sie 132013
 

Gołębie


Gołębie. Są chyba w każdym mieście. Ludzie karmią je, czasami na nie narzekają. Gołębie nie mają się w miastach najlepiej. Są brudne, wyganiane z różnych miejsc. Zimą są głodne – zostają w mieście przez cały rok. Przez całą zimę codziennie sypałem ptakom ziarno – wyszło tego ok. 50 kg. Może chociaż trochę im pomogłem.

Ostatnio na moim osiedlu pojawiły się radosne tabliczki. Kiedy je zobaczyłem ręce mi opadły. Są prawie wszędzie.

Myślę, że nie trzeba nic dodawać…


Myliłem się. Najwyraźniej tabliczki to nie jedyna walka z gołębiami. Zauważyłem, że na parapetach i okapach montowane są takie … rożna. Bo chyba inaczej tego nazwać nie można. Oto i one:

Nie wiem kto wpadł na taki pomysł, chociaż pewnie osobę mógłbym wymienić z nazwiska. Aż tak bardzo nie chcę się narażać. Jeśli ktoś nie wierzy własnym oczom – tak jak ja – zbliżenie:


Ostatnio dotarło do mnie, jak niektórzy „ludzie” postrzegają gołębie – „latające szczury”. Widać, że nie uważali w szkole – nie wiedzą, że są oni „wyprostowanymi małpami”.

 Posted by at 09:42
sie 132013
 

Grzechy czyli naturalne metody leczenia a kościół


Ostatnio natrafiłem na coś co pomimo wszelakich założeń tej strony (umownych), między innymi nie poruszanie spraw wiary, nakazało mi napisać też coś w tym temacie.

Przeczytałem nieco o grzechach. O grzesznych rzeczach, o rzeczach, które według kościoła są sprzeczne z nauką Jezusa Chrystusa. Nie chcę poruszać tu bezpośrednio tematu wiary gdyż jest to temat delikatny i dotyczy prywatnej części życia każdego człowieka lecz chciałbym napisać o tym, co z tej wiary w Polsce wynika.

Co to jest grzech pewnie wszyscy wiedzą – tego nie trzeba tłumaczyć. Z grzechu należy się spowiadać. A oto wybiórcza lista grzechów o których do tej pory nie mieliśmy pojęcia (wybrane ze względu na charakter tej strony):

  • Akupresura (lecznicze klapki, masaże stóp)
  • Akupunktura
  • Chińskie ubrania
  • Dzwonki z chińskimi znakami
  • Feng-Shui
  • Kadzidełka
  • Leki homeopatyczne
  • Odpromienniki
  • Pierścień Atlantydy
  • Piramidki (kamienne, druciane czy plastikowe)
  • Podkowy
  • Wahadełko
  • Walki wschodu (aikido, karate, judo, jujitsu, taekwondo itp.)
  • Ziołolecznictwo

Według autorów grzeszymy kiedy: masujemy stopy swojej żonie (akupresura), kiedy chodzimy po domu w bluzeczce ze smokiem (chińskie ubrania), kiedy zapalimy w domu kadzidełko kupione z cegiełek na dzieci w sierocińcu (kiedyś chodzili studenci i sprzedawali takie kadzidełka), mamy nad drzwiami podkowę na szczęście i – tutaj punkt kulminacyjny – wypijemy herbatę z liści mięty na rozwolnienie. Uwaga w zimie!!! Kiedy pijemy herbatę z lipy na przeziębienie też grzeszymy (ziołolecznictwo).

Oczywiście należy się również spowiadać z tego co robimy w wolnym czasie. Ot – niedoinformowani – grzeszymy nawet pogrążeni w leniwym błogostanie. Grzeszymy czytając bajki (Harry Porter), czytając horrory lub książki obyczajowe (Stephen King), grzeszymy nosząc biżuterię z wężem lub słonikiem.

Jest powiedzenie że nie ważne jakie kto ma przekonania lecz co te przekonania z niego czynią. Jeśli są ludzie którzy dadzą się przekonać do tej listy i naprawdę sądzą, że jest to sprzeczne z dążeniem człowieka do życia w szczęściu i zdrowiu – jedyne co mogę to im współczuć. I pragnę poradzić, aby uważali w życiu jak nigdy dotąd, gdyż pomasowanie nawet SWOJEJ stopy grozi strasznymi mękami w piekle. Nawet jak bardzo bolą.

Dla osób które żyją by być zdrowymi i szczęśliwymi nieco inny opis. Kościół zabrania korzystania z antykoncepcji i ze środków medycyny naturalnej. Jeśli medycyna istnieje po to, aby leczyć i pomagać ludziom, czynić ich szczęśliwymi – to kościół chce by ci ludzie byli chorzy, smutni i nieszczęśliwi. Jeśli zabrania wypicia mięty na rozwolnienie (ziołolecznictwo) to może ma jakiś inny środek, który potrafi pomóc? Raczej nie – przynajmniej się z nim nie spotkałem. A chory człowiek w kościele może się tylko wyspowiadać z tego, że chce być zdrowy.

Kolejny, tym razem cytat:

„Dziś wielu ludzi jest pogrążonych w smutku Wieczernika, negatywnie patrzy na wszystko, narzeka, żyje w depresji lub lęku, szuka zbawienia, szczęścia, ratunku. poza Chrystusem. Niektórzy wierzą praktyce oklultyzmu: amulety, astrologia, akupunktura, akupresura, bioenergioterapia, hipnozy, horoskopy, leczenie kolorami, magnetyzmy i magnetyzery, medium, transy, projekcja astralna, wróżenie, rebirthing, różdżki, sugestie, telepatie, fetysze, ale TYLKO ZMARTWYCHWSTAŁY CHRYSTUS JEST JEDYNYM RATUNKIEM, NADZIEJĄ i ZBAWIENIEM w każdej sytuacji człowieka.”
http://www.wiosna.bmp.net.pl

Czyli krótko mówiąc – nie ma po co chodzić do lekarza (również medycyny naturalnej), bo i tak on nic nie pomoże. Jedyne co może człowiekowi pomóc to „ZMARTWYCHWSTAŁY CHRYSTUS”. Zastanawiam się jak wiele jest osób, które chciałby być po prostu zdrowe, wstawać bez bólów głowy, umieć wstać samemu czy samemu skorzystać z toalety, a są religijni i wierzą w to, że lecząc się będą potępieni. Z tego co pamiętam Bóg dał ludziom wolną wolę. Jeśli chcą chorować – taka ich wola. Jeśli chcą być zdrowi – dlaczego kościół im tego zabrania?

Nie jest tak, że nie wierzę. Wiem i wierzę w to, że gorliwa modlitwa może zdziałać cuda. Może pomóc przetrwać trudny okres, może wyleczyć. Ale prawdziwa modlitwa, dla siebie, a nie na pokaz. Proszę wybaczyć, ale znam mnóstwo osób, które chodzą do kościoła, aby się pokazać znajomym, znam też chłopaków, którzy patrzą która dziewczyna przyszła bez majtek. Nie sądzę, żeby miało to cokolwiek wspólnego z wiarą.

Proszę pamiętać, że Bóg nie pomaga ludziom bezpośrednio. Nikt nie spotka Boga na ulicy i nie będzie od razu wyleczony. Bóg pomaga, ratuje, ale … rękami innych ludzi.

Może jeszcze jedno na (tymczasowy) koniec. Bóg jest miłosierny i dał człowiekowi wolną wolę, prawda? Każdy się z tym zgodzi. Jest też wszechwładny. Ale przede wszystkim jest miłosierny i dlatego każdy człowiek może skorzystać z wszelakiej pomocy czy to medycyny konwencjonalnej czy naturalnej. Bóg pomaga ludziom, ale nie „bezpośrednio” bo wielu ludzi nie byłoby w stanie tego zrozumieć. Bóg pomaga ludziom poprzez innych ludzi. Lekarzy, między innymi. Więc jeśli ktoś modli się o uzdrowienie – niech pozwoli pomóc sobie – również medycyną naturalną.

Jeśli ktoś twierdzi, że jego choroba to kara za grzechy – według mnie również powinien poddać się leczeniu. Jeśli się mylił – będzie zdrowy. Jeśli miał rację to Bóg i tak nie pozwoli mu się wyleczyć.

I drobne uzupełnienie:
„Żyjemy w czasach kiedy religia zabija wiarę”. Według mnie bardzo trafne spostrzeżenie. Kościół katolicki w Polsce wtrąca się do wszystkiego jednocześnie prawdziwej wiary jest w nim coraz mniej. Nie wiary w sensie chodzenia do kościoła, na pielgrzymki, przyjmowanie kolędy, komunii itp. Prawdziwej wiary: modlitwy, pozytywnego myślenia, chęci dobra. Tego należy poszukać wyłącznie w sobie i żaden kościół nie jest do tego niezbędny.

 Posted by at 09:08
sie 132013
 

Listy


Witam serdecznie.

Na początek mała uwaga techniczna: wspaniała modyfikacja strony. Teraz jest bardziej czytelna, przejrzysta i również bardziej kolorowa. Strona zmienia się razem z Tobą. Na lepsze oczywiście. Bo Ty się uczysz, poznajesz, doskonalisz. A to wszystko widać w tym co piszesz. Stąd mała moja prośba – nie zmieniaj, ani nie wyrzucaj starszych, dawniejszych tekstów. One są częścią Ciebie i nie zmieniaj ich tylko dlatego, że teraz, gdy już wiesz o wiele więcej, napisałbyś je inaczej.

Przejdźmy do sedna: piszę po to żeby Ci podziękować. Za wyleczenie niektórych dolegliwości i leczenie tych „oporniejszych”.

Chciałabym, żebyś umieścił mój list gdzieś na stronie. Chociażby po to, żeby przekonać innych, że warto i można czuć się lepiej i że po to właśnie są terapie medycyny naturalnej.

Ja chciałabym Ci podziękować za wiele rzeczy. Za to, że pomogłeś mi zmienić sposób myślenia (co jest niezbędnym elementem wyzdrowienia), za to, że udało mi się uwierzyć, że medycyna naturalna rzeczywiście może pomóc. Za obudzenie nadziei, że „się da”. Mimo mojego początkowego sceptycyzmu, udało się Ci wyleczyć lub zminimalizować dolegliwości, na które skarżyłam się „odkąd pamiętam”.

Każdy, kto kiedykolwiek miał migrenowy ból głowy doskonale będzie wiedział co mam na myśli. Głowa wtedy boli tak, że człowiek nie myśli, nie wie co robi, nie może chodzić, bo każdy krok sprawia ból. Boli, jak się mruga, boli, jak się patrzy, boli również, jak się oddycha. Na migrenowy ból głowy nie pomaga praktycznie nic. Wiem, bo próbowałam niemal wszystkiego. A potem okazało się, że może nie boleć. Zdumiewające, ale prawdziwe. Praktycznie jeden zabieg dobrego terapeuty i odrobina snu. Może trudno w to uwierzyć, ale TAKIE bóle głowy miewam teraz bardzo rzadko, a jeżeli już się zdarzają, nie trwają dłużej niż pół dnia, a nie tak jak wcześniej – trzy.

Drugą zmorą dręczącą mnie bardzo długo były (!) bóle menstruacyjne. Tylko kobieta wie, jak bardzo może boleć. Wszystko, bo do tego dochodzi jeszcze ogólne rozdrażnienie i ból piersi. Jak się ma wrażenie, że gorącymi szczypcami ktoś coś wyrywa z wnętrza. Jak się wydaje, że ból przychodzący ostrymi falami, nie pójdzie sobie już nigdy. Odkąd pamiętam, zawsze bolało i nigdy nie pomagały (zwiększające się ilości) tabletek. Ibupromy, apapy – w efekcie nic już nie działało. Trudno się żyje biorąc po trzy tabletki przez co najmniej cztery dni żeby w miarę normalnie funkcjonować. Teraz też czasem boli, ale rzadko i nie tak bardzo. I rzeczywiście się da zrobić tak, żeby nie bolało, trzeba tylko wiedzieć, że można.

I na koniec – żeby nie zakończyć smutno i bardzo poważnie, mimo, że tego tematu nie da się potraktować inaczej – taki mały apel. Jeżeli ktokolwiek z czytających strony Klapucha – waha się czy rozpocząć kurację, podjąć leczenie – to może już przestać. Naprawdę warto spróbować. Wszystkiego, szczególnie jak się ma już serdecznie dosyć dolegliwości utrudniających życie. Być może długo trzeba będzie czekać na efekty, być może dużo czasu zajmie wyzdrowienie. Ale warto, małymi kroczkami do celu. Trzeba tylko chcieć.

Dziękuję Ci Klapuchu. Może zabrzmi to dziwnie, ale za „przewrócenie mojego życia do góry nogami”.

Życzę Ci wszystkiego co najlepsze: gorącej miłości, niewyczerpanego szczęścia, ogromnej fortuny, jeśli tylko jej będziesz potrzebował, nieograni-czonych możliwości, rozwijania pasji jaką jest pomaganie ludziom i radości z każdego nowego dnia.

Niech Dobre Duchy nad Tobą czuwają.

O.


 Posted by at 08:56
sie 132013
 

Hartowanie organizmu, czyli o czym trąbili już w podstawówce i chyba nadal trąbią (nie wiem, kilka lat temu udało mi się ją skończyć).

Hartowanie polega na wzmacnianiu organizmu i układu immunologicznego tak, aby mógł szybciej zwalczyć choroby, ale przede wszystkim nie pozwalał chorobie wtargnąć do wnętrza organizmu. Jak wiadomo (może jeszcze nie powszechnie, ale już wiadomo) osoby o silnym układzie immunologicznym po prostu nie chorują.

Chcę tu wymienić kilka rzeczy, które zahartują organizm. A więc:
1) Każdego wieczoru wziąć dwie aspiryny, rozbić w moździerzu i wymieszać z apapem i z ibupromem. Powstały proszek starannie rozpuścić w 100 ml ciepłej wody. Powstały płyn wylać do sedesu – myślę, że będzie doskonały do usuwania kamienia. No dobrze, to był oczywiście żart.

Oczywistą rzeczą jest fakt, że nie będę w stanie wymienić nawet połowy rzeczy, które pozwolą na wzmocnienie organizmu; jeśli ktoś zna jeszcze jakiś sposób proszę o przesłanie. Jak na razie przepisy nie będą w żaden sposób posegregowane.

Zaczynamy:

Hartowanie dzieci warto zaczynać już w okresie niemowlęcym po to aby wychować zdrowe i odporne na choroby dziecko. Wielu młodych rodziców popełnia podstawowy błąd przetrzymując malucha w ogrzewanym pokoju, który dodatkowo jest rzadko wietrzony. Przegrzewane dziecko staje się podatne na każdą infekcję.”, http://prace.sciaga.pl/34843.html, 12.I.2006


Ruch na świeżym powietrzu. Jeśli ktoś mieszka w mieście należy uprzednio zaopatrzyć się w torebkę z wiejskim lub (najlepiej) leśnym powietrzem. Jeśli ktoś uprawia sport – niech uprawia go na dworze (jeśli to oczywiście możliwe). Uważam, że tzw. rowery stacjonarne lub chwalone deptaki, po których człowiek idzie, idzie i nigdzie się nie rusza są doskonałe wyłącznie w reklamach telewizyjnych. Oczywiście niektóre osoby ze względów zdrowotnych mogą korzystać wyłącznie z takich rodzajów wysiłku fizycznego i dobrze. Pozostałe osoby powinny ruszyć się z domu i wyjść na spacer, pobiegać, pojeździć na rowerze, pływać w chłodnej wodzie (najlepiej nie podgrzewany basen) itp. Nie dotyczy to listonoszy i osób trudniących się zawodowym wyprowadzaniem psów na spacery.

Doskonała do hartowania jest zabawa na świeżym śniegu. Tutaj uwaga: dorosłym też wolno bawić się śniegiem. Jak ktoś się wstydzi sąsiadów niech się przebierze za dziecko. Jak się wstydzi siebie niech zamknie oczy.

Spacery (co obejmuje każdy ruch na świeżym powietrzu) powinno wykonywać się w miarę regularnie (np. raz w tygodniu, lepiej 3 razy w tygodniu, najlepiej codziennie – może być to bieg do autobusu), a jeśli nie, to zacząć je powinno się na jesieni przy temp. 18-20 stopni. Organizm wtedy będzie się przyzwyczajał do stopniowo opadającej temperatury.

Czynność fizyczna powinna być połączona z głębokim oddychaniem, czyli delikatnym oddechem, który sięga jak najdalej dołu brzucha. To nie ma być sapanie tylko delikatny, głęboki oddech. Oczywiście nie podczas biegu, gdyż wtedy organizm sam przypomina o oddechu, ale na spacerze często o nim zapominamy i oddychamy bardzo płytko. Nie można zapomnieć o przyjmowaniu większej ilości płynów przy KAŻDEJ czynności fizycznej (włączając w to seks, jednak najlepiej nie w trakcie).


Pocenie się. Wraz z potem usuwane są toksyny z organizmu. Wskazane jest pocenie się kilka razy w tygodniu, zwłaszcza przy spożywaniu skażonej żywności i mieszkaniu w zatrutym środowisku. Może być to ćwiczenie fizyczne, sauna, gorąca kąpiel (po której należy spłukać ciało coraz chłodniejszą wodą, ale o tym później), seks. Obfite pocenie podczas choroby jest właśnie wysiłkiem organizmu zmierzającego do pozbycia się jej z organizmu. O antyperspirantach pisałem już w wielu miejscach. Jeśli chodzi o zdrowie lepiej nimi tępić karaluchy. Inną formą usuwania toksyn są też łzy. Ale płacz nie jest zalecany jako forma wzmocnienia odporności organizmu 🙂 . Do pozostałych form usuwania toksyn należą: biegunka, wymioty, katar, kaszel, gorączka, różne wydzieliny.


Krwawienie. Dotyczy to przede wszystkim kobiet, ale nie tylko. Starodawna medycyna stosowała pijawki lub cięte bańki do usuwania tzw. „złej krwi”. Toksyny z organizmu mogą być również usuwane przez krwawienie (np. z nosa). Przede wszystkim miesiączka jest takim oczyszczeniem organizmu. Jeśli jest ona sztucznie zatrzymana lub nie pojawia się ze względów chorobowych organizm traci możliwość usuwania toksyn. Może wywołać to stany zapalne. Pomijając okres ciąży, kiedy organizm usuwa toksyny inną drogą (np. większym wydzielaniem śluzu).


Masaż całego ciała – oczywiście może być wykonany samemu. Wystarczy szorstki ręcznik lub szorstka gąbka (czasami z warstwą specjalnie przeznaczoną do masażu). Należy porządnie „wyszorować” całe ciało. Nie delikatnie, jeszcze z warstwą pianki, żeby nie naruszyć naskórka. To ma być porządny masaż aż do lekkiego zaczerwienia skóry. Jeśli po masażu wyglądamy jak krwisty befsztyk – masujemy za mocno.


Kąpiele w solach i ziołach do kąpieli. Im bardziej naturalna sól tym lepiej. Nie mówię tu o wymyślnych solach ziołowych chociaż one też mogą być bardzo skuteczne (ze względu na zawartość ziół) – bywają one dosyć drogie, ale sól czy zioła (np. gotowe mieszanki) do kąpieli, które można kupić w wielu miejscach.


Unikanie przegrzewania organizmu. Przegrzanie organizmu jest znacznie gorsze w skutkach niż wychłodzenie. Zazwyczaj ubieramy się „niesymetrycznie” (od pasa w górę kilka bluzek, a stopy – cienkie skarpetki i lekkie buty) lub ubieramy się zbyt grubo. Odkryta głowa w czasie zimy też jest zdecydowanie nieprzemyślana. Moje założenie jest takie: Jak ci zimno to się ubierz. Jak ci ciepło to się rozbierz. Jeśli się gotujesz we własnym sosie i dodatkowo opatulasz szalikiem – naucz się myśleć. I nie ważne jest jak chodzą inni ubrani. Ubieraj się tak jak czujesz, a nie tak jak sąsiad się ubrał. Jeśli rozgrzejesz się szybkim marszem – rozepnij się. Jeśli wysiłek fizyczny cię nie rozgrzewa – warto się zastanowić dlaczego.

Temperatura w sypialni nie powinna przekraczać 20 stopni, najlepiej 18 stopni. W mieszkaniu nie powinno być cieplej niż 22, ostatecznie 23 stopnie.


Dodatkowo należy się wysypiać. Jeśli człowiek rano wstaje po „nocnym wypoczynku” i nie wie gdzie jest, ani co się dzieje i nie obudzi się aż do trzeciej kawy – jest to doskonały sposób na chorobę.


Istotne jest unikanie wysuszonego powietrza zwłaszcza w okresie grzewczym. Warto zaopatrzyć się w nawilżacz. Jak ktoś nie może niech postawi szerokie naczynie z wodą na grzejniku. Suche powietrze powoduje podrażnienie błon śluzowych, kaszel, drapanie w gardle, katar, pieczenie oczu. Objawy mogą nasilać się po obudzeniu się rano.


Sen przy otwartym oknie. Nawet jeśli na dworze jest 0 stopni. Jeśli jest zimno należy przed snem porządnie przewietrzyć sypialnie. Najlepiej nie krócej niż 30 minut (zostawić uchylone okno). Rano też jest dobrze przewietrzyć mieszkanie, ale zazwyczaj nikt nie ma na to czasu. Jednak wieczorem jest to konieczność.


Stan psychiczny ma bardzo duże znaczenie dla odporności organizmu. Osoby depresyjne znacznie łatwiej ulegają chorobom niż osoby pozytywnie nastawieni do życia. Istotne jest: śmiech i radość, harmonia wewnętrzna. Życie w nieustannym pośpiechu też może wpływać na odporność. Konflikty wewnętrzne też osłabiają organizm, np. nieumiejętność odmowy. Stres związany z brakiem pieniędzy też wpływa negatywnie na samopoczucie.


Doskonałym sposobem na zwiększenie odporności jest medytacja. Jakakolwiek – jak ktoś bardzo chce może być to żarliwa modlitwa (która nie ma nic wspólnego z przymusowym chodzeniem do kościoła). Cokolwiek co pozwoli obniżyć fale mózgowe do częstotliwości alfa i pozostać w niej kilkanaście minut. Dodatkowo mogą pomóc pozytywne afirmacje („Każdego dnia, pod każdym względem czuję się coraz lepiej, lepiej i lepiej”: J. Silva) lub wizualizacje (np. małego kominiarza który czyści wyciorem zatkane żyły lub miłą panią sprzątaczkę, która wymiata piasek z nerek).


Szczepienia i lekarstwa. Przyjmowanie niektórych lekarstw powoduje toksykację organizmu i zmniejsza jego naturalną odporność.

„Leczenie” lekarstwami, które nie usuwają choroby, ale blokują naturalną odpowiedź na jej wtargnięcie jest doskonałym sposobem na wieczne chorowanie. Szczepienia mogą spowodować różne negatywne skutki, między innymi docelowy spadek odporności, ale o szczepieniach piszę w innym miejscu.


Dbałość o higienę. Tutaj uwaga – zbyt częste mycie lub używanie mydeł lub płynów przeciwbakteryjnych (też silnych środków myjących, szamponów) spowoduje usunięcie naturalnej osłony bakteryjnej skóry, która jest pierwszą ochroną przed wnikaniem obcych organizmów do ciała człowieka. Zbyt częste i zbyt rzadkie mycie może w rezultacie prowadzić do choroby.


Podział czasu na pracę, odpoczynek i sen. Odpoczynek nie koniecznie przed telewizorem z talerzem przed sobą. Ale jeśli przychodzi czas odpoczynku lub snu to odpoczywamy, a nie myślimy o pracy o pracy i o podatkach. Jak ktoś nie może się tego pozbyć proponuję zastosować sposób pani Scarlett O\’hara z filmu „Przeminęło z wiatrem”.


(Nieszczęsna) dieta. Może być też właściwa, zdrowa, dopasowana i optymalna – ale to tak jak z duchami. Wszyscy o nich mówią, ale nikt ich nie widział. No dobrze, dobrze, widziano duchy, ale to takie powiedzenie.

Więc zdrowa dieta (cokolwiek to znaczy) ma znaczący wpływ na układ odpornościowy organizmu i jakby na to nie patrzeć – również na samopoczucie. Istotna jest zarówno zawartość witamin i minerałów jak również to, czy żywność jest w formie prostej czy przetworzonej. Czy są to produkty naturalne czy też zawierają barwniki, konserwanty, promieniowanie czy też inne „smakołyki”.

Zdrowa dieta powinna zawierać:
– owoce i warzywa najlepiej surowe, bogate w witaminy, przeciwutleniacze i minerały,
– pokarmy jak najmniej przetworzone – pieczywo pełnoziarniste, mąka z pełnego przemiału itp.,
– 75% pokarmów powinno być w stanie surowym, (według mnie z wyłączeniem mięsa, no dobrze, nie licząc metki 🙂 ),
– jak najwięcej produktów z hodowli naturalnej, cokolwiek to znaczy,
– zioła i przyprawy,
– czosnek, cebulę, czasami imbir
– dużą ilość płynów.

Jednocześnie zaleca się unikanie lub ograniczanie:
– cukru i słodyczy,
– potraw mącznych z maki rafinowanej (oczyszczonej z dodatkami „ulepszającymi”),
– pokarmów zawierających dodatki chemiczne, konserwanty, sztuczne słodziki, pestycydy i inne,
– alkoholu i używek. Telewizor też staje się używką, tak samo jak komputery.


Detoksykacja organizmu – doskonale wpływa na cały organizm, samopoczucie, wytrzymałość i wytrwałość. Można ją przeprowadzić na kilka(naście) sposobów od kąpieli w ziołach do głodówek oczyszczających.


Spożywanie dodatkowo ziół, mieszanek ziołowych i – jeśli nasza dieta nie jest w stanie zapewnić większości niezbędnych elementów, a niestety nie jest – tzw. dodatki żywieniowe czyli preparaty naturalne. Istotne jest, aby były to rzeczywiście preparaty naturalne bez cukru, soli i konserwantów, a nie np. chemicznie wytworzona witamina C; powodów jest wiele. Począwszy od lepszego wchłaniania przez organizm preparatów naturalnych skończywszy na braku chemicznych zanieczyszczeń.

Można polecić:
– preparaty mineralne,
– preparaty witaminowe,
– preparaty dobrane dla osób o wybranej grupie krwi,
– preparaty zawierające: czosnek z pietruszką, kaktus Nopal, żeń-szeń, łodygę Jukki, czasami mogą być konieczne bakterie jelitowe (wspomagają detoksykacje): Lactobacillus acidophilus, mleczko pszczele, sok owocu Noni, Vilcacora (koci pazur), jeżówkę purpurową, korę Pau D’Arco.


Zioła wzmacniające odporność: jeżówka purpurowa, traganek, lukrecja, przewiercień chiński, żeń-szeń, jukka, tymianek, lawenda, bergamota, cytryna, eukaliptus, drzewko herbaciane, rozmaryn, pieprz czarny, kardamon, imbir, gotu kola, mniszek lekarski, una de gato, pau d\’arco.
Można stosować mieszankę jeżówki purpurowej, pau d\’arco, żeń-szenia, lukrecji, traganka i przewiertnia chińskiego w równych ilościach.


W jadłospisie nie powinno zabraknąć: czosnku, cebuli, buraków, marchewki, kapusty (w tym kiszonej – doskonale oczyszcza)


Chciałbym jeszcze dodać pięknie opisane hartowanie według Pana Sebastiana Kneipp’a (fragmenty), które to sposoby wywołują dreszcze mojej żony, chociaż dotychczas z dobrodziejstw chodziła wyłącznie po śniegu 🙂 :

środki hartujące są następujące: chodzenie boso, chodzenie boso po mokrej trawie, chodzenie boso po mokrych kamieniach, chodzenie boso po świeżo spadłym śniegu, chodzenie boso w zimnej wodzie, kąpiel zimnych rąk i nóg.

I. Chodzenie boso jest najnaturalniejszym i bardzo indywidualnym środkiem hartowania się. Można go w różnorodny używać sposób odpowiednio do rozmaitego stanu i wieku.

Niemowlęta, które są zupełnie skazane na pomoc drugich i w pieluchach lub poduszkach ciągle przebywają w pokoju, nie powinny nigdy nosić okrycia na nogach. O, gdybym mógł to jako silną i niewzruszoną regułę wpoić wszystkim rodzicom, a szczególnie zanadto troskliwym matkom! Przejęci uprzedzeniami rodzice, jeżeli tego nie chcą zrozumieć, niechaj zlitują się nad nieporadnym maleństwem i przynajmniej takie im dają okrycie, przez które łatwo świeże powietrze może przedostać się do skóry.

Rozsądni rodzice, którzy chętnie chcieliby pozwolić dzieciom tej uciechy, lecz mieszkają w mieście nie mają ogrodu ani trawnika mogą im polecić chodzić boso po pokoju, korytarzu itp. Chodzi o to, aby nogi, jak twarz i ręce, świeżym odetchnęły powietrzem i poruszały się w nim do woli.

W mojej młodości chodzili na wsi wszyscy boso; dzieci i dorośli, ojciec i matka, brat i siostra. Do szkoły, do kościoła milami iść trzeba było. (…) Zaledwie z początkiem wiosny na wyżynach mojej ojczyzny śnieg zaczął tajać, rozdeptywaliśmy bosymi nogami jego resztki śladów w ziemi i czuliśmy się przy tym zdrowi, weseli i swobodni.

Jasna rzecz, że ludzie dorośli w miastach, nie mogą czynić tego ćwiczenia. Jeżeli w swych uprzedzeniach zaszli tak daleko, iż mniemają, że dostaliby reumatyzmu, kataru, chrypki itd., gdyby ich delikatne nogi przy rozbieraniu się lub ubieraniu choćby przez oka mgnienie stanęły na gołej podłodze salonu a nie na ciepłym, miękkim kobiercu – wtedy zostawiam ich zupełnie w spokoju. Gdyby jednak który chciał przecież coś uczynić dla zahartowania się, cóż mu przeszkadza przechadzać się w pokoju przez dziesięć minut, 1/4 lub 1/2 godziny, bezpośrednio przed spaniem lub wstawszy rano? Aby jednak nagle rozpocząwszy, nie czuć tego jednak zbyt silnie, można najpierw chodzić w skarpetach, później boso, wreszcie przed każdym spacerem zamaczać nogi w zimnej wodzie aż do kostek.

Do matek zwracam się tu z kilku słowami. (…) W pierwszym rzędzie powołanymi są matki do wychowania dorodnego i mocnego pokolenia, do usunięcia zniewieściałości, która tak wielkie spustoszenia w ludzkości sprawia, osłabienia, niedokrwistości, nerwowości i jak się tam dalej nazywają owe upiory ssące zdrowie i skracające życie. Mogą zapobiec temu przez rozumne hartowanie dziecka od młodości. (…) Aby słabe stworzonko szybko przyzwyczaić do przebywania na świeżym powietrzu, dobrze czynią matki, gdy po codziennej ciepłej kąpieli zanurzają je na 2,3 sekundy w zimniejszej wodzie (o ciepłocie takiej jaką ma woda stojąca na słońcu) lub szybko zimną obmywają. Sama ciepła woda rozdelikaca i zwątla, zimne obmycie pod koniec – wzmacnia, hartuje i pomaga do zdrowego rozwoju ciała. Z początku będzie dziecko płakać, ale po 3-cim,.4-tym razie przestanie. Takie hartowanie wzmacnia małe dzieci przeciw tak u nas częstym zaziębieniom i tychże następstwom. Rozumne matki zyskują nadto, nie potrzebując wydawać na ciężkie, nie dopuszczające powietrza ubrania lub na wełniane otulania, które doprawdy oburzają każdego myślącego człowieka. W tym punkcie grzeszy się okropnie przeciw zdrowiu dziatek. Delikatne ich ciało siedzi prawdziwie w gorejącym wełnianym piecu; ugina się też pod ciężarem okryć i obwiązań; głowa owinięta tak, że ani dobrze słyszą, ni widzą; szyja, którą przede wszystkim hartować należy, posiada oprócz ogólnych, jeszcze szczególniejsze przybory do ogrzewania, zamykające zupełnie powietrze. Kiedy mamka z dzieckiem na ręku wychodzi na spacer lub wyjeżdża, rozpieszczająca je matka jeszcze raz wybiega oglądnąć, czy każdy kącik starannie jest otulony, zamknięty. Przy takich stosunkach, przy zupełnym zaniedbaniu rozumnego hartowania, któż dziwić się będzie, że dyfteria, angina itd. porywają rocznie tysiące tych małych istotek, którym lada powiew wiatru szkodzi? Po cóż się dziwić, że w rodzinach roi się od cherlaków, lub, że użalają się matki na nieznane najpierw u dziewcząt słabości, jak blednicę, kurcze, histerię itd.

II. Szczególniejszym a bardzo skutecznym rodzajem chodzenia boso, jest chodzenie po mokrej trawie, mniejsza o to czy ona przez rosę, deszcz, lub polanie została zmoczona. W części III spotykamy się częściej z tym środkiem hartującym i mogę go każdemu młodemu jak staremu, zdrowemu i choremu polecić, obok innych zabiegów, którym nie przeszkadza wcale.

Im trawa jest bardziej mokra, im dłużej trwa chodzenie, im częściej może być powtarzane, tym znakomitszy jego skutek. Bieg po trawie trwa zazwyczaj 1 – 3 kwadransy.

Po ukończeniu marszu, należy szybko nogi oczycić z niepotrzebnych przyczepek, jak z trawy, piasku, i nie wycierając ich na sucho, lecz in status quo – tj. mokre ubrać natychmiast w suche skarpetki i buty. Po spacerze w trawie, następuje spacer w obutych nogach po suchej, piaskiem lub kamieniem wyłożonej drodze; z początku nieco prędzej, potem w zwyczajnym tempie. Trwanie tego drugiego spaceru zależne jest od osuszenia się i rozgrzania nóg i nie potrzebuje dłuższe być nad kwadrans.

Przypominam i naciskam, aby pamiętać na słowa „suche skarpetki” i nigdy nie brać zamoczonych. Skutki złe objawiają się natychmiast w głowie i szyi; nie było by to budowaniem lecz burzeniem. Stosownym więc jest upominać młodych, gorących nierozważnych ludzi, aby nie rzucali w mokrą trawę trzewików i skarpetek, lecz zdjęte położyli gdzieś pod ręką w suchym miejscu; mokre i zimne nogi okryte ciepło wkrótce rozgrzeją się należycie. To zastosowanie, jak każde w ogóle chodzenie boso, można czynić nawet wtenczas, gdy nogi są zimne.

III. Chodzenie po mokrych kamieniach podobne sprawia skutki, jak chodzenie po mokrej trawie a dla wielu jest ono łatwiejsze i wygodniejsze. W każdym domu znajdzie się większa lub mniejsza przestrzeń wyłożona kamieniami w sieni, pralni, piekarni itp.; wystarczy ona do spacerowania boso. Na długim, kamiennym chodniku należy biegać szybko tam i z powrotem; na przestrzeni składającej się z 4-5 płyt, depce się tak, jak się depce winogrona, kapustę lub ciasto. Chodzi głównie o to, aby kamienie były mokre i aby nie stać na nich spokojnie, lecz poruszać się dość szybko. Do moczenia kamieni używa się dzbanka lub ogrodowej koneweczki, polewa się wodę w kształcie smugi, która się przez deptanie rozszerza. Gdyby kamienie wysychały za szybko, należy polewanie powtórzyć raz drugi i trzeci; najlepsza do tego jest bardzo zimna woda.

I jeżeli ktoś tego hartującego środka używa w celach leczniczych, wtedy aplikacja nie powinna trwać dłużej nad 3-15 minut. Trwanie stosuje się do stanu chorego; silny jest, osłabiony czy niedokrwiony itp.; zazwyczaj wystarczy 3-5 minut. Zdrowi mogą to ćwiczenie przedłużyć do 1/2 godziny i dłużej nawet bez obawy zaszkodzenia sobie. Znakomity ten środek zalecam wszystkim, którzy życzą sobie rozpocząć porządne hartowanie się. Nawet najsłabszy i najwrażliwszy niech się go nie obawia. Kto miewa zimne nogi, zapada na gardło, zakatarza się łatwo, bije mu krew do głowy, i stąd cierpi ból głowy – ten niech często chodzi po kamieniach. Dobrze jest, gdy do wody doleje nieco octu, zanim podleje kamienie. Stosuje się te same reguły, dotyczące okrycia i ruchu, co i przy chodzeniu po trawie. Chodzić po kamieniach można choć nogi są zimne – (nie rozgrzane).

IV. Chodzenie po świeżo spadłym śniegu, przewyższa w skutkach obydwa poprzednie zabiegi. Mówię wyraźnie w świeżo spadłym śniegu, który się lepi lub jak proch do nóg przylega; śnieg stary, twardy, zmarznięty, ziębi zanadto i nie zda się na nic. Spacerować również nie można, gdy zimny, przenikliwy wiatr wieje, poleca się jednak na wiosnę, gdy śnieg taje od słońca. Znam wielu, którzy w rozmokłym śniegu spacerowali 1/2, 1, a nawet 1 1/2 godziny z najlepszym skutkiem. Potrzeba tylko było w pierwszych minutach nieco przezwyciężenia się; wkrótce znikło wszelkie uczucie przykrości lub zimna. Zazwyczaj chodzi się po śniegu przez 3-4 minuty. Zaznaczam wyraźnie, nie można stać spokojnie, trzeba chodzić.

Zdarza się nieraz, że delikatne, i od zewnętrznego powietrza odwykłe palce nie mogą znieść śniegowego zimna, i zapadają na śniegową gorączkę tj. stają się suche, rozpalone, pieką boleśnie i obrzmiewają. Nie ma nic niebezpiecznego, nie trzeba się lękać, uzdrowienie następuje szybko, skoro się palce częściej obmyje wodą pomieszaną ze śniegiem lub lekko się śniegiem naciera.

Marsz po śniegu można zastąpić jesienią chodzeniem po trawie, gdy szron spadnie. Uczucie zimna jest wtenczas o wiele dotkliwsze, gdyż ciało w tej przejściowej porze roku za mało jeszcze od ciepła lata odwykło. W zimie zastąpić może bieg po śniegu, chodzenie po płytkach kamiennych, zmoczonych wodą zmieszaną ze śniegiem. Co do okrycia i ruchu stosuje się tu te same zasady co w poprzednich ćwiczeniach.

O tym środku hartującym powiadają, że głupota, błazeństwo dobre do nabawiania się kataru, reumatyzmu, cierpień gardłowych i wszelkich innych okropności. Proszę się tylko przezwyciężyć i spróbować, a wkrótce można się będzie przekonać, że zarzuty są bezpodstawne, i że bieg po śniegu zamiast szkody – wielkie przynosi korzyści.

Nie można chodzić po śniegu, gdy ciało całe nie jest zupełnie ciepłe. Gdy zimno ci, dreszcz cię przejmuje, staraj się najpierw rozgrzać przez ruch lub pracę. Ci, którym się pocą nogi, odmrożone popękały, lub jątrzą się, nie mogą chodzić po śniegu, nie wyleczywszy się poprzednio w inny sposób.

V. Chodzenie w wodzie. Jakkolwiek chodzenie w wodzie aż po łydki wydaje się tak jednostronne, służy ono jednak:
a) do hartowania się; działa na całe ciało i wzmacnia cały organizm;
b) działa skutecznie na nerki, odprowadza mocz, zapobiega niejednemu cierpieniu nerek, pęcherza i brzucha;
c) oddziaływuje dobrze na piersi, ułatwia oddychanie wyprowadza gazy z żołądka;
d) szczególnie skuteczne jest na ból głowy, ociężałość i wszelkie inne cierpienia głowy.

Zabieg ten robi się w wannie napełnionej z początku wodą powyżej kostek i chodzi się w niej tam i na powrót. Skuteczniej jest, gdy stopniując hartowanie, sięga woda do łydek; najskuteczniej gdy sięga do kolan.

Co do czasu rozpoczyna się 1 minutą, potem chodzi się przez 5-6 minut. Im zimniejsza woda, tym lepiej. Skończywszy zabieg trzeba używać ruchu w zimie w ciepłym pokoju, w lecie na powietrzu tak długo, aż nastąpi zupełne rozgrzanie. W zimie można dodać śniegu do wody. Osłabieni mogą rozpocząć ciepłą wodą, z wolna przechodząc do letniej, chłodnej, zimnej.

VI. Kąpiel zimna rąk i nóg, służy w szczególny sposób do zahartowania kończyn górnych i dolnych. Czyni się ją tak: stoi się w zimnej wodzie aż po lub za kolana, nie dłużej nad 1 minutę. Okrywszy nogi, odkrywa się ramiona i wkłada je w zimną wodę, aż po pachy na 1 minutę. Lepiej jest oba ćwiczenia równocześnie zrobić. Mając większą wannę można to z łatwością uczynić. Zabieg może być wykonany w ten sposób, że nogi wstawia się w naczynie na ziemi stojące a ręce i ramiona kładzie się w cebrzyk, stojący na stołku. Po niektórych słabościach przepisuję chętnie to ćwiczenie, aby powiększyć napływ krwi ku kończynom.

Zanurzenie samych przedramion tylko po łokcie w wodę, pożyteczne jest dla tych, którzy miewają zimne ręce lub odmrożone. Dobrze jest po skończonym zanurzeniu osuszyć zaraz ręce (ale nie ramiona); w przeciwnym bowiem razie, ostre powietrze może spowodować popękanie skóry na odkrytych miejscach.

Stosować to ćwiczenie można, gdy ciało ma normalną ciepłotę (nie drży od zimna). Można robić ten zabieg, chociaż zimne są nogi do kostek (nie aż do łydek), a ręce aż do łokci.

Przytoczone tu środki hartujące powinny wystarczyć. Można ich używać w każdej porze roku, w zimie i w lecie. W zimie zabieg trwa krócej, natomiast ruch po nim trwa nieco dłużej. Nie przyzwyczajeni niechaj nie rozpoczynają w zimie hartowania się. Szczególnie niech wystrzegają się tego anemiczni (niedokrwieni), ci którzy na wewnętrzne skarżą się zimno, a przez wełnianą odzież stali się wrażliwi i delikatni. Mówię to nie dlatego, jakobym się złych następstw z tego obawiał, lecz obawiam się, aby się nie odstraszono od rzeczy na wkroś dobrej.

Zdrowi i chorowici mogą bez namysłu wszystkie te robić ćwiczenia, jedni i drudzy niechaj będą jednak przezorni i dokładnie wykonują odnośne wskazówki. Złe następstwa należy zawsze przepisać większej lub mniejszej nieostrożności, nigdy jednak zabiegom.

Szanownych zaś czytelników, którzy o przytoczonych powyżej rzeczach może nigdy nawet nie słyszeli, upraszam, aby zanim rzucą wzrokiem potępienia, zrobili choćby maleńką próbkę. Jeżeli ona na moją wypadnie korzyść, będzie mnie to cieszyło nie ze względu na osobę moją, lecz ze względu na ważność rzeczy. W życiu zrywa się wiele burz zagrażających zdrowiu ludzkiemu. Szczęśliwy ten, kto korzenie jego (zdrowia) dobrze hartowaniem umocował, skierował w głąb i ufundamentował silnie.

 Posted by at 08:55
sie 132013
 

Dźwięki, które pomagają


O dźwiękach w naszym życiu można napisać bardzo wiele. Jest ich mnóstwo – jedne pomagają, inne doprowadzają nas do chorób. Chciałbym tu przedstawić dźwięki, które mogą nam pomóc w medytacji, uspokojeniu się lub – bardzo ogólnie – mogą nam pomóc.

Dźwięk ALPHA (według J. Silva)

Mózg człowieka wysyła fale o różnych częstotliwościach. Grupy częstotliwości nazwano odpowiednio: beta, alfa, theta, delta. Beta jest to stan rozbudzenia i aktywności, alfa jest to (częstotliwość fal mózgowych odpowiadających) stan rozmarzenia, lekkiej medytacji, lekkiego snu lub modlitwy. lt alttheta jest to stan głębokiej medytacji, snu. Delta – tak właściwie nie wiadomo.

Podczas medytacji lub relaksacji staramy się uzyskać fale mózgowe o częstotliwości z zakresu Alfa. Ułatwia to między innymi przeprowadzenie medytacji, uspokojenie, wzmacnia układ obronny organizmu, stymuluje procesy lecznicze w organizmie. (Więcej o medytacji – Jak można sobie pomóc/medytacje/po co medytować?)

Dźwięku o częstotliwości Alfa człowiek nie słyszy. Jest to dzwięk o częstotliwości 10 Hz, a dolna granica słyszalności człowieka to 20 Hz. J. Silva zauważył, że takie same efekty można uzyskać stosując dźwięk o częstotliwości 600 Hz i przerywając go 10 razy na sekundę. Słuchając tego dzwięku mózg „dostraja” się do tej częstotliwości – pomaga to utrzymać się w stanie Alfa – zwłaszcza początkującym.

Jednak medytacja nie jest jedynym sposobem wykorzystania tego dzwięku. Może on być jeszcze wykorzystywany do dwóch rzeczy.

Pierwsza z nich to leczenie. Badania dowiodły, iż dźwięk o częstotliwości 10 Hz wzmaga leczenie. Jeśli kogoś boli np. głowa – niech włączy dźwięk Alfa (np. w magnetefonie) i niech położy się przy głośnikach. NIE S£UCHAWKI. Głośniki emitują odpowiednią falę akustyczną oddziaływując również na skórę, nie tylko na słuch, a słuchawki powodują wyłącznie słyszenie dźwięku, no – i może masaż ucha. Jeśli głośniki można przesunąć proszę je ustawić po dwóch stronach głowy i włączyć dźwięk. Głośność ustawiamy na granicy słyszalności. To nie budynek ma drżeć w posadach – dzwięk ma być lekko słyszalny. To wszystko. Po 10-15 minutach ból (oczywiście nie każdy – cudów nie ma, w każdym razie nie na zamówienie) znika. Głośniki można przykładać do: kolana, brzucha, ręki, nogi – gdziekolwiek boli. Jeśli ktoś ma magnetofon z wbudowanymi głośnikami po prostu ustawia go w pobliżu bolącego miejsca. Ale to nie tylko ból. Dzwięk Alfa pomaga lerzyć rany, oparzenia, stłuczenia, złamania – właściwie wszystko co się leczy. Dźwięk można zastępić masażem, z „drgającymi” rękami o częstotliwości 10 Hz – leczy częstotliwość oddziaływań a nie sam dźwięk. Jednak magnetofon jest wygodniejszy.

Drugie zastosowanie to … uspokajanie. Kiedy wchodzimy do domu wściekli, mamy ochotę zagryźć dzieci, żonę (lub męża) posiekać na plasterki i upiec w frytkownicy – zamknijmy się w pokoju, łazience, kuchni, gdziekolwiek i włączmy ten dźwięk. Tak żeby było słychać w pomieszczeniu, ale również na granicy słyszalności. Posiedźmy w tym pomieszczeniu przez 10-15 minut. Jeśli kogoś nosi może żuć suchą bułkę. Potem już można się spokojnie przywitać z rodziną. Uwaga – działa tylko kiedy osoba CHCE się uspokoić – zamykanie na siłę kogoś w łazience i puszczanie mu dźwięku Alfa nic nie da.

Jeszcze kilka słów o muzyce relaksującej. Muzyka relaksacyjna działa na umysł lecz słuchając jej mózg nie „zwalnia”. Umysł jest zrelaksowany lecz pracuje z częstotliwością dziennej świadomości. Medytacja jest utrzymaniem stanu umysłu z częstotliwością podobną do częstotliwości snu. Jest jakby zwolnieniem pracy umysłu (nie jest to zwolnienie procesów myślowych) a nie tylko jego uspokojeniem.

Lewa półkula mózgowa jest stymulowana raczej przez natężenie dźwięku, a prawa przez piękno muzyki. Piękna muzyka może być bardzo cicha i tak stymuluje prawą półkulę. Głośna muzyka musi być głośna, by stymulować lewą półkulę – stąd dyskoteki grające coraz głośniej. Nie ma to nic wspólnego z pięknem muzyki – konieczne jest granie głośnej muzyki.

Dźwięk Alfa jest czymś stałym, odwrotnie do muzyki, czymś monotonnym, za czym umysł i mózg będzie mógł podążać.

Dźwięk Alfa (mp3) 5 minut – ok. 5 MB

Wykorzystano informacje z http://www.ultramind.ws/alpha_centering_sound.htm

 Posted by at 08:49
sie 132013
 

Jak zwykle w okresie jesienno-zimowym zaczyna docierać do nas, że jedzenie i praca to nie wszystko. O zdrowie martwimy się jedynie kiedy choroba złośliwie chichocze nam zza kołnierza, a właśnie w tym okresie okazuje się, że sąsiadka coś kaszle, kolega w pracy ma katar, żona mówi, że ją boli gardło, a szef, standardowo, ma „ciężką grypę” w postaci lekkiego przeziębienia.

Jak mówią lekarz jest jedynym człowiekiem, który nie zna cudownego środka na przeziębienie. Od każdego innego można usłyszeć kilkanaście różnych środków, które „są bardzo skuteczne”: począwszy od herbaty z sokiem malinowym, poprzez wygrzanie stóp aż do wódki z pieprzem. O dziwo – wymienia je osoba, która co chwilę wyciera nos.

Te „domowe” środki są o tyle tajemnicze, że, owszem, działają, ale na samym początku przeziębienia – kiedy trochę łupie w głowie i człowiek jest jakiś rozbity, a nie tydzień później kiedy z nosa, który bardziej przypomina nos Dionizosa (o ile dobrze pamiętam mitologię), leci mu jak z fontanny i co chwile oddaje salwy na cześć rozsiewania zarazków.

Od razu trzeba powiedzieć, że lubimy przesadzać. Jeśli ktoś się lekko przeziębi (katar przez 2 dni) to ma ciężkie przeziębienie. Jeśli ktoś się porządnie przeziębi to ma ciężką grypę, a jak już ktoś ma grypę to pewnie za dwa dni umrze.

Uczone źródła podają:

Przeziębieniewirusowe zakażenie górnych dróg oddechowych (ostry nieżyt gardła i nosa) jest jednym z najczęściej występujących zachorowań na świecie. Ludzie, którzy nie chorują często szybko ulegają samowyleczeniu i w zasadzie przeziębienie nie wymaga leczenia, a objawy można łagodzić bez udziału lekarza.

Grypa jest ostrą wirusową chorobą zakaźną przenoszoną drogą kropelkową poprzez wdychane powietrze, kaszel lub drogą kontaktów pośrednich. Objawia się: wysoką gorączką powyżej 39 °C z dreszczami, która trwa 1-2 dni z bólami głowy, stawów i mięśni, katarem i kaszlem. Po rozpoznaniu grypy należy przewidywać, że pełny powrót do zdrowia nastąpi za 14 dni. Co nie znaczy, że będziemy chorzy przez 2 tygodnie. Zazwyczaj sama choroba trwa krócej lecz musi minąć trochę czasu zanim organizm zregeneruje siły.

Jednym z najgorszych naszych przyzwyczajeń jest bagatelizowanie choroby. Nie, nie mówię o tym, że osoba chora nic nie robi i czeka aż „samo przejdzie”. Mówię raczej o tym, że jeśli już doprowadziliśmy organizm do choroby to chcemy, żeby już jutro nie chorował. Co gorsza czasami zachowujemy się tak, jakby już jutro miał nie chorować.

Powszechnie wiadomym faktem jest konieczność utrzymania ciała w cieple. Jeśli organizm jest wyziębiony nigdy sam nie zwalczy choroby – warto to zapamiętać. Niestety, coraz częściej zdarza się, że organizm zatruty różnymi rodzajami tabletek (przede wszystkim antybiotykami) nie reaguje na przeziębienie podniesieniem temperatury. Oznacza to, że system obronny nie rozpoznaje choroby i nie zaczyna z nią walczyć. Jest to groźna sytuacja, gdyż organizm jest chory i nic nie robi, aby się wyleczyć. Lepsza jest nawet wysoka temperatura przez kilka dni, która świadczy o tym, że organizm walczy niż kompletny brak reakcji. Taki brak reakcji łatwo poznać – kiedy jesteśmy przeziębieni i nie mamy gorączki. Zdrowy organizm reaguje lekką gorączką nawet już po mocno wyczerpującym dniu. To są gorączki rzędu 37 stopni które można rozpoznać późnym wieczorem. Rano nie ma po nich śladu.

Drugim powodem nie zwiększenia temperatury przez organizm może być jego wyczerpanie. Organizm rozpoznaje chorobę, usiłuje z nią walczyć, ale nie ma czym – nie ma siły. Ten stan nie jest tak poważny jak pierwszy, gdyż do poprawnego wyleczenia wystarczy odpowiednie wzmocnienie organizmu.

Nadal powszechnym działaniem na gorączkę jest… jej „zbijanie”. Większość środków parafarmaceutycznych dostępnych w aptekach i reklamowanych jako „bardzo skutecznie usuwające objawy przeziębienia” (objawy, a nie chorobę) mają w swoim składzie środki chemiczne powodujące obniżenie temperatury. Nie ważne jest czy temperatura jest wysoka czy niska czy w ogóle organizm nie zareagował – wiele osób je środki przeciwgorączkowe. Gorączka jest walką organizmu który pali żywym ogniem agresora. Jedząc tabletki przeciwgorączkowe jednocześnie osłabiamy działanie sił obronnych organizmu – wytrącamy mu z ręki główną broń. Nie należy się potem dziwić, że zwykły katar trwa trzy tygodnie. Sami osłabiamy naturalną ochronę organizmu i dziwimy się, że nie chce się wyleczyć.

Coraz powszechniejszą walką z przeziębieniem staje się coś zupełnie odwrotnego. Jemy takie ilości tabletek i o takim składzie, że wymuszamy nowy model pseudo zdrowienia. Jemy środki przeciwbólowe aby zablokować sygnały z organizmu, mówiące o chorobie, jemy środki przeciwgorączkowe aby zablokować działanie układu odpornościowego oraz jemy antybiotyki, aby „zabiły” wrogie bakterie.

Tutaj jedno wtrącenie dla uważnych czytelników. Przypominam: przeziębienie to wirusowe zakażenie górnych dróg oddechowych, grypa to ostra wirusowa choroba zakaźna. ANTYBIOTYKI NIE DZIA£AJĄ NA WIRUSY. Antybiotyki zabijają bakterie. Jedzenie antybiotyków na przeziębienie i grypę pomoże tyle co bandaż nieboszczykowi, ale to tylko takie wtrącenie.

Spożyte antybiotyki niszczą nie tylko komórki agresora, ale również bakterie w organizmie, które są niezbędne do jego poprawnego funkcjonowania. Są to np. bakterie jelitowe lub bakterie utrzymujące naturalne środowisko pochwy. W tym nowym modelu „leczenia” blokujemy naturalną obronę organizmu i lekami (parafarmaceutyki) usiłujemy zniszczyć chorobę, niszcząc przy okazji swój organizm. Układ immunologiczny nie nauczy się walczyć z chorobą, a osłabiony organizm zacznie częściej chorować. Stawianie na głowie wszystkiego co jest proste jest odwiecznym hobby człowieka.

Rozumiem, że czasami jest tyle rzeczy do zrobienia, że nie można sobie pozwolić na chorobę. Jest to bardzo krótkowzroczne, ale niech i tak będzie. Ale jeśli już praca jest ważniejsza niż zdrowie – nikt nam nie broni przyjść do pracy i pracować będąc ciepło ubranym i pijąc rozgrzewające herbaty. Powtórzę jeszcze raz – wychłodzony organizm nigdy nie zwalczy choroby. I nie łudźmy się – tabletki nikogo nie wyleczą. Albo zniszczą układ obronny w ten sposób, że nie rozpozna on choroby (nie chorujemy pomimo ataku organizmu) albo odpowiednia kuracja wzmocni układ obronny w ten sposób, że szybko on zniszczy agresora.

Być może nasuwa się pytanie czy nie pozostaje nam nic innego jak ciepło się ubierać kiedy zachorujemy? Sęk w tym, że o ile jesteśmy w stanie sobie pomóc na samym początku choroby, kiedy tylko czujemy że coś nas zbiera, to w chwili kiedy choroba pięknie się rozwinie pozostaje nam tylko dbanie o organizm, aby szybko się z nią uporał.

Najsilniejszą jednak bronią przeciwko chorobom jest ochrona organizmu i wzmacnianie układu obronnego (immunologicznego). Jak już pisałem – nie chorujemy dlatego, że było zimno, że nas przewiało, że sąsiadka z dołu lub sąsiad z góry. £atwo jest zrzucić winę na wszystko dookoła aby tylko nie powiedzieć: choruję bo nie dbałem o siebie. Chorujemy dlatego, że doprowadziliśmy organizm do takiego stanu. Przemęczeniem, niewyspaniem, niewłaściwym ubiorem, niewłaściwym jedzeniem, szkodliwymi tabletkami, zatrutym środowiskiem itp.

Popatrzmy chociaż na ubranie. Jest okres jesienno-zimowy zatem jak sama nazwa wskazuje chodzenie w krótkich spodniach gorszy co starsze osoby. Młodsze podziwiają nogi w lekko fioletowym odcieniu. Zatem ubieramy się (szczególnie panie): podkoszulka, koszulka, sweterek, bezrękawnik, lekka kurteczka i na to futro. Do tego ciepłe rękawiczki, szalik i … goła głowa. Ale o ile pamiętamy o nakryciu głowy to często zdarza się inny model: osoba poubierana jak na Sybir od głowy do – no właśnie. Mamy na sobie kilkanaście warstw i panowie: półbuty i cienkie skarpety (bo nie wypada włożyć grubych skarpet), panie: rajstopy i nie zawsze ciepłe buty. Oczywiście bez skarpetek, bo to brzydko wygląda. Albo cokolwiek. Pewnie projektant mody-sadysta stwierdził, że sine nogi są w tym roku w modzie. A tak a propos – wiecie czym się różnią sandały letnie od zimowych? Zimowe mają ogrzewane paski.

Sebastian Kneipp w 1886 roku pisał: Wielką dla zdrowia szkodę przynosi, szczególnie w zimie, niejednostajne ubranie, tj. okrywanie jednych części ciała mniej, drugich więcej. Na głowie futrzana czapka; szyja ściśnięta opaską, okręcona na metr długim, wełnianym szalem; na ramionach jakieś ciepłe w czworo złożone okrycie; wychodząc bierze się jeszcze pled pod kołnierz futrzany, nogi tylko, biedne nogi ubrane w skarpetki, trzewiki lub buty, podobnie jak w lecie. Jakież skutki tej nierozsądnej stronniczości? Górne otulenia okręcania ciągną krew i ciepło ku górze a dolne części ciała ziębną pozbawione krwi. I oto rozwiązana zagadka, skąd pochodzi ból głowy, kongestia (uderzenia krwi do głowy), rozszerzenie żył w głowie i setki innych cierpień i niedomagań.

Smutne jest, że popełniamy te same błędy co prawie 120 lat temu.

Jak mówiłem największa siła w ochronie przed chorobami kryje się w układzie odpornościowym. Organizm o silnym układzie odpornościowym nie zachoruje, nawet jeśli myślicie inaczej. Jak zatem można go wzmocnić?

Wzmacnianie organizmu można podzielić na kilka wariantów. Do podstawowej ochrony zaliczamy właściwą dietę i ubiór. Potem dodajemy odpowiednie warunki wypoczynku i wietrzenie pomieszczeń. Kolejno dodajemy: aktywność fizyczną i hartowanie organizmu.

Nie mówię, że aby nie chorować trzeba biegać nago po śniegu, chociaż wielu sąsiadów miałoby niezły ubaw. Każdy ma coś do zrobienia dla siebie i każdemu potrzebne jest coś innego. Komuś wystarczy zmiana diety, ktoś inny będzie się hartował bo chce lub tego potrzebuje. Jedno jest pewne: wystarczy zrobić cokolwiek. Ale od razu mówię. Wzmocnienie organizmu potrzebuje czasu. Jeśli zaczniemy coś robić na jesień to gwarantuję przeżycie „zdrowej” wiosny. Ale nie liczmy na to, że zacznie to działać od „jutra”.

Punkt pierwszy: dieta

Należy dostosować jedzenie do potrzeb organizmu. Jeść kiedy jest się głodnym, przestać kiedy jest się najedzonym, a nie jeść bo jest pora jedzenia i kończyć dopiero jak wszystko zniknie z talerza. Panie w ciąży: jeść DLA dwojga, a nie jeść ZA dwoje. Pamiętać o surówkach i sałatkach. Bezwzględnie jeść CIEP£E śniadania. Można nie jeść kolacji, ale wyjście na zimno bez CIEP£EGO śniadania jest tragiczne w skutkach. Nie wiecie co jeść na ciepłe śniadanie? Zjedzcie zupę z wczorajszego obiadu albo odgrzany kotlet z odsmażonymi kartoflami. Jeśli ktoś uważa, że to bzdury i wcale nie trzeba jeść ciepłych posiłków (niestety, takie „autorytety” też już spotkałem) niech sobie na śniadanie zje lody.

Należy dostosować jedzenie do pory roku. W lecie jeść chłodnik i kartofle ze zsiadłym mlekiem, w zimie kaszę gryczaną paloną, kotlet schabowy i kapustę gotowaną. W lecie pić sok owocowy, w zimie rozgrzewającą herbatę (malinowa, zielona z imbirem, cynamonowa lub podobne. NIE sztucznie aromatyzowane, bo nie chodzi o to żeby wypić wrzątek z dezodorantem tylko rozgrzewającą herbatę).

Warto pamiętać o ograniczeniu stosowanych środków chemicznych (tabletki, parafarmaceutyki, antybiotyki, chemiczne maście, konserwanty). Wszystkie te produkty zatruwają organizm i powodują nieprawidłową jego pracę, w tym częstsze choroby.

Dodatkowo do diety warto dodawać naturalne witaminy i zioła podnoszące odporność organizmu. Zwracam uwagę na to, aby witaminy pochodziły z naturalnych źródeł: dostarczane wraz z pożywieniem lub w postaci naturalnych preparatów witaminowych, mineralnych i ziołowych. Witaminy syntetyczne (chemiczne) są gorzej wchłaniane przez organizm oraz jak większość substancji chemicznych mogą posiadać skutki uboczne.

Do witamin i roślin ochronnych zaliczamy witaminę C, czosnek, pietruszkę, cynk, mleczko pszczele, czy preparaty złożone np. Immun Aid, który zawiera specjalnie dobrane składniki wzmacniające układ immunologiczny czy preparat VITAL, odpowiednio dobrany do grupy krwi, który zapewnia dostarczenie starannie dobranych kilkudziesięciu składników odżywczych potrzebnych dla osób o odpowiedniej grupie krwi.

Punkt drugi: wypoczynek

Warto pamiętać o tym, że najbardziej wartościowy sen jest przed godziną 12 w nocy. Lepiej jest położyć się o 22 i wstać o 4 w nocy niż położyć się o 1 i wstać o 7. Należy pamiętać o wygodnej pościeli, koniecznie przepuszczającej powietrze, o nie przegrzewaniu sypialni (temperatura w granicach 18-20 stopni) i o wieczornym wietrzeniu. Wietrzyć warto też rano, ale nie zawsze jest to możliwe. Przed snem lepiej popatrzeć na film, poczytać książkę niż roztrząsać problemy istnienia. Warto w sypialni zapalać świecę (najlepiej z naturalnego wosku lub oliwy, nie jadalnej tylko takiej do świec – NIE ZAPACHOWE!!!) na np. 30-60 minut przed zaśnięciem. świeca oczyszcza atmosferę z negatywnych myśli i uspokaja. £óżko wykorzystywać do snu i uprawiania miłości; kłótnie w miejscu przeznaczonym na wypoczynek pozostawiają swoje negatywne ślady na wiele dni. Jedynie osoby uczone w tym kierunku mogą usunąć energetyczne ślady takich kłótni w krótkim czasie. Jeśli chodzi o rozbitą zastawę stołową wystarczy odkurzacz.

Punkt trzeci: aktywność fizyczna i hartowanie

Nikt, kto (jedynie) siedzi przed telewizorem i je nie będzie zdrowy. Aby być zdrowym potrzeba ruchu. Może to być spacer (jednak nie w środku miasta), jazda rowerem, pływanie, wchodzenie po schodach, handel obnośny czy kopanie rowów – cokolwiek. Bez ruchu nie ma życia. Hartować organizm można na wiele sposobów – począwszy na obmywaniu ciała coraz zimniejszą wodą (stopniowo!) aż do chodzenia boso po świeżym śniegu. Każdemu coś innego. Warto pamiętać, że gorąca kąpiel zakwasza organizm tak samo jak oczyszczone chemicznie jedzenie i szybkie połykanie bez gryzienia. Chłodny prysznic, dokładne rzucie pokarmu, pokarm z pełnego ziarna czynią organizm zasadowym i tym samym odpornym na choroby.

Warto dbać o swoje życie i zdrowie. Lekarz nas nie wyleczy – może pomóc ale nie będzie żył za nas. Nie będzie jadł i chodził na spacery. Nie będzie kaszlał i smarkał. Nie on jest odpowiedzialny za nasze zdrowie tylko my osobiście. Wystarczy zrobić cokolwiek, wystarczy zacząć. Wiedza o naturalnym zdrowiu jest coraz bardziej dostępna: książki, czasopisma, internet – warto z tego korzystać.

 Posted by at 08:43
sie 132013
 

Sposoby oddychania


Głęboki wdech, głęboki oddech. Nie wszyscy wiedzą – więc czuję się w obowiązku napisać. To nie chodzi o głęboki oddech, taki jak zazwyczaj robi się u lekarza – zdmuchując mu wszystkie kartki z biurka. Chińczycy mówią, że głęboki wdech jest taki, że przymocowane do nosa piórko nie poruszy się.

Czasami na hasło „weź głęboki wdech” osoby podnoszą … ramiona. Tak jakby płuca znajdowały się pod pachami. Staramy się oddychać dolną częścią brzucha. Im niżej tym lepiej. Istnieje nawet ćwiczenie oddechowe – w wygodnej pozycji udrażniamy górne drogi oddechowe i oddychamy za pomocą mięśni brzucha. Najbardziej do tego nadają się pozycje zen i kwiatu lotosu. Nie oddychamy przeponą tylko mięśniami brzucha. Jest to doskonałe ćwiczenie oddechu, a jednocześnie doskonały masaż wewnętrznych organów.

Prędkość i rytm oddechu. Oddech jest zależny od właściwie wszystkiego – od wysiłku fizycznego, stresu, niebezpiecznych sytuacji, pobudzenia nerwowego. Jednak zazwyczaj jesteśmy w stanie nad nim panować. Nawet kiedy „sapiemy jak lokomotywa” możemy oddech zatrzymać na chwilę.

We wszystkich sytuacjach, chociaż czasami jest to trudne – powinno się oddychać przez nos. Kiedy staje się to zbyt trudne należy wdychać powietrze przez nos, a wydychać przez usta. Oddychanie przez usta, zwłaszcza przy dużym wysiłku fizycznym może prowadzić do chorób gardła. Czasami jest tak, że mamy katar, a zaraz potem boli nas gardło. To nie bezpośrednio przez katar tylko przez ciągłe oddychanie ustami.

Rytm oddechu – najlepszym rytmem jest 3-2-5-2. 3 części wdechu, dwie części bezdechu, pięć części wydechu, dwie części bezdechu. Mogą być to uderzenia zegara, kroki, uderzenia metronomu lub po prostu liczenie 1, 2, 3 – 1, 2 – 1, 2, 3, 4, 5 i tak dalej.

 Posted by at 08:41
sie 132013
 

Medytacja z drzewem


Jest to wersja medytacji w której potrzebne jest prawdziwe, żywe drzewo. Drzewa szukamy w lesie, najlepiej dużym i zdrowym. Chodzi o to, żeby drzewo było duże, silne i zdrowe. Powinno rosnąć na terenie w miarę czystym, bo drzewa np. w Katowicach same potrzebują pomocy.

Wybieramy sobie duże, ładne, dorodne drzewo. Takie, które nam się podoba. Może być iglaste, liściaste – jakiekolwiek. Siadamy sobie koło niego, opierając się o nie plecami lub stajemy tyłem i opieramy się o nie lub stajemy przodem i obejmujemy je lub stajemy przodem i kładziemy dłonie po obu jego stronach – do wyboru. Jeśli pod drzewem jest mrowisko – nie siadamy.

Teraz zamykamy oczy i witamy się z drzewem. Prosimy o skorzystanie z jego uzdrawiających sił. Otwieramy się na jego energię, stajemy się jednością z drzewem. Oddychamy liśćmi i czujemy jak przez korzenie wpływa w nas odżywczy sok. Możemy sobie wyobrazić aurę drzewa jak odżywia nasze ciało. Ważne jest, abyśmy czuli się jak najbardziej „drzewiasto” i jak najbardziej luźno. Bez napięć (umysłowych) bez zbytniego myślenia. Bądźmy z drzewem.

Medytujemy z drzewem jak długo chcemy. Po skończeniu dziękujemy drzewu, otwieramy oczy i … idziemy dalej radośni i szczęśliwi.

 Posted by at 08:41
sie 132013
 

Medytacja KARMAPY: „Trzy Światła”


Jest to krótka wersja medytacji „trzech świateł” Karmapy. Ole Nydahl przekazał ją po to, abyśmy mogli wykorzystywać każdą chwilę przerwy w codziennych zajęciach do pracy nad osiągnięciem oświecenia.

Czujemy bezkształtny strumień powietrza, które wchodzi i wychodzi przez nos. Wszystkim myślom i dźwiękom pozwalamy przepływać, nie skupiamy się na nich.

Myślimy o czterech podstawowych prawdach, które pobudzają nasze dążenie do oświecenia.

Myślimy o wielkiej możliwości, jaka otwiera się przed nami w tym życiu. Widzimy, że możemy, dla dobra wszystkich istot, posługiwać się metodami ukazanymi przez Buddów.

Pamiętamy o nietrwałości wszystkiego, co uwarunkowane, rozumiejąc, że jedynie otwarty, przejrzysty i nieograniczony umysł jest tym co nigdy nie ginie. Nie wiemy ile czasu jeszcze nam zostało żeby to rozpoznać. Kiedy to zrozumiemy, medytowanie staje się czymś bardzo ważnym.

Myślimy o prawie przyczyny i skutku, uświadamiając sobie, że sami decydujemy o tym, co się wydarza, że nasze poprzednie działania, słowa i myśli stały się światem, w którym dzisiaj żyjemy i że również w tym momencie zasiewamy nasiona przyszłości.

Wreszcie uświadamiamy sobie dlaczego musimy pracować nad umysłem. Z jednej strony dlatego, ze oświecenie jest ponadczasową, najwyższą radością, doskonalszą od wszystkiego co znamy, a z drugiej strony dlatego, że dopóki sami tkwimy w pomieszaniu i cierpieniu nie możemy skutecznie pomagać innym. Ponieważ nie umiemy panować nad umysłem tak, jak byśmy tego pragnęli, chcemy się uczyć od tych, którzy mogą nam to pokazać.

Przyjmujemy Schronienie w Buddzie – absolutnym stanie umysłu, w naszej wewnętrznej prawdzie. Przyjmujemy Schronienie w Dharmie – naukach, które prowadzą nas do stanu Buddy.

Przyjmujemy Schronienie w Sandze – naszych przyjaciołach i tych, którzy pomagają nam na drodze – w praktykujących. Przede wszystkim zaś przyjmujemy Schronienie w tym, przez którego te trzy Schronienia przychodzą do nas jako błogosławieństwo, inspiracja i ochrona – w naszym Lamie Karmapie.

Jeżeli brak nam czasu na te przygotowania, możemy od razu przystąpić do następnej fazy medytacji.

Nasze ciała, ciała przyjaciół w tym pomieszczeniu, ściany wokół nas, ziemia pod nami – wszystko to staje się jak sen i stopniowo rozpuszcza się w przestrzeni. W sposób naturalny spoczywamy w tym stanie i czujemy się w nim zupełnie swobodnie.

W tej otwartości, która nie jest „nicością”, a w której manifestuje się swobodnie całe bogactwo umysłu, pojawia się przed nami, jako pole energii i światła, promieniująca, przejrzysta forma naszego Lamy Karmapy.

Na głowie ma czarną koronę, której widok budzi w nas najgłębsze stany otwartości, Jego twarz jest złocista i łagodna. Spogląda na nas życząc nam wszystkiego co dobre. W rękach skrzyżowanych na sercu trzyma dordże i dzwonek. Siedzi w pozycji medytacyjnej otoczony tęczowym światłem.

Głęboko pragniemy urzeczywistnić, dla dobra innych, wszystkie Jego właściwości i otwierając się przed Nim myślimy lub mówimy:

„Kochany Lamo! Ty, który jesteś esencją wszystkich Buddów, prosimy Cię, daj nam błogosławieństwo, które usunie niewiedzę i zaciemnienia umysłu, nasze i wszystkich istot. Spraw, aby ukazało się w nas bezczasowe, przejrzyste światło – prawdziwa natura naszego umysłu”.

Kiedy wyrażamy to głębokie życzenie, Karmapa przybliża się i jest bezpośrednio przed nami.

Teraz z czoła Karmapy, spomiędzy Jego brwi, promieniuje bardzo potężne, przejrzyste, białe światło. Wnika przez nasze czoło i wypełnia głowę. Dzięki mocy tego światła rozpuszczają się zahamowania w naszym mózgu i systemie nerwowym. Wszystkie złe działania, choroby i blokady w naszym ciele roztapiają się całkowicie w przejrzystym, białym świetle i stajemy się zdolni do dawania innym miłości i ochrony.
Spoczywamy w przejrzystym, białym świetle wypełniającym naszą głowę i wewnętrznie słyszymy głęboką wibrację sylaby „OM”.

Teraz z gardła Karmapy przed nami promieniuje intensywnie czerwone światło, wnika ono bezpośrednio w nasze usta i gardło i wypełnia je. Dzięki mocy tego światła wypalają się wszelkie pomieszane energie naszej mowy. Znikają wszystkie, przynoszące szkodę słowa i nasza mowa staje się wyrazem współczucia i mądrości – narzędziem służącym dobru innych.
Spoczywamy w tym czerwonym świetle, które wypełnia nasze usta i gardło i wewnętrznie słyszymy głęboką wibrację sylaby „AH”.

Teraz z centrum ciała Karmapy, na poziomie serca, promieniuje intensywne, przejrzyste, ciemo-niebieskie światło, wpływa do naszego ośrodka serca wypełniając go całkowicie. Dzięki mocy tego światła rozpuszczają się przeszkadzające uczucia, znikają wszelkie skrajne poglądy i nasz umysł staje się spontaniczną radością pojawiającą się naturalnie w przestrzeni.
Utrzymujemy to niebieskie światło w ośrodku serca i wewnętrznie słyszymy głęboką wibrację sylaby „HUNG”.

Teraz te trzy światła płyną do nas jednocześnie i koncentrujemy się, najlepiej jak potrafimy, na trzech ośrodkach, naraz:
przejrzystym, białym świetle w czole,
czerwonym świetle w gardle
i niebieskim świetle w sercu.

W ten sposób otrzymujemy pełną istotę Karmapy o Jego Mahamudrę. Utrzymując te trzy światła w umyśle mówimy głęboką mantrę, która znaczy: „Aktywności wszystkich Buddów działaj przeze mnie”.

Mówimy ją jak chcemy: cicho lub bezdźwięcznie, koncentrując się na trzech światłach.

… KARMAPA CZIENNO…

Teraz złocista, przejrzysta forma Karmapy stopniowo rozpuszcza się w tęczowe światło. Rozpuszcza się także czarna korona i całe te światło spływa teraz na nas, wnika i wypełnia nas. Podobnie jak woda wpływa do wody i stają się nierozdzielne, tak samo umysł wszystkich Buddów łączy się z naszym i spoczywamy w tym nieograniczonym, łagodnym i promieniującym stanie, najlepiej jak potrafimy.

Gdy czas już powrócić do stanu aktywności, z przestrzeni stopniowo wyłania się świat – czysty i promieniujący. My oraz wszystkie istoty pojawiamy się jako Buddowie i Bodhisattwowie, niezależnie od tego czy rozpoznajemy to czy nie. Wszystkie dźwięki są wibrującą mantrą, a wszystkie myśli i przeżycia są wspaniałe po prostu dlatego, że mogą się wydarzać ukazując nieograniczoną moc umysłu.

Zachowujemy to czyste widzenie we wszystkich codziennych sytuacjach, robiąc jednocześnie to co konieczne na poziomie praktycznym, a w ciągu dnia zawsze gdy to możliwe przywołujemy Karmapę przed nami i ponownie przyjmujemy od Niego trzy światła.

W końcu wyrażamy głębokie życzenie oby całe dobro nagromadzone dzięki tej medytacji stało się nieograniczone, popłynęło do wszystkich istot i oddaliło od nich cierpienie, oby dało im jedyną trwałą radość – Mahamudrę, rozpoznanie natury własnego umysłu.

Możemy powiedzieć to po tybetańsku
GE ŁA DY JI NIUR DU DA
CZIAG DZIA CZIEN PO DRUB DZIUR NE
DRO ŁA CZIK CZIANG MA ŁY PA
DE JI SA LA GE PAR SZIO
KARMAPA CZIENNO

Tę medytację możemy praktykować bez użycia tekstu i bez fazy przygotowawczej, podczas przerw w codziennych zajęciach, np. czekając na autobus lub w czasie przerw w pracy. Wtedy wizualizujemy Karmapę przed sobą, przejmujemy białe światło z Jego czoła w swoje, czerwone z Jego gardła w swoje gardło i usta i niebieskie światło z Jego ośrodka serca do swojego serca. Przyjmując te trzy światła naraz, mówimy mantrę KARMAPA CZIENNO, a potem rozpuszczalny formę Karmapy w światło, które łączy się z nami.

Medytując w ten sposób będziemy się cały czas rozwijać. Jego świątobliwość Karmapa nam to gwarantuje.

 Posted by at 08:40
sie 132013
 

Medytacja: dobre miejsce


Czasami jest tak, że mamy wszystkiego serdecznie dosyć. Na jakąkolwiek pracę patrzymy jak na meduzę (pod warunkiem, że ktoś nie potrafi patrzeć na meduzy, jak ktoś potrafi – może być coś innego), własnych domowników chcielibyśmy wysłać gdzieś na dalekie wakacje, na przykład na księżyc.

Nasze samopoczucie można w dosyć dokładny sposób określić wierszem:

Mocny sznurek namydlić,
pętlę zgrabną uładzić
hak stalowy umocnić,
sznur zawiesić,
łeb wsadzić

Marzymy o jakimś spokojnym kątku, gdzie będziemy tylko my i nikt inny. Gdzieś, gdzie można odpocząć.

Nie zawsze możemy wyjechać na wakacje, zwłaszcza jak jest np. październik i szkoła się właśnie zaczęła lub też właśnie jest grudzień i w pracy nagle wszystko trzeba zrobić do końca roku.

Chciałbym tutaj przedstawić prostą medytację. Jeśli komuś nie podoba się słowo „medytacja” może to nazwać „technika relaksacyjna”.


Wybieramy sobie wygodne miejsce. Gdzieś, gdzie nie będzie dzwonił telefon, pani z telewizora czy radia nie będzie nam wmawiać, że do szczęścia brakuje nam tylko lodówki, nikt nam nie będzie chodził po głowie. Może to być fotel, krzesło, cokolwiek. Może to być pozycja zen lub kwiatu lotosu – co kto lubi. Nie może to być pozycja leżąca. Zazwyczaj medytacja nie wychodzi w pozycji leżącej, a jedyne co uzyskamy to to, że zaśniemy. I tu mała uwaga. Jeśli jesteśmy zmęczeni, a mamy np. 30 minut lub też godzinę czasu. Jeśli nie jesteśmy wściekle niewyspani i oczy nam się same nie zamykają – lepiej jest odpocząć medytując niż śpiąc. Mając nawet godzinę czasu – lepiej jest poświęcić 15 minut na medytacje niż całą godzinę na sen. Będziemy o wiele bardziej wypoczęci i w lepszej kondycji umysłowej.

Dobrze, wracamy do medytacji. Siadamy sobie wygodnie. Nie krzyżujemy rąk i nóg. Jeśli siedzimy na krześle ręce układamy na kolanach. Zamykamy oczy. NIE myślimy o tym, czy wyłączyliśmy żelazko, kuchenkę cokolwiek. Jeśli jest coś, co nas niepokoi – wstańmy, sprawdźmy to i wróćmy na miejsce. Zamykamy usta i językiem dotykamy podniebienia. Oddychamy przez nos i wyłącznie przez nos (z wyjątkiem osób z chwilowym katarem, oczywiście). Jeśli mamy otwarte usta – lekko – staramy się nadal dotykać językiem podniebienia. Oczywiście lekko. W postawie medytacyjnej nie może być żadnych napięć. Oczu, ramion, głowy, stóp, palców – żadnych.

Zamykamy oczy. Wyobraźmy sobie swoje idealne miejsce wypoczynku. Takie miejsce, gdzie czujemy się lub czulibyśmy się najlepiej jak tylko możemy. To może być gdzieś, gdzie byliśmy lub gdzieś gdzie bardzo chcielibyśmy być. To może być miejsce na ziemi, w chmurach, gdziekolwiek. Możemy siedzieć na rogu księżyca i podziwiać galaktyki. Możemy siedzieć w ptasim gniazdku w jakiejś puszczy, możemy być w mrowisku na etacie królowej. Cokolwiek, nawet coś, co nie istnieje. Będę opisywał to na podstawie słonecznej łąki.


Wyobraź sobie, że jesteś na łące. Jest pełnia lata, niebo jest zupełnie czyste – idziesz po łące. Pod nogami masz miękką trawę, polne kwiaty i zioła. Jest wcześnie i słońce nie zdołało jeszcze wysuszyć kropelek rosy – idąc boso czujesz jak rosa moczy twoje stopy. Kierujesz się ścieżką do lasu. Po chwili ścieżka wyprowadza cię nad brzeg rzeki. Plaża jest kamienista i nieduża, a zaraz za nią wartko płynie rzeka. Siadasz wygodnie na większym kamieniu.

Zapominasz na chwilę o tym miejscu i widzisz przed sobą czarną lub białą ścianę. Wyobrażasz sobie cyfrę 50 – może być namalowana, możesz ją sam namalować. Może to być pisak, pędzel, kreda – cokolwiek. Jest to magiczna ściana – po chwili cyfra znika. Myślisz i rysujesz cyfrę 49. I ta cyfra też znika. Odliczasz w ten sposób od 50 do 0. Nie spiesząc się, wyobrażając sobie kolejne cyfry. Kiedy dojedziesz do zera ściana znika, a ty nadal siedzisz nad brzegiem rzeki. Weź głęboki wdech i wydychając powoli powietrze rozluźnij się.

Wstajesz z kamienia i idziesz z powrotem na łąkę. Na środku łąki jest olbrzymie drzewo. Zbliżasz się do niego. Drzewo tętni życiem. Słyszysz ptaki uwijające się w jego koronie, prawie czujesz jak pulsują soki w jego pniu. Jest bardzo silne. Odwracasz się do niego plecami i siadasz lub kładziesz się na trawie. Jeśli siadasz to opierasz się o nie. Czujesz jak życie i siła drzewa powoli obejmuje i ciebie. Czujesz przypływ energii, siły i radości. Pozostań tak chwilę i pozwól aby energia powoli napełniała twój organizm.

Kiedy już organizm jest wypoczęty i pełen życia – powoli wstajesz. Kierujesz się ścieżką prowadzącą przez łąkę w drugą stronę – w stronę drogi. Idąc powoli liczysz od 0 do 30 wyobrażając sobie każdą cyfrę. Z każdą rosnącą cyfrą coraz bardziej opuszczasz łąkę i wracasz do rzeczywistości. Kiedy powiesz 30 otworzysz oczy, będziesz obudzony, szczęśliwy, wypoczęty, pełen sił i zdrowia.


Tak, w przybliżeniu, może przebiegać medytacja. Oczywiście jest to jedna z wielu technik pozwalających na odpoczynek.

Podczas medytacji użyłem słów „głęboki wdech”. Proszę o przeczytanie odpowiedniego fragmentu rozdziału „oddech”.

 Posted by at 08:38