tysięcy woltów, które budują wokół siebie potężne, szkodliwe dla ustroju człowieka, pola elektromagnetyczne. Na terenach wojskowych znajdują się olbrzymie obrotowe anteny radarowe i lotniska. Przez długi czas mieszanka takich promieni była uważana za zupełnie nieszkodliwą. Sądzono bowiem, że człowiek jest w stanie przystosować się do wpływów ziemskiego pola magnetycznego i wszelkiego rodzaju innych promieniowań. Niedawno jednak amerykański lekarz dr Milton Zaret opublikował wyniki wieloletnich badań, które wykazały istnienie ścisłego związku pomiędzy skażeniem promieniami, a chorobami serca, głównie zawałami i niemiarowością. Elektryczne zanieczyszczenie środowiska często przekracza naturalne wartości maksymalne głównie ze względu na trwałe działanie tych skażeń, zaś granica tolerancji człowieka osiągnęła już górny pułap tego, co może on wytrzymać. Wprawdzie nauka nie potrafi jeszcze definitywnie określić skutków działania niewidzialnego zanieczyszczenia środowiska, jednakże zaleca w naszym własnym interesie daleko idącą rozwagę. Zachowanie szczególnej ostrożności zaleca się w nocy, kiedy organizm powinien odpoczywać w spokoju i nabierać sił. Dlatego też wskazane jest, aby na noc wyłączyć wszystkie urządzenia elektryczne, najlepiej przez wykręcenie korków. Dopiero rano można je ponownie uruchomić.

Coca-Cola i inne tego typu napoje.
Terapeuta przepisując zioła powinien powiedzieć jakich napojów oraz żywności powinno się unikać w czasie terapii. Jeśli tego nie powie można się o to zapytać. Nie zastosowanie się do poleceń powoduje zupełny brak postępu w leczeniu.
Przykładowo pacjent ma pić zioła, które powodują rozgrzanie organizmu. Pacjent zioła wypije, a po pół godzinie napije się np. coca-coli, która jest ochładzająca i zniweluje działanie ziół. Szkodliwa jest większość sztucznych napoi gazowanych, gumy do żucia, ciasta (cukier), środki konserwujące. Powinno się unikać tego typu pożywienia (zwłaszcza) w czasie terapii.

 Posted by at 12:47
sie 132013
 

Medycyna naturalna w skrócie – metody leczenia


Podejście medycyny konwencjonalnej (tabletki, operacje itp.) jest dosyć szeroko znane więc nie będę jej tu opisywał. Postaram się opisać działanie poszczególnych metod medycyny naturalnej.


Medycyna chińska – akupunktura, akupresura

Podejście medycyny chińskiej zakłada, że w ciele istnieją kanały energetyczne, którymi przepływa energia. Każdy narząd ma swoją energię jin i jang. Równowaga tych energii jest stanem zdrowia. Każde zaburzenie przepływu energii lub za dużo/mało energii jin lub jang w danym organie jest traktowane jako choroba. Leczenie polega na doprowadzeniu stanu energetycznego organizmu do równowagi.

W TCM (tradycyjnej medycynie chińskiej) można wyróżnić kilka kolejnych etapów leczenia. Na początek jest to zmiana diety. Jeśli to nie skutkuje to stosuje się ziołoterapię, jeśli to nie skutkuje to stosuje się akupresurę i akupunkturę. Dosyć powszechnym błędem jest kojarzenie TCM z akupunkturą, która w rzeczywistości zajmuje jedynie ok. 30% rzeczywistych technik leczenia. Lekarz TCM, który zaczyna leczenie od akupunktury – proszę wybaczyć stwierdzenie – nie jest dobrym lekarzem.
Akupunktura i akupresura polega na przemieszczaniu energii z miejsca gdzie jest jej za dużo tam, gdzie jest jej za mało. Akupunktura nie jest w stanie dodać energii jeśli jest jej wszędzie za mało najpierw trzeba ją doprowadzić do organizmu odpowiednią dietą i ziołami.

Akupunktura wymaga dużej wiedzy i dokładności. Punkty akupunktury są średnicy od ok. 1 mm do (w stanie dużego pobudzenia) ok. 5 mm. Jeśli lekarz akupunktury wbija igły podczas kolejnych sesji w tym samym miejscu ale w punktach oddalonych od siebie o np. pół centymetra możemy zwrócić uwagę na to. Jeśli np. na ręce widzimy dwa ślady po ukłuciu (w tym samym miejscu) w odległości np. 7 czy 12 mm od siebie – na 90% jeden z nich nie był trafiony – zabieg był a) bezskuteczny b) szkodliwy – w zależności od miejsca na ciele.

Akupresura działa na poszczególne punkty na ciele nie poprzez wbijanie igieł lecz przez dotyk – ucisk (drapanie, szczypanie, skręcanie i inne). Lekarz akupresury – wybitny lekarz akupresury potrafi dotykiem wyczuć blokady energetyczne organizmu i leczyć je wstrzykując energię swojego organizmu dokładnie w zablokowane miejsce – odblokowując je. Jednak możliwe jest, że ten sposób leczenia jest dostępny jedynie mistrzom chińskim. Wymaga naprawdę wielu lat pracy.

Inne metody leczenia związane z medycyną chińską:

  • odpowiednia dieta
  • masaż ciała
  • nastawianie kręgów
  • moksę /polega na ogrzewaniu i przyżeganiu za pomocą cygar piołunowych miejsc akupunkturowych/
  • bańki akupunkturowe
  • leczenie psychiki człowieka, uczuć i emocji (ciało psychiczne)

Irydologia – diagnoza z tęczówki oka

W tęczówce oka można wydzielić obszary, które odzwierciedlają poszczególne narządy.

Diagnozowanie chorób za pomocą irydologii pozwala na:

  • wykrywanie wrodzonych i nabytych skłonności do określonych schorzeń
  • określenie stopnia zatrucia organizmu szkodliwymi wpływami środowiska zewnętrznego i produktami przemiany materii
  • ocenę stanu układu nerwowego i jego wpływ na narządy wewnętrzne
  • ocenę stanu układu odpornościowego
  • wskazanie narządu lub układu, w którym toczy się proces chorobowy
  • ustalenie odpowiedniej dla danej osoby diety i podanie wskazówek dotyczących trybu jej życia.

Badanie trwa kilkanaście minut, jest całkowicie bezbolesne i bezpieczne. Lekarz ogląda obie gałki oczne w lampie szczelinowej. Przyrząd ten powiększa i rozjaśnia tęczówki, dzięki czemu wszystkie zmiany na ich powierzchni są dobrze widoczne. Nowoczesne badanie irydologiczne może odbywać się za pomocą komputera. Od strony osoby badanej wygląda wszystko podobnie lecz obraz źrenicy jest rejestrowany przez kamerę i zapamiętywany przez komputer, co znacznie skraca niewygodę pacjenta (sam czas badania lecz nie czas postawienia diagnozy). Lekarz Irydolog stawia doagnozę na podstawie wydruku komputera, a nie bezpośrednio obserwując tęczówkę. Zastosowanie takiej metody pozwala na katalogowanie obrazów tęczówek z kolejnych badań i dokładniejsze określenie postępów w zdrowieniu.


świece Hopi

Zastosowanie:

  • usuwanie nadmiaru wosku z uszu
  • zaburzenia ostrości słuchu
  • niedosłuch
  • szumy uszne
  • dzwonienie w uszach
  • zapalenie zatok
  • samoistne bóle głowy
  • migreny szyjne
  • nadmierna pobudliwość nerwowa
  • nerwice narządowe tzw. wegetatywne
  • rozładowanie stresu i wzmożonego napięcia mięśniowego
  • działanie relaksujące i odprężające
  • regulacja i usprawnieni krążenia energii życiowej

Przeciwwskazania:

  • przy przebitej błonie bębenkowej
  • przy wydzielinie z ucha (np. ropienie)
  • przy reakcjach alergicznych

Osoba korzystająca z terapii kładzie się na boku. Po zapaleniu końca świecy terapeuta ostrożnie wsuwa drugi koniec świecy do ucha. Zabieg dla każdego ucha trwa ok. 10-15 minut. Zanieczyszczenia są usuwane z uszu przez komin tworzony przez świecę dzięki zwiększonemu wydzielaniu pobudzonemu przez ciepło i ruch powietrza. Te które nie zostały wypchnięte na zewnątrz oraz produkty uboczne powstałe przy spalaniu świecy (żółto-biały proszek osadzający się u podstawy świecy) usuwa się delikatnie po wyjęciu świecy. Cięższe lub głębiej umiejscowione zanieczyszczenia wydostają się później, często jeszcze następnego dnia. W czasie zabiegu pacjent słyszy strzelanie bąbelków powietrza uwalnianych z wosku pszczelego.

Zabieg wykonuje się dla obu uszu, kolejno. Cykl leczniczy obejmuje ok. 5-7 codziennych zabiegów lecz może być zmieniany w zależności od pacjenta.

Przed zapakowaniem koniec świecy jest zanurzany w spirytusie celem zwiększenia higieny.


Reiki

Oryginalnym celem leczniczego systemu Usui Reiki jest uzdrowienie całej osoby (ciała, umysłu i ducha). Założyciel, Mikao Gyoho Usui wyraźnie zaznaczył w swoich rękopisach dotyczących Reiki, że jest to system leczenia chorych i potrzebujących oraz, że powinnością inicjowanych praktykantów jest zarówno uzdrawianie siebie jak i leczenie swoich najbliższych poprzez robienie sesji Reiki członkom własnej rodziny oraz przyjaciołom. (…) Jest to metoda uzdrawiania bioenergią spływającą naturalnie w formie skoncentrowanej mocy duchowej poprzez umysł, oddech, spojrzenie, mowę (słowo) i ręce (dotyk) uzdrowiciela. System jest znany jako stara sztuka uzdrawiania pranicznego (od prana – energia życia i zdrowia) lub leczeniem duchowym poprzez nakładanie rąk, a także jako leczniczy Chi-Kung. (…)
W systemie Usui Reiki uzdrawiająca energia jest przekazywana przez nałożenie rąk własnemu ciału albo innemu organizmowi w stanie naturalnej koncentracji. Im większe skupienie, odprężenie i wyciszenie, tym potężniejszym staje się przepływ strumienia Ki. Reiki stymuluje procesy samouzdrawiania, wzmacnia ciało i ducha, likwiduje blokady, oczyszcza z toksyn i zanieczyszczeń doprowadzając cały organizm do pełnej harmonii psychofizycznej i duchowej. Reiki doprowadza do równowagi ciało i umysł, działając skutecznie na wszystkich płaszczyznach: cielesnej, emocjonalnej i duchowej. Udzielający Ki (żywotności) jest przekaźnikiem (transmiterem) wszechobecnej energii duchowej, która przenika wszystko i jest wszechobecna, a to oznacza, że nie zostaje mu odebrane nic z jego osobistej siły życiowej. Wręcz przeciwnie niż w przypadku bioterapeutów samouków, udzielający Reiki jest równocześnie ze swoim działaniem wzmacniany, ożywiany i na wszelkie sposoby wzbogacany w energię życiową.

Na podstawie: http://www.zielarnia.pl

Zastosowanie: leczenie

Przeciwwskazania: właściwie brak


Bańki lekarskie

Leczenie za pomocą stawiania baniek to jedna z naturalnych metod leczniczych, którymi posługują się ludzie się od najdawniejszych czasów. Pomocna jest przede wszystkim w leczeniu schorzeń układu oddechowego jednak bańki skuteczne są także w chorobach układu kostno-stawowego, zespołach rwy ramiennej i kulszowej, nerwicach, chorobach narządów wewnętrznych jamy brzusznej i układu moczowo-płciowego. Terapia bańkami ma wpływ na cały organizm, poprawiając krążenie krwi i usprawniając system odpornościowy.

W niejednej domowej apteczce do dziś można znaleźć komplet baniek różnego kształtu i wielkości. W zależności od planowanego zastosowania bańki bywają różne, od mniejszych o średnicy od 5 centymetrów aż do olbrzymiej o prawie półlitrowej pojemności i dziesięciocentymetrowej średnicy bańki chińskiej. Najczęściej używane są bańki wykonane z grubego, nietłukącego się szkła z wygładzonymi brzegami. W porównaniu z wykonanymi z innych materiałów, szklane bańki mają tę zaletę, że umożliwiają wzrokową kontrolę miejsca do którego bańka jest przyssana. Kształt baniek jest najczęściej kulisty, choć spotyka się też bańki gumowe, plastyczne, o nieco bardziej spłaszczonym kształcie podobnym do grzyba.

Ludowe porzekadło niegdyś mówiło, że bańki wyciągają złą krew lub wyciągają z ciała chorobę. Tymczasem naukowe wyjaśnienie zasady działania baniek jest nieco inne.
Zabieg polega na wytworzeniu w bańce podciśnienia, które doprowadza do wciągnięcia skóry i tkanki podskórnej do wnętrza bańki. Następujące wtedy podrażnienie receptorów nerwowych doprowadza na zasadzie odruchu do poprawy czynności narządu związanego z odpowiednią strefą skóry. Oprócz działania odruchowego bańki wywołują tzw. odczyn odpornościowy spowodowany wynaczynieniem niewielkiej ilości krwi do tkanki podskórnej. Wyssane przez podciśnienie składniki krwi są traktowane przez organizm jako ciało obce co powoduje stymulację naturalnych sił obronnych organizmu. Jest to tzw. autohemoterapia lub autoszczepionka. Ten aspekt działania baniek stanowi szczególnie korzystną alternatywę dla osób nadużywających antybiotyków lub z różnych względów nie mogących ich stosować.

Technika stawiania baniek
Bańki można przystawiać wielokrotnie – co najmniej kilka razy w ciągu tygodnia. Dobrze wykonany zabieg jest niebolesny (chociaż uczucie zasysania skóry może być nieprzyjemne) i dobrze znoszą go nawet małe dzieci. Technika wykonania zabiegu nie jest trudna, chociaż wymaga pewnej wprawy. W ramach przygotowań należy bańki umyć wodą z mydłem a następnie przetrzeć spirytusem i lekko natłuścić np. wazeliną ich dolną część (czyli tę która będzie w kontakcie z powierzchnią ciała). trzeba również przygotować lampkę spirytusową, niewielką ilość spirytusu w małym naczyniu i kilka pałeczek lub drutów z nawiniętymi wacikami.

Na początku należy ustalić miejsce postawienia bańki. W zależności od celu zabiegu wybieramy przednią lub tylną powierzchnię klatki piersiowej (zapalenie oskrzeli i płuc, astma), okolicę lędźwiową lub krzyżową (bóle zwyrodnieniowe kręgosłupa, rwa kulszowa) lub inne okolice przykręgosłupowe (zespoły bólowe kręgosłupa, neuralgie, nerwice narządowe). Miejsce takie powinno być w miarę możliwości bez nierówności i występów kostnych, dobrze umięśnione i z podściółką tłuszczową, co ułatwia trzymanie się bańki.

Nie powinno się przystawiać baniek w okolicy serca, dużych naczyń krwionośnych, na twarzy i sutkach, a także w okolicach zmian skórnych (brodawek, pęcherzy itp.).

Wybrane miejsce należy umyć i posmarować niewielką ilością środka natłuszczającego np. oliwki dla dzieci. W przypadku leczenia neuralgii lub zespołów bólowych można też użyć maści zawierającej w składzie środek przeciwzapalny. Natłuszczenie skóry ułatwi łagodne wciągnięcie tkanek do wnetrza bańki. Stawianie baniek zaczynamy trzymając bańkę w lewej ręce a w prawej patyczek lub drut z zapalonym wacikiem umoczonym poprzednio w spirytusie. Płonący wacik wprowadzamy do wnętrza bańki na ok. 3 sekundy. Operacja ta powinna przebiegać w niewielkiej odległości od skóry, ale nie mniejszej niż ok. 5 cm ze względu na możliwość oparzenia. Następnie wycofujemy szybkim ruchem płonący wacik z wnętrza bańki i jednocześnie przykładamy ją do zaplanowanego miejsca. W tym momencie powinno nastąpić zassanie tkanek do wnętrza bańki. Podobnie postępujemy z następnymi, uprzednio przygotowanymi bańkami. Po krótkim czasie barwa wciągniętej skóry zmienia się na różowe, pąsowe lub ciemnoczerwone w wyniku przekrwienia. Kiedy wszystkie bańki już dobrze trzymają okrywamy dokładnie chorego ciepłym pledem i zostawiamy w spokoju na ok. 15 minut. Po tym czasie odklejamy banki pojedynczo, delikatnie je odchylając w jedną stronę i przyciskając skórę z drugiej strony w celu wpuszczenia powietrza.

Czas oraz ilość zabiegów zależy oczywiście od rodzaju schorzenia i tolerancji zabiegów przez pacjenta, najczęściej zabiegi powtarzamy przez kilka dni codziennie lub co drugi dzień. O dobrze wykonanym zabiegu świadczy okrągły, ciemnoczerwony placek w miejscu po odklejonej bańce. Takie zabarwienie skóry może utrzymywać się przez kilka dni, stopniowo zanikając.
Zazwyczaj stawia się jednorazowo od 6 do 30 baniek, w zależności od budowy ciała, wieku i stanu ogólnego pacjenta. Po zabiegu pacjent powinien odpocząć – najlepiej poleżeć jakiś czas, unikając przygniatania miejsc po właśnie odklejonych bańkach.

Znane są również bańki cięte, które polegają na uprzednim nacięciu skóry przed postawieniem bańki do której wnętrza zostaje wessana pewna ilość krwi – metoda ta jest stosowana np. w Chinach w przypadkach zapalenia oskrzeli. Bańkę można także wykorzystać jako wspaniały instrument do masażu, a właściwie do wykonania zabiegu, będącego jego modyfikacją. Mowa tu technice tak zwanej Chińskiej Bańki Pełzającej, która polega na przyssaniu bańki znacznie większej niż zwykła, a następnie stopniowym jej przemieszczaniu (przeciąganiu) po skórze odpowiednich fragmentów ciała.

Ta technika jest szczególnie skuteczna w przypadkach rwy kulszowej a także innych zespołach bólowych kręgosłupa i bólach mięśni. Wykorzystuje ją się również jako metodę ułatwiającą wchłanianie przez skórę maści i kremów w skład których wchodzą substancje lecznicze. Istnieją również techniki łączenia baniek i akupunktury, kiedy to do wnętrza dużej bańki zasysany jest fragment skóry z wprowadzoną uprzednio specjalną igłą.

Na podstawie: http://www.poradnia.pl/podstrony/czytelnia/banki.html

Bańki
Bańki Bańki

Wkrótce:
Ziołolecznictwo
Bioenergoterapeuta
Radiestezja


 Posted by at 12:46
sie 132013
 

U lekarza konwencjonalnego im człowiek jest bardziej chory tym lepiej – lekarz ma się czym zajmować. Jeśli ktoś przyjdzie i powie, że czasami jest bardzo senny w ciągu dnia lekarz co najwyżej powie, żeby położył się spać. Nie ważne, że ów człowiek sypia po 10 godzin dziennie i pracuje jako portier.

Dla lekarza medycyny konwencjonalnej najlepiej by było gdyby pacjent przyszedł do szpitala, zostawił nerkę, wątrobę, płuco czy co go tam boli do naprawy i przyszedł za kilka dni. Jemu nie potrzebny jest cały człowiek. Lekarz leczy poszczególne narządy i specjalista tylko tym się zajmuje. Inny człowiek jest od oczu, inny od wątroby, inny od uczuć, inny od włosów. Właściwie inny jest od wszystkiego.

Lekarze medycyny naturalnej działają w nieco inny sposób. Na dworze Żółtego Cesarza w Chinach lekarzom płacono tak długo jak dostojnik był zdrowy. Kiedy dostojnik zaczął chorować – lekarzowi przestano płacić. Człowiek, który decyduje się na leczenie metodami niekonwencjonalnymi kiedy jest już bardzo chory i nic mu nie pomaga jest jak kierowca, który widzi, że koło w samochodzie jest przykręcone 1 śrubą, a pozostałe 3 gdzieś odpadły. Taki kierowca czeka, aż i ta jedna odpadnie, żeby móc zadzwonić po pomoc drogową która wymieni mu nie tylko oponę lecz całe koło z zawieszeniem i hamulcami.

Nasza medycyna nauczyła nas, że do lekarza chodzi się kiedy jest się bardzo chorym. Lekarz konwencjonalny usuwa chorobę. Do lekarza medycyny naturalnej chodzi się po to, aby nie dopuścił do tego, żeby organizm zaczął chorować. Lekarz taki utrzymuje organizm w stanie zdrowia. Ktoś powie, że to jest dziwne – chodzić do lekarza kiedy jest się zdrowym. Odpowiem, że to zależy od tego czy ktoś chce szybko wyleczyć się z choroby (podejście konwencjonalne) czy w ogóle na nią nie chorować (podejście med. naturalnej).

Oczywiście nie jest tak, że kiedy dana osoba choruje to medycyna naturalna nie jest w stanie jej pomóc. Nie. Oczywiście, że pomoc taką otrzyma; jednak zazwyczaj człowiek usłyszy, że przyszedł kilka dni, kilka tygodni, kilka miesięcy za późno.


Cudowne przewidywanie chorób

Wiele osób słyszało, że lekarze madycyny naturalnej potrafią przewidzieć chorobę na kilka dni, tygodni czy miesięcy zanim jakiekolwiek objawy tej choroby zaczną być widoczne. Wielu ludzi po usłyszeniu takiej informacji po prostu rezygnuje gdyż kojarzy im się to z wróżeniem i zgadywaniem. Chciałbym tu wyjaśnić czy takie przewidywanie choroby jest zgadywaniem czy też ma jakiekolwiek podstawy.

Człowiek składa się z ciała fizycznego, psychicznego i duchowego. Można tak podzielić. Każdy człowiek wytwarza wokół siebie pole energetyczne czasami zwane aurą. To pole ochrania człowieka, utrzymuje go przy życiu i spełnia jeszcze wiele innych funkcji. Są ludzie przy których bardzo łatwo jest się zacząć śmiać a są tacy przy których chce się tylko siedzieć i płakać. To właśnie jest wpływ takiego pola danego człowieka. Jeśli wejść w głąb organizmu możemy zobaczyć, że na całe pole (aurę) człowieka składają się poszczególne pola wszystkich narządów. Każdy narząd wewnętrzny ma takie swoje osobne pole – dokładnie jak człowiek. Ono też zawiera swoiste informacje o danym narządzie tak jak aura zawiera swoiste informacje o człowieku. Rozpatrzmy jakiś narząd, np. wątrobę. Kolor czarny reprezentuje narząd, kolor czerwony – aurę.

Każdy zdrowy narząd otacza aura jak na rysunku. Proszę wybaczyć niedoskonałość rysunków lecz z plastyki zawsze miałem 3 i to tylko dlatego, że pani nie chciała mieć ponownie w klasie tak zdolnego ucznia. Kiedy narząd jest zdrowy aura też jest zdrowa i wszystko pracuje prawidłowo.

Kiedy jesteśmy narażeni na jakiś czynnik chorobotwórczy na samym początku – najszybciej – reaguje ciało energetyczne. Stara się ochronić dany narząd. Jeśli już nie jest to możliwe – stara się ochronić także chorą część narządu. Powstaje wybrzuszenie, które jest odzwierciedleniem w otoczce energetycznej choroby która właśnie się rozwija.

Po jakimś czasie choroba rozwinęła się bardzo ładnie – mamy jakiegoś guza. Boli nas, na prześwietleniu widać go jak na dłoni – lekarze konwencjonalni cieszą się bo dokładnie widzą co dolega pacjentowi i co należy mu wyciąć.

W tym samym czasie lekarz naturalny – np. bioenergoterapeuta – stara się doprowadzić ciało energetyczne do takiego stanu jakim było przed chorobą. Wygląda to mniej-więcej tak:

I co jest najdziwniejsze i co jest przyczyną takich cudownych wyleczeń – narząd ponownie dopasowuje się do swojej aury – dokładnie tak jak czynił to kiedy choroba się rozwijała.

Tak naprawdę to wszystkie przewidywania chorób przez lekarzy med. naturalnej to nie żadne przewidywania. Oni są w stanie zobaczyć chorobę, która istnieje na razie (prawie) wyłącznie w ciele energetycznym. Oni potrafią zobaczyć to, co jest pokazane na rysunku 2. Tak naprawdę to nie jest żadne przewidywanie choroby – od tego są wróżki. Tak naprawdę to jest zauważenie choroby, która już zaatakowała organizm – lecz jeszcze nie na poziomie fizycznym lecz na poziomie energetycznym jako że ten poziom reaguje najszybciej. Oni są w stanie zobaczyć chorobę na jakiś czas przed tym zanim pojawią się dolegliwości fizyczne lecz nie jest to przewidywanie. Jest to już zauważenie samej choroby – tylko jakby od kuchni.

Wielu ludzi twierdzi, że takie dolegliwości jak guzy, kamienie nerkowe, kamienie żółciowe dadzą się wyleczyć wyłącznie operacyjnie. I to w uproszczony sposób – jeśli ktoś ma kamienie w woreczku żółciowym to lekarze nie wyjmują kamieni tylko wycinają cały woreczek. Działają jak mechanik, który zauważywszy, że przycisk klaksonu w kierownicy nie działa – wymontowuje całą kierownicę. Na zawsze. Guzy lub kamienie są wytworem organizmu. Organizm sam je wytworzył z tego co mu dostarczamy. Nikt w nocy się nie zakradł, nie dał młotkiem po głowie (narkoza) nie rozpruł brzucha żyletką i nie powrzucał kamieni do organizmu. I to w taki sposób że dany delikwent rano niczego nie zauważył. Podobnie z guzem. Nikt nie powkładał żadnych rzeczy do organizmu. A jeśli są one wytworem organizmu to ten sam organizm – odpowiednio kierowany – sam je usunie – dokładnie tak samo jak je stworzył. Ale nie usunie ich w ciągu miesiąca – tak samo jak nie w ciągu miesiąca się pojawiły. trzeba mu dać tyle samo czasu ile miał aby je stworzyć. £ącznie z chorobą zawartą na początku w ciele energetycznym. Niektórzy ludzie na swoje kamienie czy guzy pracują naprawdę ciężko kilka lat. Nie da się ich wyleczyć w ciągu miesiąca. Jeśli osoba idąca na operację myśli, że po operacji będzie zdrowa to się bardzo ale to bardzo myli. Nie da się odwrócić choroby, zwłaszcza długotrwałej w ciągu np. tygodnia. Jeśli przez ostatnie 5 lat chodziliśmy do pracy (przykładowo) przez którą mamy kamienie w woreczku żółciowym to po operacji nie będziemy zdrowi. Nie przeszliśmy żadnej terapii tylko pozbyliśmy się WYNIKÓW choroby. Nie samej choroby tylko jej wyników. Jeśli nie zmienimy stylu życia to organizm znowu wytworzy kamienie – tym razem gdzie indziej. Choroba nie została wyleczona.

Tak mi się myśli ostatnio czy np. kamienie w woreczku żółciowym nie są spowodowane nadmiernym kumulowaniem złości/gniewu w organizmie a kamienie nerkowe kumulowaniem strachu? Podaję temat do dyskusji.

 Posted by at 12:44
sie 132013
 

Jak pisałem w innym rozdziale lekarze nie są w stanie nas wyleczyć. Mogą tylko pomóc organizmowi zebrać siły, ale to wszystko. Kiedy już walczą zamiast organizmu, zwłaszcza kiedy organizm sam zaczął już walczyć z chorobą – czynią raczej więcej zła niż pożytku.

Chciałbym jednak pokazać leczenie z nieco innej strony. PO CO leczy się ludzi? Głupie pytanie, prawda? A jednak są ludzie, którzy chcą być chorzy i ich też się leczy. Babcie przychodzą do lekarza bo chcą z kimś porozmawiać, a choroba zawsze się znajdzie.

Tak naprawdę lekarz, wraz z pacjentem, powinien starać się poprawić jakość życia. Czy choroba będzie wyleczona czy nie – to tak naprawdę nie ma znaczenia. Najważniejsze jest by pacjent czuł się lepiej. Jeśli choroby nie da się wyleczyć – lekarze mówią, że są bezradni i rozkładają ręce. A tak naprawdę sami sobie tą bezradnością wiążą ręce. Nawet jeśli nie są w stanie wyleczyć choroby mogą poprawić jakość życia. Tylko, że lekarzy nie interesuje jakość życia – oni chcą chorób.

Boimy się śmierci. Tak właściwie kiedy człowiek umrze, nawet w naturalny sposób dla lekarza jest to porażka. Czego więc lekarze oczekują – że pacjenci nie będą umierać? Ależ będą! Cokolwiek lekarz nie zrobi to pacjent umrze – wcześniej czy później. Lekarze walczą z chorobą, na siłę przedłużają „życie”, nawet jeśli sam pacjent tego nie chce. Wpychając w szpitalne łóżka, nadając etykietkę „nieuleczalnie chory”, ustawiając pudełeczka z lekarstwami na każdą godzinę zabieramy człowiekowi resztę jego życia. Może moje poglądy są dziwne, ale lepiej, żeby człowiek żył krócej, nawet pół roku jeśli może żyć szczęśliwy. Utrzymując go na siłę przy życiu dajemy mu jedynie kaganiec, w którym musi wytrzymać jeszcze trochę zanim odejdzie. Bo umrze i tak i tak. Cokolwiek lekarze nie zrobią człowiek i tak umrze. I ważne jest tylko to jak żyje.

Boimy się śmierci.Lecz czy śmierć jest taka straszna kiedy zakończymy wszystkie swoje sprawy i jesteśmy gotowi do odejścia?
„od nagłej śmierci uchowaj nas panie” zgodnie z modlitwą. Czy to znaczy że chcemy umierać długo i powoli?
A może wystarczy tylko uporządkować swoje rzeczy i przygotować się do przemiany?

A może ludzie potrzebują bardziej uśmiechu niż lekarstw? Dziwne? A może ludzie bardziej chorują na brak czułości i uśmiechu niż na grypę lub depresję. Może ważniejsza dla nich jest rozmowa niż lekarstwa które przepisuje obcy, obojętny człowiek zza biurka.

A może uśmiech lekarza, trochę życzliwości i wyleczenie pacjenta, a nie choroby stanie się powołaniem lekarzy. Może zamiast zabijać choroby będą poprawiać jakość życia swoich pacjentów?

„Nie uważaj, że dlatego, iż człowiek umiera, jest obojętne jak żyje.”

Dla osób, którzy uważają, że Stańczyk był raczej postacią tragiczną niż głupim błaznem polecam film „Patch Adams”, USA 1998, obsada: Robin Williams, gatunek: (teoretycznie) komedia.

 Posted by at 12:41
sie 132013
 

Gorączka


Gorączka jest zazwyczaj traktowana jako choroba. Jak ktoś ma gorączkę to idzie do lekarza. Jest chory. Jednak gorączka sama w sobie nie jest chorobą. Gorączka może być miejscowa (stłuczenie, ukąszenie, złamanie, itp.) lub ogólna – obejmująca cały organizm. Gorączka jest obroną organizmu, jest systemem obronnym, który – jak to ktoś powiedział – „pali atakujących żywym ogniem”. Jeśli ktoś jest chory i ma gorączkę – to bardzo dobrze. Jest to sygnał, że organizm rozpoznał chorobę i walczy z nią. Gdyby nie ona – czasami się tak zdarza, że ktoś choruje, ale nie ma gorączki – organizm nie potrafi walczyć z atakującymi go czynnikami i … jest zwalczany. Jeśli tylko pojawia się gorączka – oznacza to, że organizm najprawdopodobniej zwalczy chorobę.

Zazwyczaj jednak traktujemy gorączkę jako chorobę. Ktoś ma gorączkę więc jest chory. Nie ma gorączki – jest zdrowy. Tak więc walczymy z gorączką, a nie z chorobą, przyjrzyjmy się temu.

Organizm jest atakowany przez, powiedzmy, bakterie. Jest w stanie się obronić więc budzimy się rano mając 39°C i budzi się w nas groza. trzydzieści dziewięć stopni!!! Jestem prawie umierający!!! Ubieramy się i pędzimy do lekarza.

Lekarz przepisuje tabletki, między innymi na „zwalczenie gorączki” i po paru dniach – ktoś „zdrowieje”. Organizm walczy z chorobą. Po zjedzeniu tabletek nagle pojawia się inny przeciwnik – coś zwalcza gorączkę – zwalcza siły obronne organizmu. Jeśli tabletki były na tyle mocne, że udało im się obniżyć gorączkę – gorączka ustała. Na placu boju – w organizmie – pozostały bakterie i resztki „niedobitków”, które ochraniały organizm. Padły pod zespolonym atakiem bakterii i substancji do zwalczania gorączki. Niedobitki bakterii zamiast zostać zwalczone pozostają w organizmie do czasu kiedy znowu będą mogły zaatakować.

Gorączka nie jest chorobą. Jest informacją, że organizm jest przez coś atakowany i że się broni. Jeśli zwalczymy gorączkę – niszczymy naturalne siły obronne – nie łudźmy się tym, że wyzdrowiejemy. Tylko organizm może zwalczyć chorobę – owszem, czasami trzeba mu pomóc, ale za niego tego nie zrobimy. Zupełnie inaczej wygląda jak organizm jest atakowany przez coś, czego one nie zna. Silny układ immunologiczny też da sobie z tym radę – potrwa to o wiele dłużej, ale zazwyczaj zwycięży. Słaby – może nawet nie rozpoznać napastnika.

Gorączka, nawet wysoka nie jest bardzo groźna. Może być tak, że ktoś ma 40 stopni przez cały dzień – oznacza to, że organizm walczy. Może być tak, że ktoś ma 41 stopni, chociaż to już jest bardzo dużo. Czasami trzeba pomóc organizmowi – może być tak, że nie ma siły walczyć, że ma za mało do tego siły. Jednak kiedy wygra – gorączka może spaść nawet w ciągu jednej nocy. Według mnie gorączki do 39 stopni nie powinno się w ogóle „zbijać”, większej – tylko jeśli trwa zbyt długo i nie widać żadnych wyników. Oczywiście czasami trzeba – ale są to sporadyczne wypadki.

 Posted by at 12:38
sie 132013
 

Medycyna akademicka a medycyna naturalna


Na ten temat powstało już tak wiele dyskusji, że właściwie trudno byłoby je nawet zebrać razem.

Chciałbym tu jednak przedstawić nieco inny punkt widzenia. Nie będę mówił, że medycyna naturalna jest lepsza bo coś tam, a akademicka jest gorsza bo coś tam lub odwrotnie. Powiem jak – moim zdaniem – można skorzystać z dobrodziejstw jednej i drugiej.

Medycyna akademicka

Ma niezaprzeczalnie pozytywne wyniki jeśli chodzi o różnego rodzaju nagłe wypadki, operacje i zabiegi ratujące życie. Pogotowie ratunkowe ratuje życie naprawdę wielu ludziom i jest to niezaprzeczalny sukces. Medycyna naturalna zazwyczaj nie jest w stanie pomóc ofiarom wypadku.

Z drugiej strony medycyna akademicka staje się w większości przypadków bezsilna, jeśli chodzi o choroby przewlekłe, np. stany zapalne jelita, żołądka, zgagi, choroby serca, choroby zawodowe, choroby wynikające ze stresu, a nawet zwykłe przeziębienia lub grypy. Na rynku medycznym jest tyle preparatów na przeziębienie i grypę, że możnaby tym uzdrowić prawie cały kontynent, a… jednak ludzie chorują.

Medycyna naturalna

Jest prawie doskonała i nie zastąpiona w zapobieganiu chorobom, wzmacnianiu organizmu, usuwaniu skutków stresu, pozbywaniu się nałogów itp. W większości potrafi pomóc pacjentom w chorobach uznawanych przez medycynę akademicką za niewyleczalne, np.: cukrzyca, choroby serca, problemy z ciśnieniem, problemy ginekologiczne i inne.

Jak jest … każdy widzi

Jeśli pacjentowi coś dolega to idzie do lekarza. Powiedzmy jest to ból brzucha. Zdarza się tak, że po wykonaniu wszystkich możliwych badań lekarz mówi, że „wszystko jest w porządku” i przepisuje tabletki czy czopki. Po tygodniu ból nie znika i lekarz przepisuje mocniejsze tabletki i antybiotyk. Pacjent w tym czasie zjada sobie trochę środków przeciwbólowych (bez wiedzy lekarza) bo jakoś musi pracować i żyć. Po kilku miesiącach terapii dodatkowo zaczyna boleć żołądek (skutki brania tabletek), a u kobiet zazwyczaj pojawiają się problemy ginekologiczne (np. grzybica, upławy itp.) – skutek osłabienia organizmu i działania antybiotyków. Po jakimś czasie pacjent decyduje się na pomoc medycyny naturalnej, wybiera terapeutę i zapisuje się na wizytę.

I tutaj albo terapeuta coś powie albo nie. Jeśli nie powie to teraz zrobię to za niego. Gdyby przyszedł od razu – terapia trwałaby np. 3 tygodnie. Nie byłoby żadnych skutków ubocznych, nie byłoby osłabienia organizmu przez antybiotyki, nie byłoby innych problemów (np. żołądek). Teraz terapeuta musi przede wszystkim zrobić tak, żeby pacjent porozmawiał z lekarzem i przestał brać antybiotyki. Zazwyczaj przepisywane są „na wszelki wypadek” i skutecznie niszczą system obronny organizmu. Potem musi odtruć organizm z tony leków, jakie pacjent zdążył zjeść przez ostatnie pół roku, a dopiero potem może podjąć się właściwej terapii (problem właściwy + zołądek + układ odpornościowy + inne problemy, tzw. skutki uboczne terapii akademickiej). Terapia automatycznie wydłuża się do kilku miesięcy.

Inną stroną jest, że pacjent kiedy dowie się o tym zazwyczaj się obraża i nie przychodzi na kolejną terapię. Może lepiej byłoby nic nie mówić, ale wtedy wysiłek terapeuty (a czasem naprawdę trzeba się powysilać nad pacjentem nawet przez godzinę) jest niweczony. Nie chodzi tu o pieniądze tylko o chęć pomocy z góry skazaną na niepowodzenie. To tak, jakby ktoś ciągle dolewał oleju do silnika nie wymieniając uszczelki spod której ten olej ciągle kapie. Pomoże – owszem – na jakiś czas. A potem trzeba terapię powtarzać zamiast zająć się kolejnymi dolegliwościami. I tutaj rodzi się słynne zdanie „Leczyłam(em) się u bioenergoterapeuty/radiestety/reikowca/itp. ale jakoś mi nie pomogło”.

Nie twierdzę, że medycyna naturalna potrafi wyleczyć wszystko. Ale jestem pewien, że nawet jeśli nie wyleczy to zrobi tak, że pacjent będzie czuł się lepiej. A to też jest ważne – przynajmniej dla mnie.

Byłem ostatnio w aptece. Pani przede mną kupowała między innymi APAP. Na początek powiedziała 12 sztuk, ale zaraz przy ladzie było wystawione duuuże opakowanie, więc po chwili zdecydowała się kupić to duże. A ja się usilnie zastanawiałem. Pani kupiła 24+6 = 30 tabletek przeciwbólowych. Patrząc po sobie – zużywając jakieś 3 tabletki rocznie wystarczyłoby mi to na 10 lat. Zazwyczaj jak już muszę to biorę pół tabletki i zawsze pomaga. Nie żartuję. Z drugiej strony wiem, że 30 tabletek może być zjedzonych bez większych trudności w np. 2 tygodnie. Tylko czy naprawdę warto tak truć organizm? Nie mówiąc już o tym, że z czasem potrzeba ich więcej i więcej żeby pomogły.

Co proponuję?

Przemyśleć możliwości jednej i drugiej medycyny. I wykorzystać to, co potrafią najlepiej. W sytuacji zagrożenia życia niezwłocznie dzwonić po karetkę. Ale kiedy pracuje się w stresie, źle się sypia, zaczyna się mieć z czymś problemy (serce, oddychanie, zgaga, zatwardzenia itp.), dziecko zaczyna gorączkować, przeziębiać się itp. – skorzystać z pomocy terapeuty. Gwarantowany przede wszystkim brak skutków ubocznych terapii.

Jeśli ktoś mówi, że wizyta u terapeuty jest o wiele droższa niech wybierze tańszego. Albo niech policzy ile pieniędzy wydał na tabletki i jak się po nich czuje.

Panie doktorze, mam trądzik i nic nie pomaga

W bardzo wielu przypadkach, kiedy już pacjent zdecyduje się na leczenie metodami naturalnymi okazuje się, że tak naprawdę nie jest chory na jedną rzecz lecz na kilka. Może taki przykład (wymyślony, ale podobny do rzeczywistości).

Przychodzi osoba skarżąc się na zmiany skórne których nie da się w żaden sposób wyleczyć. Próbowała już wszystkiego i maści, i antybiotyków, i sterydy i nic nie pomaga. Zazwyczaj wtedy pytam: czy choruje pani/pan jeszcze na coś? – Nie, pada odpowiedź, tylko ta wysypka.

Tak więc można by zająć się znajdowaniem przyczyny choroby skóry, ale widzę, że pacjent kładąc się robi to bardzo ostrożnie. Okazuje się, że od lat ma problemy z kolanami, które są słabe, ale to już tak ma od dawna. Po dłuższej rozmowie okazuje się, że pacjent ma nadciśnienie, ale to już kilka lat i bierze tabletki i wszystko jest dobrze, miał operację wycięcia woreczka żółciowego, bo były kamienie, tak właściwie to ma alergię, ale to tylko na wiosnę, a teraz jest jesień, czasem napady astmatyczne, boli go żołądek, zazwyczaj rano, ale jak napije się czegoś to przestaje itp.

Takich przykładów można podać wiele. Osoba zgłaszająca się z jedną dolegliwością twierdzi, że ogólnie jest zdrowa, a w rzeczywistości chorób do wyleczenia jest kilka. Często pacjenci nie zdają sobie sprawy z tego, że np. nadciśnienie, na które bierze jakieś tabletki to jest choroba, która może być przyczyną wspomnianych zmian skórnych. I że nie będzie możliwe wyleczenie skóry jeśli nie wyleczy się czegoś w środku organizmu.

 Posted by at 12:37
sie 132013
 

Mycie naczyń, zmywarka


W każdym domu myje się naczynia, i myło od zawsze. Chciałem tutaj tylko napisać o różnych, ostatnio „modnych” płynach i solach do mycia naczyń.

Reklamy wabią nas płynami, które:

  • nie niszczą skóry,
  • doskonale zmywają każdy tłuszcz,
  • nabłyszczają naczynia,
  • powodują, że nie trzeba płukać i wycierać naczyń.

Jeśli płyn do mycia naczyń usuwa wszelaki tłuszcz, nawet w zimnej wodzie to na pewno usunie ochronną warstwę tłuszczową ze skóry rąk. Chciałbym jednak przede wszystkim zwrócić uwagę na substancje nabłyszczające oraz na nie płukanie naczyń.

Po myciu naczyń zostaje na nich woda ze środkiem myjącym. Jeśli naczynia nie zostałą wypłukane, to woda, oczywiście, odparuje, ale na naczyniach zostanie cienka, nie widoczna warstwa płynu do mycia. Po nalaniu np. zupy ten płyn się rozpuszcza i wszyscy domownicy zajadają go ze smakiem. Podobnie jest z wszelkimi substancjami nabłyszczającymi dodawanymi do płynów i do zmywarek. Jeśli po umyciu naczyń pozostaje na nich jakakolwiek warstwa – będzie ona później spożyta przez domowników.

Może się potem okazać, że ciasto pachnie płynem do mycia naczyń gdyż forma nie została porządnie wypłukana. Pomijając oczywiście prosty fakt, że płyny do naczyń są trujące.

 Posted by at 12:36
sie 132013
 

Pralka


Oprócz tego, że zazwyczaj jest głośna raczej nie szkodzi, a dosyć się przydaje. Czyli nieco optymizmu na co dzień. Chciałem tylko powiedzieć o ilości proszku, gdyż zauważyłem że osoby „piorące” zazwyczaj dają go zbyt dużo. Na opakowaniu jest napisane: bardzo brudne: 200 ml proszku. Mamy bardzo brudne dwa swetry (robocze) więc wsypujemy 200 ml proszku. Tylko że ilości zazwyczaj są podane na 5 kg ubrań. Dwa swetry ważą co najwyżej 1 kg więc powinniśmy dać 1/5 z 200 ml = 40 lub 50 ml.

Jeśli dodamy zbyt dużo proszku – pralka nie będzie go w stanie wypłukać i zostanie on na ubraniach. Jeśli wypraliśmy kurtkę – powiedzmy, że nie ma problemu, jednak przy praniu bielizny – nadmiar proszku może stać się nieprzyjemny, może powodować uczulenia. Pranie nie powinno pachnieć proszkiem, a jeśli to tylko bardzo delikatnie.

 Posted by at 12:35
sie 132013
 

Telefony bezprzewodowe, komórki


No dobrze, mniejsza o telewizory. Teraz telefony bezprzewodowe i komórki. A także krótkofalówki (takie jak ma ochrona w supermarketach), radia CB i inne, podobne. Od razu mówię, że telefony bezprzewodowe to takie komórki o słabszym działaniu. Działaniu ubocznym, oczywiście.

Wszystkie urządzenia teletransmisyjne NADAJĄCE sygnał wytwarza pole elektryczno-magnetyczne wokół urządzenia i – jeśli jest w innym miejscu – wokół anteny. Pole to, krótko mówiąc działa szkodliwie. Między innymi „podgrzewa” tkanki. Jeśli ktoś rozmawia często z komórki i trzyma ją zawsze z jednej strony – znam przypadek jednostronnego osłabienia wzroku. Warto się nad tym zastanowić. Oczywiście to nie jedyne, co może być, to tylko przykład.

Ktoś może nosić komórkę w kieszonce na piersi (przy sercu) lub na pasku przy spodniach – nawet nieco z tyłu (nerki). A potem się zastanawia dlaczego coś się dzieje z sercem czy nerkami. Komórka co jakiś czas wysyła i odbiera sygnał łączności z najbliższym nadajnikiem. Nie jest tak, że kiedy nie rozmawiamy to „ona nic nie robi”. Wystarczy ją położyć przy jakimkolwiek wzmacniaczu (radiu, telewizorze, głośniczkach komputerowych, wieży) – usłyszymy jak pracuje. Dla komputerowców – komórka potrafi tak przeformatować dyskietkę czy dysk twardy, że potem nadaje się ona na śmietnik. Przede wszystkim kiedy ODBIERA sygnał dzwonienia (ktoś na nią dzwoni).

Innymi słowy – jak już musimy rozmawiać przez komórkę – krótko i treściwie. Można też używać zestawów słuchawkowych trzymając komórkę z daleka od ciała, wtedy korzystanie z komórki staje się prawie zupełnie bezpieczne. No, chyba, że ważniejsza jest rozmowa niż zdrowie za … np. 10 lat.

Reguła ta nie odnosi się wyłącznie do telefonów komórkowych. Tak samo szkodliwe są wszelakie urządzenia generujące fale elektromagnetyczne wysokiej częstotliwości: radary, nadajniki radiowe i telewizyjne, przekaźniki radiowe, telewizyjne i telefonii komórkowej, komputerowe sieci bezprzewodowe, słuchawki i mikrofony bezprzewodowe.

Oczywiście każde urządzenie inaczej oddziaływuje. Wojskowy radar jest tysiące bardziej szkodliwy niż np. bezprzewodowy mikrofon, co nie znaczy, że mikrofon jest obojętny dla zdrowia.

——-

Ostatnio w miastach pojawiły się maszty telefonii komórkowej. Niezależnie od zdań ekspertów uważam, że mieszkać przy takim maszcie to jak mieszkać w kuchence mikrofalowej. Tylko nie zawsze się można przeprowadzić.

 Posted by at 12:32
sie 132013
 

Kuchenki mikrofalowe


Cud, miód i orzeszki. Wkłada się mrożonkę do kuchenki, ustawia, czeka i obiad gotowy.

Produkty głęboko zamrożone tracą swoją „żywą” energię. Człowiek staje się senny, markotny, smutny, nic mu się nie chce. Nie ma w nim życia. Fale w mikrofalówce dodatkowo ją (energię) zabijają. Mogą też wpływać na strukturę białka, ale mniejsza o to. Proponuję – jak ktoś chce być zdrowy niech – jeśli już ma taką kuchenkę – podaruje ją swojemu wrogowi. Dużo zyska. Wróg nie będzie miał czasu go zaczepiać, bo będzie stał w kolejkach do lekarzy, a osoba będzie szczęśliwsza i zdrowsza.

 Posted by at 12:32