sie 132013
 

Przyczyny chorób


Chciałbym tu omówić nieco dokładniej główne przyczyny chorób czyli jakie czynniki mogą spowodować jakąś chorobę.

Czynniki środowiskowe

Wpływ środowiska / miejsca. Inaczej mieszka się nad morzem, inaczej w górach. Osoba chora na płuca nie będzie się jednakowo czuła nad morzem i na Sacharze. Specyficzne warunki środowiska, w którym mieszkamy wpływa w określony sposób na organizm.

Zatruta woda / jedzenie / powietrze Szczególnie w dużych miastach emitowane przez technologię trucizny przedostają się do powietrza, wody a co za tym idzie do żywności przyjmowanej przez człowieka.

Negatywne promieniowanie (cieki wodne, przewody energetyczne, pole magnetyczne, nadajniki radiowe, telewizja) Mieszkanie w pobliżu nadajników telewizyjnych lub radiowych, radarów, przewodów wysokiego napięcia, promieniowania geopatycznego (cieków wodnych).

Czynniki niewłaściwego postępowania

Pożywienie nie dostosowane do potrzeb organizmu Nie zwracanie uwagi na specyficzne potrzeby żywnościowe każdego organizmu. 100 osób zje fasolę, ale jednej zaszkodzi.

Pożywienie nie dostosowane do pór roku Przyjmowanie pożywienia ochładzającego w zimie i rozgrzewającego w lecie. Jedzenie wyłącznie ochładzającego lub rozgrzewającego pożywienia.

Nadmierne objadanie się lub głodzenie

Niewłaściwy stosunek ilości potraw w czasie dnia

Stosowane środki chemiczne (tabletki, kosmetyki, środki czystości) Zażywane środki chemiczne które nie są potrzebne, stosowanie zbyt dużej ilości kosmetyków, używanie silnych środków czystości (lub zbyt często) które niszczą ochronną powłokę skóry.

Przemęczenie organizmu Organizm wpadając w chorobę informuje nas, że jest przemęczony i że jeśli czegoś nie zmienimy w życiu to on zacznie chorować.

Czynniki emocjonalne

Tłumione emocje i stresy Kumulowane w ogranizmie są przyczyną wielu chorób np. syndrom choroby biznesmena.

Podświadoma chęć chorowania Przekonania z dzieciństwa w stylu „nie wychodź na dwór z mokrą głową, bo się przeziębisz”, brak celu w życiu, depresja.

Podświadoma chęć śmierci Brak celu w życiu, depresja, załamanie nerwowe itp.

Inni ludzie (rodzina, praca) Napięte sytuacje pomiędzy rodziną lub osobami w pracy, które powodują kumulowanie napięć w organizmie.

Przekonanie o zasłużeniu na chorobę za karę „Zasługuję na tą chorobę, bo to jest przeze mnie”. Choroba „na życzenie” – np. zasługuję na białaczkę, bo przeze mnie córka bierze narkotyki.

Wymuszenie określonego postępowania na innych ludziach (wymuszenie uzyskania różnych dóbr) Począwszy od przytulenia i uczucia bliskości (zwłaszcza dzieci) poprzez zatrzymanie osoby w domu (będę chora to córka nie wyprowadzi się z domu) aż do wymuszenia renty inwalidzkiej (będę chory to będę miał rentę i nie będę musiał pracować).

 Posted by at 12:56
sie 132013
 

Gotowanie


Z gotowaniem wiążą się pewne tradycje, których nieprzestrzeganie łączy się z wyrazami zdziwienia. Przykład: zwykła herbata. Czy ktoś nie wie, jak się przyrządza herbatę? Do szklanki wrzuca się fusy lub torebkę, gotuje się wodę i wlewa do szklanki. Nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby do czajniczka wrzucić fusy, zalać zimną wodą i zagotować, albo nalać zimnej wody, wrzucić herbatę i zagotować. A każdy ze sposobów przyrządzania herbaty wywołuje inne jej działanie na organizm.

Dokładniejszy opis przedstawię tu nieco później, gdyż wiąże się to z podstawami medycyny chińskiej, a dokładniej z pięcioma przemianami (elementami).

Na dworze cesarskim najważniejszą osobą po cesarzu był kucharz. Zazwyczaj dostojni goście byli oprowadzani po kuchni – można było na podstawie jednego tylko miejsca zobaczyć jak wygląda cały kraj. Zdrowie i samopoczucie kucharza jest bardzo ważne. Nie musi być to oczywiście osobna osoba – kucharzem jest ktokolwiek, kto przygotowuje posiłki. Może to być mama, tata, babcia, dziecko.

Podczas przyrządzania posiłku należy myśleć o przyrządzaniu posiłku. Na posiłek nie składają się wyłącznie produkty, istotny jest sposób „termicznej obróbki”, a także energia lub – inna nazwa – uczucia, oddane do jedzenia. Jest takie powiedzenie „dodaj serca do jedzenia”. Nie jest to wyłącznie pusty frazes.

Wyobraźmy sobie kucharza, skromnego, cichego, chudego człowieka, który do tego jest nieśmiały, blady i mówi prawie szeptem. Jego posiłki, chociaż zapewne smaczne, będą ciche, nieśmiałe. Nie będą tchnęły życiem i radością. Osoby żywione przez takiego kucharza po jakimś czasie również będą ciche i niepozorne.

A dla kontrastu przedstawię innego kucharza. Rumiany, wesoły, zawsze uśmiechnięty, z okrągłą buzią, pełen energii z mocnym, donośnym głosem – zdaje się, że tańczy po kuchni przygotowując wszystko. Nie sposób go nie zauważyć i nie sposób go nie polubić. W jego obecności chce się śmiać i tańczyć. Jego posiłki zdają się być żywe, pełne życia, aż zachęcają do bycia zjedzonymi. Osoby żywione przez takiego kucharza są również wesołe, pełne życia i nie chorują.

A wyobraźmy sobie taką sytuację, abstrahując od restauracji. W pewnym domu mama gotuje obiady. Albo właśnie dzisiaj gotuje obiad. Coś się w pracy nie udało, jest zmęczona, a przede wszystkim zła. Zła to mało powiedziane – jest wściekła. Krojąc mięso najchętniej widziała by ten nóż wbity w brzuch dyrektora lub kogokolwiek, kto jej się naraził. Gotując kartofle wyobraża sobie, że ta wredna baba siedzi w takim wrzątku, a ona dłubie jej widelcem w oku. Pozostawiam do przemyślenia dla Czytelników co zjedzą z takim obiadem. Oczywiście nie musi to być gniewna mama, może to być tata – smutas-melancholik.

 Posted by at 12:19
sie 132013
 

święta


Powoli nastaje kolejny koniec roku, kolejne święta. Jest to czas reflekcji, odpoczynku, zapominania o przykrościach, wybaczania, łączenia się z rodziną i ogólnie czynienie dobra.

Teoretycznie. Praktycznie święta zaczynają coraz bardziej przypominać wszystko , tylko nie to, co jest opisane linijkę wyżej.

Zakupy. Przed świętami idziemy na zakupy. Kupujemy składniki do wypieków, kupujemy słodyczne, mięso; ogólnie jedzenie. Ale kupujemy też prezenty. Kupujemy zabawki dzieciom, kupujemy sprzęt elektroniczny starszym, kupujemy tysiące innych rzeczy. Tutaj jednak przejdę do:

Życzliwość i tolerancja. Na razie taka bardzo „na zewnątrz”, taka życzliwość sklepowa. Idziemy na zakupy, kupujemy zabawki, karpia i stoimy w kilometrowych kolejkach. Kiedyś było tak, że ludzie w kolejkach (spędzali większość dnia, ale to już inna sprawa) rozmawiali za sobą, uśmiechali się – ogólnie byli razem. W dzisiejszych czasach jest odrobinę inaczej. „No niech się ta baba pospieszy, ile tu będę stać?”, „Dlaczego ten alfons tak długo wybiera te ryby, może dla mnie już nic nie zostanie?”. Usta złożone prawie jak do uśmiechu (żeby nie było widać kłów) i cichy warkot wydobywa się z kolejek. święta, a osoba stojąca najchętniej wbiłaby nóż w plecy osobie stojącej z przodu, bo… A no właśnie nie wiadomo bo co. Bo ona coś kupuje? Ale my też kupujemy. Bo ona się tak guzdrze? My też nie biegamy z siatkami. Więc dlaczego?

Wystarczy? W samym sklepie też nie jest łatwo. Zaraz po wejściu trzeba się rzucić na wszystko, co jest potrzebne, bo zaraz nie będzie. Nie wiem skąd taki pogląd, skoro raczej brakuje nam pieniędzy niż towarów w sklepach. Jakie te towary są, to już inna sprawa, ale są takie same przez cały rok. Ale nie, teraz są święta więc trzeba odepchnąć ludzi, bo jeszcze zostały 3 tabliczki czekolady, a zaraz je ktoś weźmie. Nie ważne, że ta czekolada leży tam pół roku i jest tam dlatego, że nikt jej nie kupił. Teraz jest to towar deficytowy. A jeśli już chodzi o czekolady – pojawiają się takie specjalne, świąteczne, z bałwankiem i choinką, czekolada, której nie da się zjeść nawet na porządnym rauszu. Już sam jej zapach odrzuca – ale jest to czekolada świąteczna.

Rodzina. Jak co roku zbiera się przy stole i sukcesywnie powtarza ten sam scenariusz. Życzenia, modlitwa, jedzenie, cioci Jadzi spada ryba na obrus, kawał taty (ten sam, jak co roku). Prezenty. Babcia płacze. Dziecko wyje nowym samochodem. Tata dostaje obłędu. Wujek domaga się wina. Dziecko chce kompotu. Druga babcia zasypia przy stole, a ciocia z wujkiem licytują się kto jest bardziej chory. W tym roku miała tylko 2 operacje, więc nie ma się za bardzo czym chwalić. W tyle telewizor wyśpiewuje kolędy z chłopięcego chóru, który wyje, mama w kuchni zmywa. Wreszcie goście sobie idą – można doprowadzić mieszkanie do porządku. Wyrzucić obrus, bo jak co roku ciocia wywróciła świeczkę, wyprać dywan po rozlanym kompocie, wyprać dziecko po ciastkach i można iść spać.

Rodzina – życzliwość i tolerancja. święta to taki cudowny czas. Czas rodzinny. Przez cały rok jakaś tam część rodziny nie może na siebie patrzeć i co noc śni o tej drugiej części ze sznurem na szyi. Teraz są święta i … wszystko jest cudownie. Ciotka przez cały rok nie może patrzeć na wujka, a teraz siedzą obok siebie i opowiadają sprośne kawały. Babcia z mamą też nie mogą na siebie patrzeć, a teraz prezentują sobie drogie perfumy (które są drogie i super, ale ona akurat nie znosi tego zapachu) z uśmiechem na ustach. Tylko co któraś osoba pod stołem zaciska pięści i czeka na koniec. Tak to jest wszystko cudowne i życzliwe. Od nowego roku znowu będą na siebie warczeć, ale teraz są święta więc trzeba się zamknąć. Fałsz i obłuda. Przykro mi, ale tak to muszę nazwać. Ktoś przez cały rok robi komuś świństwa, a teraz siedzą razem przy stole i wszystko jest cudownie, bo są święta. Ale jak się uda gdzieś po cichu podłożyć nogę, ale tak, żeby nikt inny nie zauważył – punkt dla mnie.

A może by tak zostawić wszelakie zakupy, bieganie po sklepach, cofnąć się o kilkadziesiąt lat wstecz i zamiast budowania sobie otoczki z pieniędzy wokół siebie (świąteczne kredyty, świąteczne zakupy, świąteczne prezenty, świąteczne promocje, świąteczne karty płatniczne, świąteczne bonifikaty, świąteczne święta) pomyśleć tak naprawdę po co są te święta, co mogą wnieść dobrego do naszego życia. Możemy dać tony prezentów – kiedyś dawało się jeden. Ale wraz z tym jednym prezentem było jeszcze coś, coś co można było poczuć ale nie zauważyć, to było, ale nie można było tego dotknąć. Teraz dajemy tylko prezenty, a uczucia tak naprawdę zostały gdzieś wraz z minionym wiekiem. Może kiedy biegamy tak z pieniędzmi zostawimy te wszystkie niepotrzebne prezenty, kupmy jakiś mały upominek i dajmy w nim siebie? Może święta przestaną być koszmarem a będą z powrotem świętami?

I może jeszcze jedno. Kiedyś święta spędzało się razem, rodzinnie. Teraz tata biega po sklepach, dzieci najlepiej żeby nie preszkadzały, żona od rana stoi w kuchni i sprząta – na przemian. Wieczorem żona pada z nóg, ale jeszcze pozmywa między posiłkami, mąż siedzi i je i nic mu się nie chce. Dzieci czekają na prezenty. A może zamiast biegania zrobić z tego prawdziwe rodzinne święto?

 Posted by at 09:45
sie 132013
 

Bezsenność


Bezsenność jest jedną, tuż przy bólach głowy, z coraz bardziej powszechnych dolegliwości związanych z tzw. chorobami cywilizacyjnymi.

Bezsenność można podzielić na kilka grup. Może być to bezsenność, kiedy dana osoba nie może zasnąć. Drugą formą jest częste budzenie się w nocy. Trzecią jest zbyt szybkie budzenie się np. o 3 w nocy i niemożność dalszego snu.

Brak snu, poza innymi skutkami powoduje, że osoba staje się bardzo drażliwa i każdy, nawet najdrobniejszy problem doprowadza do wybuchów złości. Wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy, że napady złości, złe samopoczucie, nieuzasadniony gniew mają swoje źródło w braku odpowiedniej ilości snu.

Niekiedy – nie jest to jednak typowa bezsenność – nie da się zasnąć jednej nocy, pomimo tego, że zazwyczaj śpi się dobrze. Poradziłbym wtedy nie męczyć się leżeniem w łóżku tylko po prostu wstać i zrobić coś. Zaległą pracę (byle nie remont), ciche porządki. Ciekawe jest, że wtedy zazwyczaj myśli się bardzo kreatywnie. Lepiej jest zająć się czymś wymagającym myślenia lub ruszania się – czytanie książki lub patrzenie na film może nie dać żadnego rezultatu. Wstać, zrobić coś i godzinę lub dwie później iść do łóżka. Jeśli nie uda się zasnąć przez 30-45 minut – znowu wstać. Jeśli prowadzimy w miarę zdrowy styl życia i nie jesteśmy wiecznie niedospani nie należy się taką jedną nocą przejmować. Co ciekawe – zazwyczaj na drugi dzień, nawet jeśli spało się 3 godziny, nie jest się bardzo zmęczonym. Chociaż i tak i tak trzeba to później odespać.

Niekiedy jesteśmy tak zmęczeni, że zasypiamy w dzień, prawie na stojąco. Dobrze jest się wtedy położyć na chwilę, np. na 30-60 minut. Nie należy jednak przedłużać tej drzemki gdyż przechodzimy wtedy do fazy głębokiego snu i pomimo tego, że znacznie lepiej wypoczywamy to bardzo ciężko jest się nam potem obudzić, a po obudzeniu dojść do siebie. Drugi problem pojawia się wieczorem – nie można zasnąć.

Kolejnym problemem w zasypianiu jest nieodpowiednia pora udawania się na spoczynek. Każda osoba zazwyczaj czuje wieczorem spadek energii o określonej godzinie i robi się śpiąca. Ale ignorując sygnały organizmu jeszcze zrobi to, tamto, jeszcze wypierze, wyprasuje, popatrzy na film i okazuje się, że jest godzinę lub dwie później i że… wcale nie jest śpiąca. Przeczekanie na siłę okresu kiedy organizm jest najbardziej podatny na zasypianie jest jednym z częstszych błędów. A co jeśli ktoś robi się senny o godzinie 21? Należy iść spać. Nawet jeśli pora wydaje się bardzo wczesna. Widać organizm tego potrzebuje. Kiedy organizm będzie zdrowy wypoczęty nie będzie zasypiał w środku dnia i wczesnym wieczorem.

Przyczyn powodujących bezsenność jest wiele. Można do nich zaliczyć: nerwowy styl życia, niewłaściwe pokarmy, objadanie się, nadmierna kolacja, zaparcia, zbyt wysoka temperatura w sypialni (najlepiej 18-19 stopni C), niewygodne łóżko (np. zbyt miękkie) i oczywiście choroby.

Wspomnę tu jeszcze, że najbardziej wartościowy sen jest przed północą i znacznie lepiej jest położyć się o 21 i wstać o 3 niż położyć się o pierwszej i wstać o siódmej.

Słuchanie muzyki, radia (bardzo dobre do tego są czytane książki, jednak są trudno dostępne), puszczonego cicho, właściwie na granicy słyszalności. Pozwala to skupić się na treści i przestać myśleć. Radio nie jest najlepsze ze względu na nieciekawe wiadomości. W żadnym przypadku nie telewizor. Może być ścieżka dźwiękowa z filmu nagrana na kasecie lub CD.

Pigułki nasenne naprawdę przynoszą tylko chwilową ulgę, długotrwałe ich zażywanie wywołuje wiele skutków ubocznych – uszkodzenie wątroby, nadciśnienie, obniżenie odporności, zawroty głowy i senność (następnego dnia), zakłócenie ostrości widzenia i koncentracji, obniżenie sprawności następnego dnia. Oprócz tego łatwo się od nich uzależnić. Ludzie, którzy zażywają pigułki nasenne, już po dwóch lub trzech tygodniach muszą zwiększyć dawkę, aby działały. Po ich odstawieniu pojawiają się objawy abstynenckie -bezsenność, niepokój i lekkie otępienie, które często prowadzą do kolejnego opakowania (silniejszych) środków nasennych.

Zasypianie ułatwiają wszelakie mieszanki wszystkich najbardziej znanych ziół uspokajających: kozłka lekarskiego, tarczycy, chmielu, męczennicy krwistej i rumianku. Można np. zażywać dziurawiec, żeń-szeń syberyjski, tarczycę i bardzo dużo kozłka lekarskiego – kilka razy dziennie, a przed snem brała wyjątkowo dużą porcję.

Zioła te działają, jednak pod jednym warunkiem. Trzeba je zażywać regularnie, np. przez kilka miesięcy. Jednorazowe wypicie herbaty ziołowej nie zlikwiduje problemu.

Bardzo cenione są: kocimiętka, rumianek, sałata, kwiat pomarańczy, mak, rozmaryn, migdały i przede wszystkim kozłek lekarski. Po zażyciu kozłka pamiętamy swoje sny i następnego dnia budzimy się wypoczęci. Równie dobra jest mieszanka ziół : kozłka lekarskiego i melisy.

Innym ziołem, które jest bardzo dobre w leczeniu bezsenności, jest kocimiętka właściwa (Nepeta cataria). Polecić można także rumianek, który łagodzi ból i ma działanie nasenne, kwiaty męczennicy krwistej. W Europie mieszanka męczennicy i kozika lekarskiego jest jednym z najpopularniejszych środków nasennych. Męczennica jest szczególnie pomocna przy napięciu mięśni i pobudzeniu psychicznym, które to czynniki zakłócają sen.

Przy kłopotach z zaśnięciem lub zbyt wczesnym budzeniem się należy zażywać dziurawiec. Podobnie jak męczennica, dziurawiec reguluje procesy chemiczne w mózgu, wzmacnia działanie serotoniny, od której poziomu zależy sen i zdolność rozładowywania napięcia.

W Indiach na bezsenność bierze się gotu kolę (Centella asiatica) i stosuje równocześnie uspokajające ćwiczenia jogi i medytację. Oprócz innych działających uspokajająco związków gotu kola zawiera znaczną ilość „przeciwstresowych” witamin z grupy B.

Kolejnym ważnym ziołowym środkiem nasennym jest chmiel, który działa w niezwykły sposób. Oddziałuje on bezpośrednio na układ nerwowy. Zażyty w postaci naparu, nalewki lub pigułek, skutkuje już po 20-40 minutach. Badania przeprowadzone w Niemczech wykazały, że osoby z zaburzeniami snu, którym podawano mieszankę kozłka lekarskiego i chmielu, jak same mówiły, zapadały w głębszy sen. Pomóc może również wąchanie chmielu. Z tego powodu w Europie od wieków wkładano suszony chmiel do poduszek. W przeciwieństwie do innych ziół, skuteczność chmielu jest większa po upływie pewnego czasu – kontakt z powietrzem wzmacnia jego właściwości uspokajające. Można uszyć „usypiającą poduszkę” zaszywając w niej zioła w proporcjach: 2 części suszonych szyszek chmielowych, 1 część suszonego kwiatu rumianku, 1 część kwiatu lawendy. Chmiel powinien zachować swoje właściwości przez rok.

Można zrobić usypiającą nalewkę: kłącze kozłka lekarskiego, szyszki chmielu, męczennica krwista i kwiat rumianku. Ze względu na smak lepsza jest nalewka (na alkoholu) niż herbata z tych ziół.

 Posted by at 08:29
sie 132013
 

Sprzątanie i porządki


Jeśli się sprząta, a w głowie są myśli negatywne, np. „cholera jasna, znowu tyle sprzątania” to sprząta się jedno, a rozrzuca wokół inne brudy – brudy energetyczne.

To tak, jak rozwścieczona osoba gotuje obiad. Jeśli sprzątasz to sprzątaj też w głowie. Usuwaj negatywne myśli, usuwaj kurz i brudy również głową. Zetrzyj kurz z szafki, popatrz na nią przez sekundę jaka teraz jest ładna, jak ładnie i czysto wygląda i że teraz będzie taka długo. I taka będzie. Jeśli pomyślisz, że Twoja praca jest bez sensu i patrząc na odkurzony mebel myślisz, że i tak za dwa dni będzie taki sam to on będzie taki sam. Usunąłeś kurz fizyczny, ale zostawiłeś jeszcze więcej brudu energetycznego.

Potem się zastanawiamy jak to jest, że ktoś sprząta i sprząta, a efektów nie widać. Właśnie dlatego.

Tak samo trochę dziwne jest sprzątanie kiedy ktoś jest zły. Bo tak naprawdę zamiast kurzu pozostawia złość po kątach i w ten sposób może skutecznie zamienić pokój w miejsce wiecznych awantur.

Oczywiście dotyczy się to również układania ubrań w szafie, mycia naczyń, podłogi, wanny itp.

A jeśli już jest ktoś zły i nie potrafi sobie z tym poradzić, a posprzątać trzeba – niech zapali świeczkę z intencją oczyszczenia. Pomoże.

Pomaga również po i w czasie kłótni – (uwaga, nie rzucamy palącą się świeczką!), po wizycie nielubianych osób itp.

 Posted by at 08:28
sie 122013
 

Garnitur, łachmany i makijaż


Chciałem nieco czasu poświęcić analizie tego, w jaki sposób postrzegamy świat zewnętrzny, a dokładniej innych ludzi.

Wiadomą rzeczą jest, że – nawet idąc po mieście – patrzymy na innych ludzi i jakby automatycznie staramy się ich ocenić. Ten jest taki, ta jest taka. Jeśli ktoś powie, że nigdy tak nie robił… no cóż – zdarza się. Jednak ocenę „przeciwnika” mamy już zakodowaną. Osoby w dawnych czasach posiadały instynkt i potrzebowały około 0,6 sekundy na bardzo szybką reakcję na widok innego osobnika – przyjaciel czy wróg? Zostać czy ratować się ucieczką? W czasach obecnych jesteśmy pod tym względem bardzo ograniczeni, chociaż czasami wzbudza się w nas chęć ucieczki na widok niektórych osobników. Zwłaszcza kiedy idziemy prawie pustą ulicą.

Niektóre osoby pozbawione daru (możliwości) oceny innego człowieka boją się chodzić wieczorami po ulicach. Nie są w stanie rozpoznać zagrożenia nawet po jego oczywistych zwiastunach. Dowiadują się, że jest coś nie tak kiedy już nie mają torebki lub stoi przy nich pięciu opryszków z nożami.

Proszę spróbować – chodząc po mieście – przyglądać się ludziom. I dawać im bardzo krótkie oceny – może mnie skrzywdzić, nie skrzywdzi mnie. Czasami natraficie na ludzi, których nie można opatrzyć taką „etykietą”. Albo my nie jesteśmy w stanie ocenić go, albo on sam nie wie co może zrobić. Przypomniał mi się taki cytat: „Osoba naprawdę groźna nigdy nie ostrzega”.

Ale abstrahując od tego czy ktoś nam może zrobić krzywdę czy nie patrząc na innych ludzi staramy się ich ocenić pod kątem tego czy ktoś może być interesujący, czy może być przydatny, czy może być dobrym mężem/żoną. Zazwyczaj te oceny „na pierwszy rzut oka” sprawdzają się, ale czasami mylimy się. I to bardzo.

Może nieco o ubraniu. Ubieramy się bardzo różnie. Tak, żeby było nam wygodnie, tak, żeby komuś się przypodobać, żeby podobać się sobie, żeby podkreślić swoją inność itp. Zazwyczaj (mężczyźni) najmniejszą uwagę poświęcają butom. Garnitur jest od krawca, prawie jedwabny, do tego krawat tkany ręcznie. Koszula najlepsza na rynku do niej złote spinki i wizytowe buty z targu za 60 zł. Patrząc na buty można się dużo dowiedzieć. Jeśli ktoś ma porządne, zadbane buty – można powiedzieć, że jest osobą staranną. Jeśli ktoś buty pastuje codziennie i kilka razy dziennie przeciera je szmatką by były czyste – można go uznać za pedanta, który nie zaśnie, bo ubranie obok łóżka nie jest ułożone w kostkę.

Może nieco o makijażu. Wiele kobiet malując się uważa, że będą ładniej wyglądać. Owszem, jest w tym nieco prawdy. Ale najlepszy makijaż jest taki, którego nie widać. Jeśli już z kilkunastu metrów widać, że na twarzy jest warstwa czegoś bliżej (dla mężczyzn) nieokreślonego – taka osoba raczej staje się śmieszna niż ładna. Gorzej, kiedy za makijażem kobieta stara się ukryć osobowość – stać się kimś innym. Ale może więcej o tym w rozdziale o makijażu (Moda/makijaż).

Ostatnio natrafiłem na panią w sklepie (obsługa), która była po prostu „śliczna”. Każdy włos był tam gdzie został wcześniej ułożony, warstwa makijażu taka, że nie było widać pod nią skrawka skóry. Pani dokładnie jak lalka. Pracowana w biurze obsługi klienta i tam poszedłem z reklamacją płyt CD. Pani przez chwilę rozmawiała przez telefon po czym zwróciła się do mnie: „Czy ma pan paragon od tych płytków?” Dopiero po chwili dotarło do mnie o co się pyta.

Nie wiem czy to co piszę to jest wyśmiewanie się – w każdym razie nie tak to miało brzmieć. Chciałem tylko przedstawić przykład na to, że wygląd to nie wszystko. A pomimo tego tak często patrzymy właśnie na ubranie, na to jak ktoś wygląda, a nie na człowieka. Na jego zachowanie, na to kim jest. „Nie należy sądzić ludzi według ich przekonań, lecz według tego, co przekonania te z nich czynią”.

Przy osądach człowieka patrzymy na ubranie i widzimy marynarkę, kamizelkę, krawat, porządne buty i myślimy : oto porządny, godzien zaufania człowiek. Patrzymy na człowieka w brudnych butach czy łachmanach – oto szumowina tego miejsca. A potem się dziwimy dlaczego tak łatwo zostaliśmy oszukani, dlaczego znowu coś jest nie tak.

Nie przychodzi nam do głowy, że garnitur można ukraść, a w łachmany każde ubranie w końcu się zamieni. Ubranie można zmienić – przykrywa się nim charakter i duszę człowieka. Patrząc na ubranie robimy tak jakbyśmy przy kupnie samochodu patrzyli na kolor lakieru.

Dosyć sławny pan napisał:

„Miałem pewnie podstawy, aby sądzić, że planeta (…) to asteroid B-612. Był widziany tylko raz, w 1909 roku, przez tureckiego astronoma, który swoje odkrycie ogłosił na Międzynarodowym Kongresie Astronomów. Nikt jednak nie chciał mu uwierzyć, ponieważ miał bardzo dziwne ubranie. Tacy bowiem są dorośli ludzie.

Na szczęście dla planety B-612 turecki dyktator kazał pod karą śmierci zmienić swojemu ludowi ubiór na europejski. Astronom ogłosił po raz wtóry swoje odkrycie w roku 1920 – i tam razem był ubrany w elegancki frak. Cały świat mu uwierzył.”. Zgadnijcie gdzie to było?
No właśnie – A. Saint-Exupery: Mały Książę, Warszawa 1994

Może osoba chodząca w postrzępionych spodniach nie jest „bandziorem” tylko kimś, kto chce pokazać, że można być dobrym człowiekiem nawet nie mając pieniędzy na drogie ubrania lub po prostu ich nie potrzebując. A może ktoś w garniturze ma ten garnitur bo zabrał go (w ten czy inny sposób) komuś innemu?

 Posted by at 20:29
sie 122013
 

Słowa, słowa, słowa


Wielu ludzi mówi wiele rzeczy. Jednak bardzo niewielu wie co mówi. Każde słowo, każdy czyn jest energią. Jaką energię wysyłasz taka do Ciebie wraca. Suma tych energii materializuje się w ten lub inny sposób. „A Słowo stało cię ciałem”, pamiętacie? Wielu ludzi rozrzuca ciernie i kamienie właściwie nawet nie wiedząc o tym, bo nie są świadomi tego co robią. Tak zostali nauczeni. Nie wiedzą, że można inaczej. Nie mówię oczywiście o wyraźnych słowach złości lub przekleństwa kierowanych w czyjąś stronę. Mówię o pozornie miłych słowach, które mają negatywne znaczenie.

  • „okropnie/strasznie/potwornie/koszmarnie mi się to podoba”
  • „tylko nie zrób jakiegoś wypadku”
  • „nie chodź tutaj (zejdź z tego) bo złamiesz nogę”
  • „nie pal tyle, bo dostaniesz raka”
  • „spadniesz z tego stołka i się zabijesz”
  • „ja tu czekam na ciebie jak głupi/kretyn”
  • I perełka: „Strasznie go kocham”

Każde słowo czy wypowiedź takiego typu jest negatywna i wraca odbita i wzmocniona do nas jako negatywna. Potem się dziwimy skąd jest tyle złości i negatywów na tym świecie. Sami je wprowadzamy. Albo coś jest „okropne” albo coś się komuś podoba. Ale nie może coś podobać „okropnie”.

Jak mówić, żeby nie było to negatywne?

  • „bardzo/ogromnie/setnie/nadzwyczaj/nader/nad podziw/nad wyraz/niewypowiedzianie/niewymownie/wyjątkowo/niezwykle/ niebywale/nieprawdopodobnie/fantastycznie/bajecznie/niebiańsko/nieopisanie/fascynująco/niesamowicie mi się to podoba” (jest w czym wybierać, prawda?)
  • „jedź bezpiecznie, zajedź na miejsce bezpiecznie”
  • „zejdź z tego – tak będzie bezpieczniej dla ciebie”
  • „palenie nie jest najlepsze dla ciebie”
  • perełki nie będę tłumaczył.

śmiech i żarty. Dobrze jest się śmiać i żartować. Po dobrym żarcie czujemy się o wiele lepiej. Ale żart może być też kąśliwy. Nie można żartować z innych ludzi i atakować ich tymi żartami. To jest jak negatywne słowo wzmocnione śmiechem. Jeśli chcesz się śmiać z kogoś – śmiej się z siebie samego. Wtedy będziesz się śmiał nie czyniąc nikomu krzywdy (zwłaszcza sobie) a ludzie wokół będą się śmiali razem z Tobą.

Podświadomość nie zna ironii i niuansów. Nie zna też słowa „nie”. Zdanie „nie pal tyle, bo dostaniesz raka” będzie zapamiętane jako „pal tyle – dostaniesz raka”.

Typowe przykłady to:
Napis przy hotelowej recepcji: „Proszę nie zapomnieć zostawić kluczy”. I drugi przykład, znany wszystkim dzieciom: „nie trzaskaj drzwiami”.

Co zapamiętuje podświadomość? „proszę zapomnieć zostawić klucze” i „trzaskaj drzwiami”. Wystarczy zmienić to na „Proszę pamiętać o zostawieniu kluczy” i „zamykaj drzwi po cichu”. Tak samo jak chcemy coś zapamiętać. „Nie zapomnij wynieść śmieci/odrobić zadania domowego/zrobić zakupów” – co zapamiętamy?

Inną formą negatywnych słów są klątwy. I nie mówię tu o magicznych praktykach tylko o słowach i myślach rzucanych przez ludzi. Klątwy oczywiście mogą być dobre i złe. To tak na marginesie. Klątwy, przeklęcia mogą być otwarte, w stylu „a żeby Cię pokręciło”, „niech Cię diabli wezmą” itp. Zapewne każdy człowiek zna ich cały repertuar. Ale klątwy mogą być także ukryte.

Proszę sobie wyobrazić taki przykład. Sąsiad kupuje samochód. Oczywiście wszyscy się schodzą pooglądać i „oblać” (zależy od środowiska). Nad samochodem są „ochy” i „achy”, a po tygodniu zaczyna się on psuć. Niby nowy, ale coś jest nie tak. Dokładnie tak samo jak sąsiadki przyjdą się pozachwycać nad nowym kwiatkiem. Po tygodniu kwiatek więdnie.

Ludzie ci co innego mówili, a co innego myśleli. Myśleli (lub mówili) na tyle negatywnie, że suma negatywnych energii zepsuła samochód lub zabiła kwiat. Ktoś się może tutaj zastanawia jak energia (myśl) może zepsuć samochód. A bolała was po kłótni głowa? Lub po wizycie „niemiłej” osoby? To jest wpływ myśli i słów na ciało fizyczne. Wpływa na ciało, na plastik, na metal i na wszystko. Słyszałem też o takiej osobie, która jednak robiła to świadomie – patrzyła się na kogoś i ze specjalnym uśmiechem mówiła „a łokieć cię nie boli”? Potem zaczynał. Ale takie osoby (na szczęście) należą do rzadkości.

Trucizny umysłu wpływają na ciało fizyczne. Podobne przyciąga podobne. Ludzie tworzą grupy wzajemnych zainteresowań, wzajemnych przekonań. Podążając ścieżką duchowego rozwoju zazwyczaj jest tak, że tracimy kontakt z dotychczasowymi „przyjaciółmi na całe życie”, a zdobywamy nowych. Dokładnie jest tak samo jak ktoś „stacza się na dno”. Osoba przestała być podobna do swojego dotychczasowego środowiska i przestaje w nim bywać. Znajduje inne.

Jeśli ktoś spędza całe popołudnia przy telewizorze to jego poziom myślenia zrówna się z poziomem audycji telewizyjnych. Jeśli ktoś całymi popołudniami czyta książki to jego poziom myślenia zrówna się z poziomem tych książek. Jeśli ktoś spędza większość czasu na szczerej modlitwie – jego poziom myślenia będzie właśnie taki. „Kto z kim przystaje taki się staje”, znacie?

 Posted by at 19:47
sie 122013
 

Potrzeby, ograniczenia, nałogi, zmiany


Czasami po zadaniu pytania „Co chciałbyś” można usłyszeć: A więc tak: nie chciałbym dalej pracować z tym głupim szefem, nie chciałbym, żeby mój samochód ciągle się psuł, nie chciałbym tak długo siedzieć w pracy, nie chciałbym zarabiać tak mało jak dotychczas…

Lista taka może być bardzo długa, w zależności od tego ile rzeczy chcielibyśmy zmienić, ale… Tak naprawdę to nie odpowiedzieliśmy na pytanie. Pytanie brzmiało: „co chciałbyś”, a nie „czego nie chciałbyś”. Mała różnica, ktoś powie. A ja odpowiem, że różnica jest bardzo duża. Wystarczy sobie wyobrazić taką scenę:

Kolejka do kasy biletowej na dworcu w Warszawie. Co chwilę kolejna osoba podchodzi do okienka i wyraża swoje życzenie. Aż w końcu ktoś podchodzi (np. my) i mówi, z dużą ekspresją „NIE CHCĘ JECHAĆ DO KRAKOWA!”. Konsternacja. To jest dokładny przykład niewłaściwej odpowiedzi na pytanie „co chciałbyś”.

Proszę sobie przypomnieć jakąś sytuację kiedy musieliśmy odpowiedzieć na pytanie: co chcemy. Każdy, kto był w takiej sytuacji wie, że czasami jest bardzo trudno odpowiedzieć. Nie myślimy wtedy tylko o tym, co chcemy, ale co się stanie jak to dostaniemy lub też co sobie druga osoba (lub ktoś inny) pomyśli. A nawet jak coś już chcemy i powiemy, że tak chcemy i tak nie wierzymy w to, że tak będzie.

Pragnienie, wiara, oczekiwanie.

Takie trzy magiczne słowa. Może czegoś pragniemy, ale nie wierzymy, że tak się stanie. Może nawet wierzymy, ale nie oczekujemy tego. O ile wiarę w coś łatwo sobie wytłumaczyć, to oczekiwanie może być nieco zagadkowe. Wyjaśnię to humorem żydowskim:

W pewnym żydowskim mieście (i okolicy) nastała susza. Plony wymierały, bydło chodziło głodne. Wreszcie zebrali się najważniejsi miasta, aby w synagodze modlić się o deszcz. Poszli do rabina. Rebe – mówią – przyszliśmy modlić się o deszcz. Dobrze, ale deszczu nie będzie – odpowiada rabin. Ależ dlaczego – pyta tłum. Bo nie ma w was wiary. Ależ Rebe, tak nie można, przecież przyszliśmy tutaj modlić się o deszcz, wszyscy w to wierzymy… Tak? – odpowiada rabin – a gdzie macie parasole?

W humorze mowa jest o wierze, ale według mnie bardziej pasuje on do wytłumaczenia właśnie oczekiwania na coś. Wierzymy, że tak się stanie, ale nie oczekujemy tego. Inny przykład – nic mi chwilowo nie przychodzi do głowy. Jak coś przyjdzie to napiszę.

Ludzie chcą być chorzy i nieszczęśliwi. Oczywiście nie wszyscy (powiedziałbym – na szczęście). Kogoś zaszokowałem takim stwierdzeniem? Wystarczy popatrzeć na zgromadzenie rodzinne z jakiejkolwiek okazji. Mogą być urodziny. Przychodzą rodzice, babcia, ciocia i inne kawałki rodziny. Po jakiejś godzinie przestaje się mówić o tym, że jeszcze nie tak dawno dziecko było w wózku i zaczyna się mówić o … chorobach. A bo wiesz, ja tu miałem taki obrzęk, ale jakoś samo przeszło. Ktoś miał bolące zęby, ktoś złamał paznokieć. Po chwili zaczyna się licytacja. Kto potrafi wymienić jak najwięcej chorób, które miał, ma lub przeszedł. Im bardziej wymyślna choroba tym lepiej. Najbardziej punktowane są choroby nieuleczalne lub wycięcia organów. „Eee, taka grypa to nic. Co to są 3 dni!?! Jak ja ostatnio miałam grypę to przez 2 tygodnie nie mogłam wstać z łóżka, brałam antybiotyki co 6 godzin, nawet w nocy, ale to jeszcze nie koniec! Okazało się, że to była grypa z powikłaniami i musieli mi wyciąć pół wątroby!”. Wow! To dopiero cudo. Wszyscy słuchają, wpatrzeni jak w tęczę. Tylko dziecko, które właśnie ma urodziny siedzi jak na tureckim kazaniu. Jest zdrowe więc nie ma co powiedzieć. Nieśmiało udaje mu się wtrącić „a mnie ostatnio ząb bolał”. Cisza zapada nad stołem i każdy w potępieniu patrzy, aż dziecko staje się takie malutkie, że nie widać go przy stole. Dziadek ma sztuczną szczękę, a resztkę zębów wyrywano mu bez znieczulenia, babcia ma sztuczną nerkę, ktoś tam rozrusznik serca, a berbeć będzie tutaj marudził o bolącym zębie.
I trwa licytacja. Ten, kto ma więcej chorób – wygrywa.

Ależ wcale nie musi być żadnego zebrania rodzinnego. Wystarczy jak spotkają się dwie starsze panie na ulicy. Czasami słyszę strzępki rozmowy: „A cześć, wiesz co? Doktor przepisał mi silniejsze tabletki, bo …”.

Dlaczego nie rozmawia się o tym co jest dobrego, miłego, życzliwego w życiu. Zazwyczaj mówimy o chorobach, przeciwnościach, awariach, kłopotach. „A cześć, co słychać? – Ach, zlew mi się urwał, żona wpadła pod samochód, dziecko włożyło palce go gniazdka…”. Jakie to typowe. A wystarczyłoby powiedzieć „Dziękuję, dobrze, świetnie się dzisiaj czuję (lub lepiej się dzisiaj czuję lub „coraz lepiej” – zdanie według Silvy), mam dużo ciekawych rzeczy do zrobienia, a potem idziemy z żoną do parku (na film, do teatru, cokolwiek)”. O wiele lepiej brzmi, prawda? No tak, ale tego nikt nie będzie słuchał. Kto będzie słuchał kogoś, kto mówi, że wszystko jest dobrze. Że nic się nie stało, że jest mu dobrze. JAK KOMUś MOŻE BYĆ DOBRZE W ŻYCIU?!?

Wstydzimy się mówić o tym co jest dobre. A potem się dziwimy skąd jest tyle nieszczęścia na świecie. A o czym rozmawiamy?

Kolejną rzeczą w udowadnianiu tego, że lubimy chorować jest to, jak się zachowujemy. Wiemy, że dana rzecz nam szkodzi i nadal, z pełną świadomością ją robimy. Oczywiście nie mówię tu o nałogach, bo to jest zupełnie inna rzecz, mówię tu o rzeczach bardziej przyziemnych, na przykład: zbyt ciepłe lub zbyt luźne ubieranie się, picie (dużej ilości) kawy. Niektóre osoby kiedy się źle czują pomimo tego zabierają się do: mycia okien, sprzątania, zakupów itp.

Powiedziałem też, że ludzie lubią być nieszczęśliwi. Mechanizm jest podobny. Im ktoś jest bardziej nieszczęśliwy tym jest mu „lepiej”. Otrzymuje wyższe notowania w komunikacji międzysąsiedzkiej. Osoba, która jest szczęśliwa w ogóle się nie liczy. Ale ileż bardziej jesteśmy okrutni wobec siebie? Przez cały czas chodzi nam po głowie, że ktoś chce nam dokopać, że ktoś się z nas śmieje. Pokażę to na przykładzie dziewczyn. Wyglądają jak szkielet w pracowni biologicznej, a twierdzą, że są grube (ciekawe, że nie spotkałem jeszcze „dużej” dziewczyny, która twierdziłaby, że jest chuda). Oglądają się za nimi tuziny facetów, a twierdzą, że są nieatrakcyjne. Po komplementach w stylu: „masz ładny tyłek” odpowiadają „acha, to twierdzisz, że jestem gruba i mam tyłek jak żarna”. Niektóre dziewczyny twierdzą, że nie da się na nie patrzeć i nie wyjdą z domu dopóki się nie pomalują. Co gorsza, nawet nie wyniosą śmieci bez makijażu, bo „mogą kogoś spotkać”. Po kąpieli w pachnących ziołach koniecznie muszą użyć dezodorantu „bo brzydko pachną”. Ośmieliłbym się powiedzieć, że boją się pomyśleć – tak, tylko pomyśleć – że mogłyby być ładne. Nawet taka nieśmiała myśl, nic więcej.

Największym ograniczeniem jest nasz umysł. Ograniczani jesteśmy przez to, co myślimy. Ktoś mógłby pomyśleć, że jest piękny i atrakcyjny, ale nie pomyśli bo … bo nie pomyśli. Ile jest rzeczy, których nigdy nie zrobimy, bo nie pomyślimy o nich lub też – „wiemy” że tego się nie da zrobić. A ile wynalazków powstało dzięki ludziom, którzy nie wiedzieli, że czegoś tam się nie da zrobić.

Ktoś kiedyś powiedział, że jesteśmy wolni. Że mamy wolny wybór. Tak naprawdę nawet jeśli szczątki takiej prawdziwej wolności nam jeszcze pozostały to sami sobie nakładamy kajdany i tak żyjemy ciesząc się z … wolności. Ile jest takich rzeczy, które wmawiamy sobie, że MUSIMY zrobić. MUSZĘ: iść do sklepu, wysłać list, coś policzyć, naprawić samochód, wypić kawę. Tak naprawdę to jest tylko i wyłącznie nasz wybór i sami sobie wmawiamy, że musimy. Czy naprawdę muszę iść do sklepu? A co się stanie jeśli nie pójdę? Umrę czy zawali się świat? A mogę iść do tego sklepu jutro? Mogę. A więc wcale nie muszę. Mnóstwo rzeczy moglibyśmy zamienić na: bardzo chcę. BARDZO CHCĘ: iść do sklepu, iść na rower, wypić kawę.

A wszelakiego rodzaju nałogi? Czasami tak bardzo ograniczają naszą wolność, że aż nie zdajemy sobie z tego sprawy. I znowu nie mówię tu o nałogach fizycznych tylko o tych trudniej zauważalnych – psychicznych. Ktoś po przyjściu do domu czyści sobie buty. Ktoś inny nie usiądzie na kanapie jeśli narzuta jest nieco krzywa. Ktoś myje ręce kilka razy na godzinę. Ktoś codziennie wyłącza telewizor z gniazdka (bo tak się robi) chociaż obok, do tego samego gniazdka jest podłączona lampa i nikt jej nie rusza. Sami sobie wymyślamy kolejne rzeczy do zrobienia i sami sobie wymyślamy kolejne kajdany.

Człowiek w własnym życiu może bardzo dużo zmienić. A wszystko zaczyna się od myśli. Nie da się niczego zmienić, jeśli nie zostało o tym wcześniej pomyślane. Ale wiele osób zachowuje się jakby miało klapki na oczach. Widzi tylko tyle, żeby się nie potknąć idąc do przodu i to wszystko. Od nich właśnie pochodzą różne stwierdzenia typu: bo tak, nie staje się z dzieckiem przed lustrem, bo się nie staje. Podczas burzy trzeba wyłączać telefon komórkowy, bo przyciąga pioruny i inne, temu podobne. Rzeczy wymyślane bez jakiejkolwiek podstawy i od razu traktowane jako dogmaty. Przykład: „Nie staje się z małym dzieckiem przed lustrem”. Ktoś zaintrygowany zapytałby dlaczego. – Bo tak się nie robi. – A dlaczego tak się nie robi? – Ach, przestań się wygłupiać, znowu zaczynasz? Że też z tobą nigdy nie da się normalnie porozmawiać. I na tym kończy się rozmowa. Nikt nie zna odpowiedzi.

Miałem kiedyś studenta. Zdolny i dobrze się uczył. Na koniec zapytałem się go jaką chciałby ocenę. Niepewnie powiedział, że chciałby 4. Po jego minie wiedziałem, że jednak nie bardzo. Zapytałem się czy jest pewny, że 4 mu wystarczy. Yyyy, no może 5? To proszę się zdecydować – powiedziałem. Nie – odparł – 4 wystarczy. Mogłem mu wpisać piątkę, ale on sam, w swoim umyśle nie wierzył, że mógłby ją dostać. Otóż i sekret ludzi, którzy osiągnęli jakąś karierę. Oni wiedzieli, że im się to uda, nawet jeśli na coś nie zasłużyli. Oni tylko w to wierzyli.

Ludzie boją się zmian. Każdych – i tych na lepsze i tych na gorsze. Ktoś mógłby sobie ułatwić pracę i wie jak to zrobić – ale tego nie zrobi. Znam instytucję, w której system komputerowy czeka gotowy na wdrożenie już od 2 lat. Oszczędziłby pracownikom około połowy pracy, zwłaszcza żmudnej – rachunkowej. Nic z tego. Ludzie wolą (autentycznie) rysować rubryki w zeszytach i robić w nich kreski i pod koniec dnia, tygodnia, miesiąca i roku liczyć ręcznie wszystkie kolumny zamiast posługiwać się czytnikiem kodów paskowych. Panicznie boją się zmian – w tym wypadku takich, które ułatwiłyby im pracę.

I na koniec jeszcze jedna rzecz. Jedno proste stwierdzenie: Nic nie jest nam dane raz na zawsze. Zapominanie o tym stwierdzeniu jest przyczyną wielu problemów i strat.

Zostajemy wyrzuceni z pracy, porzucają nas partnerzy życiowi, chorujemy itp. właśnie dlatego, że zapominamy o tej prawdzie: nic nie jest nam dane raz na zawsze.

Na początku, w pracy, przychodzimy przed czasem, pracujemy jak dzikie osły, żeby się tylko pokazać z najlepszej strony. Z biegiem czasu przychodzimy spóźnieni o pół godziny i … siedzimy w internecie zamiast pracować.

Podrywamy jakąś panią. Zanosimy jej kwiatki, wyrywamy jej torebkę z ręki wagi 5 dkg, śpiewamy pod jej oknami. Z biegiem czasu nasza wybranka widzi kwiatki raz na rok – na urodziny, o których w dodatku przypomnieliśmy sobie tydzień później. Sama nosi zakupy wagi 15 kg i zanosi zepsute żelazko do naprawy.

Słynne stwierdzenie: „jak się ożeni to się odmieni„. Oczywiście, że się odmieni – ale dokładnie w tym kierunku jak dotychczas. Jeśli na początku kobieta dostawała kwiatka raz w miesiącu, teraz dostaje 2 rocznie, to jakiś czas po ślubie będzie dostawała kwiatka raz na dwa lata. Jeśli na początku facet sprzątał w domu co tydzień, a teraz sprząta co dwa tygodnie to potem będzie sprzątał raz w miesiącu, i tak dalej. Każdy ma swój indywidualny tok rozwoju, a to, czy będziemy szczęśliwi zależy od tego jak blisko siebie będą ludzie mieszkający razem, którzy będą się w tym czasie „rozwijać”. Bo jeśli rozwój podąży w przeciwnych kierunkach – po jakimś czasie Ci ludzie staną się sobie obcy. I nic się z tym nie da zrobić. Ale tu pocieszenie – jesteśmy tacy, jacy chcemy być. I w jakim kierunku będziemy się rozwijać to zależy tylko od nas. Powtarzam – tylko od nas. Nie od mamy, babci, pracy czy środowiska. To nam może pomóc lub przeszkodzić, ale nasz rozwój jest zależny tylko od nas.

Zdrowie czy choroba też nie jest nam dane raz na całe życie. Warto się nad tym zastanowić.

 Posted by at 19:07
sie 122013
 

Choroby psychosomatyczne


Duży procent z wszystkich chorób to choroby psychosomatyczne. To znaczy wywołane świadomie lub nie świadomie przez nasz umysł. Z czego się biorą? Z tysiąca rzeczy, między innymi:

  • negatywnych myśli
  • odbioru negatywnego przesłania
  • przekonania o jakimś fakcie
  • i innych

Onegatywnych myślach było dużo. Teraz o odbiorze negatywnego przesłania. Przychodzi kichająca osoba do pracy, z nosa jej cieknie, zużywa paczkę chusteczek w 10 minut i wszystkich dookoła przekonuje: „Nie podchodź do mnie, bo się zarazisz. Naprawdę; już kilka osób boli gardło”. Ona naprawdę w to wierzy i bardzo się stara (oczywiście podświadomie). Twierdzi że jest w stanie zarazić każdego, na kogo popatrzy. Gdyby było tak naprawdę to już w autobusie połowa ludzi zaczęłaby kichać, ale jakoś nie chcą. Dziwne. A ja powiem dlaczego. Oni nie wiedzą, że mają zachorować. W pracy co innego – każdemu można to powiedzieć.

Potem wystarczy tylko jedno kichnięcie, ot chociażby z powąchania pieprzu. Acha – to pewnie zaraziłam się w pracy od tej osoby. To wszystko. Zazwyczaj na stwierdzenie że „czymś cię zarażę” kierowanym do mnie odpowiadam, że nie. Nie przyjmuję jej twierdzenia, że coś mi może zrobić i dodaję, że jeszcze nie znalazła się osoba, która by mnie czymś zaraziła. Naprawdę – jeszcze nie znalazła się osoba, która zaraziłaby mnie np. katarem lub grypą.

Mogę to śmiało powiedzieć: zdrowy organizm nie zachoruje. Zdrowy organizm ma na tyle siły, żeby zwalczyć KAŻDĄ chorobę. Dopiero kiedy przeszkadzamy mu w tym – choroba zwycięża.

trzecim, wymienionym tutaj źródłem są przekonania. Zdania – twierdze wmawiane nam przez rodziców / babcie przez długie lata. „Nie wychodź na dwór z mokrą głową bo się przeziębisz”. To nic, że na dworze jest 35 stopni. I tak się dziecko przeziębi. Bo mama tak mówiła. Mama – jako autorytet. „Nie skacz tutaj bo złamiesz sobie nogę” – jakie to słodkie. Dziecko – potem dorosły, może być astronautą, ale wie, że jeśli skoczy z tego murku, który ma pół metra to złamie nogę. A wystarczy powiedzieć „Nie skacz z tego bo MOŻESZ sobie coś zrobić”.

Inne zdanie to: „Nic w domu nie może się zmarnować”. Mamy w szafce lekarstwo – doskonałe na przeziębienie. Widzimy je codziennie przy myciu zębów. No, jest lato, jest nam nie potrzebne. Ale wiemy, że data ważności kończy mu się z końcem roku. Jest jesień – najlepszy okres na katar, a my przecież mamy to lekarstwo na katar – świetne i wkrótce trzeba będzie je wyrzucić, a w domu nic się nie może zmarnować. Co robimy? Przeziębiamy się.

Inną „twierdzą” są odruchy. Kiedy małe dziecko się czegoś boi – mama daje mu jeść. Dziecko przestaje płakać. Raz, drugi, trzeci. Kiedy już będzie starsze – będzie miało zakodowane. Boisz się – jedz. Jedz, to Cię uspokoi. Wiele jest przypadków osób, które jedzą, nie wiedząc dlaczego. Po prostu w pewnych trudnych sytuacjach muszą coś zjeść. To może być tego przyczyną. A zrozumieć przyczynę – jest pierwszym krokiem do zmiany.

Wszelkie „poważne” choroby jak np. rak również mogą być wywoływane psychosomatycznie. Zazwyczaj do roku przed wystąpieniem choroby osoba dorosła przechodzi przez tzw. „utratę obiektu miłości”. Może być to utrata kogoś bliskiego, współmałżonka, utrata ukochanej pracy, idei itp. Człowiek stwierdza, że nie ma po co żyć i wybiera sobie (podświadomie) chorobę, która – według niego – najszybciej pozwoli mu umrzeć. Jeśli dana osoba najbardziej boi się raka – wybiera raka. Jeśli zapalenia płuc – dostanie zapalenia płuc.

Inną przyczyną jest … bezmyślność. Czasami jest tak, że żyjemy w pewnym środowisku. Za środowisko uważam – dom, dietę, pracę, sposób zachowania. Po jakimś czasie okazało się, że jesteśmy chorzy. Na przykład na nerki. Idziemy do szpitala – leżymy tam 2-3 miesiące i lekarz mówi nam, że jesteśmy zupełnie zdrowi, że możemy iść do domu. Pakujemy swoje rzeczy i wracamy … „na stare śmiecie”. Do tych samych warunków, do tych samych sposobów myślenia, które wpędziły nas w chorobę. Po 3-6 miesiącach znowu jesteśmy w szpitalu. „Choroba nerek nie została wyleczona i się odnowiła” – chwalimy się wchodząc. A właśnie, że nie. Ostatnim razem zostaliśmy zupełnie wyleczeni tylko sami, na swoje własne życzenie znowu zachorowaliśmy. Tak, to już jest głupota, ale takie właśnie są przypadki. Nie wystarczy wyleczyć chorobę, trzeba w przyszłości unikać warunków, które ją spowodowały.

 Posted by at 19:06
sie 122013
 

„Ja już jestem za stara na to”


Spotkałem jedną panią, która stwierdziła, że ma straszną migrenę. Okazało się, że jej migrena jest sposobem na unikanie problemów. Kiedy powiedziałem, że może zmienić tak swoje życie, aby te migreny się nie powtarzały, pani stwierdziła: „To już nie w moim wieku”.

Na wiele proponowanych zmian w życiu ludzie odpowiadają, że już są za starzy na to lub też że to nie w ich wieku. A na moje usiłowania zaprzeczeniu tego stwierdzenia pani radośnie dodała: „jak pan będzie w moim wieku to pan zobaczy” i tym zakończyła rozmowę. Na marginesie, pani ma 50 lat.

Ciekawe skąd biorą się ludziach przekonania, że są już starzy lub że już długo na tym świecie nie pożyją. Stwierdzenia „mam 50 lat i już nie mam czasu, aby cokolwiek zmieniać”, albo „po co mi to, ja najwyżej pożyję jeszcze 2-3 lata i to wszystko” to nic innego jak zwykłe samobójstwo. Jest napisane „proście, a będzie wam dane”. Jeśli ktoś prosi o śmierć w wieku 50 lat na pewno nie dożyje stu. Jeśli ktoś prosi o starość – będzie stary – nawet mając pięćdziesiąt lat.

Starość to nie tylko stan organizmu, który zresztą czasami bardzo dobrze dopasowuje się do psychiki. Starość jest to stan umysłu. „Jesteś stary kiedy nie potrafisz się już bawić i tańczyć”. Kiedy nic cię nie cieszy. Spotyka się czasem bardzo stare dzieci – dzieci po przejściach, po urazach. Nie uśmiechają się – zachowują się jak starcy. Ale organizmy mają młode – siedmio lub dwunastoletnie. Jeśli dzieci mogą być stare, to osoby starsze wiekiem mogą czuć się młode, prawda?

Kolejne stwierdzenie: osobom starszym wiekiem czegoś nie wypada robić. Oczywiście, dla niektórych ludzi dziwnie wygląda osiemdziesięcioletnia babcia huśtająca się na huśtawce ale jeśli taka babcia ma w danej chwili dwa wyjścia: albo siedzieć w domu przy oknie i tęsknie patrzeć na opustoszały plac zabaw lub też wyjść i pohuśtać się uśmiechając się przy tym i będąc z siebie zadowolona – znacznie lepiej dla niej jest po prostu wyjść. A jeśli ktoś miałby się z niej śmiać to może będzie mu dane dożyć sędziwego wieku i stanąć przy dokładnie takiej samej alternatywie. I może wtedy nie będzie miał tyle siły aby wyjść na dwór i zostanie w domu ze swoimi pragnieniami. Żyć należy tak, aby sobie i swoim bliskim było dobrze na świecie. I żeby innym było z nami dobrze. A świadome zabijanie siebie słowami „jestem już za stary” – to robienie krzywdy sobie i – być może innym, którzy widzą co się dzieje, chcą pomóc a nie daje im się pozwolenia na to.

 

 Posted by at 13:11