Leczenie wodą
Polecono mi ostatnio książkę, która wielu ludziom jest dosyć znana. Jest to „Moje leczenie wodą” ks. Sebastiana Kneipp’a.
Zastanowiło mnie na jak wiele zachowań autor zwracał uwagę w swoich czasach i jak mało od tej pory zmieniły się czynniki i przesądy które szkodzą. W książce, która została napisana w 1886 roku, czyli 118 lat temu czytam o tym, co w czasach dzisiejszych jest przyczyną chorób. Co więcej, autor pisze, że przed 60 laty nie było takiego postępu chorób jak w czasach tworzenia książki. Czytając to odniosłem wrażenie, że jest to książka wydana współcześnie. Pozwoliłem sobie zacytować obszerne fragmenty wstępu i pierwszego rozdziału.
WSTĘP
Liść nie jest zupełnie podobny do liścia, chociaż obydwa na jednym wiszą drzewie, tym mniej jedno życie człowieka nie podobne drugiemu. Gdyby każdy przed śmiercią napisał swój żywot, mielibyśmy tyle rozmaitych żywotów, ilu ludzi. Zawikłane są drogi krzyżujące się w życiu człowieka, podobne nieraz do nierozgmatwanego kłębka, w którym nici wiją się bez planu i myśli. Tak wydaje się czasami; w rzeczywistości nigdy się tak nie dzieje.
1. Co to jest choroba i z jakiego wspólnego źródła powstają wszystkie choroby?
Ciało ludzkie jest jednym z najcudowniejszych wytworów, jakie wyszły z ręki Boga. Jeden członek pasuje do drugiego, wszystkie połączone w harmonijną jedność, a każdy z członków odpowiada przedziwnie całości. Jeszcze cudowniejszym jest wewnętrzne połączenie narządów ciała i ich wewnętrzna czynność. Nawet przyrodnik lub lekarz bez wiary, chociaż powiada, że skalpelem jeszcze nie doszukał się duszy, nie może odmówić najwyższego a słusznego uwielbienia dla ustroju człowieka niemożliwego do naśladowania. Ta harmonia i porządek w ustroju nazwana zdrowiem, bywa często naruszana rozmaitymi przypadkami. Imię ich choroba. Choroby wewnętrzne, choroby zewnętrzne, oto chleb codzienny, jaki ludzie dobrowolnie lub mimowolnie muszą spożywać.
Wszystkie słabości, jakiekolwiek miałyby imię, mają swą przyczynę i źródło we krwi lub raczej w jej nieprawidłowościach, które mogą być spowodowane, albo przez zaburzenia w nieprawidłowym krążeniu krwi, albo przez zatrucie części składowych krwi. Podobnie do porządnie urządzonych nawodnień rozpościera się po całym ciele sieć żył napełnionych czerwonym sokiem życia, użyźniając i żywiąc każdą cząstkę, każdą drobinę ciała. Gdzie miara tam porządek, jeżeli tempo krążenia krwi jest za szybkie lub za powolne, albo jeżeli wcisną się do niej obce pierwiastki, wtedy porządek zostaje zburzony; zamiast zgody, mamy niezgodę, zamiast zdrowia chorobę.
2. W jaki sposób następuje uzdrowienie?
Po śladach w śniegu poznaje wprawny strzelec zwierzynę. Chcąc upolować jelenia, gemzę, lisa, idzie po śladach. Dobry lekarz szybko rozpozna, gdzie tkwi choroba, gdzie jej źródło, jakie przybrała rozmiary. Symptomy wskazują na chorobę; znając ją, wie, jakie zastosować środki. Postępowanie, procedura to bardzo indywidualna. Czasem jednak tak nie jest. Jeżeli ktoś przyjdzie do mnie z odmrożonymi uszami wtedy wiem, że sprawcą jest mróz; komu młyński kamień rozmiażdży palce, tego nie będę pytał, gdzie go boli.
Nie tak łatwa sprawa z innymi chorobami. Zwykły ból głowy, lub cierpienie serca, nerwów, żołądka, nie tylko mogą pochodzić z jednej, kilku lub kilkunastu przyczyn lecz nieraz z choroby sąsiednich narządów, które cierpienia serca, nerwów, żołądka wywołują, niekorzystnie na nich oddziałując. ¬dźbło trawy jest w stanie zatrzymać wahadło największego zegara. Najmniejsza drobnostka może spowodować najboleśniejszy niepokój serca. Znaleźć natychmiast tę drobnostkę, w tym leży sztuka. Badanie może być dlatego nieraz bardzo skomplikowane i zawikłane, a różnorodne złudzenia wcale nie są wykluczone. (…)
Gdy uderzę nogą lub siekierą o pień młodego dębu, drży pień, chwieją się gałęzie, porusza się listek każdy. Jakżesz błędne wydałbym orzeczenie, gdybym powiedział: liść drży, porusza się, musi go więc ktoś potrącać. Tymczasem rzecz ma się przeciwnie; ponieważ drży pień, więc drży gałąź i liść, jako części i cząstki pnia. Nerwy są takimi gałęziami w drzewie ciała ludzkiego. „On cierpi na nerwy, nerwy są zaatakowane” cóż to znaczy? Czy same nerwy są chorobą? Nie, ale cały organizm jest zaatakowany, osłabiony, więc cierpią, drżą nerwy.
Przetnij ostrożnie nożyczkami nitkę pajęczej siatki idącą od środka ku brzegowi. Cała ta sztuczna tkanina zepsuje się; z cudowną dokładnością przędzone i niby cyrklem odmierzane czworoboki i trójkąty tworzą naraz nieporządne, najnieregularniejsze figury. Jakżesz byłoby nierozsądnie gdybym rzekł: to pogmatwana, zepsuta robota, pająk z pewnością pobałamucił tym razem snując swój jedwabisty domek narobił masę błędów. Nawiąż przeciętą niteczkę na nowo, a pierwotny, cudowny porządek natychmiast powróci! Odszukać i odnaleźć tę maleńką, jedną niteczkę, w tym leży sztuka. Kto zamiast tego maca, grzebie, w pajęczej tkaninie, popsuje ją zupełnie. Zastosowanie tego porównania zostawiam każdemu i kończę odpowiedzią na nasze pytanie. Pojedynczym, łatwym, nie skomplikowanym – i że tak powiem wykluczającym każdy błąd, wszelkie złudzenie – jest leczenie, skoro wiem, że przyczyną każdej słabości są zaburzenia krwi. Lecząc, mam tylko dwojakie przed sobą zadanie: albo muszę nieprawidłowo krążącą krew zmusić do prawidłowego, normalnego krążenia, albo muszę starać się wyprowadzić z krwi trucizny i zarodki choroby, które zdrową krew psują i jej proporcjonalny skład psują. Innego zadania – wyjąwszy wzmocnienie organizmu – nie ma wcale.(…)
4. Skąd pochodzi wrażliwość dzisiejszej generacji, skąd ta uderzająca łatwość nabawienia się wszelkich możliwych chorób, których dawniej po części nie znano nawet z nazwy.
Pytanie to jest szczególniejszej doniosłości, aby go można pominąć. Odpowiadam więc na nie krótko, że powodem tego złego stanu zdrowotnego jest brak hartowania.
Rozpieszczenie i zniewieścialość dzisiejszej generacji dosięgły wysokiego stopnia. Ogół stanowią osłabieni, słabowici, niedokrwieni, nerwowi, chorzy na żołądek lub serce; silni i zdrowi należą do wyjątków. Czujemy dziś bardzo dotkliwie każdą zmianę powietrza; przejściom z jednej pory rokju do drugiej towarzyszy zwykle przeziębienie, katar; nawet nagłe wejście z zimnej ulicy do ciepłej izby nie pozostaje bez złych następstw itd., itd. Przed 50, 60 laty, było przecież inaczej. I dokąd zajdziemy, jeżeli, jak ogólnie skarżą się ludzie myślący ludzka siła i ludzkie życie tak gwałtownie upada i w rażący sposób marnieje? Charłactwo zaczyna się, zanim rozpoczęło się silne życie. Już wielki czas, abyśmy się nad tym zastanowili.
Dla usunięcia tego nędznego stanu i zaradzenia złu potrzeba koniecznie się hartować. Po uwagach ogólnych umieściłem kilka niewinnych, na żadne niebezpieczeństwo nie narażających środków do hartowania skóry, całego ciała i jego części. Wiele osób kiwało głowami z początku i uśmiechało się dwuznacznie później jednak pochwalili je i praktykowali z widocznym pożytkiem. Vivant sequentes! trzeba by było również napisać osobne rozdziały o pożywieniu, ubraniu i powietrzu. Ale o tym innym razem; tu tylko słów kilka pokrótce. Wiem o tym, że moje zapatrywania separatystyczne, odosobnione, natrafią na opór. Mimo to stanowczo silnie trwam przy nich, gdyż dojrzały po długoletnim doświadczeniu. Nie są to grzyby, które przez noc wyrastają w głowie; są to szlachetne owoce, przykre i nieprzyjemne dla zakorzenionych przesądów, ale zdrowe i pożyteczne dla rozumnych ludzi.
Co do pożywienia stawiam następną regułę: wikt domowy, prosty, pożywny, bez sztucznych wymysłów, nie zepsuty ostrymi korzeniami i nie sfałszowany napój, który w każdym znajdziesz źródle, obydwa w dostatecznej użyte ilości – oto pożywienie dla ludzkiego ciała najlepsze i najpożyteczniejsze. (Nie jestem purytaninem i chętnie pozwalam po obiedzie na szklaneczkę piwa lub wina, ale nie przyznaję im takiej wartości, jaką im powszechnie przypisują. Z punktu lekarskiego zapatrując się, trunki odgrywają pewną rolę po przebytych słabościach; w zdrowym stanie natomiast owoce mają większe znaczenie).
Ubranie, które sobie sam uprządłeś i zrobiłeś w domu, jest najlepszym dla ciebie. Wielką dla zdrowia szkodę przynosi, szczególnie w zimie, niejednostajne ubranie, tj. okrywanie jednych części ciała mniej, drugich więcej. Na głowie futrzana czapka; szyja ściśnięta opaską, okręcona na metr długim, wełnianym szalem; na ramionach jakieś ciepłe w czworo złożone okrycie; wychodząc bierze się jeszcze pled pod kołnierz futrzany, nogi tylko, biedne nogi ubrane w skarpetki, trzewiki lub buty, podobnie jak w lecie. Jakież skutki tej nierozsądnej stronniczości? Górne otulenia okręcania ciągną krew i ciepło ku górze a dolne części ciała ziębną pozbawione krwi. I oto rozwiązana zagadka, skąd pochodzi ból głowy, kongestia (uderzenia krwi do głowy), rozszerzenie żył w głowie i setki innych cierpień i niedomagali. Dalej jestem przeciwnikiem noszenia wełnianej odzieży na gołym ciele, a zwolennikiem odzieży lnianej, lub konopnej, suchej, grubej, zgrzebnej. Ostatni przymiot jest dla skóry najodpowiedniejszym, bo jej nie rozdelikaca, lecz przez tarcie hartuje. Miękka, włosista, delikatna tkanina wełniana okrywająca gołe ciało zda mi się ssać ciepło i soki i być wespół przyczyną niedokrwistości trawiącej naszą słabą i nędzną generację. Nowy system wełnianych ubrań w poprawnej edycji nie zapobiegnie niedokrwistości, ani krwi nie poprawi. Dożyją tego młodsi ludzie i z pewnością przeżyją ten system.
Powietrze. Rybom złowionym w źródlanej wodzie, i pstrągom górskim dajemy pierszeństwo przed innymi. Ryby ze strumyków odsuwamy, a ryby z bagien i błot mające smak nieprzyjemny chętnie darujemy każdemu. Kto oddycha powietrzem bagien i błot, karmi swe płuca zarazą. To samo powietrze wdychane po raz trzeci, działa trująco – powiada pewien słynny lekarz. Gdybyż ludzie chcieli to zrozumieć i starali się o możliwie czyste, świeże powietrze w swym mieszkaniu a szczególnie w sypialni, uniknęliby wielu dolegliwości i chorób.
Powietrze czyste psuje się przez oddychanie. Wiemy o tym dobrze, że 1 -2 ziarnka kadzidła rzucone na żar napełniają swym zapachem cały pokój. I o tym wiemy także, że 15-20 pociągnień cygara lub fajki wystarczy, aby w wielkiej przestrzeni czuć było dym tytoniowy, Czasem rzecz drobna, nieznaczna, wystarczy do zepsucia powietrza w sposób taki lub inny, przyjemny lub nieprzyjemny. Czyż oddychanie nie jest do takiego dymu podobne?
Ile oddechów czynimy w 1 minucie, w 1 godzinie, ile w dzień, w nocy? Jakżesz zepsute musi być potem czyste powietrze jakkolwiek dymu nie widzimy? A jeżeli pokoju nie przewietrzam, czyli, jeżeli nie odnawiam złego, przez kwas węglowy zepsutego powietrza, ile to zepsutych i zepsucie szerzących czynników dostaje się do piersi? Skutki mogą być i muszą być złe i szkodliwe.
Jak oddychanie i wyziewy, podobnie działa szkodliwie na czyste zdrowe powietrze za wielkie ciepło, w szczególności wielkie ciepło pokojowe. I ono psuje powietrze, a że pochłania i niszczy kwasoród, pierwiastek ożywiający powietrze, jest więc do oddychania szkodliwy, do utrzymania życia niezdolny. 12-14 R (15-18 stopni C przyp. Klapuch) ciepła wystarcza w pokoju, 15 stopni (19 stopni C przyp. Klapuch) nie należy nigdy przekroczyć.
Staraj się o dokładne przewietrzanie całego pomieszczenia i rób to codziennie z konsekwencją i wytrwałością w ten sposób, aby nikomu nie sprawiało przykrości, a służyło dla zdrowia każdemu. Szczególniejszą zaś troskliwość zwracaj na sypialnie i przewietrzanie łóżek.
Powiedziałem to co uważałem za stosowne powiedzieć w tym miejscu. To co powiedziałem wystarcza do wytworzenia sobie obrazu pukającego obcego przybysza, możesz go po przyjacielsku przyjąć, lub nie wysłuchawszy od drzwi odprawić. Na oba rodzaju przyjęcia jestem przygotowany i oświadczam, że z obydwóch będę zadowolony. (…)
ŚRODKI HARTUJĄCE
środki hartujące są następujące:
1. Chodzenie boso.
2. Chodzenie boso po mokrej trawie.
3. Chodzenie boso po mokrych kamieniach.
4. Chodzenie boso po świeżo spadłym śniegu.
5. Chodzenie boso w zimnej wodzie.
6. Kąpiel zimnych rąk i nóg.
7. Polewanie kolan (połączone z polaniem górnym lub bez niego).
I. Chodzenie boso jest najnaturalniejszym i bardzo indywidualnym środkiem hartowania się.
Można go w różnorodny używać sposób odpowiednio do rozmaitego stanu i wieku. Niemowlęta, które są zupełnie skazane na pomoc drugich i w pieluchach lub poduszkach ciągle przebywają w pokoju, nie powinny nigdy nosić okrycia na nogach. O, gdybym mógł to jako silną i niewzruszoną regułę wpoić wszystkim rodzicom, a szczególnie zanadto troskliwym matkom! Przejęci uprzedzeniami rodzice, jeżeli tego nie chcą zrozumieć, niechaj zlitują się nad nieporadnym maleństwem i przynajmniej takie im dają okrycie, przez które łatwo świeże powietrze może przedostać się do skóry.
Umieją sobie same dopomóc dzieci, kiedy już stać i chodzić potrafią. Porzuciwszy wzgląd na ludzi, zrzucają z nóg dręczące trzewiki i pończochy, i są szczęśliwe, gdy mogą do woli, szczególnie w wiosennej porze, biegać na bosaka. Nieraz zakrwawi się palec, ale to nie powstrzymuje ich bynajmniej; wnet znowu biegają boso. Dzieci czynią to instynktownie, idąc za tym popędem natury, który i my starsi odczuwalibyśmy, gdyby nam rozumu nie odebrała szablonowa, modna cywilizacja, która tylko uciska, a wszystko co naturalne odrzuca. (…)
Rozsądni rodzice, którzy chętnie chcieliby pozwolić dzieciom tej uciechy, lecz mieszkają w mieście nie mają ogrodu ani trawnika mogą im polecić chodzić boso po pokoju, korytarzu itp. Chodzi o to, aby nogi, jak twarz i ręce, świeżym odetchnęły powietrzem i poruszały się w nim do woli.
Nie potrzebuję upominać ludzi dorosłych, żyjących na wsi, ci chodzą wiele boso i nie zazdroszczą mieszkańcom miast eleganckich, dopasowanych, lakierowanych tortur, uciskających nogi trzewików i pończoch. Nierozsądni wieśniacy z manierami miastowymi, którzy wstydzą się postępować tak, jak inni, są ukarani dosyć przez własną zarozumiałość. Ci co zachowują starą modę, niechaj wiernymi pozostaną dobrej tradycji.
W mojej młodości chodzili na wsi wszyscy boso; dzieci i dorośli, ojciec i matka, brat i siostra. Do szkoły, do kościoła milami iść trzeba było. Rodzice dawali nam kawałek chleba i parę jabłek na drogę, skarpetki i trzewiki do okrycia nóg. Lecz te wisiały zazwyczaj na plecach lub ramieniu aż do progu szkoły lub kościoła – nie tylko w lecie lecz i w zimniejszej porze roku. Zaledwie z początkiem wiosny na wyżynach mojej ojczyzny śnieg zaczął tajać, rozdeptywaliśmy bosymi nogami jego resztki śladów w ziemi i czuliśmy się przy tym zdrowi, weseli i swobodni.
Jasna rzecz, że ludzie dorośli w miastach, nie mogą czynić tego ćwiczenia. Jeżeli w swych uprzedzeniach zaszli tak daleko, iż mniemają, że dostaliby reumatyzmu, kataru, chrypki itd., gdyby ich delikatne nogi przy rozbieraniu się lub ubieraniu choćby przez oka mgnienie stanęły na gołej podłodze salonu a nie na ciepłym, miękkim kobiercu – wtedy zostawiam ich zupełnie w spokoju. Gdyby jednak który chciał przecież coś uczynić dla zahartowania się, cóż mu przeszkadza przechadzać się w pokoju przez dziesięć minut, 1/4 lub 1/2 godziny, bezpośrednio przed spaniem lub wstawszy rano? Aby jednak nagle rozpocząwszy, nie czuć tego jednak zbyt silnie, można najpierw chodzić w skarpetach, później boso, wreszcie przed każdym spacerem zamaczać nogi w zimnej wodzie aż do kostek. (…)
Do matek zwracam się tu z kilku słowami. (…) W pierwszym rzędzie powołanymi są matki do wychowania dorodnego i mocnego pokolenia, do usunięcia zniewieściałości, która tak wielkie spustoszenia w ludzkości sprawia, osłabienia, niedokrwistości, nerwowości i jak się tam dalej nazywają owe upiory ssące zdrowie i skracające życie. Mogą zapobiec temu przez rozumne hartowanie dziecka od młodości. Powietrze, pożywienie, ubranie są to potrzeby niezbędne dla niemowlęcia jak i starca. Im czystsze powietrze, którym oddycha maleństwo, tym lepsza jest krew. Aby słabe stworzonko szybko przyzwyczaić do przebywania na świeżym powietrzu, dobrze czynią matki, gdy po codziennej ciepłej kąpieli zanurzają je na 2, 3 sekundy w zimniejszej wodzie (o ciepłocie takiej jaką ma woda stojąca na słońcu) lub szybko zimną obmywają. Sama ciepła woda rozdelikaca i zwątla, zimne obmycie pod koniec – wzmacnia, hartuje i pomaga do zdrowego rozwoju ciała.
Z początku będzie dziecko płakać, ale po 3-cim, 4-tym razie przestanie. Takie hartowanie wzmacnia małe dzieci przeciw tak u nas częstym zaziębieniom i tychże następstwom. Rozumne matki zyskują nadto, nie potrzebując wydawać na ciężkie, nie dopuszczające powietrza ubrania lub na wełniane otulania, które doprawdy oburzają każdego myślącego człowieka. W tym punkcie grzeszy się okropnie przeciw zdrowiu dziatek. Delikatne ich ciało siedzi prawdziwie w gorejącym wełnianym piecu; ugina się też pod ciężarem okryć i obwiązelc; głowa owinięta tak, że ani dobrze słyszą, ni widzą; szyja, którą przede wszystkim hartować należy, posiada oprócz ogólnych, jeszcze szczególniejsze przybory do ogrzewania, zamykające zupełnie powietrze. Kiedy mamka z dzieckiem na ręku wychodzi na spacer lub wyjeżdża, rozpieszczająca je matka jeszcze raz wybiega oglądnąć, czy każdy kącik starannie jest otulony, zamknięty. Przy takich stosunkach, przy zupełnym zaniedbaniu rozumnego hartowania, któż dziwić się będzie, że dyfteria, angina itd. porywają rocznie tysiące tych małych istotek, którym lada powiew wiatru szkodzi? Po cóż się dziwić, że w rodzinach roi się od cherlaków, lub, że użalają się matki na nieznane najpierw u dziewcząt słabości, jak blednicę, kurcze, histerię itd. A któż policzy duchowe choroby, owe zwiędłe kwiaty i zgniłe owoce ciała, które zanim się normalnie rozwinęło, już powoli zanikać zaczyna? „Mens sana in corpore sano”. Zdrowa dusza mieszka tylko w zdrowym ciele. Główny warunek rozwoju wytrwałego zdrowia stanowi jak najwcześniejsze hartowanie. Oby matki zawczasu i gruntownie poznały zadanie swoje i odpowiedzialność, jaka na nich ciąży, i nie opuszczały żadnej sposobności dobrej rady z dobrego źródia.
II. Szczególniejszym a bardzo skutecznym rodzajem chodzenia boso, jest chodzenie po mokrej trawie, mniejsza o to czy ona przez rosę, deszcz, lub polanie została zmoczona. Im trawa jest bardziej mokra, im dłużej trwa chodzenie, im częściej może być powtarzane, tym znakomitszy jego skutek. (…)
III. Chodzenie po mokrych kamieniach podobne sprawia skutki, jak chodzenie po mokrej trawie a dla wielu jest ono łatwiejsze i wygodniejsze. W każdym domu znajdzie się większa lub mniejsza przestrzeń wyłożona kamieniami w sieni, pralni, piekarni itp.; wystarczy ona do spacerowania boso. (…) Do moczenia kamieni używa się dzbanka lub ogrodowej koneweczki, polewa się wodę w kształcie smugi, która się przez deptanie rozszerza. Gdyby kamienie wysychały za szybko, należy polewanie powtórzyć raz drugi i trzeci; najlepsza do tego jest bardzo zimna woda. (…)
Kto miewa zimne nogi, zapada na gardło, zakatarza się łatwo, bije mu krew do głowy, i stąd cierpi ból głowy – ten niech często chodzi po kamieniach. Dobrze jest, gdy do wody doleje nieco octu, zanim podleje kamienie.
Stosuje się te same reguły, dotyczące okrycia i ruchu, co i przy chodzeniu po trawie. Chodzić po kamieniach można choć nogi są zimne – (nie rozgrzane).
IV. Chodzenie po świeżo spadłym śniegu, przewyższa w skutkach obydwa poprzednie zabiegi.
Mówię wyraźnie w świeżo spadłym śniegu, który się lepi lub jak proch do nóg przylega; śnieg stary, twardy, zmarznięty, ziębi zanadto i nie zda się na nic. Spacerować również nie można, gdy zimny, przenikliwy wiatr wieje, poleca się jednak na wiosnę, gdy śnieg taje od słońca. Znam wielu, którzy w rozmokłym śniegu spacerowali 1/2, 1, a nawet 1 1/2 godziny z najlepszym skutkiem. Potrzeba tylko było w pierwszych minutach nieco przezwyciężenia się; wkrótce znikło wszelkie uczucie przykrości lub zimna. Zazwyczaj chodzi się po śniegu przez 3-4 minuty. Zaznaczam wyraźnie, nie można stać spokojnie, trzeba chodzić.
Zdarza się nieraz, że delikatne, i od zewnętrznego powietrza odwykłe palce nie mogą znieść śniegowego zimna, i zapadają na śniegową gorączkę tj. stają się suche, rozpalone, pieką boleśnie i obrzmiewają. Nie ma nic niebezpiecznego, nie trzeba się lękać, uzdrowienie następuje szybko, skoro się palce częściej obmyje wodą pomieszaną ze śniegiem lub lekko się śniegiem naciera.
Marsz po śniegu można zastąpić jesienią chodzeniem po trawie, gdy szron spadnie. Uczucie zimna jest wtenczas o wiele dotkliwsze, gdyż ciało w tej przejściowej porze roku za mało jeszcze od ciepła lata odwykło. (…)
O tym środku hartującym powiadają, że głupota, błazeństwo dobre do nabawiania się kataru, reumatyzmu, cierpień gardłowych i wszelkich innych okropności. Proszę się tylko przezwyciężyć i spróbować, a wkrótce można się będzie przekonać, że zarzuty są bezpodstawne, i że bieg po śniegu zamiast szkody – wielkie przynosi korzyści. (…)
Przytoczone tu środki hartujące powinny wystarczyć. Można ich używać w każdej porze roku, w zimie i w lecie. W zimie zabieg trwa krócej, natomiast ruch po nim trwa nieco dłużej. Nie przyzwyczajeni niechaj nie rozpoczynają w zimie hartowania się. Szczególnie niech wystrzegają się tego anemiczni (niedokrwieni), ci którzy na wewnętrzne skarżą się zimno, a przez wełnianą odzież stali się wrażliwi i delikatni. Mówię to nie dlatego, jakobym się złych następstw z tego obawiał, lecz obawiam się, aby się nie odstraszono od rzeczy na wkroś dobrej. (…)
Szanownych zaś czytelników, którzy o przytoczonych powyżej rzeczach może nigdy nawet nie słyszeli, upraszam, aby zanim rzucą wzrokiem potępienia, zrobili choćby maleńką próbkę. Jeżeli ona na moją wypadnie korzyść, będzie mnie to cieszyło nie ze względu na osobę moją, lecz ze względu na ważność rzeczy. W życiu zrywa się wiele burz zagrażających zdrowiu ludzkiemu. Szczęśliwy ten, kto korzenie jego (zdrowia) dobrze hartowaniem umocował, skierował w głąb i ufundamentował silnie.
Wpis został przeczytany 2212 razy 🙂