Artykuł z „http://polityka.onet.pl/artykul.asp?DB=162&ITEM=1141013&MP=1”, 19.VI.2004
Odłóż na bok tę broń
Nie nadużywajmy antybiotyków
Zużywamy coraz więcej antybiotyków, często zupełnie niepotrzebnie. Z tego powodu medycynie grozi cofnięcie się w rozwoju o pięćdziesiąt lat, gdyż bezmyślnie pozbawiamy się najskuteczniejszej broni w walce z chorobotwórczymi mikrobami.
MARCIN ROTKIEWICZ
Od rana czułem się źle – bolały mnie mięśnie, miałem gorączkę. O tej porze roku to nic nadzwyczajnego. Lekarka, po rutynowym osłuchaniu płuc i obejrzeniu gardła szybko postawiła diagnozę: przeziębienie, ale trzeba wziąć antybiotyk. Przypadek chciał, że tego samego dnia spotkałem znajomego lekarza specjalizującego się w chorobach zakaźnych. Zapytałem go o zdanie na temat przepisanego antybiotyku. Jego diagnoza była prosta: zaatakował mnie wirus podobny do wywołującego grypę, ale mniej groźny. Jedyne co powinienem robić, to brać środki przeciwzapalne na złagodzenie objawów i zbicie gorączki, pić herbatę z sokiem malinowym i wygrzać się w łóżku.
Takich osób jak ja, którym niepotrzebnie przepisuje się antybiotyki, jest w Polsce i na świecie tysiące. Zwłaszcza teraz, gdy zaczyna się grypa, a przede wszystkim przypominające ją infekcje wirusowe. Wielu lekarzy przepisuje wówczas lekką ręką antybiotyki. A pacjenci pokornie je łykają, nie zdając sobie sprawy, że leki te skuteczne są wyłącznie w walce z bakteriami. Na wirusy pomogą tyle co mleko z miodem i cytryną.
Pewnie chodzi tu o herbatę z miodem i cytryną, bo mleka z cytryną nie da się wypić… (przyp. Klapuch)
(…)w USA przed pięćdziesięciu laty produkowano ponad 900 ton antybiotyków rocznie, a dzisiaj wytwarza się ich 11 tys. ton.
W Polsce sytuacja wygląda jeszcze gorzej. W sezonie jesienno-zimowym sprzedaż antybiotyków poza szpitalami wzrasta nawet czterokrotnie, choć w okresie tym ludzie chorują przede wszystkim na infekcje wirusowe. W ciągu ostatnich siedmiu lat konsumpcja tego rodzaju medykamentów zwiększyła się u nas o 30 proc.
Przeprowadzone niedawno przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego wyliczenia wykazały, że jesteśmy w ścisłej czołówce zjadaczy antybiotyków w Europie – zajmujemy piąte miejsce. – Nie da się ukryć – Polacy są lekomanami. W naszym kraju średnio 25 osób na tysiąc codziennie przyjmuje antybiotyki, a 90 proc. antybiotyków zużywanych jest w leczeniu poza szpitalami – mówi dr Paweł Grzesiowski, specjalista w dziedzinie profilaktyki zakażeń z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego w Warszawie. (…)
Rezultat takiej nonszalancji to 40 proc. szczepów bakterii paciorkowców, wywołujących zapalenie płuc, których nie daje się już leczyć penicyliną. W Polsce takich szczepów jest 15 proc. Antybiotyki przestają działać ¬także na inne bakterie – między innymi szpitalne gronkowce oraz pałeczki jelitowe (te ostatnie wywołują biegunki i choroby układu moczowego). Niektórych szczepów gronkowców nie można zwalczyć nawet wankomycyną, najsilniejszym z antybiotyków, uważanym do niedawna za lek ostatniej szansy. – Zdarza się, że ludzie umierają z powodu infekcji bakteryjnej rozwijającej się podczas pobytu w szpitalu, którą jeszcze kilka lat temu udałoby się bez większych problemów wyleczyć antybiotykami – mówi dr Grzesiowski.
Nie jest tajemnicą, jak bakterie neutralizują działanie antybiotyków. Dzieje się tak dzięki licznym mutacjom w ich materiale genetycznym, w wyniku których pojawiają się geny oporności na lek. Takie cenne geny drobnoustroje potrafią wymieniać między sobą. Czasami pomagają im w tym wirusy. Na to wszystko nakłada się bezmyślne postępowanie człowieka. Zażywane antybiotyki, atakując bakterie, w pierwszej kolejności niszczą te mikroby, które są na lek najbardziej wrażliwe. Gdy więc zastosuje się zbyt niskie jego dawki lub będzie się go podawać zbyt krótko, przeżyją tylko najbardziej oporne drobnoustroje. Dlatego tak niebezpieczne jest branie antybiotyków na własną rękę lub przerywanie kuracji.
Inny powód to nadmierne i niepotrzebne stosowanie antybiotyków. Leki te zabijają oprócz chorobotwórczych również te bakterie, które żyją w naszym organizmie lub otoczeniu nie czyniąc nikomu krzywdy. Ich miejsce mogą jednak zająć mikroby oporne na antybiotyk i dla nas niebezpieczne. Wreszcie trzecie zjawisko: niektóre niegroźne bakterie w pewnych warunkach stają się chorobotwórcze. Część z nich ma bowiem naturalną oporność na antybiotyki. Jeśli więc wyeliminujemy konkurujące z nimi i ograniczające ich liczebność szczepy, zaczną się mnożyć i rozprzestrzeniać. „Jeszcze pięć lat temu nie słyszano o zagrożeniu bakteriami takimi jak Acinetobacter i Xanthomonas, a dziś stały się one śmiertelnym zagrożeniem dla pacjentów szpitali, wywołując infekcje przenoszone przez krew” – pisze na łamach „świata Nauki” prof. Stuart Levy.
Przykazania dla pacjentów:
nie nalegać na lekarzy, żeby przepisywali antybiotyki;
gdy zostaną zaordynowane, zażywać je zgodnie ze wskazaniami lekarza, przeprowadzić kurację do końca, nie przechowywać pigułek na później;
myć dokładnie owoce i warzywa, unikać surowych jajek i niedogotowanego mięsa, szczególnie mielonego; również dlatego, że z powodu nadużywania ¬antybiotyków w hodowlach produkty te mogą zawierać lekooporne bakterie;
używać mydeł i innych produktów zawierających substancje antybakteryjne tylko do pielęgnacji chorych, których układ odpornościowy jest osłabiony;
myjąc podłogę w domowej kuchni, toalecie czy łazience nie stosować środków antybakteryjnych – wystarczy zwykłe mydło i detergenty.
Dlatego skandalem jest stosowanie antybiotyków w rolnictwie, gdzie dodaje się je masowo do pasz, aby przyspieszyć przyrost masy kurcząt, świń, cieląt i owiec. Antybiotyki zabijają bowiem niektóre szczepy bakterii w ich przewodzie pokarmowym, co zmniejsza częstość infekcji jelitowych, np. biegunek. Przypuszcza się również, że zmiany we florze bakteryjnej przewodu pokarmowego powodują lepsze wchłanianie pokarmu, a w rezultacie przyrost masy zwierząt. Także w sadownictwie stosuje się opryski antybiotykami. Często są one roznoszone wraz z wiatrem po całej okolicy.
– Za chwilę medycyna cofnie się do okresu sprzed pół wieku, czyli czasów przedantybiotykowych, marnując w ten sposób jedną z największych zdobyczy XX-wiecznej nauki. trudno sobie nawet wyobrazić konsekwencje tej sytuacji – mówi dr Grzesiowski. Tym bardziej że kandydatów na nowe, skuteczniejsze leki antybakteryjne nie widać.
W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku koncerny farmaceutyczne uznały, że już poradziliśmy sobie z chorobami zakaźnymi i mocno ograniczyły wydatki na poszukiwanie nowych antybiotyków. Dziś też nie kwapią się do prowadzenia badań nad tego typu lekami. Zdają sobie sprawę, że nowy antybiotyk wprowadzony na rynek kosztem ogromnych nakładów finansowych za kilka lat okaże się nieskuteczny wobec opornych szczepów bakterii.
Czy w takim razie znaleźliśmy się w sytuacji bez wyjścia? Na pewno warto inwestować w szkolenie lekarzy, by rozsądniej gospodarowali antybiotykami. Tak jak zrobiono to w krajach północnej Europy. Rezultaty widać w Holandii, gdzie na przykład tylko 3 proc. szczepów paciorkowców jest opornych na penicylinę – podczas gdy, przypomnijmy, we Francji 40 proc., a w Polsce 15 proc. trzeba również zadbać o poprawę diagnostyki w polskich szpitalach. Pacjentom należy najpierw pobierać posiew, na jego podstawie identyfikować bakterie i dobierać odpowiedni antybiotyk, a nie leczyć w ciemno. Według dr. Grzesiowskiego karygodnym zjawiskiem jest szafowanie antybiotykami przez weterynarzy, a zwłaszcza dodawanie ich do pasz dla zwierząt. To ostatnie powinno zostać zabronione, tak jak we wszystkich krajach Unii Europejskiej.
W Polsce antybiotyki muszą wreszcie stać się grupą leków chronionych, czyli pod specjalnym nadzorem. Nie tylko ze względu na zagrożenie pojawiania się lekoopornych bakterii. Także z przyczyn finansowych. Wydatki na antybiotyki stanowią obecnie 10 proc. kosztów refundacji wszystkich leków oraz około 30 proc. nakładów szpitali na zakup leków. W tym roku Ministerstwo Zdrowia zaakceptowało opracowany w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego „Narodowy program ochrony antybiotyków w Polsce”. Jego głównym celem jest powstrzymanie rosnącej konsumpcji antybiotyków zarówno w medycynie jak i weterynarii. Po pierwsze dzięki stałemu monitorowaniu zużycia tego typu leków, np. w szpitalach i przychodniach, ale również poprzez edukację społeczeństwa. Podobny program jest od trzech lat realizowany we wszystkich krajach Unii Europejskiej. W Polsce, według projektu, powinny zaangażować się w jego realizację różne agendy rządowe oraz organizacje pozarządowe. Miejmy nadzieję, że założenia programu nie pozostaną tylko na papierze i przestaniemy lekkomyślnie marnotrawić jedyną broń, jaką dysponujemy w walce z bakteriami.
Wpis został przeczytany 2007 razy 🙂