admin

sie 132013
 

Antybiotyki, rozmowa z dr Pawłem Grzesiowskim


Artykuł z „http://rozmowy.onet.pl/artykul.html?ITEM=1141187&OS=54880”, 19.VI.2004, (wybrane pytania)

dr Paweł Grzesiowski: Dzień Dobry, Witam Państwa i czekam na pytania.

radekw: Czy antybiotyki używane w leczeniu przeziębień u małych dzieci mogą być niebezpieczne?
dr Paweł Grzesiowski: Tak, przeziębienie to choroba wirusowa, jeśli podamy antybiotyk nie leczymy wirusa a dodatkowo niszczymy florę dziecka.

zulka: Dlaczego lekarze zapisują antybiotyki stwierdzając infekcję wirusową? Przeczą w ten sposób sami sobie i swoim kwalifikacją
dr Paweł Grzesiowski: Nic dodać nic ująć.

Histronics: Czy można mówić o jakimkolwiek działaniu leczniczym naturalnych antybiotyków zawartych w cebuli i czosnku skoro rośliny te spożywamy na co dzień?
dr Paweł Grzesiowski: Oczywiście TAK, należy tylko uwzględnić ilość spożywanych warzyw – zjedzenie plasterka cebuli nie ma znaczenia, ale wypicie kilku łyżek syropu z cebuli może wyraźnie pomóc.

iza4: czy jest jakaś grupa antybiotyków, którą można zastąpić lekami homeopatycznymi? buba: homeopaci twierdzą ,że temperatura nawet do 40*C ( przy grypie , anginie ) nie powinna być powodem do zastos. antybiotyków ,czy ryzykować stosowanie leków homeopat. w takich sytuacjach ?
dr Paweł Grzesiowski: Niestety nie. Homeopatia nie ma bezpośredniego przełożenia na zabijanie bakterii, szczególnie w ciężkich zakażeniach.
dr Paweł Grzesiowski: Wysoka temperatura nie może być jedynym wskazaniem do podania antybiotyku,. Często wirusowe infekcje przebiegają z wysoką gorączką.

olga2: Czy są jakieś choroby przy których szczególnie niebezpieczne jest stosowanie antybiotyków???????
dr Paweł Grzesiowski: Tak, są to np. problemy jelitowe ponieważ antybiotyki niszczą florę bakteryjną. Nie powinno się stosować niektórych antybiotyków u chorych na nerki lub wątrobę.

iza4: czy to prawda, że częste chorowanie i zażywanie antybiotyków może być przyczyną bezpłodności?
dr Paweł Grzesiowski: Nie słyszałem o tym, ale to o niczym nie świadczy. Można by spekulować, że jest to możliwe wtedy, gdy całkowicie zniszczymy własną florę bakteryjną.

KoCuRo: Dzień dobry! mam pytanie. Już od kilku lat mniej więcej od połowy września do stycznia bardzo szybko się przeziębiłam. Staram się brać dużo witamin, jeść owoce. Jednak co roku jest ta sama sytuacja. Co mogę zrobić by jakoś sobie z tym poradzić?
dr Paweł Grzesiowski: To zależy od Twojego wieku, wykonywanej pracy i wielu innych czynników. Wiadomo, że jesień i zima to okres zwiększonej zachorowalności na wirusowe przeziębienia. „Służy” temu suche powietrze w domach (kaloryfery), alergia na roztocza, jak również przegrzewanie.

buba: Jakie objawy towarzyszące przeziębieniu u dzieci 10 letnich powinny pana zdaniem skłonić lekarza do zaordynowania antybiotyku , do „ którego momentu „ można leczyć domowymi sposobami ? Natalia___: A co z osobami uczulonymi na antybiotyki jakie mogą być reakcje ? Czy tylko wysypka, opuchlizna ?
dr Paweł Grzesiowski: Dziesięciolatek zakażony bakteriami w układzie oddechowym powinien mieć gorączkę, ropny katar lub odkrztuszanie, albo zapalenie ucha, aby otrzymał antybiotyk. Tak na prawdę są to rzadkie sytuacje – czasami raz, dwa w roku.

damajar: CZY JOGURTY STANOWI¡ OS£ONĘ ORGANIZMU W CZASIE LECZENIA ANTYBIOTYKAMI
dr Paweł Grzesiowski: Jogurty mogą stanowić taką osłonę, ale musza zawierać żywe kultury bakterii

damajar: Czy antybiotyk może rozwinąć w organizmie uśpione dotąd inne choroby?
dr Paweł Grzesiowski: To jest możliwe. Antybiotyk zabijając jedne bakterie zostawia pole dla innych.

Penicylina: Jak zapobiegać grzybicom, które nam zagrażają po kuracji antybiotykami?
dr Paweł Grzesiowski: Jak najrzadziej stosować antybiotyki a w trakcie kuracji antybiotykiem przyjmować probiotyki (np. jogurt)

Penicylina: Co robić, jeśli objawy grypy nie ustępują przez tydzień?
dr Paweł Grzesiowski: Pójść do lekarza i niekoniecznie prosić o antybiotyk.

m_grzanka: czy nie sadzi pan ze cala medycyna poszła w trochę złym kierunku? kiedyś byli lekarze którzy poświęcali się dla ratowania życia, a teraz chodzi o to, żeby wypisać jak najwięcej recept i pojechać na wycieczkę reszta się nie liczy.
dr Paweł Grzesiowski: Zgadzam się, jesteśmy poddawani stałemu naciskowi na branie różnych „używek”, w tym także leków i witamin. Koncerny farmaceutyczne sprzedają leki jak każdy inny towar a lekarz jest tylko pośrednikiem między firma a pacjentem. Dlatego konieczna jest zewnętrzna kontrola lekarzy wypisujących recepty i mądra współpraca z przemysłem farmaceutycznym.

marek_zegarek: co Pan sadzi na temat czosnku? czy naprawdę jest on taki dobry i czy ma działanie takie jak antybiotyk??
Penicylina: Czy zamiast antybiotyku można przyjmować np. nalewkę czosnkową? Mówi się wiele o antybakteryjnym działaniu tego warzywa.
dr Paweł Grzesiowski: czosnek zawiera substancje przeciwwirusowe i przeciwbakteryjne ale tylko świeży, lub w postaci wyciągu, lub wywaru. Nalewka czosnkowa – jest dobra i zdrowa!

m_grzanka: O. Klimuszko ten od ziół powiedział kiedyś, że organizm po kuracji antybiotykowej wygląda jak las po pożarze, jak jest naprawdę? Czy jeśli antybiotyki tak strasznie niszczą nasz organizm to czy przypadkiem nie bardziej szkodzą niż pomagają?
dr Paweł Grzesiowski: jeśli są nadużywane to na pewno bardziej szkodzą niż pomagają.

Viki: Bo ja czegoś nie rozumiem.. podobno antybiotyki niszczą wyłącznie bakterie, na wirusy nie działają. A jak ktoś przy zwykłym wirusowym przeziębieniu weźmie antybiotyk to czemu mu to pomaga..?
dr Paweł Grzesiowski: To się nazywa efekt placebo, tzn. równie dobrze można byłoby łykać cukier w tabletkach. Wiele chorób ustępuje samo w ciągu kilku dni a podanie antybiotyku nic tu nie przyspiesza.

goja: czy anemia i podwyższona ilość białych ciałek (ponad 10 000) mogą być spowodowane długotrwałym stosowaniem antybiotyków – tetracyklina?
dr Paweł Grzesiowski: nie można tego wykluczyć, są to antybiotyki niszczące florę jelitową, która bierze udział w produkcji witamin wspomagających powstawanie krwinek.

niewolnica_pani_Kubackiej: (…) czy od antybiotyków organizm może się uzależnić??
dr Paweł Grzesiowski: Uzależnić tak jak od narkotyku – NIE, ale odporność osoby, która przewlekle przyjmuje antybiotyki ulega osłabieniu i w tym sensie uzależnia ją od tych leków.

cixi: czy częste przyjmowanie antybiotyków przez wiele lat może być przyczyną alergii?
dr Paweł Grzesiowski: Tak. Są na to dowody naukowe.

marek_zegarek: mówimy o szkodliwości antybiotyku, a co dokładnie się dzieje szkodliwego w organizmie? na czym polega to niszczenie organizmu??
dr Paweł Grzesiowski: Antybiotyk niszczy własną florę oraz selekcjonuje oporne szczepy. Ponadto może powodować różne działania toksyczne jak np. uczulenia, biegunkę, wysypkę.

ania4: jak to z tymi autoszczepionkami na gronkowca czy ma Pan jakieś doświadczenia
Autoszczepionki są eksperymentem medycznym, który nie daje trwałej pamięci immunologicznej, co oznacza, że „kuracja” musi być wielokrotnie powtarzana. Dodatkowo autoszczepionki nie są sprawdzone pod względem bezpieczeństwa. Nigdzie na świecie poza Polska o autoszczepionkach się nie pisze prac naukowych.

Papus: Panie doktorze, dlaczego nie są popularyzowane naturalne metody leczenia, dlaczego nawet ludzie z tytułami, tak zaciekle walczą z medycyna naturalna, ziołolecznictwem np??
dr Paweł Grzesiowski: Wciąż brakuje nam dobrze udokumentowanych wyników leczenia lekami pochodzenia naturalnego. Ale nie upoważnia to do zwalczania tych metod, bo jak wiadomo setki pokoleń z powodzeniem stosowały zioła i inne leki naturalne na podstawie obserwacji ich działania na ludzki organizm.

dr Paweł Grzesiowski: Bardzo dziękuję za spotkanie i bardzo ciekawe pytania. Pozdrawiam.

 Posted by at 13:32
sie 132013
 

trucizny


Napotkałem w prasie dwa dosyć ciekawe artykuły. Poruszają problemy otaczających nas trucizn – w domu i w biurze. Tematy te idealnie pasują do charakteru tej strony więc nie potrafiłem się oprzeć. Oto i one:


„Mieszkania trują powoli i podstępnie, najczęściej niezauważalnie. Duża część najgroźniejszych substancji jest zupełnie bezwonna. Inne wydzielają zapachy, do których na własną zgubę szybko się przyzwyczajamy biorąc je za naturalny smród ogniska domowego. Zwykle podtruwa nas wiele chemikaliów równocześnie, w małych stężeniach, lecz przez długie lata. Gdyby powietrze w mieszkaniu musiało spełniać takie normy, jakie obowiązują w przemyśle (przynajmniej niemieckim), miliony ludzi dostałyby zakaz przebywania we własnych czterech ścianach.

Domatorzy zapadają na „chorobę mieszkań”, zwaną też „zespołem chorych domów”. Jej objawy to przewlekła bezsenność, bóle głowy, łzawienie oczu, pogorszenie pamięci i zdolności koncentracji. W każdej chwili można też doznać nagłego zatrucia i paść jak kawka – ofiara cywilizacji.

Formaldehyd

Nie ma od niego ucieczki. Jest wszędzie: w dezodorantach, farbach, gumie, klejach, kosmetykach, lakierach, lekach, mazakach, metalach, mydłach, papierze, paście do zębów, wyrobach skórzanych, szamponach, proszkach do prania, tekstyliach itp. Powoduje kaszel i katar, astmę, egzemy, wypadanie włosów, a nawet raka. Najwięcej formaldehydu emitują płyty paździerzowe, szczególnie stare i tanie, używane do produkcji mebli, sufitów i ścian.

Rada: wyjedź na dłużej, aby sprawdzić, czy poza domem czujesz się lepiej. Jeśli tak, fachowcy zalecają poddanie mieszkania przeróbce. Obwąchaj ściany, wydłub dziurę w stole, by zbadać, czy zrobiono go z płyty paździerzowej. Jeśli nie stać cię na nowe meble z pełnego drewna, wyszperaj coś na strychu lub w składzie staroci. Uwaga: zżartej przez korniki szafy po pradziadku nie wolno malować czy lakierować (patrz PCF).

Chlorowcowane węglowodory (FCWW)

Robią dziurę ozonową nad Ziemią. Dlatego uświadomiony konsument rezygnuje z aerozoli. Używaj tylko dezodorantów w kulce. Przy zakupie lodówki lub zamrażarki sprawdzaj, co w niej jest cieczą chłodzącą. Natknąwszy się na nieodpowiednią ciecz chłodzącą, pikietuj sklep z transparentem: „Chrońmy ozon!”.

Chlorowane węglowodory (CWW)

Czyhają w rozpuszczalnikach. Przenikają przez skórę i atakują ośrodkowy układ nerwowy. Mogą też kumulować się w mózgu, nerkach, sercu, wątrobie. Jedyna rada: kupuj środki ekologiczne, w Niemczech oznakowane niebieskim aniołem. W Polsce możesz liczyć najwyżej na Anioła Stróża.

Polichlorodwufenyle

Używane jako składniki farb i lakierów powodują uszkodzenie wątroby, śledziony, nerek. W Unii Europejskiej od dawna zakazane. Mimo to wszechobecne są: w tłuszczu ludzkim i zwierzęcym, w kobiecym mleku. Spróbuj przejść na ekstremalny wegetarianizm.

Pięciochlorofenol (PCF)

Tkwi w środkach do konserwacji drewna. Przez wiele lat wydziela toksyczne pary. Osoby zatrute są stale senne i tracą na wadze. W cięższych przypadkach tracą przytomność. Rada: kupując meble lub boazerię zażądaj od sprzedawcy pisemnego oświadczenia, że drewno nie zostało zabezpieczone pięciochlorofenolem. Nie zrażaj się, jeśli sprzedawca uzna cię za wariata.

Polichlorek winylu (PCW)

Popularne tworzywo sztuczne, z którego robi się rury, żaluzje, obrusy, zasłony, opakowania, zabawki itp. Zawiera rakotwórcze monomery chlorowinylowe. Na szczęście nowoczesne produkty z PCW wydzielają mało monomerów. W razie pożaru wykładziny podłogowe z tego tworzywa emitują straszliwe trucizny – dioksyny i chlorowodory. Ale być może pożar cię załatwi, zanim się otrujesz.

Azbest

Od dawna wiadomo, że nawet jedno włókienko może wywołać raka płuc. W Niemczech azbest był przyczyną zgonu co najmniej 10 tys. osób. Mimo to nadal jest stosowany, głównie do produkcji materiałów budowlanych, na co niestety nie mamy wpływu. Należy sprawdzić, czy w gospodarstwie domowym nie ma przedmiotów zawierających azbest, np. suszarki. Rozbierz suszarkę, szukając azbestu. Jeśli go znajdziesz, uważaj, bo może się zdarzyć, że jakieś włókienko wraz z wdychanym powietrzem wpadnie ci do płuc.

Promieniowanie

Myślałeś, że się zabezpieczysz budując chałupkę z kamienia bez udziału chemii? Chała! W przypadku użycia takich materiałów jak gips, pumeks, żwirek i kamienie żużlowe, klinkier, cegły i kamień naturalny pochodzący z centralnej partii Alp lub z Masywu Czeskiego – promieniowanie w mieszkaniu znacznie się zwiększa. Gips przemysłowy może wydzielać szkodliwy gaz szlachetny – radon, który powoduje w Niemczech co najmniej tysiąc zachorowań na raka płuc rocznie. Szczelne okna stają się szczególną pułapką. Ciesz się z nieszczelnych okien. Rozbierz pół domu usuwając ściany działowe z płyt kartonowo-gipsowych. Zdrowie jest bezcenne.

Pola i ładunki elektrostatyczne

Pojawiają się pod wpływem tarcia różnych materiałów, np. podczas chodzenia po dywanie lub wykładzinie z tworzyw syntetycznych. Zdrowe to nie jest. Prowadzi do zaburzeń snu i przemiany materii oraz pozornie niewytłumaczalnych infekcji wirusowych. Wyrzuć syntetyczny dywan albo przynajmniej po nim nie chodź.

Pola elektromagnetyczne

W zasadzie nie wiadomo, jak konkretnie szkodzą, ale szkodzą na pewno. Dlatego wyłącz na noc sieć elektryczną w sypialni, a najlepiej także w pomieszczeniach sąsiednich.
Nie wiesz, jak wyłączyć sieć elektryczną? My też nie wiemy.

środki do zmywania naczyń

Nabrałeś się na reklamy? Stosujesz jakieś świństwo, po którym kieliszki lśnią jak brylant? Nie wiesz, głupolu, że ten blask daje cienki film ochronny z detergentu na powierzchni naczyń! Używając tych naczyń, żresz detergent i rujnujesz sobie zdrowie. Nasza rada: do wylizywania talerzy zatrudnij psa.

środki czyszczące

Szczególnie niebezpieczne są środki do czyszczenia WC zawierające chlor. Jeśli zetkną się z innym preparatem o odczynie kwaśnym, z muszli klozetowej bucha chlor w postaci gazowej. Specjaliści piszą: W ubikacji pojawia się wtedy aktywny czynnik, który w czasie I wojny światowej został użyty jako gaz bojowy. Załóż maskę gazową i spieprzaj!

Odświeżacze powietrza

Często zawierają aldehyd octowy, bardzo niezdrowy dla wątroby. Ponadto aldehyd octowy jest agresywny w stosunku do przedmiotów z tworzyw sztucznych i z gumy. Rzuca się na prezerwatywy?…

Aerozole i szampony do dywanów

W Atlancie i Denver (USA) zaobserwowano ścisły związek między intensywnym czyszczeniem wykładzin dywanowych a występowaniem u małych dzieci tzw. gorączki Kawasaki. Rada: przestań czyścić. Lepszy brudny dywan niż gorączka Kawasaki.

Preparaty chroniące przed insektami

Komary są bardzo dokuczliwe, lecz bardziej szkodzą zdrowiu chemiczne środki do ich zwalczania. Kto stosuje trutki w aerozolu, zabija i komary, i pożyteczne zwierzątka – np. biedronki. Tak zwane elektrofumigatory, wsadzane do kontaktu i rozpylające w pokoju trującą mgiełkę, odstraszają insekty, lecz szkodzą ludziom. Inną wadę mają piszczałki antykomarowe, które bombardują drapieżne owady ultradźwiękami. Są to urządzenia całkowicie bezpieczne dla człowieka, jednakże nie działają na komary.

Meble drewniane

Nawet wtedy, gdy zrobiono je z naturalnego drewna, nie możemy czuć się bezpieczni. Liczni producenci używają toksycznych preparatów ochronnych, klejów, materiałów wyściółkowych i obiciowych. W aptekach, oczywiście niemieckich, można nabyć przyrząd „Bio-Check F”, który mierzy stężenie domowych trucizn. Polakom pozostaje własnoręczne zbijanie sprzętów z drewnianych bali.

Lakiery i farby

Niech się schowają terroryści ze swoim wąglikiem – zwykłe lakiery i farby wykańczają znacznie skuteczniej. Najgorsze są te żółte, pomarańczowe i czerwone zawierające – oprócz superszkodliwych rozpuszczalników – metale ciężkie. Rada: stosuj wyłącznie tzw. lakiery naturalne rozpuszczalne w wodzie. Niestety, są one często fałszowane. Nawiąż stałą współpracę z dobrze wyposażonym laboratorium chemicznym.

Tapety

W zasadzie wszystkie oprócz papierowych są szkodliwe. Wpływają niekorzystnie na mikroklimat w pomieszczeniach. Tapety specjalne – dźwiękochłonne lub termoizolacyjne – wywołują uczulenia; prawdopodobnie są też rakotwórcze. Na domiar złego klej do tapet często zawiera formaldehyd. Nie bądź samobójcą – nie tapetuj.

Firany i dywany

Większość z nich produkuje się z włókien sztucznych, które łatwo się elektryzują. Ale i te wykonane z włókien naturalnych poddano chemicznej obróbce, która zapewnia plamoodporność, łatwą pielęgnację lub odporność na zagniecenia. Uszlachetnia się je szkodliwymi sztucznymi żywicami. Jak by tego było mało, wykładzina ma zwykle pod spodem tworzywo sztuczne zawierające albo PCW (truje w razie pożaru), albo jeszcze gorszą piankę poliuretanową z izocyjanatami, która powoduje podrażnienie dróg oddechowych, dolegliwości oskrzelowe i astmopodobne. No i gwóźdź do trumny: do takich wykładzin niemal zawsze są stosowane kleje z trującymi rozpuszczalnikami. Rada: Należy rozważyć, czy rzeczywiście wszędzie są potrzebne wykładziny dywanowe. Dawniej ludzie umieli być szczęśliwi żyjąc na klepisku.

Telewizor i sprzęt elektryczny

Zawsze sądziliśmy, że telewizor jest szkodliwy, gdy się go włączy. Ale to nie wszystko. Obudowy wielu telewizorów, komputerów czy żelazek zawierają bromowany środek przeciw-ogniowy. Jeśli mimo to telewizor stanie w płomieniach, z obudowy sączyć się będzie potwornie trujący dym – bromowane dwubenzofurany!… Jest na to rada prosta jak drut: Przy kupnie nowego urządzenia elektrycznego warto zwrócić uwagę, by jego obudowa nie zawierała bromowanych środków zapobiegających pożarom. Po czym to, kurwa, poznać? Cóż, nikt nam nie obiecywał, że łatwo będzie dbać o zdrowie w tych trudnych czasach.

O czym donosi z ekologicznego szałasu
Autor : Dorota Zielińska
¬ródło: „Podręczna encyklopedia zdrowia”, tłumaczenie z niemieckiego, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2002.”

O pożytkach z bezdomności, NIE nr 51-52/2003, kol. 19




„Jeśli nie padniesz trupem od trucizn w mieszkaniu (…) – niechybnie wykończy cię twoje biuro.

Myślisz, że trują i smrodzą tylko zakłady przemysłowe, a w biurze można bezpiecznie popijać poranną kawkę? Nic z tego! W pomieszczeniach biurowych, w których pracownik umysłowy do czasu przejścia na emeryturę (jeśli jej dożyje) spędza przeciętnie 70 tysięcy godzin, atakują cię podstępnie dziesiątki trucizn. Dzień w dzień wdychasz wyziewy mebli, tapet, wykładzin podłogowych. Dodajmy do tego wysoce toksycznych szefów, współpracowników i podwładnych. Hałas biurowy jest przyczyną ciągłego stresu, kolory ścian usypiają (na skutek czego stale zawalasz terminy), a jakość stosowanego zwykle sztucznego oświetlenia zostałaby uznana za niewystarczającą na przyzwoitej kurzej fermie. Badania przeprowadzone w Berlinie wykazały, że ponad połowa pracowników biurowych choruje z powodu warunków w miejscu pracy. Co czwarty biuralista w Niemczech traci zdolność do pracy w wieku 54,3 lat. W zasadzie jest już wtedy wrakiem człowieka. Nie łudźmy się – w Pomrocznej może być tylko gorzej.

Klimatyzacja

Ponieważ większość biur znajduje się w miastach, ich wietrzenie przez otwarcie okien nie zapewnia dopływu czystego powietrza, a jedynie umożliwia wnikanie pyłu, spalin samochodowych i hałasu. W takich przypadkach wskazana jest klimatyzacja, zapewniająca wewnątrz pomieszczeń sztuczny mikroklimat.

Zanim jednak polecisz do szefa domagać się odpowiedniego mikroklimatu, dowiedz się, że wskutek negatywnego wpływu urządzeń klimatyzacyjnych tylko w Niemczech około miliona osób cierpi z powodu kaszlu, chrypki, stanów zapalnych gardła, pieczenia oczu, bólów głowy, częstych przeziębień. Na dodatek ukryte w instalacji klimatyzacyjnej komory nawilżające powietrze działają jak wyrzutnie bakterii, a filtry wypluwają mikroskopijne włókienka, które kaleczą przykutym do biurek ofiarom tkanki płucne.

Wniosek: Najlepiej byłoby całkowicie zrezygnować z instalacji klimatyzacyjnych.

Krótko mówiąc, masz wybór między dżumą a cholerą. Chyba że twoje biuro mieści się w środku dziewiczej puszczy.

Smog elektromagnetyczny

Wywołują go anteny nadawcze radia, telewizji i telefonii komórkowej oraz wszystkie urządzenia biurowe zasilane prądem, od faksu po elektryczny ekspres do kawy. W smogu uczeni widzą przyczynę bólów głowy, zaburzeń snu, uczuleń, skurczów mięśni, defektów genetycznych i raka.

Sposoby na tę plagę są zbyt wyrafinowane, żeby mógł je zastosować zwykły urzędas, np. Obwody elektryczne należy łączyć w gwiazdę, a nie w pierścienie.

Z naukowego ględzenia o smogu wyłowiliśmy jednak kilka rad praktycznych: stosuj ręczne liczydła, wyciągnij z piwnicy maszynę do pisania marki £ucznik i wyrzuć telefon komórkowy!

Meble biurowe

Biurowe krzesło, sprzęt z pozoru niewinny i nieszkodliwy, może cię przyprawić o zniekształcenie kręgosłupa i zwiotczenie mięśni. Cichym sojusznikiem krzesła jest stół niewłaściwej wysokości.

Jak się ratować? W celu odciążenia kręgosłupa należy stosować krzesła kolanowe, podpory pod stopy i pulpity do pracy w pozycji stojącej.

Gdy pracodawca uzna to za głupie fanaberie, przynoś do roboty własne krzesło kolanowe i podporę pod stopy. Masz dużą szansę, że cię wywalą, a wtedy wykorzystasz ten cenny sprzęt w domu lub na działce.

Komputery

Komputer szkodzi wszechstronnie. Pierwsze symptomy to stały ból głowy i lekkie usztywnienie (nie wiadomo jednak, czego). Szybko dochodzą do tego dolegliwości oczu, bóle pleców, sztywność karku, zaburzenia krążenia krwi, uciśnięcie żołądka i – o zgrozo – zakleszczenie ud. Są to objawy zespołu RSI (repetitive strain injury – powtarzających się urazów powysiłkowych), na które cierpi już co trzecia osoba pracująca przy komputerze. Najpóźniej po 10 latach takiej roboty ścięgna i mięśnie masz zużyte jak stare postronki.

Perspektywa: Jeszcze parę latek i wyrwiesz się ze szkodliwego biura, przechodząc na rentę inwalidzką z powodu ciężkich uszkodzeń kręgosłupa.

Monitory komputerowe

Są częścią komputerów, lecz same w sobie mają fatalny wpływ na twoje i tak już nadwątlone zdrowie. Emitują promieniowanie elektromagnetyczne, a nawet rentgenowskie – głównie do tyłu i na boki monitora. W dodatku powierzchnia ekranu jest naładowana elektrostatycznie, co u osób wrażliwych wywołuje wypryski i trądzik.

Wnioski: Niech ci do łba nie przyjdzie siedzieć za monitorem albo obok niego!

Nie dotykaj ekranu! Gdy wyłączasz monitor, jego ekran bombarduje cię cząstkami pyłu, które powodują choroby oczu i skóry. Pracuj w masce i okularach ochronnych spawacza!

Drukarki

Nie ma biura bez drukarki, a drukarki – bez ofiar. Nadal używane są drukarki igłowe, które rujnują nasz system nerwowy jazgotliwym hałasem wysokiej częstotliwości. Drukarki laserowe nie jazgoczą, ale za to emitują ozon – nierzadko w niedopuszczalnych stężeniach. Ozon zaś wpływa szkodliwie na drogi oddechowe, błony śluzowe i oczy, co prowadzi do permanentnego bólu głowy, pogorszenia wzroku oraz zwiększonej podatności na przeziębienia. Najgorsza zaraza to kilka drukarek w jednym pomieszczeniu.

Co masz zrobić? Jedną drukarkę upchnij za szafą, drugą w pakamerze na końcu korytarza, trzecią wypieprz przez okno. Jeśli ci na to nie pozwolą, wyskocz sam.

Kserokopiarki

Strzeż się tonera, czyli barwnika używanego do wykonywania kopii, w skład którego wchodzi sadza, sztuczne żywice i farby z tlenku żelaza. Jego drobne pyłki dostają się do płuc, co może wywołać raka.

W czasie pracy kserokopiarki, a zwłaszcza wymiany tonera, nie wolno jeść, pić ani palić papierosów. Po wymianie tonera albo wykonaniu większej liczby kserokopii – starannie umyj ręce. Są to jednak półśrodki. Prawdziwe bezpieczeństwo zapewni ci tylko maska przeciwgazowa i rękawice ochronne używane w oddziałach wojsk chemicznych.

Mazaki, pisaki

Pospolite w każdym biurze przybory do pisania, podkreślania i kolorowania zawierają na ogół toksyczne rozpuszczalniki, które można rozpoznać po ostrym zapachu. Jeszcze bardziej trucicielskie są lakiery korekcyjne, tak zwane korektory, nafaszerowane chlorowanymi węglowodorami.

Jak już musisz użyć mazaka czy pisaka, nie liż go i nie wąchaj; inaczej dostaniesz zawrotów głowy lub popadniesz w stan oszołomienia. Od wąchania mazaków zaczynał niejeden narkoman!

Kleje

W niejednym biurze pałęta się tubka kleju. Beztrosko bierzesz ją do ręki nie wiedząc, że kleje uniwersalne i specjalne zawierają do 70 proc. rozpuszczalników organicznych. Kontakt z nimi grozi łzawieniem oczu i drapaniem w gardle. Co gorsza, rozpuszczalniki organiczne wywołują zawroty głowy i stan upojenia. Dlatego są ulubioną używką początkujących ćpunów – „wąchaczy”. Zaczynasz od kleju – kończysz na heroinie.

Papier

Nie ma biura bez papieru, lecz i on może mocno ci zaszkodzić. Wystrzegaj się papieru samoprzylepnego, który zawiera niebezpieczne rozpuszczalniki. „Papiery chemiczne” pokryte warstwą umożliwiającą wykonywanie kopii (przekazy, formularze, rachunki) emitują straszliwe trucizny: formaldehyd i wielochlorowane dwufenyle. Czy rzeczywiście musisz ułatwiać sobie życie wystawiając kwity w dwóch egzemplarzach? Dziadek pisał przez kalkę i dożył 80 lat, czego i tobie życzymy. (…)

¬ródło: „Podręczna encyklopedia zdrowia”, praca zbiorowa, tłumaczenie z niemieckiego, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2002.
Autor : Dorota Zielińska”


Bibliografia:
O pożytkach z bezrobocia, NIE nr 02/2004, kol. 14
O pożytkach z bezdomności, NIE nr 51-52/2003, kol. 19

 Posted by at 13:31
sie 132013
 

Medytacja zamiast tabletki


artykuł. „http://kobieta.interia.pl/zdrowie/co_nowego/news?inf=467972&nr=2”

„Medytacja zamiast tabletki

Wystarczy dziennie wyciszyć się na 20 minut / INTERIA.PL

Jesteś zmęczony, boli cię głowa? Może zamiast sięgać po tabletkę, usiądź w fotelu i pomedytuj – radzą hiszpańscy lekarze.

Ich zdaniem medytacja poprawia nie tylko nasze samopoczucie, ale też korzystnie wpływa na zdrowie.

Wiadomo, że relaks i medytacja poprawiają nastrój i uczą panować nad emocjami; wzmacniają system nerwowy. Teraz okazuje się, że również wzmacniają system immunologiczny.

Zarazki grypy wstrzyknięte osobie, która medytuje, nie wywołały u niej choroby. U nie medytującego gorączka pojawiła się w ciągu 48 godzin.

– Medytacja, podobnie jak wszystko co nas otacza, podlega ewolucji. Nie wymagam od moich pacjentów, żeby śpiewali mantry, ale zachęcam ich do refleksji, do wyciszenia, do rozmowy z samym sobą. Często przyczyna choroby tkwi w nas. Dojście do niej otwiera drzwi do wyzdrowienia – tłumaczy Manuel, jeden z barcelońskich lekarzy zachęcających swoich pacjentów do medytacji. Jego zdaniem wystarczy dziennie wyciszyć się na 20 minut, aby wzmocnić i wyciszyć organizm.

– Przyznam, że na początku w to nie wierzyłam – mówi jedna z jego pacjentek. Dopiero, kiedy przekonałam się, ze po medytacji czuję się lepiej niż po zażyciu pastylki, zaczęłam praktykować ją codziennie.

(RMF)”

Proszę zwrócić uwagę na zdanie „Teraz okazuje się, że również wzmacniają system immunologiczny”. Może moje poczucie humoru jest nieco wypaczone, ale bardzo mnie ubawiło słowo „Teraz”. Medytacja jest znana od tysięcy lat i osoby medytujące wiedzą po co to robią…

 Posted by at 13:30
sie 132013
 

Leczenie wodą


Polecono mi ostatnio książkę, która wielu ludziom jest dosyć znana. Jest to „Moje leczenie wodą” ks. Sebastiana Kneipp’a.

Zastanowiło mnie na jak wiele zachowań autor zwracał uwagę w swoich czasach i jak mało od tej pory zmieniły się czynniki i przesądy które szkodzą. W książce, która została napisana w 1886 roku, czyli 118 lat temu czytam o tym, co w czasach dzisiejszych jest przyczyną chorób. Co więcej, autor pisze, że przed 60 laty nie było takiego postępu chorób jak w czasach tworzenia książki. Czytając to odniosłem wrażenie, że jest to książka wydana współcześnie. Pozwoliłem sobie zacytować obszerne fragmenty wstępu i pierwszego rozdziału.

WSTĘP

Liść nie jest zupełnie podobny do liścia, chociaż obydwa na jednym wiszą drzewie, tym mniej jedno życie człowieka nie podobne drugiemu. Gdyby każdy przed śmiercią napisał swój żywot, mielibyśmy tyle rozmaitych żywotów, ilu ludzi. Zawikłane są drogi krzyżujące się w życiu człowieka, podobne nieraz do nierozgmatwanego kłębka, w którym nici wiją się bez planu i myśli. Tak wydaje się czasami; w rzeczywistości nigdy się tak nie dzieje.

1. Co to jest choroba i z jakiego wspólnego źródła powstają wszystkie choroby?

Ciało ludzkie jest jednym z najcudowniejszych wytworów, jakie wyszły z ręki Boga. Jeden członek pasuje do drugiego, wszystkie połączone w harmonijną jedność, a każdy z członków odpowiada przedziwnie całości. Jeszcze cudowniejszym jest wewnętrzne połączenie narządów ciała i ich wewnętrzna czynność. Nawet przyrodnik lub lekarz bez wiary, chociaż powiada, że skalpelem jeszcze nie doszukał się duszy, nie może odmówić najwyższego a słusznego uwielbienia dla ustroju człowieka niemożliwego do naśladowania. Ta harmonia i porządek w ustroju nazwana zdrowiem, bywa często naruszana rozmaitymi przypadkami. Imię ich choroba. Choroby wewnętrzne, choroby zewnętrzne, oto chleb codzienny, jaki ludzie dobrowolnie lub mimowolnie muszą spożywać.

Wszystkie słabości, jakiekolwiek miałyby imię, mają swą przyczynę i źródło we krwi lub raczej w jej nieprawidłowościach, które mogą być spowodowane, albo przez zaburzenia w nieprawidłowym krążeniu krwi, albo przez zatrucie części składowych krwi. Podobnie do porządnie urządzonych nawodnień rozpościera się po całym ciele sieć żył napełnionych czerwonym sokiem życia, użyźniając i żywiąc każdą cząstkę, każdą drobinę ciała. Gdzie miara tam porządek, jeżeli tempo krążenia krwi jest za szybkie lub za powolne, albo jeżeli wcisną się do niej obce pierwiastki, wtedy porządek zostaje zburzony; zamiast zgody, mamy niezgodę, zamiast zdrowia chorobę.

2. W jaki sposób następuje uzdrowienie?

Po śladach w śniegu poznaje wprawny strzelec zwierzynę. Chcąc upolować jelenia, gemzę, lisa, idzie po śladach. Dobry lekarz szybko rozpozna, gdzie tkwi choroba, gdzie jej źródło, jakie przybrała rozmiary. Symptomy wskazują na chorobę; znając ją, wie, jakie zastosować środki. Postępowanie, procedura to bardzo indywidualna. Czasem jednak tak nie jest. Jeżeli ktoś przyjdzie do mnie z odmrożonymi uszami wtedy wiem, że sprawcą jest mróz; komu młyński kamień rozmiażdży palce, tego nie będę pytał, gdzie go boli.

Nie tak łatwa sprawa z innymi chorobami. Zwykły ból głowy, lub cierpienie serca, nerwów, żołądka, nie tylko mogą pochodzić z jednej, kilku lub kilkunastu przyczyn lecz nieraz z choroby sąsiednich narządów, które cierpienia serca, nerwów, żołądka wywołują, niekorzystnie na nich oddziałując. ¬dźbło trawy jest w stanie zatrzymać wahadło największego zegara. Najmniejsza drobnostka może spowodować najboleśniejszy niepokój serca. Znaleźć natychmiast tę drobnostkę, w tym leży sztuka. Badanie może być dlatego nieraz bardzo skomplikowane i zawikłane, a różnorodne złudzenia wcale nie są wykluczone. (…)

Gdy uderzę nogą lub siekierą o pień młodego dębu, drży pień, chwieją się gałęzie, porusza się listek każdy. Jakżesz błędne wydałbym orzeczenie, gdybym powiedział: liść drży, porusza się, musi go więc ktoś potrącać. Tymczasem rzecz ma się przeciwnie; ponieważ drży pień, więc drży gałąź i liść, jako części i cząstki pnia. Nerwy są takimi gałęziami w drzewie ciała ludzkiego. „On cierpi na nerwy, nerwy są zaatakowane” cóż to znaczy? Czy same nerwy są chorobą? Nie, ale cały organizm jest zaatakowany, osłabiony, więc cierpią, drżą nerwy.

Przetnij ostrożnie nożyczkami nitkę pajęczej siatki idącą od środka ku brzegowi. Cała ta sztuczna tkanina zepsuje się; z cudowną dokładnością przędzone i niby cyrklem odmierzane czworoboki i trójkąty tworzą naraz nieporządne, najnieregularniejsze figury. Jakżesz byłoby nierozsądnie gdybym rzekł: to pogmatwana, zepsuta robota, pająk z pewnością pobałamucił tym razem snując swój jedwabisty domek narobił masę błędów. Nawiąż przeciętą niteczkę na nowo, a pierwotny, cudowny porządek natychmiast powróci! Odszukać i odnaleźć tę maleńką, jedną niteczkę, w tym leży sztuka. Kto zamiast tego maca, grzebie, w pajęczej tkaninie, popsuje ją zupełnie. Zastosowanie tego porównania zostawiam każdemu i kończę odpowiedzią na nasze pytanie. Pojedynczym, łatwym, nie skomplikowanym – i że tak powiem wykluczającym każdy błąd, wszelkie złudzenie – jest leczenie, skoro wiem, że przyczyną każdej słabości są zaburzenia krwi. Lecząc, mam tylko dwojakie przed sobą zadanie: albo muszę nieprawidłowo krążącą krew zmusić do prawidłowego, normalnego krążenia, albo muszę starać się wyprowadzić z krwi trucizny i zarodki choroby, które zdrową krew psują i jej proporcjonalny skład psują. Innego zadania – wyjąwszy wzmocnienie organizmu – nie ma wcale.(…)

4. Skąd pochodzi wrażliwość dzisiejszej generacji, skąd ta uderzająca łatwość nabawienia się wszelkich możliwych chorób, których dawniej po części nie znano nawet z nazwy.

Pytanie to jest szczególniejszej doniosłości, aby go można pominąć. Odpowiadam więc na nie krótko, że powodem tego złego stanu zdrowotnego jest brak hartowania.

Rozpieszczenie i zniewieścialość dzisiejszej generacji dosięgły wysokiego stopnia. Ogół stanowią osłabieni, słabowici, niedokrwieni, nerwowi, chorzy na żołądek lub serce; silni i zdrowi należą do wyjątków. Czujemy dziś bardzo dotkliwie każdą zmianę powietrza; przejściom z jednej pory rokju do drugiej towarzyszy zwykle przeziębienie, katar; nawet nagłe wejście z zimnej ulicy do ciepłej izby nie pozostaje bez złych następstw itd., itd. Przed 50, 60 laty, było przecież inaczej. I dokąd zajdziemy, jeżeli, jak ogólnie skarżą się ludzie myślący ludzka siła i ludzkie życie tak gwałtownie upada i w rażący sposób marnieje? Charłactwo zaczyna się, zanim rozpoczęło się silne życie. Już wielki czas, abyśmy się nad tym zastanowili.

Dla usunięcia tego nędznego stanu i zaradzenia złu potrzeba koniecznie się hartować. Po uwagach ogólnych umieściłem kilka niewinnych, na żadne niebezpieczeństwo nie narażających środków do hartowania skóry, całego ciała i jego części. Wiele osób kiwało głowami z początku i uśmiechało się dwuznacznie później jednak pochwalili je i praktykowali z widocznym pożytkiem. Vivant sequentes! trzeba by było również napisać osobne rozdziały o pożywieniu, ubraniu i powietrzu. Ale o tym innym razem; tu tylko słów kilka pokrótce. Wiem o tym, że moje zapatrywania separatystyczne, odosobnione, natrafią na opór. Mimo to stanowczo silnie trwam przy nich, gdyż dojrzały po długoletnim doświadczeniu. Nie są to grzyby, które przez noc wyrastają w głowie; są to szlachetne owoce, przykre i nieprzyjemne dla zakorzenionych przesądów, ale zdrowe i pożyteczne dla rozumnych ludzi.

Co do pożywienia stawiam następną regułę: wikt domowy, prosty, pożywny, bez sztucznych wymysłów, nie zepsuty ostrymi korzeniami i nie sfałszowany napój, który w każdym znajdziesz źródle, obydwa w dostatecznej użyte ilości – oto pożywienie dla ludzkiego ciała najlepsze i najpożyteczniejsze. (Nie jestem purytaninem i chętnie pozwalam po obiedzie na szklaneczkę piwa lub wina, ale nie przyznaję im takiej wartości, jaką im powszechnie przypisują. Z punktu lekarskiego zapatrując się, trunki odgrywają pewną rolę po przebytych słabościach; w zdrowym stanie natomiast owoce mają większe znaczenie).

Ubranie, które sobie sam uprządłeś i zrobiłeś w domu, jest najlepszym dla ciebie. Wielką dla zdrowia szkodę przynosi, szczególnie w zimie, niejednostajne ubranie, tj. okrywanie jednych części ciała mniej, drugich więcej. Na głowie futrzana czapka; szyja ściśnięta opaską, okręcona na metr długim, wełnianym szalem; na ramionach jakieś ciepłe w czworo złożone okrycie; wychodząc bierze się jeszcze pled pod kołnierz futrzany, nogi tylko, biedne nogi ubrane w skarpetki, trzewiki lub buty, podobnie jak w lecie. Jakież skutki tej nierozsądnej stronniczości? Górne otulenia okręcania ciągną krew i ciepło ku górze a dolne części ciała ziębną pozbawione krwi. I oto rozwiązana zagadka, skąd pochodzi ból głowy, kongestia (uderzenia krwi do głowy), rozszerzenie żył w głowie i setki innych cierpień i niedomagali. Dalej jestem przeciwnikiem noszenia wełnianej odzieży na gołym ciele, a zwolennikiem odzieży lnianej, lub konopnej, suchej, grubej, zgrzebnej. Ostatni przymiot jest dla skóry najodpowiedniejszym, bo jej nie rozdelikaca, lecz przez tarcie hartuje. Miękka, włosista, delikatna tkanina wełniana okrywająca gołe ciało zda mi się ssać ciepło i soki i być wespół przyczyną niedokrwistości trawiącej naszą słabą i nędzną generację. Nowy system wełnianych ubrań w poprawnej edycji nie zapobiegnie niedokrwistości, ani krwi nie poprawi. Dożyją tego młodsi ludzie i z pewnością przeżyją ten system.

Powietrze. Rybom złowionym w źródlanej wodzie, i pstrągom górskim dajemy pierszeństwo przed innymi. Ryby ze strumyków odsuwamy, a ryby z bagien i błot mające smak nieprzyjemny chętnie darujemy każdemu. Kto oddycha powietrzem bagien i błot, karmi swe płuca zarazą. To samo powietrze wdychane po raz trzeci, działa trująco – powiada pewien słynny lekarz. Gdybyż ludzie chcieli to zrozumieć i starali się o możliwie czyste, świeże powietrze w swym mieszkaniu a szczególnie w sypialni, uniknęliby wielu dolegliwości i chorób.

Powietrze czyste psuje się przez oddychanie. Wiemy o tym dobrze, że 1 -2 ziarnka kadzidła rzucone na żar napełniają swym zapachem cały pokój. I o tym wiemy także, że 15-20 pociągnień cygara lub fajki wystarczy, aby w wielkiej przestrzeni czuć było dym tytoniowy, Czasem rzecz drobna, nieznaczna, wystarczy do zepsucia powietrza w sposób taki lub inny, przyjemny lub nieprzyjemny. Czyż oddychanie nie jest do takiego dymu podobne?

Ile oddechów czynimy w 1 minucie, w 1 godzinie, ile w dzień, w nocy? Jakżesz zepsute musi być potem czyste powietrze jakkolwiek dymu nie widzimy? A jeżeli pokoju nie przewietrzam, czyli, jeżeli nie odnawiam złego, przez kwas węglowy zepsutego powietrza, ile to zepsutych i zepsucie szerzących czynników dostaje się do piersi? Skutki mogą być i muszą być złe i szkodliwe.

Jak oddychanie i wyziewy, podobnie działa szkodliwie na czyste zdrowe powietrze za wielkie ciepło, w szczególności wielkie ciepło pokojowe. I ono psuje powietrze, a że pochłania i niszczy kwasoród, pierwiastek ożywiający powietrze, jest więc do oddychania szkodliwy, do utrzymania życia niezdolny. 12-14 R (15-18 stopni C przyp. Klapuch) ciepła wystarcza w pokoju, 15 stopni (19 stopni C przyp. Klapuch) nie należy nigdy przekroczyć.

Staraj się o dokładne przewietrzanie całego pomieszczenia i rób to codziennie z konsekwencją i wytrwałością w ten sposób, aby nikomu nie sprawiało przykrości, a służyło dla zdrowia każdemu. Szczególniejszą zaś troskliwość zwracaj na sypialnie i przewietrzanie łóżek.

Powiedziałem to co uważałem za stosowne powiedzieć w tym miejscu. To co powiedziałem wystarcza do wytworzenia sobie obrazu pukającego obcego przybysza, możesz go po przyjacielsku przyjąć, lub nie wysłuchawszy od drzwi odprawić. Na oba rodzaju przyjęcia jestem przygotowany i oświadczam, że z obydwóch będę zadowolony. (…)

ŚRODKI HARTUJĄCE

środki hartujące są następujące:
1. Chodzenie boso.
2. Chodzenie boso po mokrej trawie.
3. Chodzenie boso po mokrych kamieniach.
4. Chodzenie boso po świeżo spadłym śniegu.
5. Chodzenie boso w zimnej wodzie.
6. Kąpiel zimnych rąk i nóg.
7. Polewanie kolan (połączone z polaniem górnym lub bez niego).

I. Chodzenie boso jest najnaturalniejszym i bardzo indywidualnym środkiem hartowania się.

Można go w różnorodny używać sposób odpowiednio do rozmaitego stanu i wieku. Niemowlęta, które są zupełnie skazane na pomoc drugich i w pieluchach lub poduszkach ciągle przebywają w pokoju, nie powinny nigdy nosić okrycia na nogach. O, gdybym mógł to jako silną i niewzruszoną regułę wpoić wszystkim rodzicom, a szczególnie zanadto troskliwym matkom! Przejęci uprzedzeniami rodzice, jeżeli tego nie chcą zrozumieć, niechaj zlitują się nad nieporadnym maleństwem i przynajmniej takie im dają okrycie, przez które łatwo świeże powietrze może przedostać się do skóry.

Umieją sobie same dopomóc dzieci, kiedy już stać i chodzić potrafią. Porzuciwszy wzgląd na ludzi, zrzucają z nóg dręczące trzewiki i pończochy, i są szczęśliwe, gdy mogą do woli, szczególnie w wiosennej porze, biegać na bosaka. Nieraz zakrwawi się palec, ale to nie powstrzymuje ich bynajmniej; wnet znowu biegają boso. Dzieci czynią to instynktownie, idąc za tym popędem natury, który i my starsi odczuwalibyśmy, gdyby nam rozumu nie odebrała szablonowa, modna cywilizacja, która tylko uciska, a wszystko co naturalne odrzuca. (…)

Rozsądni rodzice, którzy chętnie chcieliby pozwolić dzieciom tej uciechy, lecz mieszkają w mieście nie mają ogrodu ani trawnika mogą im polecić chodzić boso po pokoju, korytarzu itp. Chodzi o to, aby nogi, jak twarz i ręce, świeżym odetchnęły powietrzem i poruszały się w nim do woli.

Nie potrzebuję upominać ludzi dorosłych, żyjących na wsi, ci chodzą wiele boso i nie zazdroszczą mieszkańcom miast eleganckich, dopasowanych, lakierowanych tortur, uciskających nogi trzewików i pończoch. Nierozsądni wieśniacy z manierami miastowymi, którzy wstydzą się postępować tak, jak inni, są ukarani dosyć przez własną zarozumiałość. Ci co zachowują starą modę, niechaj wiernymi pozostaną dobrej tradycji.

W mojej młodości chodzili na wsi wszyscy boso; dzieci i dorośli, ojciec i matka, brat i siostra. Do szkoły, do kościoła milami iść trzeba było. Rodzice dawali nam kawałek chleba i parę jabłek na drogę, skarpetki i trzewiki do okrycia nóg. Lecz te wisiały zazwyczaj na plecach lub ramieniu aż do progu szkoły lub kościoła – nie tylko w lecie lecz i w zimniejszej porze roku. Zaledwie z początkiem wiosny na wyżynach mojej ojczyzny śnieg zaczął tajać, rozdeptywaliśmy bosymi nogami jego resztki śladów w ziemi i czuliśmy się przy tym zdrowi, weseli i swobodni.

Jasna rzecz, że ludzie dorośli w miastach, nie mogą czynić tego ćwiczenia. Jeżeli w swych uprzedzeniach zaszli tak daleko, iż mniemają, że dostaliby reumatyzmu, kataru, chrypki itd., gdyby ich delikatne nogi przy rozbieraniu się lub ubieraniu choćby przez oka mgnienie stanęły na gołej podłodze salonu a nie na ciepłym, miękkim kobiercu – wtedy zostawiam ich zupełnie w spokoju. Gdyby jednak który chciał przecież coś uczynić dla zahartowania się, cóż mu przeszkadza przechadzać się w pokoju przez dziesięć minut, 1/4 lub 1/2 godziny, bezpośrednio przed spaniem lub wstawszy rano? Aby jednak nagle rozpocząwszy, nie czuć tego jednak zbyt silnie, można najpierw chodzić w skarpetach, później boso, wreszcie przed każdym spacerem zamaczać nogi w zimnej wodzie aż do kostek. (…)

Do matek zwracam się tu z kilku słowami. (…) W pierwszym rzędzie powołanymi są matki do wychowania dorodnego i mocnego pokolenia, do usunięcia zniewieściałości, która tak wielkie spustoszenia w ludzkości sprawia, osłabienia, niedokrwistości, nerwowości i jak się tam dalej nazywają owe upiory ssące zdrowie i skracające życie. Mogą zapobiec temu przez rozumne hartowanie dziecka od młodości. Powietrze, pożywienie, ubranie są to potrzeby niezbędne dla niemowlęcia jak i starca. Im czystsze powietrze, którym oddycha maleństwo, tym lepsza jest krew. Aby słabe stworzonko szybko przyzwyczaić do przebywania na świeżym powietrzu, dobrze czynią matki, gdy po codziennej ciepłej kąpieli zanurzają je na 2, 3 sekundy w zimniejszej wodzie (o ciepłocie takiej jaką ma woda stojąca na słońcu) lub szybko zimną obmywają. Sama ciepła woda rozdelikaca i zwątla, zimne obmycie pod koniec – wzmacnia, hartuje i pomaga do zdrowego rozwoju ciała.

Z początku będzie dziecko płakać, ale po 3-cim, 4-tym razie przestanie. Takie hartowanie wzmacnia małe dzieci przeciw tak u nas częstym zaziębieniom i tychże następstwom. Rozumne matki zyskują nadto, nie potrzebując wydawać na ciężkie, nie dopuszczające powietrza ubrania lub na wełniane otulania, które doprawdy oburzają każdego myślącego człowieka. W tym punkcie grzeszy się okropnie przeciw zdrowiu dziatek. Delikatne ich ciało siedzi prawdziwie w gorejącym wełnianym piecu; ugina się też pod ciężarem okryć i obwiązelc; głowa owinięta tak, że ani dobrze słyszą, ni widzą; szyja, którą przede wszystkim hartować należy, posiada oprócz ogólnych, jeszcze szczególniejsze przybory do ogrzewania, zamykające zupełnie powietrze. Kiedy mamka z dzieckiem na ręku wychodzi na spacer lub wyjeżdża, rozpieszczająca je matka jeszcze raz wybiega oglądnąć, czy każdy kącik starannie jest otulony, zamknięty. Przy takich stosunkach, przy zupełnym zaniedbaniu rozumnego hartowania, któż dziwić się będzie, że dyfteria, angina itd. porywają rocznie tysiące tych małych istotek, którym lada powiew wiatru szkodzi? Po cóż się dziwić, że w rodzinach roi się od cherlaków, lub, że użalają się matki na nieznane najpierw u dziewcząt słabości, jak blednicę, kurcze, histerię itd. A któż policzy duchowe choroby, owe zwiędłe kwiaty i zgniłe owoce ciała, które zanim się normalnie rozwinęło, już powoli zanikać zaczyna? „Mens sana in corpore sano”. Zdrowa dusza mieszka tylko w zdrowym ciele. Główny warunek rozwoju wytrwałego zdrowia stanowi jak najwcześniejsze hartowanie. Oby matki zawczasu i gruntownie poznały zadanie swoje i odpowiedzialność, jaka na nich ciąży, i nie opuszczały żadnej sposobności dobrej rady z dobrego źródia.

II. Szczególniejszym a bardzo skutecznym rodzajem chodzenia boso, jest chodzenie po mokrej trawie, mniejsza o to czy ona przez rosę, deszcz, lub polanie została zmoczona. Im trawa jest bardziej mokra, im dłużej trwa chodzenie, im częściej może być powtarzane, tym znakomitszy jego skutek. (…)

III. Chodzenie po mokrych kamieniach podobne sprawia skutki, jak chodzenie po mokrej trawie a dla wielu jest ono łatwiejsze i wygodniejsze. W każdym domu znajdzie się większa lub mniejsza przestrzeń wyłożona kamieniami w sieni, pralni, piekarni itp.; wystarczy ona do spacerowania boso. (…) Do moczenia kamieni używa się dzbanka lub ogrodowej koneweczki, polewa się wodę w kształcie smugi, która się przez deptanie rozszerza. Gdyby kamienie wysychały za szybko, należy polewanie powtórzyć raz drugi i trzeci; najlepsza do tego jest bardzo zimna woda. (…)

Kto miewa zimne nogi, zapada na gardło, zakatarza się łatwo, bije mu krew do głowy, i stąd cierpi ból głowy – ten niech często chodzi po kamieniach. Dobrze jest, gdy do wody doleje nieco octu, zanim podleje kamienie.

Stosuje się te same reguły, dotyczące okrycia i ruchu, co i przy chodzeniu po trawie. Chodzić po kamieniach można choć nogi są zimne – (nie rozgrzane).

IV. Chodzenie po świeżo spadłym śniegu, przewyższa w skutkach obydwa poprzednie zabiegi.

Mówię wyraźnie w świeżo spadłym śniegu, który się lepi lub jak proch do nóg przylega; śnieg stary, twardy, zmarznięty, ziębi zanadto i nie zda się na nic. Spacerować również nie można, gdy zimny, przenikliwy wiatr wieje, poleca się jednak na wiosnę, gdy śnieg taje od słońca. Znam wielu, którzy w rozmokłym śniegu spacerowali 1/2, 1, a nawet 1 1/2 godziny z najlepszym skutkiem. Potrzeba tylko było w pierwszych minutach nieco przezwyciężenia się; wkrótce znikło wszelkie uczucie przykrości lub zimna. Zazwyczaj chodzi się po śniegu przez 3-4 minuty. Zaznaczam wyraźnie, nie można stać spokojnie, trzeba chodzić.

Zdarza się nieraz, że delikatne, i od zewnętrznego powietrza odwykłe palce nie mogą znieść śniegowego zimna, i zapadają na śniegową gorączkę tj. stają się suche, rozpalone, pieką boleśnie i obrzmiewają. Nie ma nic niebezpiecznego, nie trzeba się lękać, uzdrowienie następuje szybko, skoro się palce częściej obmyje wodą pomieszaną ze śniegiem lub lekko się śniegiem naciera.

Marsz po śniegu można zastąpić jesienią chodzeniem po trawie, gdy szron spadnie. Uczucie zimna jest wtenczas o wiele dotkliwsze, gdyż ciało w tej przejściowej porze roku za mało jeszcze od ciepła lata odwykło. (…)

O tym środku hartującym powiadają, że głupota, błazeństwo dobre do nabawiania się kataru, reumatyzmu, cierpień gardłowych i wszelkich innych okropności. Proszę się tylko przezwyciężyć i spróbować, a wkrótce można się będzie przekonać, że zarzuty są bezpodstawne, i że bieg po śniegu zamiast szkody – wielkie przynosi korzyści. (…)

Przytoczone tu środki hartujące powinny wystarczyć. Można ich używać w każdej porze roku, w zimie i w lecie. W zimie zabieg trwa krócej, natomiast ruch po nim trwa nieco dłużej. Nie przyzwyczajeni niechaj nie rozpoczynają w zimie hartowania się. Szczególnie niech wystrzegają się tego anemiczni (niedokrwieni), ci którzy na wewnętrzne skarżą się zimno, a przez wełnianą odzież stali się wrażliwi i delikatni. Mówię to nie dlatego, jakobym się złych następstw z tego obawiał, lecz obawiam się, aby się nie odstraszono od rzeczy na wkroś dobrej. (…)

Szanownych zaś czytelników, którzy o przytoczonych powyżej rzeczach może nigdy nawet nie słyszeli, upraszam, aby zanim rzucą wzrokiem potępienia, zrobili choćby maleńką próbkę. Jeżeli ona na moją wypadnie korzyść, będzie mnie to cieszyło nie ze względu na osobę moją, lecz ze względu na ważność rzeczy. W życiu zrywa się wiele burz zagrażających zdrowiu ludzkiemu. Szczęśliwy ten, kto korzenie jego (zdrowia) dobrze hartowaniem umocował, skierował w głąb i ufundamentował silnie.

 Posted by at 13:28
sie 132013
 

Zazwyczaj staram się nie cytować, a już zupełnie nie przepisywać różnych tekstów lecz wydaje mi się, że artykuł ten jest najlepszy w takiej formie w jakiej jest. Dlatego przytoczę go w całości:

Wielkie kłamstwo
Wpływ propagandy fluorku na nasze życie

część 1

W niemieckim magazynie Stern ukazał się w 1978 r. ilustrowany zdjęciami reportaż z tureckiej wioski Kizilcaoern.

„Dzieci, młode dziewczęta, a nawet jedyny w tej wiosce koń, wszyscy mają brązowe zęby – pisał Stern. – trzydziestoletni mężczyźni z przygarbionymi plecami snują się z trudem po ulicy, pomagając sobie laskami. Kobiety w czwartym miesiącu ciąży rodzą martwe dzieci. Czterdziestolatki wyglądają jak starcy…

Zarówno mężczyźni jak i kobiety cierpią tutaj na przedwczesne starzenie się. W okresie między trzydziestym i czterdziestym rokiem życia na ich twarzach pojawiają się zmarszczki, mięśnie stają się znacznie słabsze i zaczynają się trudności z chodzeniem”.

Tutejszy dentysta jako pierwszy zaczął podejrzewać zatrucie. Powiadomił o tym Klinikę Uniwersytecką w Eskisehir, a wszczęte przez nią badania wykazały, że wszyscy mieszkańcy wioski cierpią na choroby kości: zgrubienie kostek, sztywność stawów, nadmierną produkcję tkanki kostnej. Stern kontynuuje:
„Dr Yusuf C. Ozkan oraz jego współpracownicy z Katedry Medycyny Uniwersytetu Eskisehir podejrzewają, że wszystkie te cierpienia powoduje wysoka zawartość fluorku w tutejszej wodzie…W sąsiednich wioskach, gdzie woda pitna pochodzi z innego źródła, ogólny stan zdrowia jest normalny. Lekarze twierdzą, że zawartość fluorku w wodzie wynosi 5.4 ppm”. (ppm = parts per million oznacza, że na milion jednostek wody przypada jednostka fluorku, co równa się 1 miligram/litr)

Identyczne zjawiska zaobserwował w pewnej wiosce na Sycylii dr Frada z Uniwersytetu w Palermo. Przyczyny tego dopatrywał się on w zawartości fluorku, rzędu 5 ppm (5 mg/litr), w miejscowej wodzie.

W niektórych regionach Indii i Chin, gdzie również obserwuje się naturalną wysoką zawartość fluorku w wodzie, mieszkańcy cierpią na fluorozę, choroby reumatyczne; przedwcześnie występuje u nich uwiąd starczy i umierają przed osiągnięciem 50 roku życia. Gdy ktoś upadnie, jego kości pękają, jakby były ze szkła.

W każdej encyklopedii znajdziemy informację, że fluor i jego związki (fluorki) są wyjątkowo toksyczne i można się nimi zajmować tylko z największą ostrożnością. Wyraz „trucizna” znajdziemy też na opakowaniu past do zębów (na pudełku, nie na tubce), gdyż na podstawie przepisu z 1997 r. obowiązkowe są etykietki z ostrzeżeniem:
„Jeśli przypadkowo połknie się więcej pasty niż porcja używana do mycia zębów, należy natychmiast zwrócić się o pomoc medyczną lub skontaktować się z ośrodkiem toksykologii”.

Rozpoczynając nasze rozważania musimy zdawać sobie sprawę, że bezdyskusyjnym faktem chemicznym i biologicznym jest to, iż fluor to niebezpieczna trucizna.

Propaganda:
„Fluorek jest bezpieczny i skuteczny”

Oczywiście w Ameryce wiemy o fluorku coś innego. Wszyscy są tu święcie przekonani, że fluorek odgrywa ważną rolę w zapobieganiu próchnicy zębów, zwłaszcza u dzieci, oraz że jest on bezpieczny i skuteczny. Gdyby tak nie było, z pewnością nie byłby systematycznie dodawany do wody pitnej i pasty do zębów. Taka jest znana strona fluorku, o której ciągle się mówi. Jednak jego druga strona, pomijana całkowitym milczeniem, to fakt, że fluorek jest jedną z najsilniejszych trucizn na świecie i stwierdzono, że może on powodować choroby układu kostnego, raka, zgony niemowląt, uszkodzenie mózgu, przedwczesne starzenie i wiele innych problemów.

W naszym artykule staramy się przedstawić, jak w minionych sześćdziesięciu latach będący trucizną fluorek zmienił się stopniowo w substancję chroniącą zęby; później poznamy tych, którzy ciągną korzyści z propagowania fluorku i dowiemy się, jaki wpływ wywiera na nas systematyczna konsumpcja tego „bezpiecznego i skutecznego”, trującego środka i dlaczego to wszystko się dzieje. (Informacje te są bardziej zdumiewające niż ktokolwiek by oczekiwał.)

Dlaczego jest ważne, żeby to wiedzieć? Ponieważ w Ameryce, w przeciętnym supermarkecie lub „drugstore” można dostać wyłącznie fluorkowaną pastę do zębów i codziennie 160 milionów Amerykanów pije fluorkowaną wodę z kranu. Fluorek znajdziemy w napojach orzeźwiających, piwie i artykułach spożywczych. Poza tym fluorek, będąc jedną z najbardziej rozpowszechnionych substancji zanieczyszczających środowisko, występuje w naturalnych zbiornikach wodnych, glebie i powietrzu. Tak więc prawdopodobieństwo tego, że człowiek nie konsumuje fluorku, równa się zeru. Zarazem ciągle przybywa naukowych dowodów na zagrożenia płynące z tej konsumpcji. Oznacza to, że możemy stać się ofiarą szkodliwego oddziaływania fluorku, nie mając o tym najmniejszego pojęcia.

Historia fluorku przebiega dwoma drogami. Pierwszą może poznać każdy, kto zada sobie trudu, by zdobyć najważniejsze fakty. Druga jest już znacznie mniej dostępna, gdyż nią kroczą ci, którzy są osobiście zainteresowani w używaniu przez ludność fluorku. A teraz, w bardzo skróconej formie – mimo że artykuł nasz wydaje się długi – przyjrzyjmy się, w chronologicznym porządku, obu historycznym drogom fluorku.

Kiedy fluorek uchodził jeszcze za truciznę

Fluoroza jest powszechnie znanym zjawiskiem występującym wtedy, gdy w organizmie gromadzi się zbyt dużo fluorku. W łagodnych przypadkach powoduje to pojawianie się plam na zębach, w poważniejszych – szkliwo ciemnieje i odłamuje się. W USA wiadomo od 1916 r., że fluorek wywołuje to zjawisko. W związku z tym, w okresie od 1931 do 1939 roku, Amerykańska Służba Zdrowia Publicznego (U.S. Public Health Service) i Amerykański Związek Dentystów (American Dental Association) domagały się usunięcia fluorku z wody w takich miejscowościach, gdzie występuje on jako naturalne lub przemysłowe zanieczyszczenie środowiska.

Przy łagodniejszej postaci fluorozy na zębach pojawiają się białe plamy. W poważniejszych przypadkach, jak na powyższym zdjęciu, szkliwo zębów odpada i zęby się psują. Fluoroza jest procesem nieodwracalnym, dlatego jedynym sposobem uratowania chorego zęba jest założenie koronki. Fluoroza to nie problem „kosmetyczny” lecz choroba, gdyż dotknięte nią zęby wskazują też na stan kości danej osoby. W łagodniejszej postaci fluoroza może wystąpić nawet u 80% dzieci w regionach, gdzie fluorkuje się wodę, ale takie nasilenie choroby może mieć miejsce i w innych okolicach, gdzie zbyt wiele fluoru dostaje się do organizmu nie z wody, lecz z innych źródeł (pasty do zębów, żywność, zanieczyszczenia środowiska).

Dr H. trendley Dean z Amerykańskiej Służby Zdrowia Publicznego w 1931 r. zainicjował badania w skali krajowej, które wykazały, że w miarę jak zwiększa się ilość fluorku w wodzie, wzrasta występowanie fluorozy wśród jej konsumentów. Przy końcu lat 30-ych Dean twierdził, że 1 ppm (1 mg/litr) to zawartość fluorku w wodzie, która wywołuje minimalną fluorozę, podczas gdy zmniejsza stopień występowania próchnicy zębów.

W 1939 r. Gerald Cox, biochemik z Mellon Institute, wystąpił z tezą, że jeśli fluorek w określonej ilości jest szkodliwy, to prawdopodobnie w mniejszej ilości jest on pożyteczny. W rok później dr Cox został członkiem Komisji d/s ¯ywności i Odżywiania przy Krajowej Radzie Badań Naukowych i zaczął aktywnie nawoływać do fluorkowania wody.

Innym gorliwym propagatorem fluorku był prawnik i wysokiej rangi polityk Oscar Ewing, który jako szef, od 1947 roku, Służby Zdrowia Publicznego korzystał z każdej okazji, by przysłużyć się sprawie fluoryzacji. Pod jego kierownictwem w ciągu trzech lat zaczęto wprowadzać fluorek do wody w niemal stu miastach.

Innym znanym promotorem tej sprawy był kierownik Wydziału Toksykologii Fluorku Uniwersytetu Rochester, dr Harold C. Hodge. Jego zadaniem stało się zaprojektowanie fluorkowania wody w mieście Newburgh w stanie New York oraz zbadanie jego wpływu na tutejszych mieszkańców.

Dzisiaj dodaje się fluorek, w ilości 1 – 4 ppm, do wody pitnej dwóch trzecich ludności USA, a więc do większości wodociągów miejskich. Ten wielki eksperyment rozpoczął się 1 stycznia 1945 r. w Grand Rapids w stanie Michigan, mimo że nieco wcześniej wypowiedziały się o tym negatywnie zarówno Pismo Amerykańskiego Towarzystwa Lekarskiego, jak i Pismo Amerykańskiego Związku Dentystów.

18 września 1943 r. w artykule „Chroniczne zatrucie fluorem”, opublikowanym w Piśmie Amerykańskiego Towarzystwa Lekarskiego stwierdza się: „Fluorki są powszechnymi toksynami protoplazmowymi zmieniającymi przepuszczalność błony komórkowej poprzez powstrzymywanie pewnych enzymów. ¬ródłem fluorkowego zatrucia może być woda pitna zawierająca 1 ppm lub więcej fluorku, związki fluoru w płynach owadobójczych…” Zauważmy, że na rok przed wprowadzeniem fluorkowania wody zawartość 1 ppm uchodziła jeszcze za toksyczną.

W numerze z października 1944 r Pisma Amerykańskiego Związku Dentystów stwierdza się:
„Fluorek sodu jest wysoce trującą substancją i jeśli jego stosowanie w bezpiecznej koncentracji i pod ścisłym nadzorem kompetentnego personelu może być pozytywne terapeutycznie, w innych warunkach może być on zdecydowanie szkodliwy… Dobrze wiemy, że używanie wody pitnej zawierającej zaledwie 1.2 – 1.3 fluorku może powodować takie zaburzenia rozwojowe kości, jak ich stwardnienie, spondyloza i marmurowatość, jak również wole i nie możemy ryzykować wywoływania tak poważnych systemowych schorzeń poprzez budzące dziś wątpliwości postępowanie mające zapobiegać zniekształcaniu zębów u dzieci…”.

W 1945 r., już po rozpoczęciu eksperymentu w Grand Rapids, jeden z głównych inspektorów FDA (Agencja ds. ¯ywności i Leków) odkrył, że w pewnym browarze w Massachusetts dodaje się fluorku do piwa. Właściciela browaru natychmiast aresztowano i postawiono przed sądem pod zarzutem zatruwania piwa. Zgodnie z aktem oskarżenia, w piwie „odkryto szkodliwą truciznę, fluorek, który zgodnie z obowiązującym przepisem (Section 301a of the Food, Drug and Cosmetic Act) był niebezpieczny…” Stwierdzono, że fluorek został dodany w ilości 0.5 ppm. Tak więc w 1945 r., zdaniem federalnej agencji FDA, fluorek był jeszcze trucizną, nawet było go o połowę mniej niż wcześniej, 1 stycznia, zaczęto dodawać do wody w Grand Rapids. Nawiasem mówiąc, piwiarnia musiała zapłacić grzywnę, a jej szefa skazano na pół roku więzienia plus trzy lata w zawieszeniu.

Mimo to wielki eksperyment rozpoczął się w Grand Rapids, pod kierownictwem wspomnianego już dr H. trendleya Deana. Pierwotnie planowano, że przez 10 lat będzie się dodawać fluorku do wody w Grand Rapids, a po dziesięciu latach porówna się stan zdrowotny tutejszej ludności ze stanem zdrowia mieszkańców miasta Muskegon, gdzie nie byłoby fluorku w wodzie. Jednak od pierwotnego planu odstąpiono, gdyż w 1947 r. zaczęto fluorkować wodę także w Muskegon, zamykając w ten sposób drogę do zebrania naukowych danych odnośnie bezpieczeństwa i efektywności eksperymentu.

W 1946 r. wprowadzono fluorek w sześciu innych wielkich miastach amerykańskich.
W 1947 r., po mianowaniu Oscara Ewinga szefem Federalnej Agencji Bezpieczeństwa – której podlegała Amerykańska Służba Zdrowia Publicznego – program fluorkowania ruszył naprzód pełną parą i w ciągu następnych trzech lat zaczęto pompować fluorek do wody w 87 kolejnych miastach.

W 1950 r. U.S. Dispensatory (książka – komentarz do farmakopei), 24. wydanie, na str. 1456 tak określa fluorki:
„Silne trucizny dla wszystkich żywych tkanek, jako że powodują strącanie wapnia. Wywołują spadek ciśnienia krwi, zaburzenia oddychania oraz ogólny paraliż. Długotrwała konsumpcja dawek mniejszych niż śmiertelne permanentnie hamuje wzrost…używanie środków do czyszczenia zębów oraz leków wewnętrznych zawierających fluorek nie jest uzasadnione.”

W następnych wydaniach U.S. Dispensatory redaktorzy usunęli cały powyższy fragment. Dlaczego?

W 1950 r. Amerykańska Służba Zdrowia Publicznego, pod kierownictwem Oscara Ewinga, oficjalnie i otwarcie poparła fluorkowanie wody pitnej w USA. W tym samym roku Fundacja Badań Naukowych Cukru, zrzeszająca 130 przedsiębiorstw, przyznała, że cukier jest jedną z głównych przyczyn próchnicy zębów. Fundacja udzieliła dotacji pieniężnych Katedrze ¯ywienia Uniwersytetu Harvarda na „rozwiązanie problemu próchnicy zębów bez ograniczania spożycia cukru”. Pod wpływem tych dotacji uniwersytet zalecił fluorkowanie wody. Dwie placówki najbardziej popierające fluorek, Uczelnia Dentystyczna Harvarda i Uniwersytet Rochester, otrzymały od przemysłu cukrowniczego wysokie dotacje na badania fluorku.

W 1952 r. Pismo Amerykańskiego Związku Dentystów poleciło wszystkim dentystom, by nie dzielili się z pacjentami swymi osobistymi opiniami na temat fluorku.

W 1952 r. rozpoczęto dodawanie fluorku do miejskiej wody w San Francisco, Pittsburgu i szeregu innych, dużych i małych miast. 29 listopada 1960 r. asfalt na ulicy o szerokości 15 metrów zapadł się na długości 60 metrów po tym, jak pękła prawie nowa, główna rura wodociągowa. Laboratoryjne badania wykazały, że rurę zniszczyły związki fluoru. Stwierdzono na niej fluorek o koncentracji 22,000 ppm. Gazeta Pittsburg Press z 15 października 1967 r. doniosła, że 98% zamieszkałych w Pittsburgu dzieci w wieku 13 – 15 lat ma krzywe zęby.

W 1954 r. Christian Science Monitor zwrócił się do 81 laureatów Nagrody Nobla, uczonych reprezentujących chemię, medycynę i biologię, by przedstawili swe opinie na temat fluorkowania wody pitnej. 79% owych ekspertów nie poparło tej sprawy, mimo twierdzeń propagatorów fluoryzacji, że popierają ją wszyscy znani uczeni.

W 1955 r. rozpoczęto sprzedaż past do zębów z fluorkiem, zaopatrzonych w ostrzeżenie, że „fluorkowanej pasty do zębów nie należy używać w miejscowościach, gdzie fluorku dodaje się do wody”. Po dwóch latach ostrzeżenie to zostało usunięte.

Fluorek staje się pożyteczną odżywką

W 1956 r. Pismo Amerykańskiego Związku Dentystów opublikowało, „przeznaczone do powszechnego użytku”, rezultaty eksperymentu w Newburghu, zgodnie z którymi fluorek w niskiej koncentracji miał być bezpieczny dla amerykańskich obywateli. Biologiczny dowód pochodził od dr Hodge\’a z Uniwersytetu Rochester.

W 1957 r. wytwórnia aluminium ALCOA poinformowała, że sprzedaje fluorek sodu różnym miejscowościom w celu fluorkowania ich wody.

W kwietniu 1958 r. Związek Amerykańskich Lekarzy i Chirurgów, zrzeszający ponad 15 tysięcy członków, podjął uchwałę wyrażającą sprzeciw wobec fluorkowania: „Związek potępia wprowadzanie do publicznych wodociągów wszelkich materiałów, których celem jest wywieranie wpływu na fizyczne lub umysłowe funkcjonowanie konsumentów.”

Również w 1958 r. znany genetyk H.J. Muller wykazał, że fluorki powodują zasadnicze szkody, gdy dostawszy się do komórki naruszają jej układ genetyczny.(1)

W 1961 r. Sąd Najwyższy w Szwecji uznał fluorkowanie za sprzeczne z prawem.

W 1964 r. fluorkowanie zostało zakazane w Danii. Periodyk Brytyjskich Dentystów podał wyniki czteroletnich badań obejmujących 1,000 dzieci: Nie stwierdzono żadnych istotnych różnic, jeśli chodzi o nasilenie próchnicy zębów, między dziećmi używającymi fluorkowanej pasty do zębów oraz tymi, które myły zęby pastą bez fluorku. Badania przeprowadzili profesorowie uniwersytetu całkowicie niezależni od przemysłu artykułów dentystycznych i fluorkowych, zaś uzyskane dane opracowali statystycy niezależni od profesorów, w przeciwieństwie do badań wykonanych w USA, w które zawsze, pośrednio lub bezpośrednio, zaangażowane były owe gałęzie przemysłu.

W 1971 r. Niemcy zabroniły fluoryzacji. 18 listopada tegoż roku szwedzki parlament unieważnił, uznaną wcześniej za nielegalną, ustawę o fluoryzacji stwierdzając:
„Po prostu nie istnieje prawdziwy dowód na poparcie szeroko rozpowszechnianych twierdzeń propagatorów fluorkowania”.

W 1973 r. Holandia zabroniła fluoryzacji wody.

W 1977 r. Podkomisja Kongresowa ds. Stosunków Międzyrządowych zorganizowała dwa pełne przesłuchania kongresowe poświęcone sprawie fluorku. W trakcie przesłuchań wykazano, że „naukowe usiłowania” propagatorów fluoryzacji oparte są na oszustwie oraz że przeprowadzone badania naukowe nie pozostawiają żadnych wątpliwości, iż fluorkowanie prowadzi co roku w USA do ponad 10,000 zgonów z powodu raka.

W 1978 r. naukowcy z Pomorskiej Akademii Medycznej w Polsce stwierdzili, że fluorki powodują genetyczne szkody w komórkach ludzkiej krwi. W tym samym roku w Pensylwanii został wygrany proces sądowy, w ramach którego dowiedziono szkodliwości fluoryzacji i w rezultacie została ona zakazana. Wzbudziło to zaniepokojenie propagatorów fluorkowania, w imieniu których Amerykański Związek Dentystów wydał w następnym roku tzw. biały dokument, w którym przeciwników fluoryzacji nazwano „nie doinformowanymi quasi-ekspertami, którzy nie mają żadnych kwalifikacji, by mogli się odważyć mówić o takich naukowych tematach jak fluoryzacja i których motywy są absolutnie egoistyczne”. Poza tym Związek jeszcze raz opowiedział się za „wpływającymi na całe życie zaletami fluoryzacji”.

20 stycznia 1979 r. w New York Times ukazał się następujący artykuł (fragment): „£awa przysięgłych Sądu Najwyższego Stanu Nowy Jork przyznał rodzicom trzyletniego chłopca z Brooklynu odszkodowanie w wysokości 750,000 dolarów. Chłopczyk w czasie swej pierwszej w życiu wizyty u dentysty, w miejskiej przychodni dentystycznej, otrzymał śmiertelną dawkę fluorku, następnie niemal przez pięć godzin nikt się nim nie zajął w poczekalni przychodni dziecięcej oraz w Szpitalu Brookdale, mimo że jego matka błagała o pomoc. Chłopczyk popadł w śpiączkę i zmarł.”

W artykule podano, że dentysta nie stwierdził u chłopca próchnicy zębów, przekazał go więc asystentce. Ta posmarowała zęby dziecka fluorkowym żelem, ale „zapomniała” mu powiedzieć, by wypluł wszystko po wypłukaniu ust. Dziecko jednak wszystko połknęło i po pięciu godzinach, wijąc się z bólu, zmarło. (Dzieci do szóstego roku życia nie potrafią w zasadzie odpowiednio kontrolować refleksów przełykania.)

W tym samym roku Terry Leder stwierdziła na piśmie, że w 1969 r. pracowała jako asystentka pewnego dentysty, który polecił wykonać zabieg z fluorkiem u małego dziecka, które natychmiast dostało konwulsji i zmarło. Zdaniem Terry Leder fluorkowy żel – mający przyjemny smak, żeby dzieci nie protestowały – zawiera 10,000 ppm fluorku i jest pozostawiany na zębach przez około pięć minut. Przed końcem tegoż roku w Melbourne, w Australii zmarło inne dziecko po połknięciu sześciu tabletek z fluorkiem.

W 1981 r. w japońskiej Akademii Dentystycznej Kanagawa, dr K. Ishida przeprowadził badania, które wykazały, że już w ilości 1 ppm (tyle co najmniej dodaje się do wody w Ameryce) fluorek zakłóca w organizmie wytwarzanie kolagenu. (Kolagen, jedno z najważniejszych i najobficiej występujących w organizmie białek, stanowi jeden z głównych składników skóry, ścięgien, mięśni, chrząstki, kości i zębów.) Powoduje on rozkład kolagenu, osteoporozę, raka kości, łamliwość kości i zębów, a także niszczy tkanki łączne, które utrzymują nasze organy w odpowiedniej pozycji.

W 1986 r. Ośrodek Toksykologii Rocky Mountain poinformował o 87 przypadkach zatrucia fluorkiem. Zmarło trzynastomiesięczne niemowlę. Fluorek sodu (znajdujący się także w pastach do zębów) jest najczęstszą przyczyną ostrych zatruć u dzieci powodowanych jedną substancją.

30 marca 1989 r. Kalifornijski Urząd Służby Zdrowia doniósł, że w butelkowanej wodzie o nazwie Niagara znaleziono 450 ppm fluorku. Kierownik urzędu, Kenneth Kizer ostrzegł ludność, że picie tej wody grozi śmiercią.

21 lipca 1990 r. Chuck Filippini zabrał swą ośmioletnią córeczkę do dentysty, gdzie wykonano u niej zabieg z użyciem fluorku. Po dwóch godzinach dziecko się rozchorowało, a po trzech dniach zmarło. W tym samym roku Amerykański Związek Dentystów opublikował komunikat prasowy, zgodnie z którym „fluoryzacja wody pitnej jest najbezpieczniejszą, najskuteczniejszą i najbardziej oszczędną metodą służby zdrowia zwalczającą próchnicę zębów”.

Więcej przypadków raka, niższy poziom inteligencji

W 1991 r. Krajowy Instytut Onkologii podjął badania mieszkańców USA odnośnie zachorowań na raka mogących mieć powiązanie z fluorkiem. Stwierdzono „wzrost zachorowań na raka kości i stawów we wszystkich grupach wiekowych, głównie w związku z tendencją wzrostową w grupie wiekowej poniżej 20 lat, w powiatach fluorkowanych, w przeciwieństwie do powiatów nie fluorkowanych”. Instytut Onkologii opracował szczegółowe rozprawy dotyczące wielu powiatów stanów Washington i Iowa. Stwierdzono, że

„ograniczając się do wskaźników procentowych dla grupy wiekowej poniżej 20 lat, w grupie tej, u przedstawicieli obu płci, zachorowalność na raka kości i stawów w okresie od 1973 – 80 do 1981 – 87 wzrosła o 47% we fluorkowanych regionach Washington i Iowa i spadła o 34% w regionach nie fluorkowanych. W grupie mężczyzn w wieku poniżej 20 lat zachorowalność na raka kości wzrosła o 70% w regionach fluorkowanych i spadła o 4% w nie fluorkowanych”. (2)

Jak wynika z danych stanowych, w 1992 r. 144 miliony Amerykanów spożywały fluorek w wodzie. (Dziś już 160 milionów.) W tym samym roku Michael Perrone z ramienia władz ustawodawczych New Jersey zwrócił się do FDA o dane dotyczące bezpieczeństwa i efektywności sprzedawanych w sklepach tabletek i kropli z fluorkiem. Po sześciu miesiącach FDA wreszcie przyznała, że nie posiada danych wskazujących na to, iż fluorkowe tabletki i krople są bezpieczne i skuteczne.

W 1995 r. chińscy uczeni przeprowadzili badania poziomu inteligencji 907 dzieci w wieku 8 – 13 lat w powiązaniu z występującą wśród nich fluorozą zębów. Naukowcy stwierdzili, że „iloraz inteligencji dzieci żyjących w regionach ze średnim lub poważnym rozpowszechnieniem fluorozy był niższy niż dzieci zamieszkujących regiony, gdzie fluorozy nie stwierdzono lub jest ona rzadka. Wygląda na to, że fluorek wpływa negatywnie na rozwój inteligencji.” (3)

2 stycznia 1997 r. związek zawodowy reprezentujący 1500 naukowców, inżynierów, prawników i innych specjalistów z Agencji Ochrony środowiska (EPA) wystąpił z następującym oświadczeniem: „Dowody zbadane przez naszych członków w ciągu ostatnich 11 lat, w tym epidemiologiczne badania zwierząt i ludzi, wskazują na przyczynowe powiązanie między fluorkiem/fluorkowaniem, a rakiem, szkodami genetycznymi i neurologicznymi oraz chorobami kości. W tym samym roku FDA wydała rozporządzenie dotyczące etykietek na pastach do zębów, zgodnie z którym należy na nich umieszczać następujące ostrzeżenie: „Jeśli przypadkowo połknie się więcej pasty niż porcja używana do mycia zębów, należy natychmiast zwrócić się o pomoc medyczną lub skontaktować się z ośrodkiem toksykologii”. Zdaniem Amerykańskiego Związku Dentystów nowe „ostrzeżenie wymagane przez FDA na fluorkowych pastach do zębów może niepotrzebnie przestraszyć rodziców i dzieci, a poza tym taka etykietka znacznie wyolbrzymia dowiedzione lub możliwe zagrożenie ze strony fluorkowych past do zębów”.

W 1999 r. jeden z najwybitniejszych propagatorów fluorku, kierownik Wydziału Prewencji Dentystycznej Uniwersytetu w Toronto, prezes Kanadyjskiego Towarzystwa Badań Dentystycznych, dr Hardy Limeback w ramach dramatycznego zwrotu przeprosił swój wydział i studentów za dotychczasowe popieranie fluorkowania. W wywiadzie udzielonym 5 grudnia 1999 r. pismu the tribune w Arizonie stwierdził: „Występując jako szef wydziału prewencji dentystycznej powiedziałem, że nieświadomie wprowadziłem w błąd moich kolegów i studentów. W ciągu minionych 15 lat odmawiałem przestudiowania toksykologicznych informacji dostępnych dla każdego. Zatruwanie naszych dzieci było jak najdalsze od moich intencji”. Zdaniem dr Limebacka „dzieci poniżej trzech lat nigdy nie powinny używać pasty do zębów z fluorkiem. Natomiast do odżywek dla niemowląt nigdy, w żadnych warunkach, nie wolno dodawać (fluorkowanej) wody z kranu w Toronto! Nigdy!” W decyzji dr Limebacka odegrał rolę eksperyment z udziałem dwóch największych miast w Kanadzie. „Tutaj, w Toronto – powiedział on – od 36 lat dodajemy fluorku do wody. Mimo to w Vancouver, gdzie nigdy nie było fluoryzacji, próchnica zębów jest mniej rozpowszechniona niż w Toronto!”

29 czerwca 2000 r. Amerykański Związek Dentystów (ADA) wydał oświadczenie odnośnie efektywności i bezpieczeństwa fluoryzacji wody: „Od przeszło 40 lat Amerykański Związek Dentystów popiera fluoryzację publicznych zasobów wody jako bezpieczną i skuteczną w zapobieganiu próchnicy zębów… Niestety, mimo przytłaczających dowodów bezpieczeństwa i efektywności fluoryzacji, ponad 100 milionów Amerykanów ciągle jeszcze nie może korzystać z fluorkowanej wody. ADA, wspólnie ze stanowymi i lokalnymi organizacjami dentystów, kontynuuje współpracę z federalnymi, stanowymi i lokalnymi agencjami w celu zwiększenia liczby miejscowości ciągnących korzyści z fluorkowania publicznych zasobów wody”.

Widzimy więc, jak w rzeczywistości skomplikowana i pełna sprzeczności może być pozornie prosta i niemal dla wszystkich ewidentna sprawa, taka jak używanie fluorku. Jednak to co dotychczas opisaliśmy jest tylko wstępem i w porównaniu z ciągiem dalszym okaże się czymś zupełnie błahym. Wiemy już, że używanie fluorku nie jest bezpieczne, ale czy jest efektywne? A jeśli się okaże, że nie jest on efektywny – i nie jest bezpieczny -, to w takim razie czego szuka w naszej wodzie, w naszych pastach do zębów i w naszych organizmach? Odpowiedź na to pytanie jest tak zdumiewająca, że nigdy bym w to nie uwierzył, gdybym nie zobaczył dowodów na własne oczy.

Jeśli, drogi Czytelniku, chociaż trochę interesujesz się swoim zdrowiem i zdrowiem swych dzieci, przeczytaj koniecznie dwie pozostałe części tego artykułu. (Opublikowane zostały w styczniowym i lutowym numerze Natural Healing Today.(…)

Artykuł z http://www.naturalhealingtoday.com/MAGPOLSKI/txtfluorek1.htm, 12.IX.2004

 


Ostatnio dowiedziałem się, że dzieciom podaje się tabletki: Witamina D + fluor. Czy trzeba mówić coś więcej?

 Posted by at 13:27
sie 132013
 

Potępione badania


Przerażająca inkwizycja medyczna
Autor: Leonard Hardy

Każdego roku tylko w Stanach Zjednoczonych umiera pół miliona osób z powodu ataku serca i łącznie milion – wskutek różnych chorób układu sercowo-naczyniowego. W sytuacji gdy 60 milionów Amerykanów cierpi na jakąś chorobę serca lub układu krążenia, niemal każda rodzina jest bezpośrednio tym dotknięta.

Konwencjonalna medycyna nie znalazła jeszcze rozwiązania tego wciąż rosnącego problemu. Wytwarza się leki przeznaczone do łagodzenia bólu i innych symptomów chorób układu sercowo-naczyniowego, ale nie oferuje się niczego do leczenia samych chorób. Zgodnie z panującą medycyną, jedyną nadzieją dla kogoś kto cierpi z powodu zaawansowanej choroby serca jest interwencja chirurga.

Mimo niewiarygodnych kosztów takich operacji, z pewnością nie są one pozbawione ryzyka. Istnieje groźba wystąpienia komplikacji w czasie operacji, wymagana jest bardzo długa rekonwalescencja i nie ma nadziei na ostateczne rozwiązanie problemu. W rzeczywistości pacjenci, którzy nie dokonają poważnych zmian w swym trybie życia, trafiają ponownie na stół operacyjny, zakładając oczywiście, że uda im się przeżyć kolejny atak serca lub udar mózgowy.

Biorąc pod uwagę tę ograniczoność opcji medycznych, wszyscy – zarówno lekarze jak i pacjenci – niewątpliwie przyjęliby z uznaniem jakąś alternatywną metodę walki z tym dzisiejszym zabójcą numer jeden. Zwłaszcza gdyby taka nowa kuracja była skuteczniejsza, tańsza, nie wymagałaby operacji lub przyjmowania leków do końca życia i nie miała szkodliwych skutków ubocznych. Gdyby ktoś opracował taką alternatywną metodę leczenia chorób układu sercowo-naczyniowego, miliony ludzi na całym świecie domagałyby się dostępu do niej, a lekarzy, którzy by wynaleźli i stosowali nową kurację, uznanoby za świętych, zbawicieli ludzkości. Prawda? Teoretycznie – tak, w rzeczywistości – NIE! Prawda wygląda tak, że dzisiejsze środowisko medyczne bardzo się różni od wyobrażeń, jakie na jego temat mogą mieć ludzie dobrej woli. W rzeczywistości bowiem istnieje już skuteczna, a przy tym niedroga i nie mająca skutków ubocznych, kuracja na choroby serca, ale społeczeństwa o niej się nie informuje. Terapia taka nosząca nazwę chelacji istnieje już od ponad trzydziestu lat.

Znane są alternatywne kuracje nie tylko odnośnie chorób serca. Istnieje wiele naturalnych, bezpiecznych, skutecznych i tanich środków do stosowania przy licznych schorzeniach. Często jednak ukrywa się ich istnienie przed społeczeństwem.

Pacjentom się o tym nie mówi

Kto mógłby ciągnąć korzyści z ukrywania informacji, które mogłyby uratować życie milionom ludzi i zaoszczędzić tysiące dolarów każdemu z pacjentów? By znaleźć winnego wystarczy dowiedzieć się, jakie środowiska są najbardziej zainteresowane w utrzymaniu obecnego systemu. Najpierw jednak: Jak dokładnie wygląda istniejący system?

Według ocen Amerykańskiego Towarzystwa Kardiologicznego, choroby serca i układu krążenia kosztują nas rocznie ponad 150 miliardów dolarów. (Stanowi to około $2,000 na rodzinę za leczenie, lecz nie wyleczenie, samych tylko chorób serca!) Każdego roku wykonuje się w Ameryce pół miliona operacji „by-pass”. Jedna taka operacja kosztuje średnio $44,000 i łącznie wy-daje się co roku na operacje „by-pass” 25 miliardów dolarów. Są to ogromne sumy! Wielu ludzi czerpie z tego ogromne zyski i opływają oni w dostatki. Szpitale, wytwórnie leków i chirurdzy zarabiają niewiarygodne pieniądze, a spora armia ich pomocników też ma się bardzo dobrze.

Jaką motywacją mogliby się kierować ci – skądinąd godni szacunku, wykształceni i inteligentni – ludzie, by zrezygnować ze swych zarobków, ponieważ ktoś opracował znacznie tańszą i skuteczniejszą metodę leczenia, niż ich drogie operacje? Co by się stało z chirurgami-kardiologami i ich asystentami, gdyby miliony pacjentów przestały zwracać się do nich o pomoc? Kto byłby tak szalony, by kształcić się latami w akademii medycznej – czy to z powołania, czy też w oczekiwaniu na sukces materialny – , a następnie wyrzec się wysokiego poziomu życia i statusu społecznego, aby tylko jego pacjent mógł się poddać skuteczniejszej kuracji płacąc tylko ułamek sumy $44,000, jaką płaci się za operację „by-pass”?

Na szczęście dla chirurgów i szpitali pacjent prawdopodobnie nigdy się nie dowie o istnieniu tańszych i bezpieczniejszych rozwiązań. Jeśli ktoś się dowie o alternatywnych metodach, jego lekarz natychmiast go zniechęci do takiego „znachorstwa”.

To do czego zmierzam tutaj jest smutnym faktem, że w ostatnich dziesięcioleciach konwencjonalna medycyna stała się ogromnym monopolem. Akademie medyczne, szpitale, medyczne stowarzyszenia, fundacje i firmy farmaceutyczne – wszystkie one odgrywają główne role w tym przemyśle o wielomiliardowych obrotach. Wszystkie one są też bardzo zainteresowane finansowo w utrzymaniu obecnego systemu, opartego na opatentowanych lekach i operacjach, tak długo jak to możliwe.

Łatwo można zdobyć informacje o „medycznym gangsterstwie”, jakim para się „medyczna mafia”. Na rynku są dostępne dziesiątki książek i innych publikacji, które dokumentują tę napawającą przerażeniem sytuację. Warto przeczytać the Medical Mafia pióra lekarki Guylaine Lanctot z Quebecu i the Medical Racket, książkę napisanę przez autora bestsellerów z New York Times, Martina L. Grossa.

Autorem innej wstrząsającej książki zatytułowanej Racketeering in Medicine jest znakomity lekarz, profesor akademii medycznej, Dr. James P. Carter, M.D., Dr. PH. Objaśnia on w swej książce, co się naprawdę dzieje za kulisami najbardziej prestiżowej profesji na świecie i jak Amerykanie są pozbawiani skutecznych i tanich kuracji. Nie ulega wątpliwości, że Racketeering in Medicine to jedna z najważniejszych książek, jaką przeczytasz w swoim życiu.

Dr. Carter pisze:
„Amerykańskie społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy, jak polityka kontroluje w tajemnicy praktykę medycyny. Gdy jakiś lekarz odważy się zaprezentować naturalną, mniej kosztowną metodę leczenia, bez względu na to, jak jest ona skuteczna i bezpieczna, Zorganizowana Amerykańska Medycyna weźmie go na muszkę, by pozbawić go licencji w drodze stosowania taktyki zastraszania i prawnych kruczków. Dlaczego holistyczne terapie zagrażają medycynie?
– ponieważ wiążą się one z istotną zmianą postawy naukowej;
– zakładają, że istniejące metody nie są odpowiednie;
– stanowią groźbę dla ogromnych zysków potężnej gałęzi medycyny lub firmy farmaceutycznej.”

Jak pisze Dr Carter, coś zupełnie odmiennego zdarzyło się, gdy natychmiast zaakceptowano operacje „by-pass” i angioplastykę balonikową. Te dochodowe metody przyniosły szybko sławę i fortuny kardiologom, chirurgom, pracownikom służby zdrowia i generalnie – przemysłowi szpitalnemu. Nikt nie podważa faktu, że metody te ratują ludziom życie, ale z drugiej strony nikt bezstronnie nie udowodnił, że te zaawansowane technicznie wynalazki przedłużają istotnie życie pacjentów.

Oczywiście zwalczanie alternatywnej medycyny nie ogranicza się tylko do kuracji dotyczących chorób serca. Jeśli ktoś odkryje naturalną metodę leczenia raka (co już zdarzyło się nieskończenie wiele razy), a następnie spróbuje poprawić czyjeś zdrowie, natychmiast rozpocznie się postępowanie przeciw takiej osobie, którą oskarży się o przestępstwo „leczenia” poza medycznym establishmentem. Osoba taka może oczekiwać wysokich grzywien i kary więzienia, mimo że jej metoda jest skuteczna i ratuje ludziom życie.

Powrót inkwizycji

Prześladowania osób praktykujących alternatywne leczenie nie mają końca. I tak na przykład Charles Pixley i jego żona dowiedzieli się o istnieniu naturalnej substancji, homeopatycznej kamfory zwanej 714X, bardzo skutecznie zwalczającej raka i sprzedawanej legalnie w Kanadzie. Zaczęli oni popularyzować ten środek w kraju wolnych ludzi i w 1995 roku wieść o tym dotarła do Agencji d/s Żywności i Lekarstw (FDA). Wydano nakaz rewizji w ich mieszkaniu i wszystko co dotyczyło 714X, w tym dokumentacja badań naukowych, zostało na miejscu skonfiskowane. Pixleya wraz z jego firmą podano do sądu i został on skazany na 19 lat więzienia, mimo że nigdy nikogo nie skrzywdził. (Nawiasem mówiąc, zalegalizowanie 714X w Kanadzie bynajmniej nie było łatwe. Władze kanadyjskie przez trzy lata procesowały się z Gastonem Naessensem, mikrobiologiem, który odkrył ten środek. W końcu, z braku dowodów, sprawę umorzono i zezwolono lekarzom na przepisywanie preparatu. 714X można jednak nabywać tylko w ramach konwencjonalnej służby zdrowia, gdzie łatwo jest utrzymać wysokie ceny.)

Podobne przejścia miał Dr Stanisław Burzyński, M.D., Ph.D. Zbiegł on z komunistycznej Polski do USA mając w kieszeni tylko 20 dolarów. Przybył tu w poszukiwaniu wolności i z zamiarem realizacji swego powołania – leczenia ludzi. Dzięki swym zdolnościom Dr Burzyński szybko piął się po szczeblach kariery ku szczytom Baylor College of Medicine w Houston (Teksas). Pracował on nad lekiem antynowotworowym, gdy odkrył nową, nietoksyczną, naturalną metodę leczenia raka. W ciągu następnych 18 lat był w stanie wyleczyć 2500 pacjentów chorych na raka, z których żaden nigdy nie miał dolegliwości z powodu metody leczenia. 17 lipca 1985 r., w ślad za czyimś „poufnym donosem”, agenci FBI w towarzystwie uzbrojonego szeryfa skonfiskowali 200,000 dokumentów medycznych w biurze Dr Burzyńskiego. Jemu samemu postawiono później 75 różnych zarzutów oszustwa, z których każdy groził karą 3 – 5 lat więzienia i grzywną $250,000. Setki jego pacjentów pikietowały sąd nosząc tablice z napisami „Zwolnijcie naszego lekarza! Umieramy bez niego!” Postępowanie sądowe przeciw Dr. Burzyńskiemu ciągnęło się przez 10 lat. W końcu został on uniewinniony. Ciekawe, że Dr. Burzyński nie był autsajderem, lecz członkiem systemu z tytułem doktora. Jednak zamiast przyznać mu nagrodę Nobla za jego odkrycie, postawiono go przed sądem za zagrożenie finansowych podstaw przemysłu nowotworowego.

Te same motywy kryły się za odebraniem lekarskiej licencji Dr. Bruce’owi Hal-steadowi. Temu 77-letniemu lekarzowi z Kalifornii postawiono 28 zarzutów konspiracji, malwersacji, złamania przepisów Kodeksu Zdrowia i Bezpieczeństwa oraz oskarżono go o dokonanie 20 innych przestępstw i wykroczeń.

„Prokurator chciał mnie wpakować do więzienia na osiem lat – oświadczył lekarz, – jednak gdy sąd ostatecznie obniżył karę do 32 miesięcy, proponowano mi przynajmniej dziesięć razy, żebym się przyznał do przestępstwa, jakiego nie popełniłem. Zawsze odpowiadałem: Jak mi kaktus na dłoni wyrośnie!”

A jakiego przestępstwa dopuścił się dok-tor? Miał on czelność rozmawiać ze swymi pacjentami o właściwym odżywianiu się i przepisywał im naturalne kuracje na raka.

Dr. Halstead ma za sobą świetną karierę naukową. Przez 11 lat był on profesorem wydziału medycznego Uniwersytetu Loma Linda i zastępcą dyrektora Akademii Medycyny tropikalnej i Prewencyjnej przy tejże uczelni. Specjalizuje się w globalnej medycynie prewencyjnej, chorobach tropikalnych i biotoksykologii. Jest autorem licznych książek na tematy medyczne oraz setek artykułów naukowych. A teraz, przy końcu takiej kariery, zabroniono mu wykonywania jego zawodu.

Prawdziwą przyczyną prześladowań Dr Halsteada był fakt, że pracował on wewnątrz systemu i wiedział dobrze, jak sprawy się mają. „Rak jest świętą krową przemysłu medycznego – mówi on. – Więcej osób zarabia na leczeniu raka, niż umiera na tę chorobę.”

Po 25 latach pracy naukowej w dziedzinie medycyny i biologii Dr Halstead tak podsumowuje obecną sytuację:

„Jestem święcie przekonany, że Ameryka zmierza ku katastrofie w służbie zdrowia, zarówno pod wzglądem ekonomicznym, jak i terapeutycznym… Jeśli chodzi o leczenie, w kraju tym panuje niebezpieczne przekonanie, że lepiej umrzeć zgodnie z ortodoksją, niż przeżyć sprzeciwiając się jej.”

Historia pani Dix, pacjentki Dr Halsteada, stanowi doskonałą ilustrację jego oświadczenia i była przez niego wykorzystana w czasie wystąpienia w sądzie.

U pani Dix stwierdzono obecność nieuleczalnego raka w jamie brzusznej. Przeszła ona operację, dziewięć różnych typów chemioterapii oraz ponad 90 seansów napromieniania. Nic jej to nie pomogło. Lekarze dawali jej 4-6 tygodni życia. Pani Dix nie wstawała już z łóżka, nie miała żadnej nadziei i przygotowywała się na śmierć. Wraz z mężem załatwiała już nawet sprawy związane z pogrzebem.

Mąż jej jednak dowiedział się o japoński-ej mieszance ziołowej używanej do parzenia herbaty. Ten naturalny preparat zwany ADS pomógł innym osobom chorym na raka. Pan Dix zdobył tę herbatkę i zaczął ją podawać żonie. Po dziesięciu dniach poczuła się ona lepiej i to na tyle, że zaczęła pracować w do-mu, chodzić na zakupy i nawet na wycieczki. Jej bóle złagodniały i było widać, że czuje się lepiej.

W międzyczasie jej mąż zaczął sam pić japońską herbatkę i nawet sprzedawać ją innym osobom. To przyniosło zgubę rodzinie Dixów! Prokurator Okręgowy w Los Angeles przeprowadził rewizję w ich domu, skonfiskował zapasy herbatki i postawił ich w stan oskarżenia. Pan Dix błagał prokuratora, by nie zabierał całej herbatki jego żony, gdyż bez niej umrze, jednak nie wywarło to wrażenia na przedstawicielach władzy.

Pani Dix była jeszcze wystarczająco silna, by stawić się w sądzie, ale po kilku dniach już nie wstawała z łóżka i wkrótce zmarła.

Wyglądało to tak, jakby nie było wskazane, by żyła dalej z pomocą „nieortodoksyjnej” herbatki, mimo że wcześniej nacierpiała się z powodu metod „ortodoksyjnych” (operacja, chemioterapia, napromienianie) i zapłaciła za nie niemało, zarówno pieniędzmi, jak i własnym zdrowiem. System pozostawił jej tylko jedną możliwość: śmierć.

Prześladowany przez komunistów

Jak można oczekiwać, prześladowania takie nie są specjalnością tylko tak zwanego wolnego świata. Podobna historia rozegrała się w latach 70-ych za żelazną kurtyną. Wybitny biochemik, Dr Jozsef Béres pracował, na zlecenie władz węgierskich, nad pewnym problemem z dziedziny rolnictwa, gdy od-krył specyficzne powiązanie między minerałami, pierwiastkami śladowymi i systemem immunologicznym. Opracował on następnie płynną mieszankę nazwaną Kroplami Béresa, która pomogła wyleczyć raka wielu osobom rozsianym po ca-łych Węgrzech. Wynalazek ten uratował życie tysiącom śmiertelnie chorych na raka pacjentów, którym „ortodoksyjni” lekarze pokazali plecy, gdy chemioterapia i napromienianie nie zdały egzaminu. Ratując tym ludziom życie Dr Béres złamał przepisy prawne, gdyż jego doktorat był uzyskany w dziedzinie agrochemii, a nie „medycyny człowieka”. Za kogo się on uważał, że pozwolił sobie wynaleźć coś skuteczniejszego, tańszego i bez skutków ubocznych towarzyszących konwencjonalnym zabiegom?

Komunistyczne władze zorganizowały najazd na jego laboratorium i skonfiskowano jego naukową dokumentację. Jednak ten brutalny atak okazał się spóźniony. Wieść o leku na raka rozchodziła się lotem błyskawicy po Węgrzech i dzień po dniu setki chorych wraz z rodzinami zaczęły się gromadzić wokół domu Dr Béresa. Byli oni skłonni spędzić całą noc w kolejce, byle tylko spróbować kuracji. W rezultacie zezwolono Dr Béresowi na kontynuowanie jego badań i dziś, po trzydziestu latach, Krople Béresa znane są w wielu krajach i codziennie miliony osób na całym świecie przyjmuje je profilaktycznie.

Aresztowana w płaszczu kąpielowym

Najnowszy przykład podobnego skandalu miał miejsce we wrześniu ubiegłego roku, gdy dobrze znana ze swych badań w dziedzinie medycyny Dr Hulda Clark, N.D., Ph.D. została aresztowana w swym domu w San Diego. Dr Clark jest autorką kontrowersyj-nych książek – bestsellerów, takich jak the Cure For All Cancers, the Cure For HIV/AIDS i innych.

71-letnią Dr Clark aresztowano na podstawie listu gończego, gdy miała na sobie tylko płaszcz kąpielowy, i przetrzymywano w areszcie w San Diego (Kalifornia) przez 16 dni. Następnie wysłano ją do Indiany, na tylnym siedzeniu policyjnego samochodu, który w ciągu półtora dnia pokonał 2,200 mil.

Jej przestępstwo? Po przejściu na emeryturę z uniwersytetugdzie zajmowała się pracą naukową od czasu uzyskania doktoratu w wieku 20 lat – Dr Clark zaczęła pro-wadzić własne badania nad rakiem i AIDS. Tym samym jednak, jak już widzieliśmy wcześniej, naruszyła ona tabu. Gdy wyniki jej badań zaczęły pomagać chorym, zaczęło ją śledzić dwóch detektywów w cywilu z ramienia władz Stanu Indiana. Dr Clark była oczywiście oburzona, by określić to delikatnie, i przeniosła swe naukowe badania do Kalifornii oraz Meksyku. Początkowe śledztwo do niczego nie doprowadziło, ale kilka lat później w powiecie Brown, w Indianie wybrano nowego prokuratora, który doszedł do wniosku, że Dr Clark jest niebezpiecznym zbiegiem, jakiego należy ścigać.

Dlaczego pomysły Dr Clark są aż tak groźne? Bo opierają się one na zdrowym rozsądku i nie wymagają ogromnych wydatków na leki. Jej podstawowe założenie: Rozwój wszelkich chorób jest możliwy dlatego, że nasz system immunologiczny nie daje sobie rady z codziennym zalewem toksyn, bakterii, wirusów i pasożytów. Uważa ona, że powinniśmy się pozbyć tych czynników chorobotwórczych i codziennie dbać o niedopuszczanie ich do naszych organizmów.

Dr Clark została zwolniona za kaucją i obecnie oczekuje na proces. Jej zwolennicy utworzyli Fundację na rzecz Obrony Dr Clark (Dr. Clark Defence Fund), z którą można się kontaktować pod adresem: 1055 Bay Blvd, Chula Vista, CA 91911.

„Niebezpieczne przekonania”

Tyle podobnych historii zdarza się na całym świecie, że można nimi wypełnić całą książkę. Przypominają mi one to, co spotkało Giordano Bruno, włoskiego filozofa i uczonego. 400 lat temu Kościół Rzymsko-katolicki doprowadził do jego egzekucji za dopuszczenie się przestępstwa herezji. Władze kościelne tak się bały idei tego człowieka, znanego w całej Europie jako wybitny myśliciel, że katom wydano rozkaz związania mu języka przed spaleniem żywcem na stosie, tak by nie mógł przemówić do zgromadzonych ludzi.

Bruno umieścił Słońce, nie Ziemię, w centrum Układu Słonecznego. Cóż za okropne przestępstwo! Odmawiał on wyrzeczenia się swych przekonań w ciągu ośmiu lat więzienia przez Inkwizycję. Kościół nigdy nie wybaczył mu jego niebezpiecznych przekonań. Jego prace figurują ciągle na watykańskiej liście zakazanych tekstów.

Dopiero w 1992 roku Kościół Rzymsko-katolicki z niechęcią przyznał, że inny średniowieczny uczony, Galileo Galilei, miał rację twierdząc, że to Ziemia krąży wokół Słońca, a nie odwrotnie. W 1633 roku Inkwizycja, grożąc torturami, zmusiła Galilei, który miał wtedy 70 lat, do wyparcia się swych idei. Ortodoksyjna – instytucja potrzebowała aż czterystu lat, by uznać rzeczywistość.

Gdy myślę o naszej obecnej sytuacji, w żaden sposób nie mogę dostrzec różnicy między prześladowaniem alternatywnych lekarzy przez ortodoksyjne agencje, a tym, co spotkało Bruno, Galilei i niezliczonych innych ludzi w średniowieczu.

Miejmy nadzieję, że nie będziemy czekać czterysta lat na zakończenie tego polowania na czarownice. Zanim jednak to nastąpi, możemy jeszcze być świadkami wielu zrujnowanych karier oraz najazdów na domy i gabinety lekarzy i osób stosujących naturalne metody leczenia poza obowiązującymi „normami”. Coraz więcej ludzi będzie umierać wskutek nieskuteczności konwencjonalnej medycyny, a przemysł „opieki zdrowotnej” będzie dalej rozkwitać czerpiąc ogromne korzyści z ukrywania informacji, które mogłyby zapewnić ludzkości zdrowie i długowieczność.

Artykuł z http://www.naturalhealingtoday.com/MAGPOLSKI/rok2000-12inkwizycja.htm, 12.IX.2004

 Posted by at 13:25
sie 132013
 

Statystycznie lekarze stanowią siedemnaście tysięcy razy większe zagrożenie dla naszego życia niż posiadacze broni. Autor: Leonard Hardy

Na łamach naszego magazynu już wielokrotnie pisaliśmy o tym, jak niebezpieczny dla ludzkiego zdrowia jest współczesny system służby zdrowia. Obecnie chciałbym czytelnikom przedstawić być może najbardziej zdumiewający na świecie fakt: Opieka lekarska może zabić nas siedemnaście tysięcy razy szybciej niż posiadanie w domu broni palnej. Napawa smutkiem, że podczas gdy w mediach utrzymuje się histeria związana z bronią, prawie nigdzie nic nie słychać o znacznie groźniejszym problemie.

Dawniej tylko tak zwane alternatywne źródła informacji (jak nasz magazyn) przedstawiały zakulisowe aspekty „przemysłu chorób”, jednak wiele osób – które nie zadały sobie trudu, by sprawdzić fakty – wzruszało ramionami: Gdyby to była prawda, mówiłoby się o tym w telewizji i najpopularniejszych gazetach!

Ważne jest, byśmy pamiętali, że istnieje mnóstwo ukrywanych faktów, o których w tradycyjnych mediach się nie wspomina lub które przedstawia się w wypaczonej formie, co ma swe powody, głównie ekonomiczne albo polityczne. Co jest istotne w związku z omawianym problemem to fakt, że ten chorobowy przemysł stał się już tak zdeformowany i irracjonalny, iż nawet utrzymywane przezeń medyczne periodyki zaczęły się nim zajmować. Należy to uznać za interesujące zjawisko, gdyż pisma te są finansowane poprzez ogłoszenia producentów leków, co oczywiście tworzy poważne ograniczenia odnośnie tematów, o których można pisać.

W związku z tym ukazujący się w największym na świecie nakładzie magazyn medyczny Journal of the American Medical Association (periodyk Amerykańskiego Zrzeszenia Lekarzy) zaskoczył nas publikując w numerze z 26 lipca 2000 r. statystyczne fakty, o których my mówiliśmy już przed laty.

Zgodnie z tą publikacją przypadki zgonów spowodowanych w ciągu jednego roku przez amerykański system ochrony zdrowia dzielą się jak następuje:
12 tysięcy osób umiera z powodu niepotrzebnej interwencji chirurga
7 tysięcy osób umiera w szpitalach z powodu pomyłek dotyczących leków
20 tysięcy osób umiera z powodu innych błędów w szpitalu
80 tysięcy osób umiera w wyniku infekcji następujących w szpitalach
106 tysięcy osób umiera wskutek działań ubocznych leków przyjmowanych zgodnie z instrukcją

W sumie stanowi to 225 tysięcy osób, które co roku żegnają się z życiem z przyczyn jatrogennych, a więc pochodzących od lekarza. 225 tysięcy ludzi równa się mniej więcej łącznej liczbie mieszkańców takich dwóch amerykańskich miast jak Fort Lauderdale i Niagara Falls. Każdego roku ludność dwóch takich miast opuszcza ziemski padół z powodu błędów popełnianych przez lekarzy.

W rzeczywistości jednak sytuacja jest jeszcze znacznie gorsza. Sam Journal of the American Medical Association zaznacza, że większość z powyższych danych dotyczy tylko szpitali; nie obejmują one zgonów spowodowanych przez pomyłki lekarzy w ich gabinetach, w domach starców, czy w domach pacjentów. Poza tym statystyka ta przedstawia tylko przypadki śmiertelne i nie obejmuje inwalidztwa spowodowanego przez chorobowy przemysł, jak również groźnych czy tylko nieprzyjemnych skutków ubocznych.

Jak wynika z przytoczonych danych, błędy popełnione w szpitalach są powodem zgonów 39 tysięcy osób, jednak pół roku wcześniej, 30 listopada 1999 roku, Institute of Medicine podawał w swym raporcie, że w takich okolicznościach umiera od 44 do 98 tysięcy osób. Tak więc biorąc to wszystko pod uwagę możemy uznać, że corocznie błędy lekarskie powodują od 225 do 350 tysięcy zgonów. W jednym z poprzednich artykułów wspominałem już to, ale obecnie nie mogę się powstrzymać od ponownego porównania tej statystyki z wojną w Wietnamie, kiedy to w okresie 15 lat zginęło w bitwach, potyczkach, pod bombami i na polach minowych 57,685 Amerykanów.

Możemy również pokusić się o inne porównanie: Liczba lekarzy w USA: 700 tysięcy
Liczba niezamierzonych przypadków śmiertelnych z powodu błędów lekarskich: 225 tysięcy
Liczba niezamierzonych przypadków śmiertelnych przypadających na jednego lekarza: 0.321
Liczba posiadaczy broni w USA: 80 milionów
Liczba przypadkowych zgonów wskutek wypadków z bronią rocznie: 1,500
Liczba przypadkowych zgonów na jednego posiadacza broni: 0.0000187
W świetle tych danych lekarze stanowią około siedemnaście tysięcy razy większe zagrożenie dla życia ludzkiego niż posiadacze broni.

Zanim jednak wpadniemy w przesadę i zaczniemy za wszystko obwiniać lekarzy – co absolutnie nie jest moim zamiarem – należy wziąć pod uwagę wszystkie punkty widzenia. Z jednej strony wiadomo, że w ramach służby zdrowia istnieją poważne, nawet tragiczne problemy. Do tego stopnia, że nie jestem już skłonny nazywać tego systemu „służbą zdrowia”, jako że tylko ślepiec nie widzi, iż mamy tu do czynienia ze zręcznie zorganizowaną i kierowaną żelazną ręką gałęzią przemysłu, której jedyną racją bytu są choroby. Jak najwięcej chorób.

Gigantyczne kompanie tworzące ten przemysł chorób stały się najbardziej dochodowymi na świecie przedsiębiorstwami nie w oparciu o zdrowych ludzi, lecz dzięki chorym. Gdy nie ma chorych – nie ma pieniędzy. W związku z tym zapobieganie chorobom nie jest biznesem i dlatego nie wykłada się profilaktyki w akademiach medycznych. Dlatego również nie można żadnej terapii czy preparatu nie zaakceptowanego przez lekarską „mafię” nazywać lekiem, nawet jeśli środek taki leczy. Celem przemysłu chorób jest nie doprowadzenie do zdrowia, wyleczenie chorych, lecz jak najdłuższe ich leczenie. Im bowiem terapia jest mniej skuteczna, tym więcej pieniędzy można wydrzeć pacjentowi; im więcej skutków ubocznych ma jakiś lek, tym dłużej trzeba chorego leczyć i z tego zaklętego kręgu nie ma wyjścia.

Zastanówmy się tylko, dlaczego w ramach konwencjonalnej służby zdrowia nieuleczalne są najczęstsze choroby, jak rak, choroby serca, cukrzyca, astma, AIDS i temu podobne. Oczywiście nie brak tu różnych terapii i leków, które chory może przyjmować do końca życia – z minimalną szansą na całkowite wyleczenie.

Jest tu jeszcze jeden bardzo istotny aspekt: Przemysłu chorób nie można utożsamiać z poszczególnymi lekarzami. Aczkolwiek – o czym także świadczy statystyka – większość lekarzy wybiera ten zawód z przyczyn materialnych (bardzo dobre zarobki), jednak nie oznacza to, że nie ma dobrych lekarzy lub że moglibyśmy się bez lekarzy obyć. Ja w ogóle nie chodzę do lekarzy, gdyż z moimi zwykłymi problemami ze zdrowiem łatwo sam sobie radzę: Gdy się przeziębię, natychmiast zaczynam brać kapsułki echinacea, witaminę C i srebro koloidalne; gdy bolą mnie plecy od długiego siedzenia, smaruję je kremem capsaicin i zażywam więcej ruchu; jeśli przemiana materii nie jest właściwa, funduję sobie oczyszczanie lub odtruwanie organizmu; gdy w nocy drętwieją mi kończyny, stosuję oczyszczanie naczyń krwionośnych – i wszystko wraca do normy. Mógłbym dalej wyliczać takie „nie śmiertelne” schorzenia, które łatwo i tanio można leczyć naturalnymi środkami bez skutków ubocznych.

Wszystko to ładnie wygląda i świetnie działa, ale tylko do czasu, gdy człowiekowi się zdarzy jakiś poważny wypadek, gdy łamie się ręka lub noga, dochodzi do wewnętrznych obrażeń czy innych komplikacji groźnych dla życia. Gdyby coś takiego mnie się przydarzyło, nie chciałbym mieć w pobliżu ekspertów przyrodolecznictwa i ziół leczniczych, lecz dobrze wyszkolonych i dobrze opłacanych chirurgów oraz innych specjalistów medycznych, którzy możliwie jak najszybciej mogliby naprawić moje uszkodzone organy. Dzisiejszy system medyczny działa znakomicie w nagłych wypadkach, ale ponosi sromotną klęskę w obliczu takich masowych chorób jak rak czy choroby serca, gdzie znacznie skuteczniejsze są alternatywne terapie, a przede wszystkim profilaktyka.

Wszystko wskazuje na to, że potrzebne byłoby połączenie medycyny alternatywnej i konwencjonalnej. W końcu czy „zwykły” lekarz nie mógłby zalecić choremu na grypę przyjmowanie dużych dawek witaminy C i paru kropel srebra koloidalnego, zamiast antybiotyków i szczepionek? Wszyscy lekarze uczyli się, że antybiotyki nie działają na wirusowe zakażenia, dlaczego więc przepisują całe ich tony w sezonie grypowym?

Mamy problem nie z lekarzami, lecz z pasożytującym na chorych ludziach systemem, który odpowiednio do swych potrzeb kształci lekarzy, by następnie w haniebny sposób posługiwać się nimi jak swymi sprzedawcami. Im więcej lekarz sprzeda różnych nieskutecznych i często szkodliwych leków i terapii, tym lepiej mu się powodzi. W obecnym systemie motywacją działania nie jest dobry stan fizyczny pacjenta, lecz dobra sytuacja finansowa lekarza. Oczywiście nie chodzi o to, że lekarzowi nie powinno się dobrze powodzić. Wręcz przeciwnie. Należałoby jednak powiązać jakoś te dwa aspekty: Lekarzom powinno się żyć tym lepiej, im lepiej czują się ich pacjenci. I proporcje nie powinny być odwrócone, jak to ma miejsce dzisiaj, gdy opieka medyczna kosztuje więcej niż kiedykolwiek w przeszłości, a zarazem znacznie więcej ludzi umiera z powodu błędów systemu.

Jeśli mimo manipulacji i prania mózgów ze strony tego przemysłu chorych doprowadzimy kiedyś do powiązania najlepszych aspektów konwencjonalnej i alternatywnej medycyny – uzyskamy efektywną, bezpieczną i tanią służbę zdrowia, z której każdy chory będzie z zaufaniem korzystać i z której każdy lekarz będzie mógł być dumny.

Artykuł z http://www.naturalhealingtoday.com/MAGPOLSKI/rok2001-04lekarze.htm, 12.IX.2004


Od siebie mogę dodać, że pomysł ten wcale nie jest nowy. W książce Z. Garnuszewskiego: Akupunktura we współczesnej medycynie, T.1, Amber 1996 jest informacja, iż światowa Funkacja Medycyny Naturalnej zaprojektowała emblemat, który miałby być symbolem zespolenia tradycyjnej medycyny chińskiej i medycyny zachodniej. Jak na razie: „Przedstawiciele światowej Fundacji Medycyny Naturalnej wyrażają nadzieję, że u progu nadchodzącego tysiąclecia dojdzie do tekiego zespolenia.”

 Posted by at 13:22
sie 132013
 

Medycyna konwencjonalna koncentruje się na jednostkach chorobowych. Tak po prostu. Kogoś coś boli, wpisuje mu się numer choroby i dopiero nasza medycyna może się nim zająć. W ogóle lepiej by było, gdyby ktoś do lekarza przyniósł to, co boli, bo cała reszta człowieka tak właściwie tylko przeszkadza.

Jeśli kogoś bolą dwie rzeczy to chodzi do dwóch lekarzy, który nie dość, że się ze sobą nie komunikują to jeszcze zazwyczaj w ogóle się nie znają. Często jest tak, że przepisują tabletki, które wzajemnie się znoszą. Ale każdy „leczy”.

Sposób leczenia też czasami pozostawia wiele do życzenia. Zazwyczaj, „tak na wszelki wypadek” lekarze przepisują antybiotyki i … po chorobie. Osobiście znam przypadek małego dziecka, któremu przepisano antybiotyki, tak „na wszelki wypadek”. Dziecko potem miało bóle brzucha, biegunki. Rodzice nie spali po nocach, bo dziecko też nie spało, ale lekarz „zrobił wszystko co trzeba” i poszedł spokojnie do domu. Nie ważne, że antybiotyki uszkodziły bakterie jelitowe, nie ważne, że zrobiły więcej szkody niż przyniosły pożytku. Lekarz przepisując je wie, że na pewno pomogą. Oczywiście. Antybiotyk – jak sama nazwa wskazuje – jest czymś przeciwko życiu. Zabija wszystko. To co szkodliwe, ale też to, co potrzebne. Lekarz idzie do domu, a rodzice zostają z dzieckiem i co? Mają jechać do kolejnego lekarza?

Tak naprawdę to 85% diagnoz można postawić na podstawie wywiadu i ewentualnie badania palpitacyjnego (dotyk). Czasami wystarczy określić rodzaj bólu – stały, pulsujący, rwący, mdły, ustający przy nacisku, wzmagający się przy nacisku. Czasami jest tak, że lekarz powie, że wszystko jest w porządku „ale na wszelki wypadek wyślę na badania”. Jeśli wszystko jest w porządku, to po co badania?

Już opisuję. Badania, kolejno. Nie z medycznego punktu widzenia tylko jak mogą oddziaływać na organizm.

Rentgen. Zazwyczaj wykonywany na starym czy przestarzałym sprzęcie. Niespójna wiązka promienia RTG może prześwietlać inne części ciała. Zbyt duża dawka promieniowania, „żeby cokolwiek było widać”. Oczywiście, nie zaprzeczam, że zdjęcia wnoszą dużo informacji do diagnozy, ale… Nie zawsze wykonuje się zdjęcia wtedy, gdy są potrzebne. Jeśli ktoś jest zdrowy i wie to na 100% to zdjęcie RTG jest dla niego wyłącznie szkodliwe, a nie wnosi żadnej informacji. Promieniowanie RTG nie jest obojętne dla zdrowia. Jest to promieniowanie jonizujące w dodatku generowane przez stare maszyny. Powiedzmy – prześwietlenie płuc. Dla mężczyzny jest to tylko naświetlenie serca, płuc, żołądka, nieco wątroby i właściwie na tym koniec. Dla kobiet – przede wszystkim naświetlenie jednego z najczulszych gruczołów – piersiowych. A jeśli jest tak, że są one bardzo słabe i to jedno wystarczy do takiego osłabienia systemu immunologicznego, że zacznie się rozwijać jakaś choroba? A jeśli to jedno wystarczy do tworzenia się raka? Dlaczego o tym nikt nie mówi? Jeśli jest taka potrzeba – to trzeba, ale żeby tak sobie sprawdzić czy wszystko jest w porządku – według mnie jest to zbyt duże ryzyko. Nie mieszkamy w Błękitnej Lagunie tylko w zanieczyszczonych miastach i każda kolejna dawka czegoś co niszczy nasz organizm może się okazać bardzo szkodliwa.

Naświetlanie jąder lub jajników – prześwietlenia miednicy. Zazwyczaj ludzie chcą mieć zdrowe dzieci a i samemu chcą być zdrowymi. To są najczulsze chyba miejsca jeśli chodzi o promieniowanie.

Czasami do krwiobiegu wprowadza się tak zwany kontrast – przy sprawdzaniu np. drożności żył. Kontrastem jest środek promieniotwórczy. Warto się zastanowić nad koniecznością takiego badania.
Zresztą wszyscy wiedzą o szkodliwości promieniowania. Wystarczy sobie przypomnieć co się działo po awarii w Czernobylu.

USG. O wiele mniej szkodliwe, co nie znaczy, że bez znaczenia. USG wysyła wiązkę fali, która odbijając się od narządów daje jakiś obraz. Tak, ale większość fali, nie odbitej, jest wchłaniana przez organizm. Zgodnie z zasadą zachowania energii nie da się po prostu wchłonąć fali i przerobić ją na nic. Zazwyczaj zamienia się ona na ciepło. Czyli – przy okazji badania lekarz podgrzewa nam organizm. Podobnie jak kuchenka mikrofalowa.

Badania płodu. Też USG. Wiązka pochodząca z urządzenia jest szkodliwa. Oczywiście nie zastosowana raz, bo trzeba coś sprawdzić – nie z takimi rzeczami organizm musiał sobie radzić – ale chodzenie na badania chociażby raz w miesiącu może się skończyć nie najlepiej.

Służba zdrowia – w trosce o nasze zdrowie – wysyła nas na przymusowe badania, testy itp. Zazwyczaj wiemy czy jesteśmy zdrowi czy nie, a badania te to tylko ingerencje w nasze zdrowie. Byłem na badaniu okresowym. Między innymi wykonywane było badanie krwi. Wiem, że jestem zdrowy i wtedy też to wiedziałem. Jednak pani lekarz stwierdziła, że mam jakiś stan zapalny i że „może to przejdzie”. Tak powiedziała. Po czym okazało się, że cała „seria” osób, około ośmiu, jak dobrze pamiętam, którzy byli ze mną na tym badaniu miała taki sam „stan zapalny”. Błąd komputera. Tak mi się pomyślało – po co są te badania, skoro ktoś na siłę mi wmawia, że jestem chory? Jakieś 15 lat temu inna pani doktor usilnie wmawiała mi żółtaczkę – to z powodu ciemnej karnacji i opalenizny. Oczywiście żółtaczki nie miałem i nie mam do dzisiaj. A takie „twierdzenie” jest bardzo niebezpieczne – patrz „autorytet”.

Dawno temu, kiedy do szeregów medycyny włamywała się technika nukrearna bardzo stary profesor na jednym podczas swoich wykładów zwrócił się do studentów w te oto słowa.
Wy panowie, teraz zachwycacie się techniką lecz powiem wam co odróżnia bardzo dobrego lekarza od lekarza początkującego, bez względu na długość stażu. Lekarz początkujący rozmawia z pacjentem i zleca dużo badań. Lekarz doświadczony przeprowadza dokładny wywiad i zleca jedno badanie.
Słowa te słyszałem dzisiaj od jednego lekarza, który po ośmiu latach od rozpoczęcia praktyki przyznał staremu profesorowi rację. Jednak na koniec stwierdził, że do postawienia rzetelnej diagnowy potrzebny jest bardzo dokładny wywiad z pacjentem, a dodatkowe badanie jest potwierdzeniem diagnozy. „Jednak kto ma czas na takie pogaduszki” – dodał na koniec.
Przykre jest, że lekarz, który wie jak leczyć nie korzysta z tej możliwości tylko stara się „przyjąć” jak najwięcej pacjentów.

Inną anegdotę usłyszałem od innej osoby. Stwierdziła ona, że w Niemczech medycyna doszła kiedyś do takiego stopnia komputeryzacji, że kiedy zgłosi się pacjent z nożem w plecach, a komputer tego nie potwierdzi to zostanie on odesłany do domu jako symulant. Z niektórych środowisk wiem, że nasza współczesna medycyna właśnie do tego zmierza. Przykładów jest tysiące.

 Posted by at 13:20
sie 132013
 

„Minęło 30 lat od momentu, kiedy poświęciłem się leczeniu przewlekłych chorób. Spotkałem się z wieloma przypadkami dzieci, które nie były chore ani jednego dnia do momentu otrzymania szczepionki i ani jednego dnia nie były zdrowe od czasu zaszczepienia.”

Te dosyć przerażające słowa wypowiedział pewien lekarz. Powoli wychodzą z ukrycia kolejne fakty dotyczące szczepień. Na przykład mit o tym, że szczepienia powodują łatwiejsze przebycie choroby. Na rynku ukazała się książka, w której lekarze wypowiadają się na temat szczepień, a badania szczepionych osób pokazują, iż ich choroba została spowodowana właśnie podaniem szczepionki.

„Naczelny lekarz Anglii ogłosił (…), że 97,5 % społeczeństwa otrzymało szczepienia przeciwko ospie. [Rok później] przez Anglię przeszła największa epidemia ospy, która pozbawiła życia 44840 osób.”

——————————–

Nie jestem przeciwnikiem szczepień. Po trzech artykułach może wydawać się to dziwne, prawda? Jednak nie jestem. Uważam, że należy szczepić – ale nie wszystkich i nie na wszystko.

Myślę, że większość problemów bierze się z tego, że nie znamy substancji zawartych w szczepionkach, a producenci (nawet jeśli jest znany) nie podają takich informacji. Zresztą im zależy tylko na pieniądzach, więc istotne jest aby obniżyć koszty produkcji, a nie poprawić jakość produktu.

Uważam też, że szczepionki w stylu 6w1 to poroniony pomysł. Tak samo jak podawanie więcej niż jednej szczepionki na raz. Niemowlę znajomych pojechało na szczepienia – dostało dwa zastrzyki w jedną rękę, w drugą i w obie nogi. Zrobili sobie z dziecka lalkę woodo. Potem przez kilka dni – biegunka, wymioty, gorączka. A czego się spodziewali?!?

Uważam, że alergie biorą się ze szczepionek. A dokładniej – układ immunologiczny dziecka działa wybiórczo – na jedne alergeny reaguje, na inne nie. Dodatkowo część przeciwciał otrzymuje wraz z pokarmem. Podając kilka szczepionek zmuszamy układ immunologiczny do reakcji, na którą nie jest jeszcze przystosowany. Co więcej – nie uczymy go aby walczył z drobnoustrojami wnikającymi do organizmu – uczymy go aby walczył z tym, co dostanie w zastrzyku, czyli w nienormalny sposób. Układ immunologiczny uczy się walczyć na to co jest „w środku”, a nie na to co powinien. Potem biorą się alergie – układ immunologiczny nie nauczył się reagować na zagrożenia w sposób prawidłowy tylko walczy ze wszystkim co mu się nawinie – skrajnym przypadkiem są choroby autoimmunologiczne, kiedy organizm atakuje sam siebie.

Podobnie jest z autyzmem poszczepiennym. Lekarze wypowiadają się, że nie ma związku – oczywiście, że jest. Ale oni go nie widzą. To nie dana szczepionka lub konserwant w niej zawarty powoduje choroby. To kilka szczepionek plus czynniki środowiskowe (choroby cywilizacyjne). Pierwsze szczepionki uszkadzają układ immunologiczny i wydalniczy, a końcowy efekt dopełnia np. rtęć w szczepionkach, której organizm nie potrafi już usunąć – gwóźdź do autyzmu. Ale wtedy jest już o wiele za późno.

 Posted by at 13:14
sie 132013
 

Na bardzo krótko, dnia 18 kwietnia 2006 pojawiła się na Interii informacja o szczepieniach. Dosyć szybko zniknęła, ale udało mi się ją odnaleźć.

Może nie jest to cudowne, naukowe dzieło, ale coś, co potwierdza parę faktów, o których pisałem wcześniej.


Rodzice w Polsce coraz częściej chcą opóźnić moment szczepienia dziecka lub sprzeciwiają się szczepieniom.

Argumentem rodziców jest obawa, że szczepionki mogą mieć wiele skutków ubocznych, pisze „Metropol”. Gdy niedawno ukazała się książka Iana Sinclaira „Szczepienia – ukrywane fakty”, na forach internetowych zawrzało. W książce można przeczytać mrożące krew w żyłach opowieści o skutkach, jakie może wywołać u dzieci zwykła szczepionka – choroby metaboliczne, autyzm, zatrucie organizmu rtęcią.

U mojego najstarszego syna, u którego stwierdzono autyzm, od szczepienia szczepionką MMRII (odra, świnka, różyczka) – ciągle coś było nie tak – opowiada Dorota z £odzi, matka trojga dzieci. U jej syna stwierdzono zanieczyszczenie rtęcią, opóźnienie rozwoju, lawinowy spadek odporności. – Kto zwróci mojemu dziecku zdrowy mózg, kto cofnie upośledzenie umysłowe, kto odda zdrowe jelita? – pyta Dorota.

Pani Dorota wzięła sprawy we własne ręce. Kolejnego syna zaszczepiła przeciwko odrze, śwince i różyczce dopiero w wieku 3 lat, a najmłodszą córeczkę zaczęła szczepić dopiero wtedy, kiedy ta miała ponad rok. Kontakt ze szczepionkami zaczyna się już w chwilę po urodzeniu – obowiązkową szczepionkę przeciw żółtaczce i gruźlicy dziecko otrzymuje w pierwszej dobie życia. Zanim skończy 17 lat, powinno poddać się szczepieniu ok. 16 razy.

– Każde szczepienie jest radykalną interwencją w kształtujący się system immunologiczny dziecka. To wstrząs – tak naprawdę nie wiadomo, jakie będzie miał skutki za kilka lat – mówi chcący zachować anonimowość lekarz.

– Chyba najwyższy czas zastanowić się, czy ze szczepionek jest więcej szkody czy pożytku. Takie zdanie ma coraz więcej moich kolegów po fachu, którzy boją się o tym mówić ze względu na niepopularność poglądów i przede wszystkim – ze strachu przed potężnym lobby farmaceutycznym – najbardziej zainteresowanym utrzymaniem szczepień – dodaje pediatra, z którym rozmawiała gazeta.

Na razie jest obowiązek wykonania o czasie szczepienia dziecka. Anna Malinowska z Głównego Inspektoratu Sanitarnego wyjaśnia, że opornych rodziców może spotkać mandat w wysokości 5 tys. zł. Sanepid wysyła upomnienia i wyznacza kolejne terminy szczepień. Jeśli to nie skutkuje – sprawa trafia do prokuratury. Po wyroku sądowym wkracza policja, która musi doprowadzić dziecko do przychodni na obowiązkowe szczepienie. Ale nie tylko troska o zdrowie jest przyczyną unikania szczepień.

– Słyszałam o przypadkach, kiedy rodzice nie szczepili dziecka, bo nie pozwalała im na to religia – wyjaśnia rzeczniczka. Polscy rodzice chcą lobbować za zaostrzeniem przepisów dotyczących szczepień i wymusić na lekarzach lepszą informację. Natomiast w Niemczech, gdzie szczepienia od 1982 r. są dobrowolne, pediatrzy apelują o powrót do obowiązkowych szczepień pisze „Metropol”.

http://fakty.interia.pl/news?inf=739433 18.04.2006

Po artykule pojawiło się wiele wypowiedzi na forum. Oto kilka z nich (pisownia oryginalna):

Jakość szczepionek bezpłatnych
tatoo Szkoda, że w wielu szpitalach noworodki szczepią na WZW/B kontrowersyjną szczepionką koreańską Euvax B, zamiast np. używanej w krajach UE – Engerix B Zdaniem niektórych specjalistów szczepionka ta nie była bezpieczna – nie stosowano jej ani przebadano w żadnym kraju europejskim. O wyborze Euvax B przesądziła cena… i niestety szpital nie dał mi – rodzicowi – wyboru. Nie mam zaufania do tych bezpłatnych szczepionek w ramach szczepień obowiązkowych (bo być może produkowane były w b. ZSRR i ze względu na niską cenę i b.długi okres ważnosci dostaliśmy ją za pół ceny, nie wiem…) Wolę jednak zapłacić te 100 – 150 zł za skojarzoną szczepionkę…

Mozecie mnozyc tutaj te wolajace o […]
grolisz Mozecie mnozyc tutaj te wolajace o pomste do Nieba przypadki, watpie zeby to cos dalo. Niestety na indywidualne nieszczescie wiekszosc lekarzy jest dobrze impregnowana. Gorzej na kolektywistyczne abstrakcje (typu: dobro ogolu, interes pacjentow itp)

Dlatego, że
Ela znam 100 matek, których dizeci dostały czegoś w stylu autyzmu, afazji, uszkodzen neurologicznych po szczepieniu w 12 m – cu życia. Z resztą matek mam kontakt przez internet i na spoktaniach jest ich duuuuużo. Natomiast nie znam ani 1 osoby który by zmarła na koklusz, aczkolwiek nie zaprzeczam, może ktoś tam zmarł na to. Tylko że jedna choroba trwa latami i jest udręką dla całej rodziny i Państwa a druga to pewnie zachoruje, komplikacje i śmierć. Nie jestem ekspertem ale rozmawiam z ludzmi, lekarzami i to jakie spustoszenie robią szczepionki to szok. Oczywiście kasa ma płynąć do koncernów i nikt się nie podpisze pod negatywnymi opiniami, tyklo matki.W każdym miescie powstają ośrodki konsultacyjne d/s autyzmu. Idzcie tam i pogadajcie z matkami i lekarzami. Timerosol czyli rtęć jest używana do konserwacji szczepionek. Niezły konserwant nie? Jest w większości szczepionek i antybiotyków.Echhhh poczytajcie dużo mat. na ten temat a zrozumiecie. Ten kto zaprzecza na pewno pracuje dla koncernów bo niby co? uwielbia szczepionki bo dziecko nie ma kokluszu?A skąd wiesz ze by go wogóle dostało bez szcepienia? Mozemy sobie polemizować do końca życia.

częściej niż autyzm
ciotka Autyzm to nie jedyny skutek uboczny szczepień Oprócz tych wymienionych w artykule są jeszcze alergia i obniżenie odporności. Nie pisze się o nich jednak, bo trudno wykazać zależność liczbami (choć ryzyko jest na pewno dużo wyższe niż 1/2mln). Znajoma lekarka (matka 4 dzieci) tłumaczyła mi to, kiedy zastanawiałam się nad zczepieniem przeciwko grypie. Powiedziała, że lepiej przejść chorobę wirusową (bez antybiotyków oczywiście) i wzmocnić ukł. immunologiczny niż przyjmować szczepionkę. Efektem szczepień (również, albo głównie tych dziecięcych) jest tzw. „chorowitość” – organizm nie radzi sobie ze zwykłym zakażeniem wirusowym, bo jego układ odpornościowy został „rozleniwiony”. Ta sama lekarka powiedziała również, że szczepienia (przeciw grypie) mają sens u osób starszych, z chorobami ukł. krążenia lub oddechowego – w przypadkach w których mogą wystąpić cięzkie powikłania. Jak napisałam wczęsniej lekarka ma czworo dzieci (0 – 8 lat) i żadne z nich nie było szczepione (mieszkają w Norwegii, więc mogą wybrać).

tjaaaa uczony się znalazł
Ela nie-doktor ale praktyk Tak się składa że przeryła z siostrą internet na ten temat tak po 3 godz dziennie wieczorami przez ponad rok czasu żeby pomóc dziecku.Nie masz pojęcia na jaką skalę szczepienia powodują autyzm czy jak to dziadostwo nazwać. Lekarze piszą że to autyzm a to jest jakieś uszkodzenie neurologiczne bliżej nie okreslone i metod leczenie nikt nie opracował jeszcze. Jezdzimyt na spotkania z matkami które mają dzieci chore na nie wiadomo co. Są to cechy autyzmu, afazji, zespołu Aspergera i tym piodobne. A ile jest matek których dzieci się dziwnie zachowują i nie ida do learza ze wstydu? W ub. tgodniu dowiedziałam się o 2 takich ajest ich o wiele więcej. Zmuszanie do szczepień powinno byc karalne i pewnie będzie ale za 50 lat, jak koncerny już dośc naszkodzą.

Twoja siostra
IC Ja osobiście znam taki przypadek. Moja koleżanka ( poznałam ją juz jak była niesprawna) urodziła się zdrowa. Po szczepieniu na HM jest obecnie sparaliżowana.

szczepienia
IC Na temat szczepienia dzieci mogę co nieco powiedzieć. Moja córka została zaszczepiona w wieku 6 m – cy na DIPERTE ( tężec, błonica, krztusiec). Została zaszczepiona pomimo moich protestów, gdyż uważałam, że córka jest przeziębiona, ale ponieważ 3 razy dostałam juz wezwanie na szczepienie, poszłam do przychodni z dzieckiem, aby pokac lekarzowi, ze nie można jej zaszczepić, gdyż jeszcze jest przeziębiona. Lekarz nawrzeszczał na mnie , że jestem wyrodna matką, że nie szczepiąc dziecka robię mu tylko krzywdę a dziecko jest zdrowe ( jednym słowem to tylko moje fanaberie sprawiła, że nie zgłaszałam sie na szczepienie) i kazał pielegniarce dziecko zaszczepić. 24 godziny później córka trafiła do szpitala z powikłaniami po szczepieniu i leżała tam 3 tygodnie. Lekarz w szpitalu powiedział mi w cztery oczy, że nie da mi tego na pismie, gdyż nie przeciwstawi się koledze po fachy, gdyż w tym środowisku by go zniszcyli.

Szczepienie może powodować autyzm
Ela A więc…. moja siostra urodziła 4 lata temu zdorwe dizecko, max w skali Apgara itd. Do roku nie chorowało wcale, był zdrów jak ryba, mówił parę słów, śmiał się, brykał i wogóle wszsycy uwielbiali idzecko.W 12 m – cu został zaszczepiony, gorączkował 3 dni, odrzucił smoczka i gdy mu przeszla gorączka dziecko zaczęło się cofać w rozowju dosłownie. Kiwał sie godzinami w łóżeczku, nie chciał na ręce, zero kontaktu wzrokowego. Nikt ze znajomych dziecka nie poznawał i było coraz gorzej, przestal mówić, w końcu stwierdzono niby autyzm. Siostra pokazywała video sprzed szczepienia i nikt nie wierzył że dziecku coś takiego się stało.Nasza rodzina wie/czuje że to po tym szczepieniu.Teraz mają gehennę, ciągle rehabilitacje itd. Ja teraz się boję nawet myśleć o igle. Wnioski sami sobie wyciagnijcie, to nie reguła ale ryzyko jest.Na dodatek okazuje się że wiele dzieci (akurat 4 – 5 latków) ma autyzm i rodzina nie wie dlaczego, skąd, nawet nie wychodzą z dziećmi bo się wstydzą, echhhh, szkoda słów.Lekarze – zajmijcie się przyczyna autyzmu, czyli zredukujcie szczepienia!!

Moja siostra po szczepieniu dostała Haine-Medine !!! To fakt, nie wymysł !
Darek Stwierdzono poszczepienną chorobę – pełne objawy ! Przykurcz obu nóg, bezwładność. Ja swoich dzieci nie pozwoliłem zaszczepić !

Szczepionki są wielkim dobrodziejstwem
Tomek W dużej mierze to dzięki szczepionkom umieralność dzieci jest obenie bardzo niska. Zostały praktycznie wyeliminowane takie choroby jak ospa, polio, gruźlica. Być może niedługo powstanie szczepionka przeciwko HIV. Szczepionki to najskuteczniejsza broń przeciwko chorobom zakaźnym, szczególnie wirusowym. Nie dajcie się zwieść szeptanej propagandzie, powtarzanym na forach dyskusyjnych plotkom, że jakiś lekarz powiedział coś w tajemnicy. Z drugiej strony szczepienie to poważna ingerencja w system odpornościowy, więc konieczne jest tu rozsądne podejście ze strony lekarza. Niektóre szczepionki są bardziej skuteczne, ale niosą ze sobą większe ryzyko powikłań, więc nie powinny być stosowane w przypadku niektórych dzieci. Ryzyko powikłań istnieje oczywiście ale jest ono statystycznie nieporównywalnie mniejsze niż ryzyko związane z chorobami. Niestety statystyka mówi, że jedno dziecko na ileś tam tysięcy będzie miało jakieś komplikacje związane ze szczepionką. I dla rodziców, na których akurat to wypadnie jest to dramat powodujący zrozumiałą niechęć do szczepionek. Niemniej jednak nie możemy zapominać, że jest to bardzo niewielki procent ogółu szczepionych dzieci. Podsumowując ja szczepie swoje dziecko wszystkimi możliwymi szczepionkami. Sam szczepie się co roku na grypę. Na razie odpukać zero powikłań

Szczepienia mogą dać bardzo pozytywny efekt w życiu
„Marta M „ ale NAJWAZNIEJSZ¡ rzeczą przed zaszczepieniem dziecka jest WYWIAD lekarza na temat dziecka mamy nawet mogło by się wydawać dla nich mało istotne sprawy na temat dziecka powinne zgłaszać lekarzowi / biegunki zaparcia krótkie zaburzenia równowagi krótkie bezdechy itd / i jak istnieje nawet tylko CIEŃ niepewności czy wątpliwości przed podaniem szczepionki należy z dzieckiem odstąpić od szczepienia .

Rzeczywiście ze szczepieniemi jest coś […]
Lekarz Rzeczywiście ze szczepieniemi jest coś nie tak. Odkad zaczełem się szczepić przeciwko grypie, to praktycznie co wiosnę choruję. W tym roku sobie daruje i sprawdzę jak to działa. Prawie jestem pewien, że gorzej nie będzie.

Trochę o Polio
Magister Szczepionka na polio (ta tania) jest doustna i składa się z uśmierconych cząstek wirusa!!! Niewłaściwue przechowywana jest śmiertelna!! (słynne zdarzenie z lat 60tych w Polsce, kiedy to zepsuła się chłodnia przewożąca te szczepionki, a kierowca bał się przyznać do tego i w wyniku szczepień kilkadziesiąt osób zapadła na Heinego Medina… Są też szczepionki antygenowe domięśniowe o wiele bezpieczniejsze i droższe (nierefundowane), ale też 100% pewności nigdy NIE MA!!!

Szczepienia są po to,żeby sanepid wykazał się …..
Pielęgniarka Przepracowałam 35 lat jako pielegniarka wykonujaca te szczepienia u dzieci w szkole , żłobku i przedszkolu.Temat ten znam bardzo dobrze .Wcale tu nie chodzi o dobro dziecka, tylko o statystyke w Sanepidzie ./pewnie panie miały wysokie premie za to/, a my strach o zdrowie dzieci , zeby mu sie nic nie stało przy i po szczepieniu .Cóż moze stwierdzić lekarz po przyłozeniu słuchawki czy dziecko jest zdrowe?Nawet nie słucha często rodzica , który wie lepiej czy dziecko zdrowe czy chore.Albo juz w szkole gdy jest szczepienie i wogóle lekarz przypadkowy przy szczepieniu nie zna dziecka i jego historii choroby i wydaje polecenie zaszczepienia dziecka na podstawie karteczki/informacji/ od rodzica często podpisanej kilka dni wczesniej , a w chwili szczepienia dziecko moze być juz chore.I nie tylko rodziców straszy się sankcjami, nas pielegniarki jeszcze wiecej .Tak samo jest ze szczepieniami przeciwko grypie .A już żądanie od pacjentów szczepienia drogiego notabene przeciw żółtaczce to całkowity absurd . Gdzie przestrzeganie zasad aseptyki w szpitalu? pytam. Dawniej nie było takich srodków do dezynfekcji a przypadków zakazenia żółtaczka prawie wcale nie było.Wszystkie te pomysły szczepień coraz to nowych wprowadzanych to nabijanie kapitału oszustom i ingerowanie w organizm ludzki , który sam zdolny jest obronić sie przed chorobami .A wszystkie te szczepienia osłabiaja system obronny organizmu i stąd mamy pokolenie ludzi coraz to słabszych , chorszych itp. Popatrzmy na ludzi z czasów przedwojennych gdzie szczepień nie było , jakiego wieku dożywają , a my powojenni 30, 40, 50, 60 letni / okres intensywnych szczepien i wynalazków/ w kwiecie wieku odchodzimy do wieczności.A lekarze są różni , jedni ktorzy z tego mają profity popierają , a są też tacy , którzy nie chcą tych suwenirów i są oponentami.To są moje spostrzeżenia z 35 lat pracy pielęgniarki szczepiącej .Zdrowia i strzaskanych nerwów przy szczepieniu nikt nam nie zwróci.Jeszcze chcę podziękować lekarzowi /może przeczyta /który uratował moja córkę i odradził mi zaszczepienie jej /pani doktor zaleciła szczepionkę a dziecko akurat miało koklusz , którego nie rozpoznała/.

Moze to wina szczepionki, ale przede […]
Mamusia Marusia Moze to wina szczepionki, ale przede wszystkim tej osoby, która w takich warunkach dopuściła do szczepienia, niestety mój syn ten został zaszczepiony w takim upale. To wina bezmyślności. Miałam jednak tyle szcześcia, że pomijając lekarza z pogotowia, cały personel oddziału intensywnej terapii w szpitalu JP II okazał się fantastyczny i synek jest zdrowy :)))

szczepionki ???????????
już dziadek Ja się nie znam na medycynie, wiem tylko że po szcepieniu p. ospie moja córka 12 miesięczna zachorowała na zapalenie opon mózgowych, a syn po szczepieniu p. odrze miał ponad 42 st.C a pediatra się nie mogła nadziwić bo w życiu nie widziała tak ciężkiego przypadku odry ! Sczepienia nie mogą byc przymusowe bo to jest naruszanie nietykalności cielesnej i molestowanie psychiczne i fizyczne dziecka !

wszyscy jesteście tacy mądrzy
Anna tylko opiszę wam mój przypadek. Dzieko w wieku 6 miescięcy dostało zwykłą rutynową szczepionkę przeciw POLIO (było to w lipcu przy upale 29C). Za dwa dni dziecko zaczęło tracić przytomność, siniało, miało drgawki. Trafiliśmy do kliniki i przaszliśmy wszystki badania dotyczące układu nerwowego i nic.Tylko żaden lekarz nie chciał mi przyznać racji, że to objaw poszczepienny.Wróciłam do domu i musiałam sam zająć sie dzieckiem, przede wszystkim obserwowac, wiedziałam w którym momencie moze coś sie zacząć.Z czasem poradziliśmy sobie i dzieckiem było coeaz lepiej.Ale za ten strach, te tysiące nocy nieprzespany, to czuwanie 24 godz. na dobe patrząc czy nic sie nie dzieje. Córka ma teraz 4 lat i ma kłopoty z mową co prawda jest bardzo rozwinieta ale dzieci w jej wieku potrafią powiedzieć wierszyk na dzien babci moja córka ledwo słada poprawne zdanie. Ale co tu dużo mówić po 34 atakach utraty przytomności i tak ciesze sie, że jest taka wspaniała. Tylko pytam sie kto sie chciałby ze mną zamienić i dopiero być mądrym. Najbardziej boli brak informacji na temat skutków ubocznychi to że lekarze uważają, że to bzdura a mi przyznał racje tylko jeden lekarz 70 letni, ze takie przypadki sie zdardzają i to dośc często.

odp
ja Wszystko trzeba robic z pomyslunkiem>Moj syn rozwijal sie normalnie do 2 roku zycia – po szczepieniach po prostu przestal ise rozwijac . W wieku trzech lat zdiagnozowano u niego autyzm wczesnodzieciecy.W tej chwili ma 4 lata , pracujemy z nim bardzo ciezko zeby go z tego wyciagnac – jest tzw autysta wysokofunkcjonujacym.Czekamy tez na wyniki badania wlosow – zatrucie ciezkimi metalami (RTEC). Nie twierdze ze to wszystko przez szczepienia , ale to one mogly , a nawet jestem pewien ze na pewno „pomogly” mojemu synkowi stac sie autysta. Chcialbym tez zwrocic uwage na lawinowy wzrost „zachorowalnosci” na autyzm na calym swiecie – zwlaszcza tam , gdzie stosuje sie pewne szczepienia. Zwiazek jest niezaprzeczalny Pozdrawiam

przymusowe szczepienia
iga Mieszkam w Niemczech i mam male dziecko. Za kilka dni mamy termin szczepienia. Nasz lekarz wyjasnil wszystkie za i przeciw, dostalismy cala mase broszur na ten temat i mielismy sie zastanowic co dalej. Nie wszytkie szczepienia musza byc wykonane ale sa takie z ktorych zrezygnowac nie wolno. Rodzice moga wybrac przeciwko jakiej chorobie chca zaszczepic dziecko. Do niedawna mieszkalam w polsce i tam mnie nikt nie pytal . i nikt nie informowal .

bo to prawda,
ya bo to prawda, naukowo stwierdzona, że bardzo często przyczyną śmierci łóżeczkowej jest wcześniejsze szczepienie dziecka – i niekoniecznie taka reakcja na szczepienia pojawia się po kilku godzinach, może być po kilku dniach.

A ja raz się zaszczepiłam na grypę i […]
mysz A ja raz się zaszczepiłam na grypę i więcej nie mam zamiaru, bo tak zachorowałam ciężko jak nigdy wcześniej.

A ja się nigdy nie szczepiłem i nigdy nie miałem grypy
? Też dziwne, nie?

Zmarło dziecko
ewa W mojej rodzinie zmarło 2 – miesięczne niemowlę w kilka godzin po szczepieniu. Stwierdzono… śmierć łóżeczkową…

zanim kogoś osądzisz coś poczytaj
aruś Najśmieszniejsze jest to że takich jak ty są miliony, którym wmówiono że szczepienia są skuteczne tylko że żadne badania tego nie potwierdzają, bo jak udowodnić że ktoś nie zachorował bo jest zaszczepiony. Nikt nie bada poziomu przeciwciał czasami przecież wcale nie trzeba szczepić ponownie. dla niemowlaka dawka szczepionki jest taka sama jak dla dorosłego a zawartość konserwantu(rtęci) waha się w przedziale 100 – 300%. zjedz termometr i jeżeli będziesz miał szczęście to obudzisz się jako autystyk. Jeżeli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Dlaczego nikt się nie zastanawia że tam gdzie szczepią np. na koklusz zachorowanie na tą chorobę się wcale nie zmniejsza. ¯al mi ciebie bo dopiero jak ciebie spotka to że będziesz miał w rodzinie kogoś poszkodowanego to zmienisz zdanie. Pierwsze pzypadki autyzmu zanotowano po wprowadzenu szczepień w stanach a autyzm był nazywany chorobą ludzi bogatych (pokaż mi biedaka który szczepił dziecko)

test 2 ślepych prób czyli jak ominąć zabezpieczenia
starania_pl Przerażające jest to, że tak naprawdę szczepionka powinna przejść test 2 ślepych prób, czyli oprócz standardowych badań nalezy zbadac zaszczepionych osobników za minimum 10 lat. Niestety ze względów wiadomo jakich nikt tego nie stosuje. Ostatnio czytałam fajny artykuł o tym, ile chorób odzwierzęcych przeniosło się na ludzi dzięki szczepionkom

Oczywiście, że nie są – mój brat, po […]
B. Oczywiście, że nie są – mój brat, po szczepionce na grypę, która wziął 2 lata temu, na jesieni, chorował przez 4 miesiące – nieźle zasilił wtedy przemysł farmaceutyczny, bo ciągle przez ten czas lekarze przepisywali mu różne antybiotyki, które nie pomagały, skoro gorączka, złe samopoczucie i totalne zmęczenie utrzymywały sie aż do wiosny…mało się nie wykończył., bo po takiej ilości leków, mało który organizm jest w stanie to przetrzymać… a szczepionki na grypę nie są takie znów tanie i reklamuje się je jako świetne panaceum… żal mi tych, którzy tak bezkrytycznie podchodzą do współczesnej medycyny i do tego, co się o tym mówi w mediach, REKLAMUJ¡C LEKI:)

Drogi alergiku…
Desperado Kazda szczepionka ma bezposredni ogromny wplyw na uklad immunologiczny. A dzieciaki przez pierwszy rok zycia sa dziobane kilkanascie razy. To musi sie przelozyc negatywnie na ich zdrowie – dla ich organizmu jest przeciez tak, jakby przez ten rok zycia przeszly kilkanascie ciezkich chorob. Nie dziwmy sie ze potem ich organizm reaguje histerycznie na mleko, pylki traw czy inne roztocza. Jesli wiec jestes pierwszym alergikiem w rodzinie, podziekuj za swoja przypadlosc naszej przekupnej wladzy.

Japończycy przeprowadzili badania i […]
nina Japończycy przeprowadzili badania i doszli do zgoła innych wniosków:). Tam dzici szczepi się dopiero po ukończeniu drugiego roku życia i przestał występować częsty u nas i w Ameryce zespół nagłej śmierci łóżeczkowej, radykalnie spadła liczba dzieci autystycznych. Więc szczep swoje dzieci na zdrowie:). Poza tym – skoro szczepienia na żółtaczkę są takie super to dlaczego liczba zachorowań na żółtacvzkę jest 8 razy większa u osób szczepionych niż nieszczepionych? Książki, której dotyczy atrykuł nie czytałam, czytuję za to zagraniczną prasę specjalistyczną.

dlaczego nikt nie mówi o powikłaniach?
mama Rodzice powinni być informowani o tym że mogą wystąpić powikłania po szczepienne zanim zaszczepią swoje dziecko. Powikłania mogą być bardzo rzadkie ale powinniśmy o tym wiedzieć!!!!!!! Wtedy każdy rodzic mógłby zdecydować czy szczepić dziecko czy ryzykować powikłania po chorobie np śwince chyba to uczciwe? Sama znam dzieci które dostały mózgowego porażenia dziecięcego po szczepieniu a ich rodzice nie wiedzieli o ryzyku szczepiąc je i co? Nie ma winnych?

szczepionki to wspaniały biznes
Fach Trudno ocenić co jest właściwe ale nie wszyscy mają komfortowe warunki sanitarne i bytowe więc szczepienia powinny być. W przypadku dzieci alergicznych szczepienia powinny być odłożone na dalszy plan gdyż szczepionki mogą nasilać objawy allergi a nawet powodować zwiększenie iliści allergenów na które dziecko jest uczulone a także może bezpośrednio być przyczyną zachorowania dziecka najczęśćiej na astmę jak i bardziej poważniejsze powikłania.

ja tez przeszedłem wszystkie […]
vcx ja tez przeszedłem wszystkie obowiązkowe szczepienia i było Ok, nigdy nie miałem żadenej alergii aż tu … zaszczepiłem się przeciwko grypie i w ciagu miesiaca pojawiła się alergia pokarmowa na pokarm po którym nigdy wcześniej mi nic nie było. Czyli coś w tym musi być ….

 Posted by at 13:01