admin

sie 132013
 

Kierowcy i piesi


Może to nie jest związane bezpośrednio z medycyną, ale z kulturą. Chociaż modele zachowań to też w pewnym stopniu medycyna więc i o tym mogę napisać. O zachowaniach się na drodze. O pieszych i samochodach.

Pan Drogi

Większość osób wsiadających do samochodu staje się Panami. Panami drogi. Dookoła są tylko szubrawcy, kobiety za kierownicą, tłumoki nieumiejące jeździć i piesi, którzy łażą jakby nóg nie mieli. Z – wydawałoby się – normalnej osoby wychodzą wszelakie złe instynkty.

Ja jadę i się tu nie pchaj

Korek w mieście. Obecnie to już normalna rzecz. Zazwyczaj jest ktoś, kto chce się włączyć do ruchu. Oczywiście Panowie Drogi nie pozwalają na to, aby ktokolwiek wepchał się przed nich. A potem jest jeden kierowca, który uprze się przepuścić wszystkich. Przepuszcza trzy, pięć samochodów blokując skutecznie ruch. A można tak prosto – jeden samochód puszcza maksymalnie jeden włączający się do ruchu. I prosto i bez zbytniego zdenerwowania.

Deszcz

Deszcz. Takie sobie zjawisko atmosferyczne powodujące zalanie jezdni potokami wody. Rosną kałuże tuż przy chodnikach. Zazwyczaj kierowcy wjeżdżają w nie opryskując pieszych. Gdyby byli na miejscu tego pieszego… ale nie są. Nawet nie mają okazji, bo do sklepu, do którego mają 200 metrów też jadą samochodem. Czy tak trudno jest przyhamować widząc, że pieszy usiłuje wtopić się w ścianę budynku żeby tylko ochronić się przez czarnym prysznicem? To nie jest rajd, na którym czeka na kogoś nagroda. To nie jest wyścig o ludzkie życie. To jest codzienna jazda po tych samych ulicach. Wystarczy przyhamować przed kałużą, a komuś nie popsujemy dnia i ktoś nie będzie musiał prać spodni i kurtki, pomijając już, że może ten ktoś idzie właśnie na spotkanie lub do pracy, a nie do domu, gdzie może się przebrać.

Wyścigi

Czasami zdarzają się kierowcy, którzy chcą pokazać jak to oni dobrze jeżdżą. światła zmieniają się na zielone i dwóch kierowców rusza z piskiem opon. Albo na prostej drodze trwa taki wyścig – kto pierwszy do skrzyżowania. No dobrze, ktoś się chce pochwalić samochodem. Dobrze. Ktoś chce pokazać że umie jeździć, też świetnie. Ale spotkałem już kierowców, którzy potrafią jechać bardzo szybko po prostej, a na zakrętach właściwie się gubią. Wtedy o wypadek nie trudno. Nie sztuką jest naciśnięcie pedału gazu na prostym odcinku drogi, ale jeśli cokolwiek się stanie taki kierowca nie potrafi opanować samochodu, nie potrafi zareagować, bo szybko on umie jeździć tylko po prostej i jeśli nic się nie dzieje. To może niech się tak nie chwali? Może niech nie pokazuje, że ma dużo pieniędzy na samochód, chociaż nie potrafi nim tak naprawdę jeździć? Na ulicach będzie bezpieczniej. Zimą widziałem już osoby w nowych mercedesach czy BMW jadących po śniegu 20 km/h. Mają doskonałe samochody, specjalne śniegowe opony, systemy ABS, systemy nie pozwalające na poślizg koła przy ruszaniu z miejsca i przy przyspieszaniu. Takim samochodem można jechać po lodowcu z prędkością 100 km/h bez obawy, że wpadnie w poślizg gdyż nad zachowaniem się każdego koła osobno czuwa komputer. Ale Pan Kierowca musi bardzo uważać żeby … no właśnie, żeby co? Bo nawet jakby się bardzo postarał to nie uda mu się wprowadzić tego samochodu w poślizg. Ludzie kupują cudowne auta i nie mają o nich pojęcia. To jest tak, jakby ktoś kupił sobie najnowszy komputer i używał go jako kalkulatora podręcznego. Może wystarczy poduczyć się trochę – i jeździć zgodnie z warunkami, a nie blokować ruch na mieście „bo pada śnieg”. Lub deszcz.

światła

Korki w miastach, jak już powiedziałem stają się elementami miasta. W mieście są światła. Owszem, dosyć potrzebne. Ale to co się dzieje przed tymi światłami… światła zmieniają się na zielone. I wtedy kierowcy:
– zapalają papierosa
– rozmawiają z pasażerem
– rozmawiają przez komórkę
– usiłują zapalić silnik, który wyłączyli dla oszczędności
– szukają właściwego biegu do ruszenia
– i tym podobne, tysiące rzeczy
W rezultacie na zielonych światłach przejeżdża 5 samochodów, a mogłoby 10. Na zatłoczonych ulicach ma to ogromne znaczenie. I mniej osób denerwowałoby się i więcej osób przejedzie w tym samym czasie. Proszę pamiętać, że niektórym osobom się naprawdę może spieszyć. A wystarczy się przygotować do ruszania – kiedy już ma się zmienić światło na zielone, ale ZANIM się zmieni:
– wrzuć jedynkę
– i rusz w chwili kiedy samochód przed tobą ZACZNIE ruszać, a nie kiedy przejedzie on skrzyżowanie.
Proste, prawda?
A skąd wiadomo, że będzie zielone? Np. dla poprzecznego kierunku jazdy robi się czerwone światło, miga zielone światło dla pieszych, gaśnie strzałka…

Siedzenie na zderzaku i jazda lewym pasem

Jeździmy po jezdniach dwu lub więcej pasmowych. W mieście nie ma to znaczenia, ale poza miastem jest tak, że prawy pas jest najwolniejszy, a lewy najszybszy. W przepisach ruchu drogowego jest napisane, że samochód powinien jechać na prawym pasie. Jeśli ten pas jest zajęty, może skorzystać z lewego. Wedle tego kierowca, który jedzie lewym pasem na zupełnie pustej autostradzie łamie prawo. Dziwny przykład, ale… są kierowcy, którzy jadąc poza miastem 50 km/h jadą lewym pasem tarasując drogę innym, pomimo tego, że prawy pas jest wolny. Tak ciężko jest zjechać?
Inni kierowcy lubują się w jeździe w odległości np. dwóch metrów za jakimś innym pojazdem, aby zmusić go do zmiany pasa. Zazwyczaj dzieje się to na lewym pasie. Zamiast dać znać światłami lub lewym kierunkowskazem jadą zaraz za drugim pojazdem. Jeśli pierwszy będzie zmuszony do hamowania drugi bezwarunkowo wjedzie mu do bagażnika, gdyż kierowca nie będzie w stanie zareagować na odległości 2-5 metrów (czas reakcji ok. 0,6 sekundy, przy prędkości 120 km/h samochód pokona odległość ok. 20 metrów). A pierwszy samochód, jeśli przed nim będzie jakakolwiek przeszkoda zostanie zmiażdżony z przodu i z tyłu.

Miejscowe szaleństwo

Czasami zdarza się, że ludzie w jakimś miejscu, właściwie bez przyczyny zaczynają szaleć. Np. na rondzie. Jeżdżę przez rondo prawie codziennie i zazwyczaj jest „normalnie”. A czasami jest tak, że wszyscy trąbią na siebie, wymuszają pierwszeństwo – zupełny obłęd. To niekoniecznie musi być rondo – to może być odcinek drogi, skrzyżowanie czy światła. Może jest to takie nagromadzenie energii złości, agresji i pośpiechu w jednym miejscu, że wszyscy kierowcy na to reagują, może nawet o tym nie wiedząc? Może właśnie na tym polegają tzw. czarne punkty na drogach? Przejeżdżałem kilkakrotnie przez tzw. czarny zakręt i za każdym razem bardzo usilnie wypatrywałem czegokolwiek, co mogłoby powodować wypadki. Droga była normalna, dobrze oznaczona, nawet nie dziurawa – niczego podejrzanego nie widziałem. A może w tym miejscu istnieje jakieś „źródło” energii, która powoduje, że kierowcy nagle zaczynają szaleć? Bo rzeczywiście, wszyscy jechali za szybko. Dziwne, że akurat w tym miejscu.

Piesi

No dobrze, to wszystko było o kierowcach, to będzie teraz o pieszych. Piesi wcale nie są święci. Pomijając sytuację kiedy pieszy biega na jezdnię tuż przed samochodem, bo to zazwyczaj robią dzieci. Ale niektóre czyny są wręcz zadziwiające. Po pierwsze – matki z dziećmi. Mówi się, że matki dbają o dzieci bardziej niż o siebie. Ale wielokrotnie widziałem, powtarzam – wielokrotnie kiedy mama z wózkiem chce przejść przez jezdnię. Podchodzi do krawędzi jezdni, zatrzymuje się i rozgląda. Sęk w tym, że MAMA stoi na krawędzi jezdni, a wózek jest już na drodze. A mama wydaje się nie zwracać na to uwagi. Wózek zajmuje około połowy szerokości drogi, więc samochód nawet gdyby bardzo chciał to nie jest w stanie przejechać obok. Ani wyminąć przeszkody, jeśli nie będzie w stanie się zatrzymać. Wielu pieszych wchodzi na jezdnię, aby wymusić pierwszeństwo. Owszem, czasami nie ma innej możliwości. Ale kiedyś osobiście chciałem udusić jedną … panią. Zima, ślisko, samochód ledwo się trzyma drogi. Jadę 30 km/h przez miasto. I na przejściu tuż przed samochodem owa … pani wchodzi na jezdnię. Hamowanie oczywiście nic nie dało, bo ulice były oblodzone. Zatrzymałem samochód stając bokiem, jakieś pół metra od niej. Wyszedłem z samochodu powiedzieć jej co myślę (według mnie lepiej żeby się kierowca wyładował na bezpośrednich czynnikach stresotwórczych niż miałby dalej jechać wściekły). A pani wykrzywiając się do mnie stwierdziła: „no co pan chce, przecież przechodzę na pasach?!?”. Ręce opadają. Niektórzy ludzie zupełnie nie zdają sobie sprawy z tego, że samochód nie zatrzyma się w miejscu, zwłaszcza w zimie.
„Dziwna” tendencja panuje wśród ludzi, którzy wchodzili na drogę wymuszając pierwszeństwo, a którzy zapisali się na kurs prawa jazdy. Po kilku tygodniach samodzielnej jazdy po mieście uczą się … przechodzić przez jezdnie. Widzą teraz pieszych jakby z „drugiej strony” co powoduje, że zaczynają myśleć przy przechodzeniu przez jezdnie. Ostatnio widziałem dwie panie z wózkami, które patrząc się na siebie i rozmawiając weszły na jezdnię tuż przed jadącym samochodem. Nie zareagowały nawet na klakson. Potem ludzie mówią, że kierowcy jeżdżą za szybko albo nieostrożnie. Kierowca też człowiek, też może mieć zły dzień. Nie zawsze jest w stanie zareagować w czasie poniżej sekundy.

I ostatnia rzecz, o której właściwie wolałbym nie pisać. O zwyrodnialcach, bandytach i mordercach.

Kierowcy, (nie napiszę „ludzie” bo dla mnie są to mordercy), którzy zabijają zwierzęta. Którzy nie zahamują przed zwierzęciem na jezdni. 90% morderstw da się uniknąć – zależy to tylko od kierowcy. Oczywiście, są wypadki, których nie da się uniknąć. Inaczej jednak patrzy się na człowieka, który nie zdołał nic zrobić, mimo starań, zatrzymał się i w jakikolwiek sposób chce pomóc. Ale są mordercy i zwyrodnialcy, którzy zabijają zwierzęta dla przyjemności. Nie zastanawiają się, że mogą właśnie zabijać czyjegoś jedynego przyjaciela – dodają gazu, mordują i jadą dalej. Wychowałem się ze zwierzętami. Dokładniej z kotami. Mógłbym napisać książkę o przesądach na temat kotów i głupoty ludzkiego zachowania, wynikającej z niewiedzy lub przesądów. trzymałem małego, przestraszonego kotka na rękach, a pani krzyczała na mnie, żebym go puścił, bo rzuci się na mnie i wydrapie mi oczy, ale nie w tym rzecz. Nie raz zakopywałem swoje zwierzę potrącone przez samochód. Nie raz umierało ono na moich rękach prosząc o pomoc. Kto jest człowiekiem i chociaż trochę czuje może będzie wiedział o czym mówię. Może, bo co innego słuchać o tym, a co innego uczestniczyć. Nie ma pogotowia, które mogłoby pomóc. Nie ma lekarza, który zrobi operację ratując życie zwierzęcia. Mordercy zabijają i jadą dalej. Nie obchodzi ich nic więcej. Staram się leczyć ludzi i im pomagać. Ale mordercom życzę – z całego serca – wszystkiego najgorszego.


Jak widać nigdy nie ma „ostatniej rzeczy”, czyli… Karetki i pojazdy uprzywilejowane

Oczywiście jadące na sygnale. Zauważyłem to wiele razy, jednak dzisiaj stojąc w kolejce do świateł zdecydowałem o tym napisać. Nie wielu kierowców reaguje na sygnał karetki, bo to one najczęściej jadą przez miasto. Stojąc przed światłami każdy myśli, że ktoś inny zjedzie z drogi. Nie inaczej piesi. Wiem, mają zielone światło, ale słysząc sygnał karetki i widząc ją nie zatrzymują się tylko wchodzą na jezdnię. Tak właściwie powiem, że co region to obyczaj – osobiście uważam, że najgorzej pod tym względem jest na Śląsku. Byłem świadkiem czegoś, co wywołało u mnie pospolity szczękoopad. Jeżdżąc po Polsce stałem przed światłami. Dwa pasy i około 30-40 samochodów. W pewnym momencie pojawiła się karetka jadąca z tyłu na sygnale. Pierwszą moją myślą było jak ona przejedzie, bo pewnie nikt się nie ruszy, a zaraz potem osłupiałem. W ciągu jakiś 10-15 sekund cały środek ulicy był pusty – karetka nie musiała nawet zwalniać. Jak widać można – wystarczy tylko trochę się postarać.

 Posted by at 09:51
sie 132013
 

Reklama


Kupiłem ostatnio sok w kartoniku i w domu dokładniej mu się przyjrzałem. Jakże genialny musiał być człowiek który zaprojektował opakowanie! Wyglądało ono tak:
soczek
Osoba w sklepie szukająca soku zobaczy:

  • {sok} z czarnych porzeczek
  • 1 litr soku za darmo
  • {ten sok jest} stuprocentowy

Rzeczą oczywistą jest, że go kupi. Sam go kupiłem (może po to, aby napisać o nim). W domu wypije i może nawet nie spojrzy na opakowanie, chyba że z nudów. Jeśli spojrzy i przeczyta zobaczy:

Czyli tak naprawdę jest to:

  • NIE SOK tylko napój z czarnej porzeczki, jabłek i aronii
  • 100% owszem, ale zapotrzebowania na witaminę C

Odpowiednia reklama przedstawia kupującemu to, co on chce widzieć, a inne rzeczy bardzo starannie ukrywa. NAJ-lepszy proszek (ale np. do 40 stopni), NAJ-tańszy produkt (ale jest go o połowę mniej), NAJ-cieplejsze buty (ale zupełnie niewygodne), NAJ-lepszy i NAJ-tańszy kosmetyk (ale wywołuje odczyny alergiczne u 80% osób), naj, Naj, NAJ!!! Warto czasami zobaczyć co tak naprawdę kryje się pod wielką, krzykliwą reklamą.

Czasami człowiek przekonuje się tak naprawdę co kupił po powrocie do domu albo po dłuższym czasie używania. Czasami nie przekonuje się nigdy.

Są ludzie, którzy narzekają na reklamy w telewizji. Że są częste, że są długie. Ja jeszcze od siebie dodałbym, że niektóre bazują na innej kulturze niż nasza i są przez nas niezrozumiałe (np. reklama tłumaczona bezpośrednio z angielskiego, co widać po ruchu warg). Inne są na tyle dziwne, że właściwie do końca nie wiadomo co tak naprawdę reklamują. Gorzej, jeśli nawet po skończeniu reklamy też nie wiadomo czego dotyczyła. Ale reklamy są puszczane w specjalnie wybranych miejscach i człowiek reaguje na nie dosyć mocno. Przeznaczone są one przede wszystkim dla ludzi, którzy idą do sklepu i chcą coś kupić. Chcą kupić proszek do prania. Nie mają pojęcia jaki. Wtedy kupią proszek, który widzieli na reklamie (albo najtańszy, ale to już inna rzecz). Człowiek, który wie dokładnie co chce kupić – wybierze to co chce, a nie to co widział na reklamie.




Ostatnio w radiu pojawiła się taka reklama: (mamy środek lutego)

Ostatnie badania epidemiologiczne wykazują lawinowy wzrost zachorowań na grypę. Nie czekaj, weź: … i tutaj wymieniają produkt.

Bardzo ładna, przerażająca reklama. Po pierwsze człowiek usłyszy, że bez mała istnieje epidemia grypy. Od razu jest pewien, że jak się nie zabezpieczy to na pewno zachoruje. Drugie – że istnieje NAJLEPSZY środek na rynku, NAJLEPSZEJ firmy, który spowoduje, że … i tu uwaga! Nie spowoduje OCHRONY przed grypą, ale „złagodzi jej przebieg”. Czyli cokolwiek człowiek zrobi to i tak zachoruje, a produkt pozwoli na „złagodzenie objawów”. To jest czysta manipulacja.

Odpowiadam:

  • Gwałtowny wzrost zachorowań na grypę – możliwe, że tak jest. Ale GDZIE? Czy ktokolwiek mówi o tym, że w (moim mieście) Katowicach? Nie. Ktokolwiek mówi, że na południu Polski? NIE. A czy ktokolwiek powiedział, że ta epidemia jest w Polsce??? Też nie. Tego domyśla się słuchacz.
  • Ludzie, którzy słyszą, że „i tak zachorują na grypę” w końcu sobie tę grypę wmówią. I owszem, jeśli będą żyli w ciągłym strachu przed chorobą to na nią zachorują. Reklama taka może powodować wzrost zachorowań.
  • Reklamowany produkt jest cudowny, super i jedyny w swoim rodzaju. Ale nie leczy. „Łagodzi skutki przeziębienia czy grypy” ale nigdzie nie jest powiedziane, że OCHRONI kogoś PRZED grypą, ani że kogoś z grypy wyleczy. Można wyciągnąć nieco naciągany wniosek, że grypa jest nieuleczalna. Co oczywiście jest bzdurą. Drugi wniosek – jeśli chcesz się wyleczyć z grypy musisz iść do lekarza. Nasuwa się pytanie – to po co ten środek?
  • Najlepszym sposobem na pozbycie się grypy jest … nie chorowanie na nią. Już słyszę jak ludzie mówią, że choroba nie wybiera i człowiek nie ma na nią żadnego wpływu. A ja z uporem maniaka odpowiadam: ludzie chorują, bo chcą lub bo świadomie lub nie niszczą swój system obronny. Chemią lub myślą. Człowiek, który jest szczęśliwy, dba o siebie (z punktu widzenia medycyny naturalnej) i który wie jakie sygnały, chociażby podstawowe, wysyła jego ciało – nie zachoruje. Wielu ludzi się już o tym przekonało. Może nastaje czas dla innych?
 Posted by at 09:48
sie 132013
 

święta


Powoli nastaje kolejny koniec roku, kolejne święta. Jest to czas reflekcji, odpoczynku, zapominania o przykrościach, wybaczania, łączenia się z rodziną i ogólnie czynienie dobra.

Teoretycznie. Praktycznie święta zaczynają coraz bardziej przypominać wszystko , tylko nie to, co jest opisane linijkę wyżej.

Zakupy. Przed świętami idziemy na zakupy. Kupujemy składniki do wypieków, kupujemy słodyczne, mięso; ogólnie jedzenie. Ale kupujemy też prezenty. Kupujemy zabawki dzieciom, kupujemy sprzęt elektroniczny starszym, kupujemy tysiące innych rzeczy. Tutaj jednak przejdę do:

Życzliwość i tolerancja. Na razie taka bardzo „na zewnątrz”, taka życzliwość sklepowa. Idziemy na zakupy, kupujemy zabawki, karpia i stoimy w kilometrowych kolejkach. Kiedyś było tak, że ludzie w kolejkach (spędzali większość dnia, ale to już inna sprawa) rozmawiali za sobą, uśmiechali się – ogólnie byli razem. W dzisiejszych czasach jest odrobinę inaczej. „No niech się ta baba pospieszy, ile tu będę stać?”, „Dlaczego ten alfons tak długo wybiera te ryby, może dla mnie już nic nie zostanie?”. Usta złożone prawie jak do uśmiechu (żeby nie było widać kłów) i cichy warkot wydobywa się z kolejek. święta, a osoba stojąca najchętniej wbiłaby nóż w plecy osobie stojącej z przodu, bo… A no właśnie nie wiadomo bo co. Bo ona coś kupuje? Ale my też kupujemy. Bo ona się tak guzdrze? My też nie biegamy z siatkami. Więc dlaczego?

Wystarczy? W samym sklepie też nie jest łatwo. Zaraz po wejściu trzeba się rzucić na wszystko, co jest potrzebne, bo zaraz nie będzie. Nie wiem skąd taki pogląd, skoro raczej brakuje nam pieniędzy niż towarów w sklepach. Jakie te towary są, to już inna sprawa, ale są takie same przez cały rok. Ale nie, teraz są święta więc trzeba odepchnąć ludzi, bo jeszcze zostały 3 tabliczki czekolady, a zaraz je ktoś weźmie. Nie ważne, że ta czekolada leży tam pół roku i jest tam dlatego, że nikt jej nie kupił. Teraz jest to towar deficytowy. A jeśli już chodzi o czekolady – pojawiają się takie specjalne, świąteczne, z bałwankiem i choinką, czekolada, której nie da się zjeść nawet na porządnym rauszu. Już sam jej zapach odrzuca – ale jest to czekolada świąteczna.

Rodzina. Jak co roku zbiera się przy stole i sukcesywnie powtarza ten sam scenariusz. Życzenia, modlitwa, jedzenie, cioci Jadzi spada ryba na obrus, kawał taty (ten sam, jak co roku). Prezenty. Babcia płacze. Dziecko wyje nowym samochodem. Tata dostaje obłędu. Wujek domaga się wina. Dziecko chce kompotu. Druga babcia zasypia przy stole, a ciocia z wujkiem licytują się kto jest bardziej chory. W tym roku miała tylko 2 operacje, więc nie ma się za bardzo czym chwalić. W tyle telewizor wyśpiewuje kolędy z chłopięcego chóru, który wyje, mama w kuchni zmywa. Wreszcie goście sobie idą – można doprowadzić mieszkanie do porządku. Wyrzucić obrus, bo jak co roku ciocia wywróciła świeczkę, wyprać dywan po rozlanym kompocie, wyprać dziecko po ciastkach i można iść spać.

Rodzina – życzliwość i tolerancja. święta to taki cudowny czas. Czas rodzinny. Przez cały rok jakaś tam część rodziny nie może na siebie patrzeć i co noc śni o tej drugiej części ze sznurem na szyi. Teraz są święta i … wszystko jest cudownie. Ciotka przez cały rok nie może patrzeć na wujka, a teraz siedzą obok siebie i opowiadają sprośne kawały. Babcia z mamą też nie mogą na siebie patrzeć, a teraz prezentują sobie drogie perfumy (które są drogie i super, ale ona akurat nie znosi tego zapachu) z uśmiechem na ustach. Tylko co któraś osoba pod stołem zaciska pięści i czeka na koniec. Tak to jest wszystko cudowne i życzliwe. Od nowego roku znowu będą na siebie warczeć, ale teraz są święta więc trzeba się zamknąć. Fałsz i obłuda. Przykro mi, ale tak to muszę nazwać. Ktoś przez cały rok robi komuś świństwa, a teraz siedzą razem przy stole i wszystko jest cudownie, bo są święta. Ale jak się uda gdzieś po cichu podłożyć nogę, ale tak, żeby nikt inny nie zauważył – punkt dla mnie.

A może by tak zostawić wszelakie zakupy, bieganie po sklepach, cofnąć się o kilkadziesiąt lat wstecz i zamiast budowania sobie otoczki z pieniędzy wokół siebie (świąteczne kredyty, świąteczne zakupy, świąteczne prezenty, świąteczne promocje, świąteczne karty płatniczne, świąteczne bonifikaty, świąteczne święta) pomyśleć tak naprawdę po co są te święta, co mogą wnieść dobrego do naszego życia. Możemy dać tony prezentów – kiedyś dawało się jeden. Ale wraz z tym jednym prezentem było jeszcze coś, coś co można było poczuć ale nie zauważyć, to było, ale nie można było tego dotknąć. Teraz dajemy tylko prezenty, a uczucia tak naprawdę zostały gdzieś wraz z minionym wiekiem. Może kiedy biegamy tak z pieniędzmi zostawimy te wszystkie niepotrzebne prezenty, kupmy jakiś mały upominek i dajmy w nim siebie? Może święta przestaną być koszmarem a będą z powrotem świętami?

I może jeszcze jedno. Kiedyś święta spędzało się razem, rodzinnie. Teraz tata biega po sklepach, dzieci najlepiej żeby nie preszkadzały, żona od rana stoi w kuchni i sprząta – na przemian. Wieczorem żona pada z nóg, ale jeszcze pozmywa między posiłkami, mąż siedzi i je i nic mu się nie chce. Dzieci czekają na prezenty. A może zamiast biegania zrobić z tego prawdziwe rodzinne święto?

 Posted by at 09:45
sie 132013
 

Sklepy


Tak właściwie temat sklepów pewnie wykracza poza tematy poruszane na tej stronie, ale z drugiej strony jemy to co kupujemy w sklepach, a to co jemy wypływa na nasze zdrowie więc może jednak ma to coś wspólnego. Chodząc po sklepach (tych większych) zauważyłem kilka rzeczy, którymi chciałbym się podzielić.

  • Oświetlone półki i lady chłodnicze. Produkty, które powinny być przechowywane w chłodnym miejscu znajdują się w ladach chłodniczych. Lady zazwyczaj są raczej chłodne, ale. W tych ladach montowane jest oświetlenie, które emituje dosyć dużo ciepła. Nie ma to znaczenia, jeśli jakieś produkty są ustawiane w 1 warstwie. Jednak często się widzi produkty ustawiane w 2 lub 3 warstwach na półce tak, że najwyższa warstwa jest już prawie pod samą żarówką. Pomimo tego, że jest to lada chłodnicza produkty te dosyć mocno się nagrzewają. W każdym razie powyżej ich maksymalnej temperatury przechowywania. Zdarzyło mi się już wziąć jogurt do ręki, który był z wierzchu po prostu ciepły. Takie produkty mogą się już zepsuć w czasie stania w sklepie mimo, że ich okres przydatności jeszcze nie minął. Podobnie jest z kosmetykami – ustawione są na oświetlanych półkach. One także są nagrzewane. O ile szamponom to raczej nie szkodzi to wszelakie kremy już nie powinny być nagrzewane.
  • Przeceny. Zbliża się okres świąteczny i szaleństwo sklepowe sięga powoli zenitu. Ludzie wykupują wszystko co tylko da się kupić. Jakiś towar, który leżał przez cały rok wystarczy odkurzyć i zaraz się go sprzeda. Do tego – przeceny. „Ten a ten towar jest o połowę tańszy” – głosi wielki napis. Jednak często prawda jest inna. Nie patrzmy na wielkie plakaty, gdyż pokazują one nam to, co ktoś chce nam pokazać, a nie prawdę. Opiszę czekoladki. Jakiś miesiąc temu widziałem je na półce, wciśnięte w jakiś kąt. Kosztowały 13 zł. Ostatnio wszedłem do sklepu – już przy samym wejściu – stos tych samych czekoladek (dokładnie sprawdziłem). Nad nimi wielki plakat: „Uwaga – tylko w tym tygodniu PROMOCJA: 36 zł teraz TYLKO: 26 zł”. Widziałem taką cudowną „promocję” już przy kilku towarach. Warto patrzeć co się kupuje.
  • Wielka promocja jajek świątecznych. Ostatnio nastały święta Wielkiej Nocy. Z tej okazji w sklepach pojawiły się promocje jajek. Niby nic dziwnego. Jednak święta stają się okazją do swoistego rodzaju „nieuwagi”. Jajka powinny być składowane w temperaturze ok. 3 stopni C. W sklepach pojawiły się stosy jajek tuż przy głównych alejkach, gdzie temeratura wynosi ok. 22 stopni C. Jajko, które przeleży w takiej temperaturze jeden dzień jest tak samo świeże jak przechowywane w lodówce przez kilka dni. Wytłumaczeniem może być fakt, iż jajka te zostaną w święta sprzedane. Jest w tym nieco racji. Ale widziałem kilka dni temu (pod koniec kwietnia) podobny stosik jajek, który stał tam co najmniej kilka dni. Takie jajka nadają się wyłącznie do wyrzucenia. Nad stosikiem widniał wielki napis: PROMOCJA. myślę, że nie trzeba nic dodawać.
 Posted by at 09:44
sie 132013
 

Koty – jedzenie


Patrząc na to co wokół się dzieje naszła mnie taka mała refleksja. Chodzi o nasze miałczące pupile domowe czyli o zwierzęta zwane kotami.

Wydaje mi się, że znam kocią naturę dosyć dobrze, gdyż prawie od zawsze wychowywałem się z kotami. Nasunęła mi się refleksja porównująca czasy sprzed powiedzmy 15-20 lat, a teraz.

Z tego co pamiętam u nas w domu zawsze było dużo kotów. Zresztą do „domowych” zazwyczaj dochodziły jeszcze „dochodzące”, które potem stawały się „domowymi” lub nie.

Mówiąc „dużo kotów” mam na myśli liczby z zakresu ok. 15. Jest w czym wybierać i jest na co patrzeć. Każdy kot ma swój niepowtarzalny charakter i każdy ma swoje fobie. Każdy czegoś tam nie lubi, a za czymś przepada i zazwyczaj każdy za czymś innym.

Wszelakie poglądy, że koty lubią mleko to nic innego jak stwierdzenie, że ludzie lubią ryż. Jedni lubią, a drudzy nie. Ale nie o tym chciałem pisać. Otóż po ostatnich wydarzeniach, powiedzmy po ostatnim roku, może dwóch, zauważyłem, że liczba chorób, na które chorują koty dosyć gwałtownie wzrasta. Właściwie nie ma miesiąca żeby coś się nie działo. A to kichają, a to nie jedzą, a to zatrucie, a to zaczerwienione dziąsła, a to kłopoty z sierścią. Ostatnio wiele kotów choruje na nerki i wątrobę. Nie chciałbym tutaj wyciągać jakiś wniosków podam tylko parę faktów.

Jakiś czas temu, powiedzmy 15 lat temu mieliśmy 17 kotów i wszystko było dobrze. Koty nie chorowały, były radosne, „wypasione”, jadły bez problemów. Wizyty u weterynarza zdarzały się od czasu do czasu, powiedzmy raz na kwartał. Jadły wtedy kaszę lub ryż lub makaron z jakimś mięsem lub gotowaną rybą. Zazwyczaj kaszę wymieszaną z rybą. Nie było wtedy puszek z jedzeniem dla zwierząt. Inną rzeczą jest to, że bez problemów można je było wykarmić, tzn. nie kosztowało to fortuny. Ostatnio dużo słyszałem na temat chorób kotów na nerki. Dużo kotów zatruło się czymś. Mówię oczywiście o kotach domowych, wychodzących również ale nie tylko. Coraz bardziej mówi się o kociej białaczce.

Z dolegliwości, których ostatnio tylko byłem świadkiem to: kłopoty z zębami, zatrucie lekkie, zatrucie b. ciężkie, wypadanie sierści, niejedzenie, osowiałość, zmiany nowotworowe wewnętrzne i zewnętrzne, kłopoty przy korzystaniu z nocnika, zatrzymanie pracy nerek. Słyszałem o białaczce, kłopotach z nerkami, zatruciach, egzemach itp.

Dzisiejsze koty jedzą jedzenie z puszek. O ile rozumiem, że puszki kosztujące ok. 1,20 zł nie zawierają karmy najlepszej jakości, to puszki bardziej znanych firm, kosztujące ok. 4 zł już powinny. Jednak koty karmione jedzeniem z puszek właśnie tych nieco lepszych firm wydają się częściej chorować. Po cichu weterynarze mówią, żeby kupować o wiele droższe jedzenie, albo samemu je przyrządzać bo te puszki po 4 zł mają zbyt dużo chemii w sobie. Wszystkie firmy mówią, że dbają o zdrowie zwierząt, jednak jak to jest naprawdę?

Mówi się, że jedzenie dla kotów produkowane przez „wiodące na rynku firmy” uzależnia. Z jednej strony koty chcą (muszą) to jeść i tylko to, a z drugiej w kółko jedzą dokładnie to samo i mają tego już serdecznie dosyć. Dodatkowo jedzenie to wcale nie jest takie zdrowe, jak wmawiają reklamy. Np. chrupki mogą powodować zatwardzenia, kłopoty z wypróżnianiem, a w rezultacie zatruwanie organizmu resztkami pokarmowymi. Nawet jeśli kot ma ciągły dostęp do wody.

 

Może osoby, u których koty są domownikami podzielą się swoimi doświadczeniami. Może niechcący wyjdzie jakaś prawda starannie ukrywana przed światem?

 Posted by at 09:43
sie 132013
 

Gołębie


Gołębie. Są chyba w każdym mieście. Ludzie karmią je, czasami na nie narzekają. Gołębie nie mają się w miastach najlepiej. Są brudne, wyganiane z różnych miejsc. Zimą są głodne – zostają w mieście przez cały rok. Przez całą zimę codziennie sypałem ptakom ziarno – wyszło tego ok. 50 kg. Może chociaż trochę im pomogłem.

Ostatnio na moim osiedlu pojawiły się radosne tabliczki. Kiedy je zobaczyłem ręce mi opadły. Są prawie wszędzie.

Myślę, że nie trzeba nic dodawać…


Myliłem się. Najwyraźniej tabliczki to nie jedyna walka z gołębiami. Zauważyłem, że na parapetach i okapach montowane są takie … rożna. Bo chyba inaczej tego nazwać nie można. Oto i one:

Nie wiem kto wpadł na taki pomysł, chociaż pewnie osobę mógłbym wymienić z nazwiska. Aż tak bardzo nie chcę się narażać. Jeśli ktoś nie wierzy własnym oczom – tak jak ja – zbliżenie:


Ostatnio dotarło do mnie, jak niektórzy „ludzie” postrzegają gołębie – „latające szczury”. Widać, że nie uważali w szkole – nie wiedzą, że są oni „wyprostowanymi małpami”.

 Posted by at 09:42
sie 132013
 

Grzechy czyli naturalne metody leczenia a kościół


Ostatnio natrafiłem na coś co pomimo wszelakich założeń tej strony (umownych), między innymi nie poruszanie spraw wiary, nakazało mi napisać też coś w tym temacie.

Przeczytałem nieco o grzechach. O grzesznych rzeczach, o rzeczach, które według kościoła są sprzeczne z nauką Jezusa Chrystusa. Nie chcę poruszać tu bezpośrednio tematu wiary gdyż jest to temat delikatny i dotyczy prywatnej części życia każdego człowieka lecz chciałbym napisać o tym, co z tej wiary w Polsce wynika.

Co to jest grzech pewnie wszyscy wiedzą – tego nie trzeba tłumaczyć. Z grzechu należy się spowiadać. A oto wybiórcza lista grzechów o których do tej pory nie mieliśmy pojęcia (wybrane ze względu na charakter tej strony):

  • Akupresura (lecznicze klapki, masaże stóp)
  • Akupunktura
  • Chińskie ubrania
  • Dzwonki z chińskimi znakami
  • Feng-Shui
  • Kadzidełka
  • Leki homeopatyczne
  • Odpromienniki
  • Pierścień Atlantydy
  • Piramidki (kamienne, druciane czy plastikowe)
  • Podkowy
  • Wahadełko
  • Walki wschodu (aikido, karate, judo, jujitsu, taekwondo itp.)
  • Ziołolecznictwo

Według autorów grzeszymy kiedy: masujemy stopy swojej żonie (akupresura), kiedy chodzimy po domu w bluzeczce ze smokiem (chińskie ubrania), kiedy zapalimy w domu kadzidełko kupione z cegiełek na dzieci w sierocińcu (kiedyś chodzili studenci i sprzedawali takie kadzidełka), mamy nad drzwiami podkowę na szczęście i – tutaj punkt kulminacyjny – wypijemy herbatę z liści mięty na rozwolnienie. Uwaga w zimie!!! Kiedy pijemy herbatę z lipy na przeziębienie też grzeszymy (ziołolecznictwo).

Oczywiście należy się również spowiadać z tego co robimy w wolnym czasie. Ot – niedoinformowani – grzeszymy nawet pogrążeni w leniwym błogostanie. Grzeszymy czytając bajki (Harry Porter), czytając horrory lub książki obyczajowe (Stephen King), grzeszymy nosząc biżuterię z wężem lub słonikiem.

Jest powiedzenie że nie ważne jakie kto ma przekonania lecz co te przekonania z niego czynią. Jeśli są ludzie którzy dadzą się przekonać do tej listy i naprawdę sądzą, że jest to sprzeczne z dążeniem człowieka do życia w szczęściu i zdrowiu – jedyne co mogę to im współczuć. I pragnę poradzić, aby uważali w życiu jak nigdy dotąd, gdyż pomasowanie nawet SWOJEJ stopy grozi strasznymi mękami w piekle. Nawet jak bardzo bolą.

Dla osób które żyją by być zdrowymi i szczęśliwymi nieco inny opis. Kościół zabrania korzystania z antykoncepcji i ze środków medycyny naturalnej. Jeśli medycyna istnieje po to, aby leczyć i pomagać ludziom, czynić ich szczęśliwymi – to kościół chce by ci ludzie byli chorzy, smutni i nieszczęśliwi. Jeśli zabrania wypicia mięty na rozwolnienie (ziołolecznictwo) to może ma jakiś inny środek, który potrafi pomóc? Raczej nie – przynajmniej się z nim nie spotkałem. A chory człowiek w kościele może się tylko wyspowiadać z tego, że chce być zdrowy.

Kolejny, tym razem cytat:

„Dziś wielu ludzi jest pogrążonych w smutku Wieczernika, negatywnie patrzy na wszystko, narzeka, żyje w depresji lub lęku, szuka zbawienia, szczęścia, ratunku. poza Chrystusem. Niektórzy wierzą praktyce oklultyzmu: amulety, astrologia, akupunktura, akupresura, bioenergioterapia, hipnozy, horoskopy, leczenie kolorami, magnetyzmy i magnetyzery, medium, transy, projekcja astralna, wróżenie, rebirthing, różdżki, sugestie, telepatie, fetysze, ale TYLKO ZMARTWYCHWSTAŁY CHRYSTUS JEST JEDYNYM RATUNKIEM, NADZIEJĄ i ZBAWIENIEM w każdej sytuacji człowieka.”
http://www.wiosna.bmp.net.pl

Czyli krótko mówiąc – nie ma po co chodzić do lekarza (również medycyny naturalnej), bo i tak on nic nie pomoże. Jedyne co może człowiekowi pomóc to „ZMARTWYCHWSTAŁY CHRYSTUS”. Zastanawiam się jak wiele jest osób, które chciałby być po prostu zdrowe, wstawać bez bólów głowy, umieć wstać samemu czy samemu skorzystać z toalety, a są religijni i wierzą w to, że lecząc się będą potępieni. Z tego co pamiętam Bóg dał ludziom wolną wolę. Jeśli chcą chorować – taka ich wola. Jeśli chcą być zdrowi – dlaczego kościół im tego zabrania?

Nie jest tak, że nie wierzę. Wiem i wierzę w to, że gorliwa modlitwa może zdziałać cuda. Może pomóc przetrwać trudny okres, może wyleczyć. Ale prawdziwa modlitwa, dla siebie, a nie na pokaz. Proszę wybaczyć, ale znam mnóstwo osób, które chodzą do kościoła, aby się pokazać znajomym, znam też chłopaków, którzy patrzą która dziewczyna przyszła bez majtek. Nie sądzę, żeby miało to cokolwiek wspólnego z wiarą.

Proszę pamiętać, że Bóg nie pomaga ludziom bezpośrednio. Nikt nie spotka Boga na ulicy i nie będzie od razu wyleczony. Bóg pomaga, ratuje, ale … rękami innych ludzi.

Może jeszcze jedno na (tymczasowy) koniec. Bóg jest miłosierny i dał człowiekowi wolną wolę, prawda? Każdy się z tym zgodzi. Jest też wszechwładny. Ale przede wszystkim jest miłosierny i dlatego każdy człowiek może skorzystać z wszelakiej pomocy czy to medycyny konwencjonalnej czy naturalnej. Bóg pomaga ludziom, ale nie „bezpośrednio” bo wielu ludzi nie byłoby w stanie tego zrozumieć. Bóg pomaga ludziom poprzez innych ludzi. Lekarzy, między innymi. Więc jeśli ktoś modli się o uzdrowienie – niech pozwoli pomóc sobie – również medycyną naturalną.

Jeśli ktoś twierdzi, że jego choroba to kara za grzechy – według mnie również powinien poddać się leczeniu. Jeśli się mylił – będzie zdrowy. Jeśli miał rację to Bóg i tak nie pozwoli mu się wyleczyć.

I drobne uzupełnienie:
„Żyjemy w czasach kiedy religia zabija wiarę”. Według mnie bardzo trafne spostrzeżenie. Kościół katolicki w Polsce wtrąca się do wszystkiego jednocześnie prawdziwej wiary jest w nim coraz mniej. Nie wiary w sensie chodzenia do kościoła, na pielgrzymki, przyjmowanie kolędy, komunii itp. Prawdziwej wiary: modlitwy, pozytywnego myślenia, chęci dobra. Tego należy poszukać wyłącznie w sobie i żaden kościół nie jest do tego niezbędny.

 Posted by at 09:08
sie 132013
 

Listy


Witam serdecznie.

Na początek mała uwaga techniczna: wspaniała modyfikacja strony. Teraz jest bardziej czytelna, przejrzysta i również bardziej kolorowa. Strona zmienia się razem z Tobą. Na lepsze oczywiście. Bo Ty się uczysz, poznajesz, doskonalisz. A to wszystko widać w tym co piszesz. Stąd mała moja prośba – nie zmieniaj, ani nie wyrzucaj starszych, dawniejszych tekstów. One są częścią Ciebie i nie zmieniaj ich tylko dlatego, że teraz, gdy już wiesz o wiele więcej, napisałbyś je inaczej.

Przejdźmy do sedna: piszę po to żeby Ci podziękować. Za wyleczenie niektórych dolegliwości i leczenie tych „oporniejszych”.

Chciałabym, żebyś umieścił mój list gdzieś na stronie. Chociażby po to, żeby przekonać innych, że warto i można czuć się lepiej i że po to właśnie są terapie medycyny naturalnej.

Ja chciałabym Ci podziękować za wiele rzeczy. Za to, że pomogłeś mi zmienić sposób myślenia (co jest niezbędnym elementem wyzdrowienia), za to, że udało mi się uwierzyć, że medycyna naturalna rzeczywiście może pomóc. Za obudzenie nadziei, że „się da”. Mimo mojego początkowego sceptycyzmu, udało się Ci wyleczyć lub zminimalizować dolegliwości, na które skarżyłam się „odkąd pamiętam”.

Każdy, kto kiedykolwiek miał migrenowy ból głowy doskonale będzie wiedział co mam na myśli. Głowa wtedy boli tak, że człowiek nie myśli, nie wie co robi, nie może chodzić, bo każdy krok sprawia ból. Boli, jak się mruga, boli, jak się patrzy, boli również, jak się oddycha. Na migrenowy ból głowy nie pomaga praktycznie nic. Wiem, bo próbowałam niemal wszystkiego. A potem okazało się, że może nie boleć. Zdumiewające, ale prawdziwe. Praktycznie jeden zabieg dobrego terapeuty i odrobina snu. Może trudno w to uwierzyć, ale TAKIE bóle głowy miewam teraz bardzo rzadko, a jeżeli już się zdarzają, nie trwają dłużej niż pół dnia, a nie tak jak wcześniej – trzy.

Drugą zmorą dręczącą mnie bardzo długo były (!) bóle menstruacyjne. Tylko kobieta wie, jak bardzo może boleć. Wszystko, bo do tego dochodzi jeszcze ogólne rozdrażnienie i ból piersi. Jak się ma wrażenie, że gorącymi szczypcami ktoś coś wyrywa z wnętrza. Jak się wydaje, że ból przychodzący ostrymi falami, nie pójdzie sobie już nigdy. Odkąd pamiętam, zawsze bolało i nigdy nie pomagały (zwiększające się ilości) tabletek. Ibupromy, apapy – w efekcie nic już nie działało. Trudno się żyje biorąc po trzy tabletki przez co najmniej cztery dni żeby w miarę normalnie funkcjonować. Teraz też czasem boli, ale rzadko i nie tak bardzo. I rzeczywiście się da zrobić tak, żeby nie bolało, trzeba tylko wiedzieć, że można.

I na koniec – żeby nie zakończyć smutno i bardzo poważnie, mimo, że tego tematu nie da się potraktować inaczej – taki mały apel. Jeżeli ktokolwiek z czytających strony Klapucha – waha się czy rozpocząć kurację, podjąć leczenie – to może już przestać. Naprawdę warto spróbować. Wszystkiego, szczególnie jak się ma już serdecznie dosyć dolegliwości utrudniających życie. Być może długo trzeba będzie czekać na efekty, być może dużo czasu zajmie wyzdrowienie. Ale warto, małymi kroczkami do celu. Trzeba tylko chcieć.

Dziękuję Ci Klapuchu. Może zabrzmi to dziwnie, ale za „przewrócenie mojego życia do góry nogami”.

Życzę Ci wszystkiego co najlepsze: gorącej miłości, niewyczerpanego szczęścia, ogromnej fortuny, jeśli tylko jej będziesz potrzebował, nieograni-czonych możliwości, rozwijania pasji jaką jest pomaganie ludziom i radości z każdego nowego dnia.

Niech Dobre Duchy nad Tobą czuwają.

O.


 Posted by at 08:56
sie 132013
 

Hartowanie organizmu, czyli o czym trąbili już w podstawówce i chyba nadal trąbią (nie wiem, kilka lat temu udało mi się ją skończyć).

Hartowanie polega na wzmacnianiu organizmu i układu immunologicznego tak, aby mógł szybciej zwalczyć choroby, ale przede wszystkim nie pozwalał chorobie wtargnąć do wnętrza organizmu. Jak wiadomo (może jeszcze nie powszechnie, ale już wiadomo) osoby o silnym układzie immunologicznym po prostu nie chorują.

Chcę tu wymienić kilka rzeczy, które zahartują organizm. A więc:
1) Każdego wieczoru wziąć dwie aspiryny, rozbić w moździerzu i wymieszać z apapem i z ibupromem. Powstały proszek starannie rozpuścić w 100 ml ciepłej wody. Powstały płyn wylać do sedesu – myślę, że będzie doskonały do usuwania kamienia. No dobrze, to był oczywiście żart.

Oczywistą rzeczą jest fakt, że nie będę w stanie wymienić nawet połowy rzeczy, które pozwolą na wzmocnienie organizmu; jeśli ktoś zna jeszcze jakiś sposób proszę o przesłanie. Jak na razie przepisy nie będą w żaden sposób posegregowane.

Zaczynamy:

Hartowanie dzieci warto zaczynać już w okresie niemowlęcym po to aby wychować zdrowe i odporne na choroby dziecko. Wielu młodych rodziców popełnia podstawowy błąd przetrzymując malucha w ogrzewanym pokoju, który dodatkowo jest rzadko wietrzony. Przegrzewane dziecko staje się podatne na każdą infekcję.”, http://prace.sciaga.pl/34843.html, 12.I.2006


Ruch na świeżym powietrzu. Jeśli ktoś mieszka w mieście należy uprzednio zaopatrzyć się w torebkę z wiejskim lub (najlepiej) leśnym powietrzem. Jeśli ktoś uprawia sport – niech uprawia go na dworze (jeśli to oczywiście możliwe). Uważam, że tzw. rowery stacjonarne lub chwalone deptaki, po których człowiek idzie, idzie i nigdzie się nie rusza są doskonałe wyłącznie w reklamach telewizyjnych. Oczywiście niektóre osoby ze względów zdrowotnych mogą korzystać wyłącznie z takich rodzajów wysiłku fizycznego i dobrze. Pozostałe osoby powinny ruszyć się z domu i wyjść na spacer, pobiegać, pojeździć na rowerze, pływać w chłodnej wodzie (najlepiej nie podgrzewany basen) itp. Nie dotyczy to listonoszy i osób trudniących się zawodowym wyprowadzaniem psów na spacery.

Doskonała do hartowania jest zabawa na świeżym śniegu. Tutaj uwaga: dorosłym też wolno bawić się śniegiem. Jak ktoś się wstydzi sąsiadów niech się przebierze za dziecko. Jak się wstydzi siebie niech zamknie oczy.

Spacery (co obejmuje każdy ruch na świeżym powietrzu) powinno wykonywać się w miarę regularnie (np. raz w tygodniu, lepiej 3 razy w tygodniu, najlepiej codziennie – może być to bieg do autobusu), a jeśli nie, to zacząć je powinno się na jesieni przy temp. 18-20 stopni. Organizm wtedy będzie się przyzwyczajał do stopniowo opadającej temperatury.

Czynność fizyczna powinna być połączona z głębokim oddychaniem, czyli delikatnym oddechem, który sięga jak najdalej dołu brzucha. To nie ma być sapanie tylko delikatny, głęboki oddech. Oczywiście nie podczas biegu, gdyż wtedy organizm sam przypomina o oddechu, ale na spacerze często o nim zapominamy i oddychamy bardzo płytko. Nie można zapomnieć o przyjmowaniu większej ilości płynów przy KAŻDEJ czynności fizycznej (włączając w to seks, jednak najlepiej nie w trakcie).


Pocenie się. Wraz z potem usuwane są toksyny z organizmu. Wskazane jest pocenie się kilka razy w tygodniu, zwłaszcza przy spożywaniu skażonej żywności i mieszkaniu w zatrutym środowisku. Może być to ćwiczenie fizyczne, sauna, gorąca kąpiel (po której należy spłukać ciało coraz chłodniejszą wodą, ale o tym później), seks. Obfite pocenie podczas choroby jest właśnie wysiłkiem organizmu zmierzającego do pozbycia się jej z organizmu. O antyperspirantach pisałem już w wielu miejscach. Jeśli chodzi o zdrowie lepiej nimi tępić karaluchy. Inną formą usuwania toksyn są też łzy. Ale płacz nie jest zalecany jako forma wzmocnienia odporności organizmu 🙂 . Do pozostałych form usuwania toksyn należą: biegunka, wymioty, katar, kaszel, gorączka, różne wydzieliny.


Krwawienie. Dotyczy to przede wszystkim kobiet, ale nie tylko. Starodawna medycyna stosowała pijawki lub cięte bańki do usuwania tzw. „złej krwi”. Toksyny z organizmu mogą być również usuwane przez krwawienie (np. z nosa). Przede wszystkim miesiączka jest takim oczyszczeniem organizmu. Jeśli jest ona sztucznie zatrzymana lub nie pojawia się ze względów chorobowych organizm traci możliwość usuwania toksyn. Może wywołać to stany zapalne. Pomijając okres ciąży, kiedy organizm usuwa toksyny inną drogą (np. większym wydzielaniem śluzu).


Masaż całego ciała – oczywiście może być wykonany samemu. Wystarczy szorstki ręcznik lub szorstka gąbka (czasami z warstwą specjalnie przeznaczoną do masażu). Należy porządnie „wyszorować” całe ciało. Nie delikatnie, jeszcze z warstwą pianki, żeby nie naruszyć naskórka. To ma być porządny masaż aż do lekkiego zaczerwienia skóry. Jeśli po masażu wyglądamy jak krwisty befsztyk – masujemy za mocno.


Kąpiele w solach i ziołach do kąpieli. Im bardziej naturalna sól tym lepiej. Nie mówię tu o wymyślnych solach ziołowych chociaż one też mogą być bardzo skuteczne (ze względu na zawartość ziół) – bywają one dosyć drogie, ale sól czy zioła (np. gotowe mieszanki) do kąpieli, które można kupić w wielu miejscach.


Unikanie przegrzewania organizmu. Przegrzanie organizmu jest znacznie gorsze w skutkach niż wychłodzenie. Zazwyczaj ubieramy się „niesymetrycznie” (od pasa w górę kilka bluzek, a stopy – cienkie skarpetki i lekkie buty) lub ubieramy się zbyt grubo. Odkryta głowa w czasie zimy też jest zdecydowanie nieprzemyślana. Moje założenie jest takie: Jak ci zimno to się ubierz. Jak ci ciepło to się rozbierz. Jeśli się gotujesz we własnym sosie i dodatkowo opatulasz szalikiem – naucz się myśleć. I nie ważne jest jak chodzą inni ubrani. Ubieraj się tak jak czujesz, a nie tak jak sąsiad się ubrał. Jeśli rozgrzejesz się szybkim marszem – rozepnij się. Jeśli wysiłek fizyczny cię nie rozgrzewa – warto się zastanowić dlaczego.

Temperatura w sypialni nie powinna przekraczać 20 stopni, najlepiej 18 stopni. W mieszkaniu nie powinno być cieplej niż 22, ostatecznie 23 stopnie.


Dodatkowo należy się wysypiać. Jeśli człowiek rano wstaje po „nocnym wypoczynku” i nie wie gdzie jest, ani co się dzieje i nie obudzi się aż do trzeciej kawy – jest to doskonały sposób na chorobę.


Istotne jest unikanie wysuszonego powietrza zwłaszcza w okresie grzewczym. Warto zaopatrzyć się w nawilżacz. Jak ktoś nie może niech postawi szerokie naczynie z wodą na grzejniku. Suche powietrze powoduje podrażnienie błon śluzowych, kaszel, drapanie w gardle, katar, pieczenie oczu. Objawy mogą nasilać się po obudzeniu się rano.


Sen przy otwartym oknie. Nawet jeśli na dworze jest 0 stopni. Jeśli jest zimno należy przed snem porządnie przewietrzyć sypialnie. Najlepiej nie krócej niż 30 minut (zostawić uchylone okno). Rano też jest dobrze przewietrzyć mieszkanie, ale zazwyczaj nikt nie ma na to czasu. Jednak wieczorem jest to konieczność.


Stan psychiczny ma bardzo duże znaczenie dla odporności organizmu. Osoby depresyjne znacznie łatwiej ulegają chorobom niż osoby pozytywnie nastawieni do życia. Istotne jest: śmiech i radość, harmonia wewnętrzna. Życie w nieustannym pośpiechu też może wpływać na odporność. Konflikty wewnętrzne też osłabiają organizm, np. nieumiejętność odmowy. Stres związany z brakiem pieniędzy też wpływa negatywnie na samopoczucie.


Doskonałym sposobem na zwiększenie odporności jest medytacja. Jakakolwiek – jak ktoś bardzo chce może być to żarliwa modlitwa (która nie ma nic wspólnego z przymusowym chodzeniem do kościoła). Cokolwiek co pozwoli obniżyć fale mózgowe do częstotliwości alfa i pozostać w niej kilkanaście minut. Dodatkowo mogą pomóc pozytywne afirmacje („Każdego dnia, pod każdym względem czuję się coraz lepiej, lepiej i lepiej”: J. Silva) lub wizualizacje (np. małego kominiarza który czyści wyciorem zatkane żyły lub miłą panią sprzątaczkę, która wymiata piasek z nerek).


Szczepienia i lekarstwa. Przyjmowanie niektórych lekarstw powoduje toksykację organizmu i zmniejsza jego naturalną odporność.

„Leczenie” lekarstwami, które nie usuwają choroby, ale blokują naturalną odpowiedź na jej wtargnięcie jest doskonałym sposobem na wieczne chorowanie. Szczepienia mogą spowodować różne negatywne skutki, między innymi docelowy spadek odporności, ale o szczepieniach piszę w innym miejscu.


Dbałość o higienę. Tutaj uwaga – zbyt częste mycie lub używanie mydeł lub płynów przeciwbakteryjnych (też silnych środków myjących, szamponów) spowoduje usunięcie naturalnej osłony bakteryjnej skóry, która jest pierwszą ochroną przed wnikaniem obcych organizmów do ciała człowieka. Zbyt częste i zbyt rzadkie mycie może w rezultacie prowadzić do choroby.


Podział czasu na pracę, odpoczynek i sen. Odpoczynek nie koniecznie przed telewizorem z talerzem przed sobą. Ale jeśli przychodzi czas odpoczynku lub snu to odpoczywamy, a nie myślimy o pracy o pracy i o podatkach. Jak ktoś nie może się tego pozbyć proponuję zastosować sposób pani Scarlett O\’hara z filmu „Przeminęło z wiatrem”.


(Nieszczęsna) dieta. Może być też właściwa, zdrowa, dopasowana i optymalna – ale to tak jak z duchami. Wszyscy o nich mówią, ale nikt ich nie widział. No dobrze, dobrze, widziano duchy, ale to takie powiedzenie.

Więc zdrowa dieta (cokolwiek to znaczy) ma znaczący wpływ na układ odpornościowy organizmu i jakby na to nie patrzeć – również na samopoczucie. Istotna jest zarówno zawartość witamin i minerałów jak również to, czy żywność jest w formie prostej czy przetworzonej. Czy są to produkty naturalne czy też zawierają barwniki, konserwanty, promieniowanie czy też inne „smakołyki”.

Zdrowa dieta powinna zawierać:
– owoce i warzywa najlepiej surowe, bogate w witaminy, przeciwutleniacze i minerały,
– pokarmy jak najmniej przetworzone – pieczywo pełnoziarniste, mąka z pełnego przemiału itp.,
– 75% pokarmów powinno być w stanie surowym, (według mnie z wyłączeniem mięsa, no dobrze, nie licząc metki 🙂 ),
– jak najwięcej produktów z hodowli naturalnej, cokolwiek to znaczy,
– zioła i przyprawy,
– czosnek, cebulę, czasami imbir
– dużą ilość płynów.

Jednocześnie zaleca się unikanie lub ograniczanie:
– cukru i słodyczy,
– potraw mącznych z maki rafinowanej (oczyszczonej z dodatkami „ulepszającymi”),
– pokarmów zawierających dodatki chemiczne, konserwanty, sztuczne słodziki, pestycydy i inne,
– alkoholu i używek. Telewizor też staje się używką, tak samo jak komputery.


Detoksykacja organizmu – doskonale wpływa na cały organizm, samopoczucie, wytrzymałość i wytrwałość. Można ją przeprowadzić na kilka(naście) sposobów od kąpieli w ziołach do głodówek oczyszczających.


Spożywanie dodatkowo ziół, mieszanek ziołowych i – jeśli nasza dieta nie jest w stanie zapewnić większości niezbędnych elementów, a niestety nie jest – tzw. dodatki żywieniowe czyli preparaty naturalne. Istotne jest, aby były to rzeczywiście preparaty naturalne bez cukru, soli i konserwantów, a nie np. chemicznie wytworzona witamina C; powodów jest wiele. Począwszy od lepszego wchłaniania przez organizm preparatów naturalnych skończywszy na braku chemicznych zanieczyszczeń.

Można polecić:
– preparaty mineralne,
– preparaty witaminowe,
– preparaty dobrane dla osób o wybranej grupie krwi,
– preparaty zawierające: czosnek z pietruszką, kaktus Nopal, żeń-szeń, łodygę Jukki, czasami mogą być konieczne bakterie jelitowe (wspomagają detoksykacje): Lactobacillus acidophilus, mleczko pszczele, sok owocu Noni, Vilcacora (koci pazur), jeżówkę purpurową, korę Pau D’Arco.


Zioła wzmacniające odporność: jeżówka purpurowa, traganek, lukrecja, przewiercień chiński, żeń-szeń, jukka, tymianek, lawenda, bergamota, cytryna, eukaliptus, drzewko herbaciane, rozmaryn, pieprz czarny, kardamon, imbir, gotu kola, mniszek lekarski, una de gato, pau d\’arco.
Można stosować mieszankę jeżówki purpurowej, pau d\’arco, żeń-szenia, lukrecji, traganka i przewiertnia chińskiego w równych ilościach.


W jadłospisie nie powinno zabraknąć: czosnku, cebuli, buraków, marchewki, kapusty (w tym kiszonej – doskonale oczyszcza)


Chciałbym jeszcze dodać pięknie opisane hartowanie według Pana Sebastiana Kneipp’a (fragmenty), które to sposoby wywołują dreszcze mojej żony, chociaż dotychczas z dobrodziejstw chodziła wyłącznie po śniegu 🙂 :

środki hartujące są następujące: chodzenie boso, chodzenie boso po mokrej trawie, chodzenie boso po mokrych kamieniach, chodzenie boso po świeżo spadłym śniegu, chodzenie boso w zimnej wodzie, kąpiel zimnych rąk i nóg.

I. Chodzenie boso jest najnaturalniejszym i bardzo indywidualnym środkiem hartowania się. Można go w różnorodny używać sposób odpowiednio do rozmaitego stanu i wieku.

Niemowlęta, które są zupełnie skazane na pomoc drugich i w pieluchach lub poduszkach ciągle przebywają w pokoju, nie powinny nigdy nosić okrycia na nogach. O, gdybym mógł to jako silną i niewzruszoną regułę wpoić wszystkim rodzicom, a szczególnie zanadto troskliwym matkom! Przejęci uprzedzeniami rodzice, jeżeli tego nie chcą zrozumieć, niechaj zlitują się nad nieporadnym maleństwem i przynajmniej takie im dają okrycie, przez które łatwo świeże powietrze może przedostać się do skóry.

Rozsądni rodzice, którzy chętnie chcieliby pozwolić dzieciom tej uciechy, lecz mieszkają w mieście nie mają ogrodu ani trawnika mogą im polecić chodzić boso po pokoju, korytarzu itp. Chodzi o to, aby nogi, jak twarz i ręce, świeżym odetchnęły powietrzem i poruszały się w nim do woli.

W mojej młodości chodzili na wsi wszyscy boso; dzieci i dorośli, ojciec i matka, brat i siostra. Do szkoły, do kościoła milami iść trzeba było. (…) Zaledwie z początkiem wiosny na wyżynach mojej ojczyzny śnieg zaczął tajać, rozdeptywaliśmy bosymi nogami jego resztki śladów w ziemi i czuliśmy się przy tym zdrowi, weseli i swobodni.

Jasna rzecz, że ludzie dorośli w miastach, nie mogą czynić tego ćwiczenia. Jeżeli w swych uprzedzeniach zaszli tak daleko, iż mniemają, że dostaliby reumatyzmu, kataru, chrypki itd., gdyby ich delikatne nogi przy rozbieraniu się lub ubieraniu choćby przez oka mgnienie stanęły na gołej podłodze salonu a nie na ciepłym, miękkim kobiercu – wtedy zostawiam ich zupełnie w spokoju. Gdyby jednak który chciał przecież coś uczynić dla zahartowania się, cóż mu przeszkadza przechadzać się w pokoju przez dziesięć minut, 1/4 lub 1/2 godziny, bezpośrednio przed spaniem lub wstawszy rano? Aby jednak nagle rozpocząwszy, nie czuć tego jednak zbyt silnie, można najpierw chodzić w skarpetach, później boso, wreszcie przed każdym spacerem zamaczać nogi w zimnej wodzie aż do kostek.

Do matek zwracam się tu z kilku słowami. (…) W pierwszym rzędzie powołanymi są matki do wychowania dorodnego i mocnego pokolenia, do usunięcia zniewieściałości, która tak wielkie spustoszenia w ludzkości sprawia, osłabienia, niedokrwistości, nerwowości i jak się tam dalej nazywają owe upiory ssące zdrowie i skracające życie. Mogą zapobiec temu przez rozumne hartowanie dziecka od młodości. (…) Aby słabe stworzonko szybko przyzwyczaić do przebywania na świeżym powietrzu, dobrze czynią matki, gdy po codziennej ciepłej kąpieli zanurzają je na 2,3 sekundy w zimniejszej wodzie (o ciepłocie takiej jaką ma woda stojąca na słońcu) lub szybko zimną obmywają. Sama ciepła woda rozdelikaca i zwątla, zimne obmycie pod koniec – wzmacnia, hartuje i pomaga do zdrowego rozwoju ciała. Z początku będzie dziecko płakać, ale po 3-cim,.4-tym razie przestanie. Takie hartowanie wzmacnia małe dzieci przeciw tak u nas częstym zaziębieniom i tychże następstwom. Rozumne matki zyskują nadto, nie potrzebując wydawać na ciężkie, nie dopuszczające powietrza ubrania lub na wełniane otulania, które doprawdy oburzają każdego myślącego człowieka. W tym punkcie grzeszy się okropnie przeciw zdrowiu dziatek. Delikatne ich ciało siedzi prawdziwie w gorejącym wełnianym piecu; ugina się też pod ciężarem okryć i obwiązań; głowa owinięta tak, że ani dobrze słyszą, ni widzą; szyja, którą przede wszystkim hartować należy, posiada oprócz ogólnych, jeszcze szczególniejsze przybory do ogrzewania, zamykające zupełnie powietrze. Kiedy mamka z dzieckiem na ręku wychodzi na spacer lub wyjeżdża, rozpieszczająca je matka jeszcze raz wybiega oglądnąć, czy każdy kącik starannie jest otulony, zamknięty. Przy takich stosunkach, przy zupełnym zaniedbaniu rozumnego hartowania, któż dziwić się będzie, że dyfteria, angina itd. porywają rocznie tysiące tych małych istotek, którym lada powiew wiatru szkodzi? Po cóż się dziwić, że w rodzinach roi się od cherlaków, lub, że użalają się matki na nieznane najpierw u dziewcząt słabości, jak blednicę, kurcze, histerię itd.

II. Szczególniejszym a bardzo skutecznym rodzajem chodzenia boso, jest chodzenie po mokrej trawie, mniejsza o to czy ona przez rosę, deszcz, lub polanie została zmoczona. W części III spotykamy się częściej z tym środkiem hartującym i mogę go każdemu młodemu jak staremu, zdrowemu i choremu polecić, obok innych zabiegów, którym nie przeszkadza wcale.

Im trawa jest bardziej mokra, im dłużej trwa chodzenie, im częściej może być powtarzane, tym znakomitszy jego skutek. Bieg po trawie trwa zazwyczaj 1 – 3 kwadransy.

Po ukończeniu marszu, należy szybko nogi oczycić z niepotrzebnych przyczepek, jak z trawy, piasku, i nie wycierając ich na sucho, lecz in status quo – tj. mokre ubrać natychmiast w suche skarpetki i buty. Po spacerze w trawie, następuje spacer w obutych nogach po suchej, piaskiem lub kamieniem wyłożonej drodze; z początku nieco prędzej, potem w zwyczajnym tempie. Trwanie tego drugiego spaceru zależne jest od osuszenia się i rozgrzania nóg i nie potrzebuje dłuższe być nad kwadrans.

Przypominam i naciskam, aby pamiętać na słowa „suche skarpetki” i nigdy nie brać zamoczonych. Skutki złe objawiają się natychmiast w głowie i szyi; nie było by to budowaniem lecz burzeniem. Stosownym więc jest upominać młodych, gorących nierozważnych ludzi, aby nie rzucali w mokrą trawę trzewików i skarpetek, lecz zdjęte położyli gdzieś pod ręką w suchym miejscu; mokre i zimne nogi okryte ciepło wkrótce rozgrzeją się należycie. To zastosowanie, jak każde w ogóle chodzenie boso, można czynić nawet wtenczas, gdy nogi są zimne.

III. Chodzenie po mokrych kamieniach podobne sprawia skutki, jak chodzenie po mokrej trawie a dla wielu jest ono łatwiejsze i wygodniejsze. W każdym domu znajdzie się większa lub mniejsza przestrzeń wyłożona kamieniami w sieni, pralni, piekarni itp.; wystarczy ona do spacerowania boso. Na długim, kamiennym chodniku należy biegać szybko tam i z powrotem; na przestrzeni składającej się z 4-5 płyt, depce się tak, jak się depce winogrona, kapustę lub ciasto. Chodzi głównie o to, aby kamienie były mokre i aby nie stać na nich spokojnie, lecz poruszać się dość szybko. Do moczenia kamieni używa się dzbanka lub ogrodowej koneweczki, polewa się wodę w kształcie smugi, która się przez deptanie rozszerza. Gdyby kamienie wysychały za szybko, należy polewanie powtórzyć raz drugi i trzeci; najlepsza do tego jest bardzo zimna woda.

I jeżeli ktoś tego hartującego środka używa w celach leczniczych, wtedy aplikacja nie powinna trwać dłużej nad 3-15 minut. Trwanie stosuje się do stanu chorego; silny jest, osłabiony czy niedokrwiony itp.; zazwyczaj wystarczy 3-5 minut. Zdrowi mogą to ćwiczenie przedłużyć do 1/2 godziny i dłużej nawet bez obawy zaszkodzenia sobie. Znakomity ten środek zalecam wszystkim, którzy życzą sobie rozpocząć porządne hartowanie się. Nawet najsłabszy i najwrażliwszy niech się go nie obawia. Kto miewa zimne nogi, zapada na gardło, zakatarza się łatwo, bije mu krew do głowy, i stąd cierpi ból głowy – ten niech często chodzi po kamieniach. Dobrze jest, gdy do wody doleje nieco octu, zanim podleje kamienie. Stosuje się te same reguły, dotyczące okrycia i ruchu, co i przy chodzeniu po trawie. Chodzić po kamieniach można choć nogi są zimne – (nie rozgrzane).

IV. Chodzenie po świeżo spadłym śniegu, przewyższa w skutkach obydwa poprzednie zabiegi. Mówię wyraźnie w świeżo spadłym śniegu, który się lepi lub jak proch do nóg przylega; śnieg stary, twardy, zmarznięty, ziębi zanadto i nie zda się na nic. Spacerować również nie można, gdy zimny, przenikliwy wiatr wieje, poleca się jednak na wiosnę, gdy śnieg taje od słońca. Znam wielu, którzy w rozmokłym śniegu spacerowali 1/2, 1, a nawet 1 1/2 godziny z najlepszym skutkiem. Potrzeba tylko było w pierwszych minutach nieco przezwyciężenia się; wkrótce znikło wszelkie uczucie przykrości lub zimna. Zazwyczaj chodzi się po śniegu przez 3-4 minuty. Zaznaczam wyraźnie, nie można stać spokojnie, trzeba chodzić.

Zdarza się nieraz, że delikatne, i od zewnętrznego powietrza odwykłe palce nie mogą znieść śniegowego zimna, i zapadają na śniegową gorączkę tj. stają się suche, rozpalone, pieką boleśnie i obrzmiewają. Nie ma nic niebezpiecznego, nie trzeba się lękać, uzdrowienie następuje szybko, skoro się palce częściej obmyje wodą pomieszaną ze śniegiem lub lekko się śniegiem naciera.

Marsz po śniegu można zastąpić jesienią chodzeniem po trawie, gdy szron spadnie. Uczucie zimna jest wtenczas o wiele dotkliwsze, gdyż ciało w tej przejściowej porze roku za mało jeszcze od ciepła lata odwykło. W zimie zastąpić może bieg po śniegu, chodzenie po płytkach kamiennych, zmoczonych wodą zmieszaną ze śniegiem. Co do okrycia i ruchu stosuje się tu te same zasady co w poprzednich ćwiczeniach.

O tym środku hartującym powiadają, że głupota, błazeństwo dobre do nabawiania się kataru, reumatyzmu, cierpień gardłowych i wszelkich innych okropności. Proszę się tylko przezwyciężyć i spróbować, a wkrótce można się będzie przekonać, że zarzuty są bezpodstawne, i że bieg po śniegu zamiast szkody – wielkie przynosi korzyści.

Nie można chodzić po śniegu, gdy ciało całe nie jest zupełnie ciepłe. Gdy zimno ci, dreszcz cię przejmuje, staraj się najpierw rozgrzać przez ruch lub pracę. Ci, którym się pocą nogi, odmrożone popękały, lub jątrzą się, nie mogą chodzić po śniegu, nie wyleczywszy się poprzednio w inny sposób.

V. Chodzenie w wodzie. Jakkolwiek chodzenie w wodzie aż po łydki wydaje się tak jednostronne, służy ono jednak:
a) do hartowania się; działa na całe ciało i wzmacnia cały organizm;
b) działa skutecznie na nerki, odprowadza mocz, zapobiega niejednemu cierpieniu nerek, pęcherza i brzucha;
c) oddziaływuje dobrze na piersi, ułatwia oddychanie wyprowadza gazy z żołądka;
d) szczególnie skuteczne jest na ból głowy, ociężałość i wszelkie inne cierpienia głowy.

Zabieg ten robi się w wannie napełnionej z początku wodą powyżej kostek i chodzi się w niej tam i na powrót. Skuteczniej jest, gdy stopniując hartowanie, sięga woda do łydek; najskuteczniej gdy sięga do kolan.

Co do czasu rozpoczyna się 1 minutą, potem chodzi się przez 5-6 minut. Im zimniejsza woda, tym lepiej. Skończywszy zabieg trzeba używać ruchu w zimie w ciepłym pokoju, w lecie na powietrzu tak długo, aż nastąpi zupełne rozgrzanie. W zimie można dodać śniegu do wody. Osłabieni mogą rozpocząć ciepłą wodą, z wolna przechodząc do letniej, chłodnej, zimnej.

VI. Kąpiel zimna rąk i nóg, służy w szczególny sposób do zahartowania kończyn górnych i dolnych. Czyni się ją tak: stoi się w zimnej wodzie aż po lub za kolana, nie dłużej nad 1 minutę. Okrywszy nogi, odkrywa się ramiona i wkłada je w zimną wodę, aż po pachy na 1 minutę. Lepiej jest oba ćwiczenia równocześnie zrobić. Mając większą wannę można to z łatwością uczynić. Zabieg może być wykonany w ten sposób, że nogi wstawia się w naczynie na ziemi stojące a ręce i ramiona kładzie się w cebrzyk, stojący na stołku. Po niektórych słabościach przepisuję chętnie to ćwiczenie, aby powiększyć napływ krwi ku kończynom.

Zanurzenie samych przedramion tylko po łokcie w wodę, pożyteczne jest dla tych, którzy miewają zimne ręce lub odmrożone. Dobrze jest po skończonym zanurzeniu osuszyć zaraz ręce (ale nie ramiona); w przeciwnym bowiem razie, ostre powietrze może spowodować popękanie skóry na odkrytych miejscach.

Stosować to ćwiczenie można, gdy ciało ma normalną ciepłotę (nie drży od zimna). Można robić ten zabieg, chociaż zimne są nogi do kostek (nie aż do łydek), a ręce aż do łokci.

Przytoczone tu środki hartujące powinny wystarczyć. Można ich używać w każdej porze roku, w zimie i w lecie. W zimie zabieg trwa krócej, natomiast ruch po nim trwa nieco dłużej. Nie przyzwyczajeni niechaj nie rozpoczynają w zimie hartowania się. Szczególnie niech wystrzegają się tego anemiczni (niedokrwieni), ci którzy na wewnętrzne skarżą się zimno, a przez wełnianą odzież stali się wrażliwi i delikatni. Mówię to nie dlatego, jakobym się złych następstw z tego obawiał, lecz obawiam się, aby się nie odstraszono od rzeczy na wkroś dobrej.

Zdrowi i chorowici mogą bez namysłu wszystkie te robić ćwiczenia, jedni i drudzy niechaj będą jednak przezorni i dokładnie wykonują odnośne wskazówki. Złe następstwa należy zawsze przepisać większej lub mniejszej nieostrożności, nigdy jednak zabiegom.

Szanownych zaś czytelników, którzy o przytoczonych powyżej rzeczach może nigdy nawet nie słyszeli, upraszam, aby zanim rzucą wzrokiem potępienia, zrobili choćby maleńką próbkę. Jeżeli ona na moją wypadnie korzyść, będzie mnie to cieszyło nie ze względu na osobę moją, lecz ze względu na ważność rzeczy. W życiu zrywa się wiele burz zagrażających zdrowiu ludzkiemu. Szczęśliwy ten, kto korzenie jego (zdrowia) dobrze hartowaniem umocował, skierował w głąb i ufundamentował silnie.

 Posted by at 08:55
sie 132013
 

Dźwięki, które pomagają


O dźwiękach w naszym życiu można napisać bardzo wiele. Jest ich mnóstwo – jedne pomagają, inne doprowadzają nas do chorób. Chciałbym tu przedstawić dźwięki, które mogą nam pomóc w medytacji, uspokojeniu się lub – bardzo ogólnie – mogą nam pomóc.

Dźwięk ALPHA (według J. Silva)

Mózg człowieka wysyła fale o różnych częstotliwościach. Grupy częstotliwości nazwano odpowiednio: beta, alfa, theta, delta. Beta jest to stan rozbudzenia i aktywności, alfa jest to (częstotliwość fal mózgowych odpowiadających) stan rozmarzenia, lekkiej medytacji, lekkiego snu lub modlitwy. lt alttheta jest to stan głębokiej medytacji, snu. Delta – tak właściwie nie wiadomo.

Podczas medytacji lub relaksacji staramy się uzyskać fale mózgowe o częstotliwości z zakresu Alfa. Ułatwia to między innymi przeprowadzenie medytacji, uspokojenie, wzmacnia układ obronny organizmu, stymuluje procesy lecznicze w organizmie. (Więcej o medytacji – Jak można sobie pomóc/medytacje/po co medytować?)

Dźwięku o częstotliwości Alfa człowiek nie słyszy. Jest to dzwięk o częstotliwości 10 Hz, a dolna granica słyszalności człowieka to 20 Hz. J. Silva zauważył, że takie same efekty można uzyskać stosując dźwięk o częstotliwości 600 Hz i przerywając go 10 razy na sekundę. Słuchając tego dzwięku mózg „dostraja” się do tej częstotliwości – pomaga to utrzymać się w stanie Alfa – zwłaszcza początkującym.

Jednak medytacja nie jest jedynym sposobem wykorzystania tego dzwięku. Może on być jeszcze wykorzystywany do dwóch rzeczy.

Pierwsza z nich to leczenie. Badania dowiodły, iż dźwięk o częstotliwości 10 Hz wzmaga leczenie. Jeśli kogoś boli np. głowa – niech włączy dźwięk Alfa (np. w magnetefonie) i niech położy się przy głośnikach. NIE S£UCHAWKI. Głośniki emitują odpowiednią falę akustyczną oddziaływując również na skórę, nie tylko na słuch, a słuchawki powodują wyłącznie słyszenie dźwięku, no – i może masaż ucha. Jeśli głośniki można przesunąć proszę je ustawić po dwóch stronach głowy i włączyć dźwięk. Głośność ustawiamy na granicy słyszalności. To nie budynek ma drżeć w posadach – dzwięk ma być lekko słyszalny. To wszystko. Po 10-15 minutach ból (oczywiście nie każdy – cudów nie ma, w każdym razie nie na zamówienie) znika. Głośniki można przykładać do: kolana, brzucha, ręki, nogi – gdziekolwiek boli. Jeśli ktoś ma magnetofon z wbudowanymi głośnikami po prostu ustawia go w pobliżu bolącego miejsca. Ale to nie tylko ból. Dzwięk Alfa pomaga lerzyć rany, oparzenia, stłuczenia, złamania – właściwie wszystko co się leczy. Dźwięk można zastępić masażem, z „drgającymi” rękami o częstotliwości 10 Hz – leczy częstotliwość oddziaływań a nie sam dźwięk. Jednak magnetofon jest wygodniejszy.

Drugie zastosowanie to … uspokajanie. Kiedy wchodzimy do domu wściekli, mamy ochotę zagryźć dzieci, żonę (lub męża) posiekać na plasterki i upiec w frytkownicy – zamknijmy się w pokoju, łazience, kuchni, gdziekolwiek i włączmy ten dźwięk. Tak żeby było słychać w pomieszczeniu, ale również na granicy słyszalności. Posiedźmy w tym pomieszczeniu przez 10-15 minut. Jeśli kogoś nosi może żuć suchą bułkę. Potem już można się spokojnie przywitać z rodziną. Uwaga – działa tylko kiedy osoba CHCE się uspokoić – zamykanie na siłę kogoś w łazience i puszczanie mu dźwięku Alfa nic nie da.

Jeszcze kilka słów o muzyce relaksującej. Muzyka relaksacyjna działa na umysł lecz słuchając jej mózg nie „zwalnia”. Umysł jest zrelaksowany lecz pracuje z częstotliwością dziennej świadomości. Medytacja jest utrzymaniem stanu umysłu z częstotliwością podobną do częstotliwości snu. Jest jakby zwolnieniem pracy umysłu (nie jest to zwolnienie procesów myślowych) a nie tylko jego uspokojeniem.

Lewa półkula mózgowa jest stymulowana raczej przez natężenie dźwięku, a prawa przez piękno muzyki. Piękna muzyka może być bardzo cicha i tak stymuluje prawą półkulę. Głośna muzyka musi być głośna, by stymulować lewą półkulę – stąd dyskoteki grające coraz głośniej. Nie ma to nic wspólnego z pięknem muzyki – konieczne jest granie głośnej muzyki.

Dźwięk Alfa jest czymś stałym, odwrotnie do muzyki, czymś monotonnym, za czym umysł i mózg będzie mógł podążać.

Dźwięk Alfa (mp3) 5 minut – ok. 5 MB

Wykorzystano informacje z http://www.ultramind.ws/alpha_centering_sound.htm

 Posted by at 08:49