admin

sie 122013
 

Cukier


Cukier spełnia w naszym życiu jakąś niesamowitą rolę. Słodzimy herbatę, jemy bezy, ciastka, lody, shake\’i (szejki – to taka mieszanina, sprzedawana w Mc Donaldach), watę cukrową, czekoladę, cukierki, żelki i tysiące innych rzeczy. Kupujemy np. sok jabłkowy, a okazuje się, że jest on również posłodzony. Idziemy do kogoś na przyjęcie, dostajemy kawę czy herbatę (z cukrem) i … ciastko.

Mogę stwierdzić, że większość rzeczy jest przesłodzonych. Lody, shake’i, ciasta. Kupimy lody, do tego dostaniemy wafelek – w promocji i po ich zjedzeniu zamiast czuć się orzeźwionym czujemy się przymuleni, jest nam ciepło i szukamy czegoś do picia. Najlepiej gorzkiego. Podobnie jest z np. shake’m (czy jak się to tam pisze). Kupimy sobie dużego shake’a i … mamy jakieś pół litra słodkiej cieczy, po której nie wiadomo co ze sobą zrobić.

Nie będę pisał tu o lizakach, bo to jest tak, jakby piorun trafił w cukierniczkę, dodał kolorowych farbek i potem wszyscy to liżą. Przesłodzone są niektóre: czekolady, chałwy, cukierki nawet soki.

Z drugiej strony są ludzie, którzy świadomie sypią dużo cukru do herbaty, budyniu czy innych wyrobów. Znam takich, dla których łatwiej by było wlać od razu kawę/herbatę do cukierniczki…Wystarczy upiec ciastko. Szklanka mąki, szklanka cukru… Na każdą łyżeczkę takiego ciasta jemy prawie pół łyżeczki cukru.

Są także ludzie, którzy … jedzą cukier. Po prostu – otwierają sobie cukierniczkę i jedzą cukier. Są tacy, którzy łyżeczką jedzą masło, ale to jest inna sprawa. To już jest oznaka choroby, jakkolwiek nasza medycyna nie bardzo zwraca na to uwagę. Jedzenie cukru (ot tak, łyżeczką) jest morderstwem dla organizmu – on musi z tym walczyć. Z drugiej strony zdrowy człowiek nie byłby w stanie zrobić czegoś takiego. Warto się nad tym zastanowić.

Jeszcze jedno słowo dla – zwłaszcza – kobiet. Pomijając głupie reklamy, które twierdzą, że jedyne co potrzebujemy do szczęścia to telewizor czy też jakiegoś kogoś kto zachwyca się chlebem z margaryną (swoją drogą, jak to słusznie zauważyła pani J. Chmielewska, co oni wcześniej jadali?!) powinniśmy też trochę myśleć.

„jesteś głodny – zjedz snikersa”, marsa czy innego twixa. Ile jest takich kobiet, które zapytane co jadły na śniadanie odpowiedzą – ciasteczko, drożdżówkę, marsa… Co je się kiedy jest się głodnym? Ciasteczko, marsa, coś słodkiego…

Organizm jest głodny, czyli potrzebuje substancji którą mógłby odżywiać cały organizm. A co mu dajemy? trochę przerobionej mąki i cukier. Cukier w mące, dżemie, lukrze, budyniu, kremie itp. A potem się dziwimy, że coś boli, że coś jest nie tak. Że boli nas głowa, że mamy problemy z żołądkiem, nie mamy siły i innych tysiące rzeczy. A czy zastanawialiśmy się CO tak naprawdę jemy? „Nie wezmę śniadania, po drodze kupię sobie pączka” – ile kobiet tak zrobi? A ilu mężczyzn? Tak, mężczyzn zdecydowanie mniej – raczej kupi sobie bułkę i jakąś kiełbasę do niej.

Tu jeszcze wtrącenie o produktach bezcukrowych.

Ogromny, przyciągający napis – „0% CUKRU!!!”. Dziwne, bez cukru, a słodkie. tragicznym przykładem tego jest … jogurt. Coś, co powinno być zdrowe. Bez cukru – słodzony … E951 czyli Aspartam. Dla wygody przytoczę tu właściwy opis:

„Syntetyczna substancja słodząca i wzmacniacz smaku. Działa 200 krotnie silniej słodząco niz cukier. Dwupeptyd. Może być produkowany z zastosowaniem techniki genetycznej (...). Może zawierać zanieczyszczenia, które w dużych ilościach mogą być szkodliwe dla zdrowia. Ze względu na obecność fenyloalaniny nie może być stosowany w żywieniu dzieci chorych na fenyloketonurię. Dopuszczalne dzienne pobranie (A.D.I.) wynosi 40 mg na kg masy ciała. Wartość ta w przypadku osoby ważącej około 60 kg zostanie osiągnięta po spożyciu ok. 1200 g jogurtu light i ośmiu filiżankach herbaty słodzonej aspartamem, u dziecka ważącego 25 kg jednak już po spożyciu 600 g jogurtu light. Dla osób chorych na fenyloketonurię szkodliwy”.

Jeszcze tylko „słodzik”.

„Sacharyna i jej sole sodowe, potasowe i wapniowe. Syntetyczne substancje słodzące. Mogą nadawać potrawom metaliczny i gorzkawy posmak. Są 500-krotnie słodsze od cukru. W testach na zwierzętach wywołały nowotwór pęcherza, mogą stymulować powstawanie komórek nowotworowych. (...) Dopuszczalne dzienne pobranie (A.D.I.) wynosi 5 mg na kg masy ciała. Wartość ta (...) zostanie osiągnięta (...) w przypadku dziecka ważącego 25 kg (...) już po spożyciu 360 g ryżu z owocami light. Odradza się częste spożywanie”.

Wystarczy? Już lepiej jeść cukier.

Nie mówię, że mamy nie jeść cukru w ogóle. Każda skrajność jest niedobra. Jedzmy, ale patrzmy na to co jemy. Zazwyczaj jemy go za dużo. Cukier też jest potrzebny organizmowi, jak woda, ale trudno byłoby mieszkać w basenie.

 Posted by at 20:13
sie 122013
 

Odchudzanie


Któż tego nie zna? Odchudzamy się od nowego roku, od początku miesiąca, od poniedziałku. Niektóre panie odchudzają się przez całe życie. Co ciekawe – nigdy nie – od teraz.

Sposobów na odchudzanie jest wiele. Mniej-więcej tyle, ile osób. Nie będę tu pisał o tym, że ktoś po zimie chce stracić jakieś 2 kg i je owoce i biega, bo nie to jest tematem tej strony. Napiszę o tym, jak to niektóre „cudowne” preparaty kuszą ludzi i jak proste jest odchudzanie.

Przede wszystkim należy sobie uświadomić, że w otyłości nie jest problemem otyłość. Problemem są nawyki żywieniowe oraz rodzaje pożywienia. Pisałem o tym w „tycie”. Oczywiście są ludzie, którzy po zjedzeniu kiszonego ogórka utyją 2 kg, ale to już jest inna rzecz.

Chciałem tu napisać o „cudownych” preparatach, które robią wszystko co trzeba. Wystarczy jeść 8 tabletek dziennie i NIC WIĘCEJ nie trzeba robić. Można jeść dokładnie to samo co się jadło. To tak jakby ktoś złamał nogę, poszedł do lekarza, lekarz założyłby mu gips i powiedział – może pan nadal jeździć na nartach. Mniej-więcej taki sam efekt. Odchudzanie nie może się zacząć od wybrania lekarstwa. Musi się zacząć od MYśLENIA, że ktoś chce być chudy. Co więcej – dlaczego tego chce. Do tego powinna być OBIEKTYWNA opinia czy naprawdę ktoś taki ma nadwagę. Bo jeśli ktoś wygląda normalnie, a chce schudnąć dlatego, że szkieletowata koleżanka jest chudsza – niech sobie da spokój. Da spokój i przekona SIEBIE, że odchudzanie nie jest tak bardzo konieczne.

Odchudzanie z innej strony. I znowu „cudowne” preparaty. „Utracisz 8 kg w pierwszym tygodniu i kolejne 5 kg w kolejnym”. Jeśli ktoś chce tak naprawdę schudnąć niech sobie nie pozwala na utratę więcej niż 0,5 kg dziennie, a najlepiej nie więcej niż 1 kg, maximum 1,5 kg tygodniowo. Tygodniowo, nie dziennie. Tylko w taki sposób uda nam się schudnąć na dłuższy okres nie powodując przy tym spustoszenia w organizmie. Większe tempo chudnięcia może skończyć się w szpitalu po ostrej zapaści. Nie tyliśmy w tempie 1 kg dziennie, więc dlaczego nagle zmuszamy się do odchudzania w tempie kilka do kilkanaście razy szybszym niż tyliśmy. Utrzymując takie tempo jedynie zrobimy sobie krzywdę, a w kilka dni po „odchudzaniu” rzucimy się na jedzenie. I może uda nam się nie zrobić sobie krzywdy. Jeśli ktoś się chce naprawdę odchudzić nie robiąc sobie przy tym krzywdy niech się zastanowi dlaczego przytył i niech się odchudza np. dwa razy krócej niż tył. Np. ktoś przytył w 2 miesiące 5 kg. To teraz niech się odchudza te 5 kg w miesiąc. Dla osób wprawnych w liczeniu wyjdzie 170 gramów dziennie. Jest to łatwe do uzyskania i całkowicie bezpieczne. Kto się chce szybko odchudzić, a dokładniej – stracić wagę – niech sobie weźmie nożyczki i utnie nogę. Straci na wadze jakieś 20% czyli np. 15 kg w ciągu kilku minut (w zależności od tego jak ostre ma nożyczki). Efekt nie do pobicia.

patrz jeszcze: „sposoby myślenia: tycie”

 

Jeszcze jedna rzecz. Swoją droga ciekawe zjawisko. Istnieje takie powiązanie – zazwyczaj osoby otyłe często są osobami typu: „nie wyrzucę tego, bo to się jeszcze przyda”. Osoby takie nie tylko gromadzą zapasy w swoim organizmie, ale również „zapasy” w domu (szafie itp.). W takim domu znajdziemy 4 żelazka (tylko jedno działa, ale w drugim wystarczy wymienić grzałkę, w trzecim tylko termostat jest popsuty i grzeje bez przerwy i tak dalej. 2 odkuracze, kilka zestawów wyczerpanych baterii, bo do czegoś się mogą przydać. Tony śrubek, nakrętek i kosmetyków.

Takim osobom trzeba powiedzieć jedno. Jeśli chcesz się odchudzić zrób porządek w szafie (biurku, kuchni, łazience, mieszkaniu…). Ale nie taki, że z szafy wyjmiesz to, w czym nie chodziłeś od 5 lat i włożysz to do pawlacza. Trzeba się tego pozbyć – oddać potrzebującym lub (jeśli się już do niczego nie nadaje) wyrzucić albo potargać i zabrać na szmaty – jeśli ktoś naprawia sobie samochód czy motor wie, że takie szmaty są zawsze potrzebne. Wtedy można zacząć odchudzanie.

 Posted by at 20:12
sie 122013
 

Tycie


Jeśli chodzi o tycie – sprawa jest prosta. No dobrze, nie jest, ale ogólna zasada jest taka, że tyje się z jedzenia.

Oczywiście pomijam tu jakiekolwiek choroby fizyczne. Zazwyczaj tyje się z jedzenia kolacji i nie jedzenia śniadań. Gdyby zamienić kolację ze śniadaniem bylibyśmy najzdrowszymi osobami na świecie. Ale – zazwyczaj wieczorem, kiedy siedzimy przed telewizorem – dobrze jest coś przekąsić. Taką małą kolacyjkę. trzy kromki, nie więcej. I jeszcze ciasteczko, przecież jest takie małe, na pewno nam nie zaszkodzi. I lody na deser. Zazwyczaj tak to wygląda.

Jeśli musimy coś jeść – idźmy za radą Joanny Chmielewskiej (chyba w „Książce kucharskiej”) – jedzmy surową marchewkę, na którą trzeba zużyć więcej energii aby ją zjeść niż daje ona po zjedzeniu lub pieczarki. Surowe pieczarki. Można je przedtem umyć, nie czepiam się.

Inna sprawa – przejadanie się. Jemy obiad. Dobrze. Zjedliśmy 3/4 i czujemy, że nasz żołądek ma już dosyć. Ale nas to nie interesuje – jemy dalej i jeszcze sięgamy po dokładki. Kiedy już nie widzimy własnych stóp, a żołądek boli nas i chce wyjść gardłem – o tak, wtedy sobie podjedliśmy. Pomóc w tym może szklanka wody, soku, czegokolwiek PRZED jedzeniem. Żołądek będzie mówił, że jest pełny, a zjadło się mniej – może pomóc.

Jedzmy wtedy, kiedy jesteśmy głodni, a nie dlatego ŻE JEST PORA NA JEDZENIE. W lecie, gorąco, człowiek patrzy tęsknie na lodówkę (wyrzucić wszystko ze środka i wejść tam), a tu … obiad. Nikt nie jest głodny, ale jest pora obiadowa, więc trZEBA coś zjeść. Tyje się też z nadmiaru jedzenia. Czasami jest tak, że rano zjedzony banan wystarcza na pokrycie zapotrzebowania energetycznego organizmu przez np. pół dnia. Można wtedy porównać ile energii magazynujemy jedząc ciężkostrawny, suty obiad czasami wtedy, kiedy tego nie potrzebujemy.

Inną przyczyną otyłości mogą być odruchy. Kiedy małe dziecko się czegoś boi – mama daje mu jeść. Dziecko przestaje płakać. Raz, drugi, trzeci. Kiedy już będzie starsze – będzie miało zakodowane. Boisz się – jedz. Jedz, to Cię uspokoi, będzie ci lepiej. Wiele jest przypadków osób, które jedzą, nie wiedząc dlaczego. Po prostu w pewnych trudnych sytuacjach muszą coś zjeść. To może być tego przyczyną. A zrozumieć przyczynę – jest pierwszym krokiem do zmiany.

Jeszcze powinniśmy popatrzeć na to CO jemy. Możemy zjeść obiad – kupiony gotowy, opakowany w folię aluminiową i zamrożony. Potem wkładamy go do kuchenki mikrofalowej i za 5 minut mamy obiad. Może i jest smaczny ale dla organizmu dostarcza tyle energii i siły co przeżuwanie starej szmaty. Będziemy mieli pełny brzuch ale nie będziemy mieli siły i za godzinę (mimo, że jeszcze ten obiad się nie strawił) będziemy znowu głodni. I tak w kółko. Organizm zużywa więcej energii na strawienie jedzenia, niż daje ono po strawieniu. Więc jemy coraz więcej.

Ostatnio przyszło mi do głowy, żeby o tym też napisać. Niektóre osoby mogą być otyłe nie z jedzenia, które powoduje gromadzenie się tłuszczu pod skórą ale z niewłaściwej przemiany wodnej. Osoby te mogą być otyłe z powodu gromadzenia się wody w organizmie. Jest to już zmiana chorobowa. Można zauważyć to kiedy np. po wypiciu dużej ilości płynów np. palce zaczynają obrzmiewać, puchnąć. Taka otyłość nie ma nic wspólnego z nadmiernym jedzeniem i odchudzanie się może spowodować jedynie szkody w organizmie.

 Posted by at 20:11
sie 122013
 

Zachcianki, rodzaje smaków


Czasami („przychodzi taka chwila w życiu każdego człowieka”) jest tak, że bardzo chcemy … śledzia (makaronu, marchewki, czekolady, parówki, mydła – czegokolwiek). Aż nas skręca. I widzimy go na talerzu jak się do nas uśmiecha i rączki wyciąga. Napady głodu lub silna chęć zjedzenia jednej, wybranej potrawy. Każdemu się to zdarza, prawda? Czasami są to słodycze, czasami coś innego.  Nie uciekajmy od tego. Może właśnie w taki sposób organizm daje nam znać, że czegoś bardzo potrzebuje. Nie bójmy się – ta uwaga zwłaszcza do kobiet – że po zjedzeniu nawet połowy tabliczki czekolady utyjemy w ciągu 2 godzin 15 kg. Nie jest to możliwe, a być może organizm pilnie potrzebuje czegoś, co jest w tym serniku. To być może nie tylko ser. Smak słodki uspokaja.

Pozwólmy sobie na zjedzenie czegoś, jeśli coś bardzo chcemy, ale tutaj uwaga. Normalne jest, że takie „napady” powtarzają się. Jednak jeśli np. codziennie musimy zjeść tabliczkę czekolady, bo inaczej „chodzimy po ścianach” – wtedy jest już gorzej.

Czasami jest tak, że coś nam smakuje, co przedtem było okropne. Może być to związane z porą roku, przeżyciami, stanami organizmu czy innymi rzeczami. Po prostu jedzmy to co nam smakuje i nie jedzmy tego, co nie. Komuś smakuje napój drożdżowy. Super. Pije go przez np. tydzień i nagle stwierdza, że on jest okropny. Organizm mówi, że drożdże ma nawet w pięcie i że nie może już więcej na nie patrzeć. Wystarczy się tylko zainteresować jego zachciankami.

Według medycyny chińskiej rozróżniamy 5 smaków: kwaśny, gorzki, słodki, ostry/cierpki, słony. Każdy ze smaków jest połączony z jakimiś narządami. Jednocześnie jest też połączony z uczuciami. Przedstawię to w tabelce:

kwaśny wątroba, woreczek żółciowy złość, gniew
gorzki serce, jelito cienkie radość
słodki śledziona, trzustka, żołądek zmartwienie, troska, rozważania
ostry, cierpki płuca, jelito grube smutek, załamanie
słony nerki, pęcherz moczowy strach, lęk, obawa

Jak powiedziałem – smak słodki uspokaja.

cdn.

 Posted by at 20:10
sie 122013
 

Jedzenie a pory roku


Są ludzie, którzy na śniadanie zawsze jedzą biały ser lub mleko – bo to „bardzo zdrowe”. Owszem, „zdrowe”, ale…

Inne produkty powinno się jadać w zimie, a inne w lecie. Produkty można podzielić – według ich działania – na zimne, wychładzające, neutralne, rozgrzewające i gorące. Oto przykłady produktów podzielone na te kategorie:

Zimne rabarbar, ostrygi, woda źródlana, śledź
Wychładzające sałata, burak, szpinak, gruszki, fasola, agrest
Neutralne śliwki, kozie mleko, kasza jaglana, grapefruit, brukselka, rzepa
Rozgrzewające kasza gryczana palona, kawa, żółty ser, cebula, wina, ocet winny
Gorące kawa prawdziwa, ostra papryka, wódka, imbir, cynamon

Tabelka ta jest oczywiście tylko przykładowa. Pieczony indyk w gęstym, zawiesistym sosie jest nieco lepszy w zimie niż w lecie. Kromka z zielonym ogórkiem (lub z pomidorem), lekko posolona znacznie bardziej nam smakuje w lecie niż w zimie.

Organizm mówi nam czego w danej chwili potrzebuje, najtrudniejszą jednak rzeczą jest nauczenie się go słuchać. Wystarczy sobie wyobrazić (kiedy jest nam zimno) np. kaszę gryczaną z gulaszem i (kiedy jest nam gorące) kiszoną kapustę, ogórka czy arbuza. A teraz proszę sobie wyobrazić na odwrót – w zimie kiszoną kapustę czy arbuza. Oczywiście, są ludzie, którzy bez problemu w zimie jedzą kiszoną kapustę i w lecie indyka w sosie, ale może to są właśnie Ci ludzie, którzy w zimie chodzą w krótkich rękawkach, i inni, którzy w lecie chodzą w długich.

Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na śniadanie. W lecie – chleb z pomidorem, rzodkiewką, ogórkiem, sałata kefir. W zimie – wędlina, prażucha, coś smażonego. Wystarczy spróbować.

 Posted by at 20:09
sie 122013
 

Zdrowe / Niezdrowe


Wiele razy słyszeliśmy, że tego nie wolno, to jest szkodliwe, a co innego jest bardzo zdrowe i właściwie najlepiej gdybyśmy się w tym wykąpali.

Muszę bardzo zmartwić wszystkich fanów „zdrowej żywności”. NIE MA jednego produktu, który byłby zdrowy dla wszystkich (np. kefir) i jednego produktu, który kategorycznie byłby niezdrowy dla wszystkich (np. arszenik). Przykład? Bardzo prosto – dawniejszymi czasy kiłę leczono arszenikiem. No przecież nie łyżeczkę dziennie, ale jednak. Coś, co jest przez nas uważane jako trucizna było lekarstwem. Zresztą podobnie jest z chemoterapią.

Wszyscy twierdzą, że papierosy są szkodliwe. Owszem, mają sporo racji, ale jeśli ktoś ma np. śluz w płucach – wtedy mogą pomóc. Alkohol – jak wiadomo trochę czerwonego wina do posiłku ułatwia trawienie, coś tam z układem krwionośnym i ogranicza występowanie chorób serca. No tak, ale jeśli do obiadu wypije się „szklaneczkę” wódki? To tak jak z łyżeczką arszeniku czy z czterdziestoma papierosami dziennie.

Patrząc na jakość naszego jedzenia mogę powiedzieć, że jemy za mało kasz, ryżu, pszenicy, pełnych ziaren, otrąb i innych „zdrowych rzeczy”. Z drugiej strony, jeśli ktoś je tylko kasze, szczypiorek, kefir i biały ser bardzo łatwo nabawi się bardzo zdrowego kataru. Jak jest ciepło – dobrze jest jeść coś orzeźwiającego, ale bez przesady. Dzisiaj widziałem dziewczynę ubraną w cienki polar z długimi rękawami. Na dworze było ok. 28 stopni w cieniu. Może to o czymś świadczy. Organizm potrzebuje wszystkiego – i białego sera i czegoś „trudniej” strawnego – np. piersi z kurczaka. Nie mówię, że trzeba jeść mięso, ale twierdzę, że trzeba dostarczyć organizmowi i tego, co go „orzeźwia” i tego co go „ogrzewa”.

 Posted by at 20:09
sie 122013
 

Co i jak?


Wydaje się, że jest zupełnie obojętnie jak coś jemy. Ot, porwana kromka w biegu czy ta sama kromka przed telewizorem. Sama czynność jedzenia jest w nas tak bardzo zakorzeniona, że zazwyczaj nie zwracamy na nią uwagi. Po prostu jemy.

Pierwsze trawienie rozpoczyna się w jamie ustnej, poprzez gryzienie i zmieszanie jedzenia ze śliną. Bardzo często – w pośpiechu – „połykamy” coś i mamy śniadanie z głowy. Nasz żołądek zamiast zabrać się do trawienia musi najpierw za nas „pogryźć” to co zjedliśmy. Utrudnia to trawienie i znacznie je spowalnia, co powoduje zaleganie żywności w żołądku.

Chińczycy mówią – należy jeść płyny i pić jedzenie. Jest to bardzo obrazowe i jest w tym nieco racji. Jedzmy powoli, dokładnie gryząc. Niektórzy z nas mogą zaobserwować co się dzieje z niemowlętami kiedy ssą lub piją z butelki zbyt szybko – wymiotują. Jest to naturalna obrona organizmu. Kiedy jesteśmy starsi organizm potrafi sobie poradzić z niepogryzionymi kawałkami jedzenia, jednak czyni to z trudnością. Czasami jest tak, że szykujemy sobie sytą kolację (kolacja, ciastka i na deser lody) i zasiadamy przed telewizorem. Oglądamy Szwarcenegera czy innego Aliena i … nagle stwierdzamy, że lody się skończyły. Lody się skończyły, a po kolacji i ciastkach zostały tylko puste talerze. Jemy, nie wiedząc nawet, że jemy, nie mówiąc o tym, że nie wiemy co jemy. Mógłby nam ktoś podsunąć starego trampka, a nam – żując go – przeleci przez głowę, że nieco niesłony. Taką samą rzecz można zaobserwować w kinach, kiedy na krótkie seanse (np. 45 minut) ktoś niesie – bez przesady – wiadro popcornu i mały kubełek coca-coli. Kubełek, który objętościowo zajmuje dwa lub trzy razy więcej niż żołądek. A mimo wszystko już w środku seansu wiaderko jest puste i zastanawiamy się dlaczego było takie małe.

Bardzo ogólnie – jedzmy powoli. Pijmy powoli.

Temperatura jedzenia – Chińczycy mówią, że lody są zabójstwem dla żołądka. Jest w tym nieco racji – żołądek potrafi trawić jedynie ciepłe posiłki. Im zimniejsze jedzenie tym więcej energii tracimy na ogrzanie go przed trawieniem. Jednak stojąc na słońcu w temperaturze 45 stopni Celsjusza nie będziemy się nad tym zastanawiać, prawda?

 Posted by at 20:08
sie 122013
 

Podkłady, szminki, kremy. Makijaż


Moda, a raczej jej wpływ na zdrowie. Może w tym momencie przesadzę, ale mogę śmiało powiedzieć, że – szczególnie panie – mają do wyboru. Być „upiększone” czy zdrowe. Ile kobiet rano, przed wyjściem używa np. podkładu czy korektora gdyż „tak jak wygląda nie może wyjść na ulicę”. Wszystko w porządku jeśli to jest raz, dwa razy. Ale stosowane przez kilka miesięcy? Przez kilka lat?

Problemem nie jest tu zastosowanie jakiegokolwiek kosmetyku – wszak są po to, żeby upiększać i chronić naszą skórę – problemem jest czas, przez jaki ich używamy. Proszę wyobrazić sobie, że każde użycie np. podkładu „zostawia” w naszej skórze odrobinę substancji – powiedzmy – źle oddziaływującej na skórę. Powiedzmy wielkości małego ziarenka piasku. Przez miesiąc mamy tych ziarenek 20? 30? Wystarczy czegoś używać tylko 2 razy dziennie, żeby po miesiącu tych ziarenek nazbierało się 60. Organizm pozbędzie się jednego, kilkunastu. Ale nie więcej. Oczywiście, pozbędzie się również 60, ale jeśli będzie to wymagało długie czasu? Np. 5 miesięcy? Czy dajemy mu ten czas?

Może nieco o makijażu. Wiele kobiet malując się uważa, że będą ładniej wyglądać. Owszem, jest w tym nieco prawdy. Ale najlepszy makijaż jest taki, którego nie widać. Jeśli już z kilkunastu metrów widać, że na twarzy jest warstwa czegoś bliżej (dla mężczyzn) nieokreślonego – taka osoba raczej staje się śmieszna niż ładna. Gorzej, kiedy za makijażem kobieta stara się ukryć osobowość – stać się kimś innym.

Znam (młodą) osobę, która nie wyjdzie z domu zanim się nie pomaluje. Nie mówię o tym, że w odwiedziny czy do szkoły, ale np. nie wyniesie śmieci jeśli nie ma makijażu. „Bo ktoś ją może zobaczyć”. Osoba ta, dziewczyna, ma narzeczonego. Mają zamiar się pobrać. Narzeczony musi czekać na nią pod drzwiami kiedy po nią przychodzi, bo ona się jeszcze nie pomalowała. Nie wpuści go do domu, bo mógłby zobaczyć jak ona wygląda bez makijażu.

Proszę wybaczyć stwierdzenie, ale to jest nieco chore. Mają być małżeństwem. Mają mieszkać razem. I jej facet nie może jej zobaczyć bez makijażu. Albo nie będzie się myła, albo będzie codziennie (do końca życia) wstawać pół godziny przed mężem, biec do łazienki i będzie się malować.

(cdn.)

 Posted by at 20:07
sie 122013
 

Antyperspiranty


Super wygodne – reklamowane – antyperspiranty. Będziesz cudownie pachnieć przez cały dzień. Tak, ale znowu – jeden dzień – bez problemu. Tydzień – już gorzej. A codziennie?

Pot nie jest tylko po to, żeby człowiek „brzydko pachniał”. Nie jest też dla ozdoby. Wraz z potem usuwane są toksyny z organizmu – toksyny powstałe ze spalania jedzenia. To wszystko czego organizm nie był w stanie wykorzystać MUSI być wydalone. Proszę sobie wyobrazić nie korzystanie z ubikacji przez kilka godzin. Uciążliwe, prawda? Ale oprócz wydalania toksyn pot reguluje również temperaturę ciała, zwłaszcza w lecie. Używając antyperspirantów blokujemy wydzielanie potu. Osiągamy dwa, główne cele – nie wydalamy toksyn i przegrzewamy organizm. Załóżmy, że antyprespirant „zatyka” (w uproszczeniu) pory w skórze, przez które wydobywa się pot. A proszę sobie wyobrazić takie „zatkanie” innej części ciała i nie korzystanie z ubikacji. Tylko, że nie „czujemy” tego, że nie możemy się pocić, ale nie korzystanie z ubikacji odczujemy – i to bardzo. Ale dla organizmu skutek jest podobny. Nie pozwalamy mu normalnie funkcjonować.

Niektóre antyperspiranty są bardzo skuteczne – szybko się wchłaniają i działają bardzo długo. Nawet myć się nie trzeba (to oczywiście żart). Antyperspirant może być wchłaniany do organizmu i rozprowadzany przez krew we wszystkie miejsca. Dziewczyna codziennie używająca antyperspirantu przestaje się pocić. Jest super, ale… Organizm jest pozbawiony naturalnej siły obronnej przed ciepłem (zatkane są wszystkie pory skóry, czy to na nogach czy na plecach) i przegrzewa się. Objawami mogą być: pieczenie oczu, zaparcia, pieczenie w żołądku, przesunięcie okresu, ogólne „wysuszenie” organizmu – zarówno skóry jak i śluzu np. w jelicie grubym, mogą się pojawić kłopoty z pęcherzem, omdlenia – nie mówiąc już o samopoczuciu. Naprawdę należy się głęboko zastanowić nad tym – czy warto.

Nie chodzi o to, żeby nie używać dezodorantów czy antyperspirantów. Używajmy, dlaczego nie. Po to mamy naukę i technikę, żeby z jej osiągnięć korzystać. Ale uważajmy co robimy. W zimie nie jest gorąco, nie pocimy się tak bardzo. A ile osób nadal używa antyperspirantów? Inny przykład – jest lato, gorąco. Idziemy na samotny spacer po lesie. Nikt nas nie zobaczy, nikt nas nie będzie wąchał. A jednak nie dajemy odpocząć organizmowi i znowu – bo …. właśnie, bo co? Bo ktoś zobaczy, poczuje? A kto zobaczy jak nikogo nie spotkamy? Może warto się nad tym zastanowić. Egzaminy są zupełnie inną stroną i tutaj – jak najbardziej. Ale jak często zdajemy egzaminy? Może miejmy dezodorant i antyperspirant. Ale tego ostatniego używajmy tylko kiedy naprawdę potrzebujemy.


I z ostatniej chwili. Zauważyłem, że antyperspiranty zmieniają zapach potu – po zaprzestaniu ich używania pot ma bardzo nieprzyjemny zapach. Potrzeba dużo czasu, aby wrócił on do swojego pierwotnego zapachu.

A w katalogu kosmetyków dla kobiet pojawiła się nowa informacja, pod tytułem: „Antyperspiranty górą”. Oto treść: „Dezodoranty antyperspiracyjne najnowszej generacji całkowicie powstrzymują wydzielanie się potu. W przeciwieństwie do zwykłych dezodorantów, które eliminują tylko zapach potu, antyperspiranty zwężają ujścia kanalików potowych blokując produkcję potu. Zabezpieczają nas na wiele godzin dając komfortowe poczucie trwałej świeżości.” (podkreślenie moje)

Co dziwniejsze cena takiego „cuda” wynosi 7,90 zł. Niektóre dezodoranty kosztują 12-18 zł. Jak to jest, że produkty kosmetyczne „najnowszej generacji” są tańsze niż starsze i – według reklamy – przestarzałe technologie?

Producenci nie muszą dbać o wysoką jakość produktu – antyperspirant nie musi pozostawiać długiego zapachu czy też nie musi neutralizować potu. On ma za zadanie zablokować pory skóry, czy to jest potrzebne czy nie. Skóra nie tylko nie potrafi produkować potu lecz też nie oddycha. Ale co więcej – ich działanie polega na „zwężeniu ujścia kanalików potowych” a nie tak naprawdę na zablokowaniu produkcji potu. Możliwe, że gruczoły potowe nadal produkują pot lecz nie może się on wydostać na zewnątrz. Możliwe jest wydalanie potu do wewnątrz organizmu lub zatrucie własną wydzieliną i w konsekwencji obumarcie gruczołów potowych.
Nie wiem czy Panie zwróciły uwagę – jak trudno jest umyć się po takim antyperspirancie? Nawet dwu-trzy-krotne umycie nie pozwala na całkowite jego usunięcie.

 

Tak przy okazji – mimo, że wpis jest archiwalny – pozwolę sobie tutaj dopisać. Ostatnio jak byłem w aptece pani (dlaczego zawsze kobiety?!?) kupowała „tabletki na wydalenie wody z organizmu”. Ciekawe kto wpadł na taki genialny pomysł, zwłaszcza w lecie. No pewnie, brak wody gwarantuje brak pocenia się.

 Posted by at 20:03
sie 122013
 

Buty


Inną sprawą są buty. Zwyczajne, półbuty, klapki, sandałki, na obcasie, na koturnie, czółenka i inne. Do wyboru do koloru. I tutaj też podążamy za modą wymyśloną przez projektanta – masochistę. Przesadzam? Być może. Ależ – drogie Panie, gdyż ten problem głównie Pań dotyczy – ileż to razy miałyście opuchnięte stopy bo buty były takie czy inne. Ileż to razy kupowałyście buty w sklepie z myślą „a, jakoś się rozejdzie” i wracały do domu z nowymi odciskami czy odrapaniami. A ile razy – idąc na zabawę zmieniałyście buty na „coś wygodniejszego” lub po prostu zdejmowałyście je. Warto? Ubierając takie, a nie inne buty nie patrzymy w przyszłość. A ile kobiet widzi się teraz – starszych kobiet – z czerwonymi, opuchniętymi, odrapanymi stopami. Warto było? Na to pytanie musi sobie każdy sam odpowiedzieć.

A buty na wysokich obcasach? Bolą potem łydki, kręgosłup. Już nie wspomnę o tak przyziemnych sprawach jak zwykłe zwichnięcie kostki czy złamanie nogi. Tak, kobieta na obcasie jest ładna. Przynajmniej tak się mówi, bo jest to rzecz gustu. Ale ile kobiet wieczorem najchętniej odkręciłyby sobie stopy żeby tylko ich nie czuć? I co z tego. Rano zakładają dokładnie to samo.

 

Ciekawe jest, że – jak to ostatnio moja żona zauważyła – dokładnie widać która kobieta wracając z parku ubrała się w miarę sensownie. Te, które wyglądają, jakby się miały rozpłakać na pewno wybrały śliczne buty. Śliczne, nie koniecznie wygodne. Ale tego pewnie nigdy nie zrozumiem.

 Posted by at 20:01